- MARKO, NIE! – Dobiegł z
domu pełen przerażenia wrzask Bonie.
- Cholera! – Wykrzyknął biegnąc do drzwi. Kolejny ból sprawił, że zamiast
otworzyć drzwi połamał je na pół wpadając na korytarz. Otworzył oczy próbując
spowolnić przemianę.
W salonie na który miał widok
z korytarza zobaczył brunatnego wilka. Nie wiele większego od normalnych.
Szczerzył kły dzikim wzrokiem wpatrywał się w przerażoną Boni zasłaniającą
sobie usta.
Podniósł się szybko i
wytrzymując ból przemiany wszedł do salonu. Spojrzał na rudą kobietę.
- Bonie… - Powiedział patrząc w jej przerażone, zielone oczy. – Gdy odwrócę
jego uwagę, wejdziesz powoli do kuchni i zamkniesz drzwi na tą zasuwę co ojciec
zamontował. – Dodał wchodząc powoli do salonu, a przerażony i rozjuszony przez
ból przemiany wilk najeżył sierść warczał ostrzegawczo. Nastawił uszy i kłapną
zębami w kierunku Vittoria. – Leżeć! – Krzyknął na wilka, podchodząc do niego
powoli. – Do matki z kłami? – Kątem oka dostrzegł jak Bonie znika w kuchni i
zamyka drzwi. Rozluźnił się nieco i wyciągnął się tak, że kręgi strzeliły.
Spojrzał bursztynowymi oczami na brunatnego wilka. – Może spróbuj się z kimś
swego rozmiaru. – Wyzywająco spojrzał w oczy wilka, który momentalnie
zaatakował odsłonięte gardło bruneta. Vittorio złapał wilka za dolną szczękę i
ścisną ją tak, że wilk wydał z siebie stłumione jęknięcie. Nadal trzymając
wilka za szczęknę odrzucił go na kanapę. Tapicerkę której rozdarły pazury
brunatnego wilka.
Nie mogąc dłużej powstrzymać
przemianę przeistoczył się w szarego basiora większego od brunatnego wilka.
Marko nie czekając na jakikolwiek ruch szarego wilka rzucił się na niego z zębami.
Szary przesuną się kawałek i złapał za kark brunatnego i rzucił nim o półkę z
telewizorem. Marko otrząsnął się z resztek półki i telewizora. Warknął wściekły
w stronę basiora i ponownie zaatakował. Jednak szary wilk był szybszy i nim się
brunatny obejrzał leżał pod półką z której poleciały na niego książki. Podniósł
się na chwiejnych łapach i otrząsnął się, położył uszy po sobie i warcząc
odsłonił zęby.
- Chcesz
gadać? - Zapytał
spokojnie szary wilk, którym był Vittorio patrzył przy tym z przyganą na brunatnego
wilka.
- Zamknij
się! -Szczeknął
brunatny wilk, którym jest Marko rzucając się ponownie do gardła tamtego.
Vittorio po raz kolejny uniknął ataku Marko i zaatakował, kładąc pod sobą i
ściskając gardło wyrywającego się Marko. Wilk się uspokoił i zamarł w bezruchu,
wtedy dopiero szary go puścił.
- Masz
dość? - Zapytał siadając i patrząc na Marko jak na niesfornego
szczeniaka.
- Zagryzę! - Wysapał ponawiając atak na szarego wilka. Vittorio uchylił się przed atakiem, ponownie złapał za kark wilka i używając więcej siły niż zamierzał rzucił nim w kominek. Kilka czerwonych cegiełek z kominka się naruszyło spadając na głowę Marko. Wilk zachwiał się i upadł, udało mu się podnieść dopiero za trzecim razem. Otrząsnął się i ponownie zachwiał. Szary basior złapał za kark chwiejącego się i warczącego wilka i wyciągnął z domu.
- Zagryzę! - Wysapał ponawiając atak na szarego wilka. Vittorio uchylił się przed atakiem, ponownie złapał za kark wilka i używając więcej siły niż zamierzał rzucił nim w kominek. Kilka czerwonych cegiełek z kominka się naruszyło spadając na głowę Marko. Wilk zachwiał się i upadł, udało mu się podnieść dopiero za trzecim razem. Otrząsnął się i ponownie zachwiał. Szary basior złapał za kark chwiejącego się i warczącego wilka i wyciągnął z domu.
- Masz
może dość? - Powtórzył pytanie, gdy brunatny zaczął się szarpać.
- Puszczaj! - Rozkazał niezadowolony próbując się uwolnić z paszczy tamtego.
- Niegrzeczny szczeniak. - Stwierdził rzucając wilkiem w latarnię, w której zostało niewielkie wgniecenie. - Dam ci parę lekcji. - Złapał ponownie atakującego zaciekle wilka za kark. - Rodziny. Matki przede wszystkim i znajomych, przyjaciół, no listonosza też. Nie gryziemy. Zrozumiałeś?
- Puszczaj! Zagryzę cię!
- Puszczaj! - Rozkazał niezadowolony próbując się uwolnić z paszczy tamtego.
- Niegrzeczny szczeniak. - Stwierdził rzucając wilkiem w latarnię, w której zostało niewielkie wgniecenie. - Dam ci parę lekcji. - Złapał ponownie atakującego zaciekle wilka za kark. - Rodziny. Matki przede wszystkim i znajomych, przyjaciół, no listonosza też. Nie gryziemy. Zrozumiałeś?
- Puszczaj! Zagryzę cię!
- Nie
sądzę. Zrozumiałeś? - Rzucił wilkiem o kolejną latarnię, wginając
ją w stronę chodnika. Nim brunatny wilk się podniósł złapał go ponownie za
kark. - A teraz zrozumiałeś?
- Nienawidzę cię! Puszczaj!
- Nienawidzę cię! Puszczaj!
- Pożal
się beta! Pytam się czy zrozumiałeś co do ciebie mówię.
- Czego ty ode mnie chcesz?! - Jęknął uderzając w kolejną latarnię z jeszcze większą siłą jak w poprzednią.
- Pytam się czy zrozumiałeś?
- Ale co?! - Zaskomlił, gdy szary ponownie go złapał za kark. - Nienawidzę cię!
- Nie? Dobra. - Zacisnął bardziej szczęki na karku Marko i wyładowując cała złość rzucił wilkiem o kolejną z taką mocą, że latarnia połamała się jak zapałka. Było słychać tylko skowyt Marko, na którego spadła całym ciężarem latarnia.
- Czego ty ode mnie chcesz?! - Jęknął uderzając w kolejną latarnię z jeszcze większą siłą jak w poprzednią.
- Pytam się czy zrozumiałeś?
- Ale co?! - Zaskomlił, gdy szary ponownie go złapał za kark. - Nienawidzę cię!
- Nie? Dobra. - Zacisnął bardziej szczęki na karku Marko i wyładowując cała złość rzucił wilkiem o kolejną z taką mocą, że latarnia połamała się jak zapałka. Było słychać tylko skowyt Marko, na którego spadła całym ciężarem latarnia.
- Chcesz
mnie zabić?! - Pisnął przerażony brunatny wilk wielkimi ze strachu
bursztynowymi oczami wpatrywał się w podchodzącego szarego basiora.
- Zastanawiam
się nad tym… - Vittorio zsunął latarnię z brata i łapiąc go za
kark pomógł się podnieść.
- Wiem
o co ci chodzi! Nie gryźć mamy, listonosza i kumpli…! - Położył
uszy po sobie i podkulił ogon ledwo trzymając się na łapach patrzył na brata.
- To dobrze, że wiesz. A za nim oddam ci pierwszeństwo… Lekcja numer dwa. Ojciec jest alfą.
- Nie rozumiem?
- Jest głową sfory. On wydaje rozkazy, my słuchamy i je wykonujemy. Jako jego syn będziesz Betą, pozwolę ci na to, choć jestem silniejszy od ciebie. To twój dom, twoje miasto. Mi nic do tego. Jak to zrozumiałeś, nie rzucę tobą w kolejną lampę. Patrz jest jeszcze jedna.. - Wyszczerzył się w wilczym uśmiechu do brata, który na sama myśl o bolesnym spotkaniu z poprzednią zadrżał.
- To dobrze, że wiesz. A za nim oddam ci pierwszeństwo… Lekcja numer dwa. Ojciec jest alfą.
- Nie rozumiem?
- Jest głową sfory. On wydaje rozkazy, my słuchamy i je wykonujemy. Jako jego syn będziesz Betą, pozwolę ci na to, choć jestem silniejszy od ciebie. To twój dom, twoje miasto. Mi nic do tego. Jak to zrozumiałeś, nie rzucę tobą w kolejną lampę. Patrz jest jeszcze jedna.. - Wyszczerzył się w wilczym uśmiechu do brata, który na sama myśl o bolesnym spotkaniu z poprzednią zadrżał.
- Rozumiem
drugą lekcję.. O to chodziło, że zrozumiem po pełni… - Prychnął
niezadowolony chwiejąc się.
- Trzecie lekcja. Zawsze możesz mnie wyzwać na pojedynek i dowiedzieć się, który z nas jest silniejszy. A teraz chodź ojciec czeka na nas. - Stwierdził, gdy gdzieś w oddali zawył wilk.
- Nienawidzę cię! - Prychnął Marko podążając za bratem z podkulonym ogonem.
- Chyba się przesłyszałem. - Vittorio zatrzymał się odwrócił łeb w stronę brunatnego wilka.
- Trzecie lekcja. Zawsze możesz mnie wyzwać na pojedynek i dowiedzieć się, który z nas jest silniejszy. A teraz chodź ojciec czeka na nas. - Stwierdził, gdy gdzieś w oddali zawył wilk.
- Nienawidzę cię! - Prychnął Marko podążając za bratem z podkulonym ogonem.
- Chyba się przesłyszałem. - Vittorio zatrzymał się odwrócił łeb w stronę brunatnego wilka.
- Daj
mi spokój wszystko mnie boli, chcę do domu… - Zaskomlił zrównując
się z szarym basiorem.
- Nie
jęcz mi tu, goimy się szybko. Zaraz będziesz jak nowy. - Stwierdził
Vittorio szturchając pyskiem Marko, który się zachwiał. - Chyba nie chcesz mieć we mnie wroga… ? - Zapytał podtrzymując
wilka za kark by nie upadł.
- Jasne! Lubię cię… Jako brata! - Zaskomlił kuląc się, gdy poszył kły brata na skórze. - Co jeszcze chcesz ode mnie?
- Jasne! Lubię cię… Jako brata! - Zaskomlił kuląc się, gdy poszył kły brata na skórze. - Co jeszcze chcesz ode mnie?
- Na
razie nic. Może ojciec coś będzie
chciał jeszcze wyjaśnić.- Puścił brata i przebiegł ulicę
zagłębiając się w las. Za nim pobiegł Marko, przedzierając się przez krzaki i
drzewa.
Polanka na którą wkroczyły dwa
wilki była skąpana w jasnym świetle księżyca. Marko ją dobrze znał to była ta
sama, na której dwa dni temu był biwak pożegnalny Adama i końca wakacji. W nocy
i z nowego punktu widzenia Marko wyglądała imponująco. Zupełnie jakby ją ujrzał
po raz pierwszy. Na starej kłodzie, która służyła im za siedzisko stał oparty
przednimi łapami bury wilk i swymi bursztynowymi oczami patrzył w ich kierunku.
- Co się stało? - Zapytał bury
widząc stan brunatnego kulejącego na jedną łapę wilka.
- Mała
wymiana zdań, prawda Marko? - Odpowiedział szary basior szczerząc
kły w wilczym uśmiechu.
- Ta... mała - prychnął Marko zerkając na stojącego przed nimi basiora.
- Mała? - Spojrzenie burego wilka skupiło się na szarym wilku, który
przyglądał się stojącemu obok bratu. Czując wzrok ojca spojrzał na niego
wyjaśniając.
- Dałem
dla młodego parę lekcji, tak na początek. Chciał zaatakować Boni. - Wyjaśnił
dumnie się prostując.
- Donosiciel! - Szczeknął w stronę brata Marko z przerażeniem w oczach zerkając
na ojca, słysząc jego pomruk niezadowolenia.
- Jak
to Boni?! - Damon szybko przybliżył się do młodych wilków i surowo
spojrzał na brunatnego wilka.- Tato ja nie chciałem…. - Zaskomlił kładąc po sobie uszy i podwijając ogon.
- Widzę, że umiesz błagać o litość. Tego ci nie pokazywałem. - Vittorio ponownie uśmiechnął się do brunatnego wilka, który cały drżąc płaszczył się przed samcem Alfa ich ojcem. - Zdolna bestia prawda tatku?
- Może i zasłużył na takie
potraktowanie, ale Vitt to twój brat. Nie nadaje się do polowania w stadzie. - Pokręcił
łbem i przyjrzał się jeszcze raz Marko. - Prędzej sarna go pogoni, niż on ją.
- Ale ja mogę polować? - Zapytał
szary przyglądając się ojcu. - Czuje szaraka… uwielbiam szaraki. Mogę?
- A idź poluj. - Mruknął
Damon pozostając sam na sam z Marko. - Jak
się czujesz? - Zapytał podchodząc do brunatnego i trącając go
nosem.
- Jak zbity pies. - Pożalił
się patrząc na ojca. - On chciał mnie zabić!
- Naprawę? - Zapytał Damon siadając obok brunatnego. - To dlaczego jeszcze żyjesz? Taki wilkołak jak twój brat jeśli chciałby kogoś zabić zrobiłby to. On nie pyta o pozwolenie.
- Naprawę? - Zapytał Damon siadając obok brunatnego. - To dlaczego jeszcze żyjesz? Taki wilkołak jak twój brat jeśli chciałby kogoś zabić zrobiłby to. On nie pyta o pozwolenie.
- Tato
skąd ty to wiesz? - Bursztynowe oczy Marko patrzyły na ojca, który
dumnie wyprostowany siedział obok niego. - Powiedział, że jestem betą, a ty alfą…
- Jesteś słabszym wilkołakiem od brata,
oddał ci to miejsce. Vittorio jest urodzonym alfą, jest nawet silniejszy ode
mnie. Tylko ze wzgląd na moją krew płynącą w jego żyłach nie sprzeciwi mi się. Jeszcze
jedno Marko, nigdy nie wyzywaj brata na pojedynek..
- Dlaczego? - Zdziwiony
Marko popatrzył na ruszające się krzaki z których chwilę później wyszedł
zadowolony Vittorio niosąc w zębach małego zająca.
- Wiem trochę mały. - Położył zagryzione stworzonko naprzeciwko Marko. - Na początek dla młodego wystarczy. Lecę dalej polować. Uwielbiam to!
- Zjem równie dużego jak ty! - Zaprotestował Marko wstając na cztery łapy buntowniczo patrząc na krzaki w których zniknął ponownie szary wilk. - Tato dlaczego mam go nie wyzywać na pojedynek? I skąd pewność, że zabiłby gdyby chciał…?
- Od jego matki. - Odparł bury podnosząc się. - W obronie jakiejś dziewczyny zabił wampira. Niecierpki ich. I z tego co się dowiedziałem, że to nie był pierwszy wampir uśmiercony przez niego. To wiem od jego matki, a jej nie potrafiłby oszukać. Matka Vittoria jest wilkołakiem. - Wyjaśnił patrząc na syna.
- Są wilkołaczki?! - Zdumiał
się Marko patrząc wielkimi oczami na ojca. - Mama też jest wilkołaczką?
- Twoja matka nie jest wilkołakiem. A
Janetta jest dość dominującą samicą. - Oblizał się na samo
wspomnienie matki Vittoria.
- Tato. - Vittorio zatrzymał się z
kolejnym szarakiem w pysku. Położył go przed Marko i spojrzał na Alfę. - Wyczułem dziwnie znajomy zapach. Czy mógłbym to
wytropić? No tak dla zabawy. - Wyszczerzył kły w uśmiechu.
- Nie masz prawa tropić będące na tym terytorium
wampiry. Mają podpisany pakt o nieagresję. - Stwierdził Damon
patrząc surowo na syna. - Lepiej
upoluj więcej szaraków. Bo tych będzie za mało na pasztet Bonie. - A może niech Marko spróbuje? - Szary wilk przekrzywił głowę patrząc na brunatnego, który wzdrygnął się widząc martwe zwierzątka u swych łap.
- Zdecydowanie
jestem pacyfistą. - Stwierdził z niesmakiem.
- Jesteś
wilkołakiem. Przecież nie karzę ci zabijać ludzi, tylko zające. Wiesz maja
długie uszy… A jak nie wiesz jak wyglądają to spójrz leżą przed tobą.
- Nie
jestem w formie! - Usprawiedliwił się cofając o krok do tyłu.
Zdecydowanie nie miał zamiaru polować, zwłaszcza, że na własnej skórze
przekonał się co czuje takie małe stworzonko, gdy dopada go wilk.
- Tak? - Przekrzywił głowę przyglądając
się Marko. - Stoisz na wszystkich łapach. Nie, to
nie. Cykor! - Zniknął pomiędzy krzakami.
- Nie jestem cykorem! - Prychnął
urażony. Damon tylko pokręcił głową. - Skoro nie chcesz polować to pilnuj szaraków. Ja idę
polować. - Stwierdził znikając z drugiej strony polanki.
***
Powrót do
ludzkiej postaci nie bolał, jednak czuło się wyczerpanie. Które z Damona
zniknęło, gdy zobaczył zdemolowany salon. Bracia widząc reakcję ojca ze
spuszczonymi głowami słuchali reprymendy ze strony ojca.
- Macie godzinę do pobudki Boni…
- Ale to jego wina. – jęknął Marko wskazując na siedzącego równie nagiego jak
on i ojciec brata.
- Ubierzcie się i nie straszcie sąsiadów. – Stwierdziła stojąca na schodach
rudowłosa kobieta, trzymanymi w ręce szlafrokami rzuciła w chłopaków. –
Powiedziałam Doris, że robimy remont domu. A skoro nadarza się okazja. –
Uśmiechnęła się słodko do męża i puściła oczko. – W końcu doczekałam się
upragnionego remontu. – Stwierdziła schodząc po schodach, gdy ci ubierali się w
szlafroki. – Zamówiłam już farbę, będzie popołudniu. Kominek mi się znudził.
Musicie to zrobić do piątku, gdyż meble przyjadą.
- Kochanie? – Zapytał Damon całując kobietę. – Kiedy to wszystko zorganizowałaś?
- Tylko czekałam na okazję, by się pozbyć tej starych mebli. – stwierdziła
rozbawiona.
- Jakich starych?! Mają nie całe półtora roku! Telewizor przecież jeszcze
spłacamy! – Wykrzyknął Damon wyrzucając ramiona do góry.
- Skoro nie idziecie spać. To może skusicie się na śniadanko? – Zmieniła temat
Boni patrząc na trzy pary brązowych oczu wpatrującą się w nią.
- Ja bardzo chętnie. – Uśmiechnął się szeroko Vittorio podnosząc się ze schodów
w różowym szlafroku Bonie. – Jestem głodny jak wilk.
- Jasne. Ile jajek? – Zapytała w drzwiach kuchni.
- Dyszkę poproszę.
- A dla was? – Zapytała patrząc na męża i syna.
- Nie mam apetytu. – Stwierdził blady Marko.
- Nic ci nie jest synku? – Zapytała zaniepokojona wyglądem i wyrazem twarzy
syna.
- Nie mamo… - wydukał. – Chciałem cię przeprosić za to co było w nocy. –
Podrapał się po głowie wyciągając gałązkę zaplataną we włosy.
- Nic się nie stało kochanie. – Uśmiechnęła się do syna i spojrzała na Damona.
– A tobie tyle co zawsze.
- Tak.. – Kiwną głową wyglądając przez okno. – A to co? – Zapytał patrząc na
stawiany pojemnik na gróz przed domem.
- Nie muszę ci tego tłumaczyć. – machnęła ręką Bonie wchodząc do kuchni. – Ale
to będziecie sami patroszyli! – Wykrzyknęła na widok sterty martwych szaraków
leżących na stole.
- A wyjdzie futerko? – zapytał niewinnie Vittorio zaglądając do kuchni.
- Marko coś upolował? – Zapytała Boni krytycznie patrząc na zające.
- Nie udaje pacyfistę. – Zaśmiał się Damon. – Wypatroszę i będę miał oko na
tych dwóch szczeniaków, gdy będą sprzątać ten bałagan.
- Damon, co u was się dzieje? – Zapytał blondyn w granatowym kombinezonie
wchodząc przez połamane drzwi. Za nim wszedł szatyn tak samo ubrany.
- Tornado przeszło. – skwitował wygąg salonu. – Cześć Damon.
- Nie było mnie w domu w nocy, a ta dwójka zrobiła demolkę, dając tym samym
Bonie pretekst do remontu. – pokręcił głową Damon. – Cześć chłopaki. Szef mocno
zrzędził, że dziś mnie nie ma? Acha i poznajcie to Vittorio, ten z wypadu do
Włoch. – Wskazał na bruneta stojącego w drzwiach kuchni w różowym szlafroku.
- Nie bardzo przyzwyczaił się. – machnął lekceważąco ręką blondyn i spojrzał na
kolegę.
- Przyniesie wam mój pasztet. Cześć Sam, Alex. – Przywitała się Bonie. –
Śniadanie gotowe.
- Kocham Cię, za ten pasztet. – Uśmiechnął się szeroko blondyn puszczając oczko
do rudej.
- Alex, to moja żona i synowie słuchają… mój autorytet…
- Nie za dobry, skoro zdemolowali ci chałupę. – skwitował Sam śmiejąc się wraz
z pozostałymi. – Na nas już czas. Na razie! – Pożegnał się z Damonem i wyszli z
mieszkania.
- No chłopcy do roboty. – Zapędził chłopaków do remontu.
- Idę się ubrać. Nim więcej ludzi mnie zobaczy nago. - stwierdził Marko wbiegając po schodach i
znikając w pokoju.
Spis Rozdziałów
Spis Rozdziałów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz