Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

7/18/2014

Selekcja naturalna: 09. Nauka zasad!

- MARKO, NIE! – Dobiegł z domu pełen przerażenia wrzask Bonie.
- Cholera! – Wykrzyknął biegnąc do drzwi. Kolejny ból sprawił, że zamiast otworzyć drzwi połamał je na pół wpadając na korytarz. Otworzył oczy próbując spowolnić przemianę.
            W salonie na który miał widok z korytarza zobaczył brunatnego wilka. Nie wiele większego od normalnych. Szczerzył kły dzikim wzrokiem wpatrywał się w przerażoną Boni zasłaniającą sobie usta.
            Podniósł się szybko i wytrzymując ból przemiany wszedł do salonu. Spojrzał na rudą kobietę.
- Bonie… - Powiedział patrząc w jej przerażone, zielone oczy. – Gdy odwrócę jego uwagę, wejdziesz powoli do kuchni i zamkniesz drzwi na tą zasuwę co ojciec zamontował. – Dodał wchodząc powoli do salonu, a przerażony i rozjuszony przez ból przemiany wilk najeżył sierść warczał ostrzegawczo. Nastawił uszy i kłapną zębami w kierunku Vittoria. – Leżeć! – Krzyknął na wilka, podchodząc do niego powoli. – Do matki z kłami? – Kątem oka dostrzegł jak Bonie znika w kuchni i zamyka drzwi. Rozluźnił się nieco i wyciągnął się tak, że kręgi strzeliły. Spojrzał bursztynowymi oczami na brunatnego wilka. – Może spróbuj się z kimś swego rozmiaru. – Wyzywająco spojrzał w oczy wilka, który momentalnie zaatakował odsłonięte gardło bruneta. Vittorio złapał wilka za dolną szczękę i ścisną ją tak, że wilk wydał z siebie stłumione jęknięcie. Nadal trzymając wilka za szczęknę odrzucił go na kanapę. Tapicerkę której rozdarły pazury brunatnego wilka.
            Nie mogąc dłużej powstrzymać przemianę przeistoczył się w szarego basiora większego od brunatnego wilka. Marko nie czekając na jakikolwiek ruch szarego wilka rzucił się na niego z zębami. Szary przesuną się kawałek i złapał za kark brunatnego i rzucił nim o półkę z telewizorem. Marko otrząsnął się z resztek półki i telewizora. Warknął wściekły w stronę basiora i ponownie zaatakował. Jednak szary wilk był szybszy i nim się brunatny obejrzał leżał pod półką z której poleciały na niego książki. Podniósł się na chwiejnych łapach i otrząsnął się, położył uszy po sobie i warcząc odsłonił zęby.
            - Chcesz gadać? - Zapytał spokojnie szary wilk, którym był Vittorio patrzył przy tym z przyganą na brunatnego wilka.
            - Zamknij się! -Szczeknął brunatny wilk, którym jest Marko rzucając się ponownie do gardła tamtego. Vittorio po raz kolejny uniknął ataku Marko i zaatakował, kładąc pod sobą i ściskając gardło wyrywającego się Marko. Wilk się uspokoił i zamarł w bezruchu, wtedy dopiero szary go puścił.
            - Masz dość? - Zapytał siadając i patrząc na Marko jak na niesfornego szczeniaka.
Zagryzę! - Wysapał ponawiając atak na szarego wilka. Vittorio uchylił się przed atakiem, ponownie złapał za kark wilka i używając więcej siły niż zamierzał rzucił nim w kominek. Kilka czerwonych cegiełek z kominka się naruszyło spadając na głowę Marko. Wilk zachwiał się i upadł, udało mu się podnieść dopiero za trzecim razem. Otrząsnął się i ponownie zachwiał. Szary basior złapał za kark chwiejącego się i warczącego wilka i wyciągnął z domu.
            - Masz może dość? - Powtórzył pytanie, gdy brunatny zaczął się szarpać.
Puszczaj! - Rozkazał niezadowolony próbując się uwolnić z paszczy tamtego.
Niegrzeczny szczeniak. - Stwierdził rzucając wilkiem w latarnię, w której zostało niewielkie wgniecenie. - Dam ci parę lekcji. - Złapał ponownie atakującego zaciekle wilka za kark. - Rodziny. Matki przede wszystkim i znajomych, przyjaciół, no listonosza też. Nie gryziemy. Zrozumiałeś?
    - Puszczaj! Zagryzę cię!
     - Nie sądzę. Zrozumiałeś? - Rzucił wilkiem o kolejną latarnię, wginając ją w stronę chodnika. Nim brunatny wilk się podniósł złapał go ponownie za kark. - A teraz zrozumiałeś?
     - Nienawidzę cię! Puszczaj!
     - Pożal się beta! Pytam się czy zrozumiałeś co do ciebie mówię. 
     - Czego ty ode mnie chcesz?! - Jęknął uderzając w kolejną latarnię z jeszcze większą siłą jak w poprzednią.
      - Pytam się czy zrozumiałeś?
     - Ale co?! - Zaskomlił, gdy szary ponownie go złapał za kark. - Nienawidzę cię!
     - Nie? Dobra. - Zacisnął bardziej szczęki na karku Marko i wyładowując cała złość rzucił wilkiem o kolejną z taką mocą, że latarnia połamała się jak zapałka. Było słychać tylko skowyt Marko, na którego spadła całym ciężarem latarnia.
     - Chcesz mnie zabić?! - Pisnął przerażony brunatny wilk wielkimi ze strachu bursztynowymi oczami wpatrywał się w podchodzącego szarego basiora.
     - Zastanawiam się nad tym… - Vittorio zsunął latarnię z brata i łapiąc go za kark pomógł się podnieść.
     - Wiem o co ci chodzi! Nie gryźć mamy, listonosza i kumpli…! - Położył uszy po sobie i podkulił ogon ledwo trzymając się na łapach patrzył na brata.
    - To dobrze, że wiesz. A za nim oddam ci pierwszeństwo… Lekcja numer dwa. Ojciec jest alfą.
     - Nie rozumiem?
   - Jest głową sfory. On wydaje rozkazy, my słuchamy i je wykonujemy. Jako jego syn będziesz Betą, pozwolę ci na to, choć jestem silniejszy od ciebie. To twój dom, twoje miasto. Mi nic do tego. Jak to zrozumiałeś, nie rzucę tobą w kolejną lampę. Patrz jest jeszcze jedna.. - Wyszczerzył się w wilczym uśmiechu do brata, który na sama myśl o bolesnym spotkaniu z poprzednią zadrżał.
     - Rozumiem drugą lekcję.. O to chodziło, że zrozumiem po pełni… - Prychnął niezadowolony chwiejąc się.
     - Trzecie lekcja. Zawsze możesz mnie wyzwać na pojedynek i dowiedzieć się, który z nas jest silniejszy. A teraz chodź ojciec czeka na nas. - Stwierdził, gdy gdzieś w oddali zawył wilk.
     - Nienawidzę cię! - Prychnął Marko podążając za bratem z podkulonym ogonem.
 - Chyba się przesłyszałem. - Vittorio zatrzymał się odwrócił łeb w stronę brunatnego wilka.
     - Daj mi spokój wszystko mnie boli, chcę do domu… - Zaskomlił zrównując się z szarym basiorem.
     - Nie jęcz mi tu, goimy się szybko. Zaraz będziesz jak nowy. - Stwierdził Vittorio szturchając pyskiem Marko, który się zachwiał. - Chyba nie chcesz mieć we mnie wroga… ? - Zapytał podtrzymując wilka za kark by nie upadł. 
- Jasne! Lubię cię… Jako brata! - Zaskomlił kuląc się, gdy poszył kły brata na skórze. - Co jeszcze chcesz ode mnie?
     - Na razie nic. Może ojciec coś będzie chciał jeszcze wyjaśnić.- Puścił brata i przebiegł ulicę zagłębiając się w las. Za nim pobiegł Marko, przedzierając się przez krzaki i drzewa.
            Polanka na którą wkroczyły dwa wilki była skąpana w jasnym świetle księżyca. Marko ją dobrze znał to była ta sama, na której dwa dni temu był biwak pożegnalny Adama i końca wakacji. W nocy i z nowego punktu widzenia Marko wyglądała imponująco. Zupełnie jakby ją ujrzał po raz pierwszy. Na starej kłodzie, która służyła im za siedzisko stał oparty przednimi łapami bury wilk i swymi bursztynowymi oczami patrzył w ich kierunku.
            - Co się stało? - Zapytał bury widząc stan brunatnego kulejącego na jedną łapę wilka.
     - Mała wymiana zdań, prawda Marko? - Odpowiedział szary basior szczerząc kły w wilczym uśmiechu.
     - Ta... mała - prychnął Marko zerkając na stojącego przed nimi basiora.
     - Mała? - Spojrzenie burego wilka skupiło się na szarym wilku, który przyglądał się stojącemu obok bratu. Czując wzrok ojca spojrzał na niego wyjaśniając.
    - Dałem dla młodego parę lekcji, tak na początek. Chciał zaatakować Boni. - Wyjaśnił dumnie się prostując.
            - Donosiciel! - Szczeknął w stronę brata Marko z przerażeniem w oczach zerkając na ojca, słysząc jego pomruk niezadowolenia.
            - Jak to Boni?! - Damon szybko przybliżył się do młodych wilków i surowo spojrzał na brunatnego wilka.
     - Tato ja nie chciałem…. - Zaskomlił kładąc po sobie uszy i podwijając ogon.   
- Widzę, że umiesz błagać o litość. Tego ci nie pokazywałem. - Vittorio ponownie uśmiechnął się do brunatnego wilka, który cały drżąc płaszczył się przed samcem Alfa ich ojcem. - Zdolna bestia prawda tatku?   
     - Może i zasłużył na takie potraktowanie, ale Vitt to twój brat. Nie nadaje się do polowania w stadzie. - Pokręcił łbem i przyjrzał się jeszcze raz Marko. - Prędzej sarna go pogoni, niż on ją. 
     - Ale ja mogę polować? - Zapytał szary przyglądając się ojcu. - Czuje szaraka… uwielbiam szaraki. Mogę?
     - A idź poluj. - Mruknął Damon pozostając sam na sam z Marko. - Jak się czujesz? - Zapytał podchodząc do brunatnego i trącając go nosem.
     - Jak zbity pies. - Pożalił się patrząc na ojca. - On chciał mnie zabić!
  - Naprawę? - Zapytał Damon siadając obok brunatnego. - To dlaczego jeszcze żyjesz? Taki wilkołak jak twój brat jeśli chciałby kogoś zabić zrobiłby to. On nie pyta o pozwolenie.
     - Tato skąd ty to wiesz? - Bursztynowe oczy Marko patrzyły na ojca, który dumnie wyprostowany siedział obok niego. - Powiedział, że jestem betą, a ty alfą…
     - Jesteś słabszym wilkołakiem od brata, oddał ci to miejsce. Vittorio jest urodzonym alfą, jest nawet silniejszy ode mnie. Tylko ze wzgląd na moją krew płynącą w jego żyłach nie sprzeciwi mi się. Jeszcze jedno Marko, nigdy nie wyzywaj brata na pojedynek..

     - Dlaczego? - Zdziwiony Marko popatrzył na ruszające się krzaki z których chwilę później wyszedł zadowolony Vittorio niosąc w zębach małego zająca.

     - Wiem trochę mały. - Położył zagryzione stworzonko naprzeciwko Marko. - Na początek dla młodego wystarczy. Lecę dalej polować. Uwielbiam to!
     - Zjem równie dużego jak ty! - Zaprotestował Marko wstając na cztery łapy buntowniczo patrząc na krzaki w których zniknął ponownie szary wilk. - Tato dlaczego mam go nie wyzywać na pojedynek? I skąd pewność, że zabiłby gdyby chciał…?
     - Od jego matki. - Odparł bury podnosząc się. - W obronie jakiejś dziewczyny zabił wampira. Niecierpki ich. I z tego co się dowiedziałem, że to nie był pierwszy wampir uśmiercony przez niego. To wiem od jego matki, a jej nie potrafiłby oszukać. Matka Vittoria jest wilkołakiem. - Wyjaśnił patrząc na syna.
     - Są wilkołaczki?! - Zdumiał się Marko patrząc wielkimi oczami na ojca. - Mama też jest wilkołaczką?
     - Twoja matka nie jest wilkołakiem. A Janetta jest dość dominującą samicą. - Oblizał się na samo wspomnienie matki Vittoria.

     - Tato. - Vittorio zatrzymał się z kolejnym szarakiem w pysku. Położył go przed Marko i spojrzał na Alfę. - Wyczułem dziwnie znajomy zapach. Czy mógłbym to wytropić? No tak dla zabawy. - Wyszczerzył kły w uśmiechu.
     - Nie masz prawa tropić będące na tym terytorium wampiry. Mają podpisany pakt o nieagresję. - Stwierdził Damon patrząc surowo na syna. - Lepiej upoluj więcej szaraków. Bo tych będzie za mało na pasztet Bonie. 
     - A może niech Marko spróbuje? - Szary wilk przekrzywił głowę patrząc na brunatnego, który wzdrygnął się widząc martwe zwierzątka u swych łap.
            - Zdecydowanie jestem pacyfistą. - Stwierdził z niesmakiem.
            - Jesteś wilkołakiem. Przecież nie karzę ci zabijać ludzi, tylko zające. Wiesz maja długie uszy… A jak nie wiesz jak wyglądają to spójrz leżą przed tobą.
            - Nie jestem w formie! - Usprawiedliwił się cofając o krok do tyłu. Zdecydowanie nie miał zamiaru polować, zwłaszcza, że na własnej skórze przekonał się co czuje takie małe stworzonko, gdy dopada go wilk.
            - Tak? - Przekrzywił głowę przyglądając się Marko. - Stoisz na wszystkich łapach. Nie, to nie. Cykor! - Zniknął pomiędzy krzakami.
            - Nie jestem cykorem! - Prychnął urażony. Damon tylko pokręcił głową.  - Skoro nie chcesz polować to pilnuj szaraków. Ja idę polować. - Stwierdził znikając z drugiej strony polanki.
***

Powrót do ludzkiej postaci nie bolał, jednak czuło się wyczerpanie. Które z Damona zniknęło, gdy zobaczył zdemolowany salon. Bracia widząc reakcję ojca ze spuszczonymi głowami słuchali reprymendy ze strony ojca.
- Macie godzinę do pobudki Boni…
- Ale to jego wina. – jęknął Marko wskazując na siedzącego równie nagiego jak on i ojciec brata.
- Ubierzcie się i nie straszcie sąsiadów. – Stwierdziła stojąca na schodach rudowłosa kobieta, trzymanymi w ręce szlafrokami rzuciła w chłopaków. – Powiedziałam Doris, że robimy remont domu. A skoro nadarza się okazja. – Uśmiechnęła się słodko do męża i puściła oczko. – W końcu doczekałam się upragnionego remontu. – Stwierdziła schodząc po schodach, gdy ci ubierali się w szlafroki. – Zamówiłam już farbę, będzie popołudniu. Kominek mi się znudził. Musicie to zrobić do piątku, gdyż meble przyjadą.
- Kochanie? – Zapytał Damon całując  kobietę. – Kiedy to wszystko zorganizowałaś?
- Tylko czekałam na okazję, by się pozbyć tej starych mebli. – stwierdziła rozbawiona.
- Jakich starych?! Mają nie całe półtora roku! Telewizor przecież jeszcze spłacamy! – Wykrzyknął Damon wyrzucając ramiona do góry.
- Skoro nie idziecie spać. To może skusicie się na śniadanko? – Zmieniła temat Boni patrząc na trzy pary brązowych oczu wpatrującą się w nią.
- Ja bardzo chętnie. – Uśmiechnął się szeroko Vittorio podnosząc się ze schodów w różowym szlafroku Bonie. – Jestem głodny jak wilk.
- Jasne. Ile jajek? – Zapytała w drzwiach kuchni.
- Dyszkę poproszę.
- A dla was? – Zapytała patrząc na męża i syna.
- Nie mam apetytu. – Stwierdził blady Marko.
- Nic ci nie jest synku? – Zapytała zaniepokojona wyglądem i wyrazem twarzy syna.
- Nie mamo… - wydukał. – Chciałem cię przeprosić za to co było w nocy. – Podrapał się po głowie wyciągając gałązkę zaplataną we włosy.
- Nic się nie stało kochanie. – Uśmiechnęła się do syna i spojrzała na Damona. – A tobie tyle co zawsze.
- Tak.. – Kiwną głową wyglądając przez okno. – A to co? – Zapytał patrząc na stawiany pojemnik na gróz przed domem.
- Nie muszę ci tego tłumaczyć. – machnęła ręką Bonie wchodząc do kuchni. – Ale to będziecie sami patroszyli! – Wykrzyknęła na widok sterty martwych szaraków leżących na stole.
- A wyjdzie futerko? – zapytał niewinnie Vittorio zaglądając do kuchni.
- Marko coś upolował? – Zapytała Boni krytycznie patrząc na zające.
- Nie udaje pacyfistę. – Zaśmiał się Damon. – Wypatroszę i będę miał oko na tych dwóch szczeniaków, gdy będą sprzątać ten bałagan.
- Damon, co u was się dzieje? – Zapytał blondyn w granatowym kombinezonie wchodząc przez połamane drzwi. Za nim wszedł szatyn tak samo ubrany.
- Tornado przeszło. – skwitował wygąg salonu. – Cześć Damon.
- Nie było mnie w domu w nocy, a ta dwójka zrobiła demolkę, dając tym samym Bonie pretekst do remontu. – pokręcił głową Damon. – Cześć chłopaki. Szef mocno zrzędził, że dziś mnie nie ma? Acha i poznajcie to Vittorio, ten z wypadu do Włoch. – Wskazał na bruneta stojącego w drzwiach kuchni w różowym szlafroku.
- Nie bardzo przyzwyczaił się. – machnął lekceważąco ręką blondyn i spojrzał na kolegę.
- Przyniesie wam mój pasztet. Cześć Sam, Alex. – Przywitała się Bonie. – Śniadanie gotowe.
- Kocham Cię, za ten pasztet. – Uśmiechnął się szeroko blondyn puszczając oczko do rudej.
- Alex, to moja żona i synowie słuchają… mój autorytet…
- Nie za dobry, skoro zdemolowali ci chałupę. – skwitował Sam śmiejąc się wraz z pozostałymi. – Na nas już czas. Na razie! – Pożegnał się z Damonem i wyszli z mieszkania.
- No chłopcy do roboty. – Zapędził chłopaków do remontu.
- Idę się ubrać. Nim więcej ludzi mnie zobaczy nago. -  stwierdził Marko wbiegając po schodach i znikając w pokoju. 

Spis Rozdziałów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz