Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

11/10/2013

Selekcja Naturalna: 07. Myślą Vittorio Salvatore

Ja tu nie pasuję! Co ja tu do cholery robię?! Dlaczego matka się mnie pozbyła?! Nienawidzę tego miejsca! Nienawidzę tego, jak ojciec mnie kontroluje! A Marko wszystko utrudnia!
Po co się zgadzałem na ten biwak?! Po co zareagowałem na płacz tej dziewczyny? Po jaką cholerę mam tak rozwinięty instynkt opiekuńczy?
Ta dziewczyna… Kate, jak powiedziała pijawka. Dlaczego nie mogłem jej zostawić w tym stanie? Po co ją dotykałem? Musiała coś zobaczyć związanego ze mną… Ale nie mogła zobaczyć akurat t e g o!
Po prostu nie mogłem dłużej tam być. Koniecznie musiałem stąd uciec. Chciałem być sam. Zupełnie sam…

Wyciągnąłem komórkę z kieszeni. Od przylotu z Włoch do Stanów była wyłączona. Zupełnie o niej zapomniałem. Włączyłem ją i od razu zauważyłem kilkanaście nieodebranych połączeń od Michael. Jednak matka mnie porzuciła, ani razu nie zadzwoniła… Dlaczego?! Dlaczego mnie porzuciła?! Muszę to wiedzieć. Nim zdążyłem wybrać numer, zadzwoniła Michael. Odetchnąłem, uspokajając się nieco i odebrałem telefon.
- Nareszcie! – Usłyszałem słodki kobiecy głos. Był jak afrodyzjak dla mojego zmysłu słuchu. Widziałem przez przymknięte powieki, jak się na mnie gniewa, marszcząc przy tym słodko nosek. – Vittorio, co się stało? – zapytała mnie, gdy napawałem się jej uspokajającym mnie głosem.
- Nic – odpowiedziałem niemrawo. Westchnęła teatralnie, zapewne wywracając czekoladowymi oczami, a cały jej gniew na mnie zniknął. Znała mnie aż za dobrze.
- Mów co się dzieje. Vittorio, martwiłam się o ciebie. Wyjechałeś tak bez pożegnania.
- Wiem – odparłem beznamiętnie. Moje serce darło się na drobne kawałeczki, przypominając sobie każde zdanie wypowiedziane przez ojca. Już nigdy nie zobaczę mojej przyjaciółki. Nigdy nie wrócę do Włoch.
- Powiedz, co się dzieje! I to już! Co ci jest?! Jesteś w szpitalu?! Mówisz tak…
- Michael… - przerwałem jej. – Mam złą wiadomość.
- Jaką? – Słyszałem zaniepokojenie w jej głosie, zawsze przy tym ściąga brwi w jedną linię.
- Już się więcej nie spotkamy. Muszę zostać w Stanach z rozkazu ojca. Razem z matką wymyślili, że lepiej będzie jak wyjadę z Włoch. Nie chciałem tego. Minął dopiero dzień, a ja już tęsknię za tobą… Michael? – zapytałem wśród ciszy jaka zapadła po drugiej stronie.
- To niesprawiedliwe! Jak on mógł?! – Usłyszałem pełen gniewu głos Michael. – To nie jest koniec. Coś jeszcze cię trapi, coś związanego z Marko, zgadłam? – Zdecydowanie znała mnie za dobrze.
- Tak. – Zgodziłem się z nią, spacerując brzegiem jeziora. – Ojciec nakazał nam się dogadać.
- Przecież ty zawsze próbowałeś z nim się dogadać. Marko zawsze był anty!
- Tak, wiem. Najgorsze jest to, że ojciec nam to narzucił. A ja tego nie lubię – stwierdziłem z niezadowoleniem. – Ustąpiłem i pojechałem z Marko na biwak, na który by nie pojechał, gdybym ja się nie zgodził. Myślałem, że może to nas zbliży do siebie. To był jednak zły pomysł…
- Co się stało?
- Wczorajszy dzień był do kitu, ale dzisiejszy… - Przymknąłem oczy i odetchnąłem głęboko. – Michael, wiesz jaki jestem przewrażliwiony na punkcie płaczu.
- Tak, wiem. – Zaśmiała się. – Nie potrafisz przejść obojętnie obok płaczącego dziecka.
- Tym razem powinienem przejść obojętnie – warknąłem do słuchawki, zaciskając pięść.
- Mów co się stało!
- Była taka koleżanka Marko. Płakała…
- A ty chciałeś wiedzieć, co się jej stało?- Bardziej stwierdziła niż zapytała Michael. – Nic w tym dziwnego, więc dlaczego mówisz, że nie powinieneś reagować?
- Wyglądała tak, jakbym co najmniej chciał ją rozszarpać. Uciekła przerażona.
- Chciałeś dobrze…
- Wampirzyca powiedziała, że ta dziewczyna ma zdolność widzenia przez dotyk…
- Wampir? I on jeszcze żyje?! – zdziwiła się.
- Nie mogłem jej zabić. Ogranicza mnie prawo, a poza tym to koleżanka Marko. – Usprawiedliwiłem się.
- Ach, faktycznie, ten głupi pakt – westchnęła teatralnie. – Jednak nie potrafię zrozumieć, jak Marko może kumplować się z wampirem. Nie wyczuł go?
- Marko jeszcze nie przeszedł pierwszej przemiany.
- Jak to?
- On nawet nie jest świadomy tego, kim jest. Ojciec go nie uprzedził, nie przygotował go na pełnię.
- Ale nie rozumiem, dlaczego go nie wtajemniczył.
- Nie każdy półkrwi przemienia się. Niektórzy, żyją jak normalni ludzie. Nieświadomi tego, co płynie w ich krwi. Ojciec myślał, że Marko jest za słaby, by przejść przemianę i będzie normalny. Ale wyczułem w nim zmiany. W czasie tej pełni on się przemieni i będzie w szoku. A to dobrze nie wróży.
- Dlaczego ci półkrwi dojrzewają tak późno – jęknęła dziewczyna przez telefon. – Ale wasz ojciec powinien sobie z młodym poradzić. A jak nie, to ma jeszcze ciebie. Marko będzie musiał się wszystkiego nauczyć.
- Tak, tego co nam wpajano od kołyski. – Zgodziłem się z rozmówczynią.
- To po pierwszej pełni będzie wiedzieć, że ta koleżanka jest wampirzycą.
- Powinien – stwierdziłem, ale - szczerze mówiąc - bez przekonania. Zapach wampira może go drażnić, ale nie będzie wiedział dlaczego. Będę musiał go pilnować.
- A co z tą dziewczyną? – Zmieniła nagle temat, a ja na powrót spochmurniałem.
- Uciekła.
- Chodzi mi o to, co wampirzyca mówiła na jej temat.
- Podobno ma widzenia przez dotyk. Musiała coś zobaczyć coś, co ją przeraziło…
- Myślisz, że widziała…
- Nie mów tego! – Przerwałem jej gwałtownie. – Nikt nieupoważniony nie powinien poznać tajemnicy stada… Nawet jeśli nie mam stada – wyszeptałem. To było druzgocące. Choć Marko i ojciec byli moją rodziną, czułem się odepchnięty i niepotrzebny w tym miejscu. We Włoszech przynajmniej miałem Michael, z którą świetnie się bawiłem.
- Vitt – powiedziała uspokajającym głosem z nutką pocieszenia. – Wszystko się ułoży. Porozmawiam z ojcem, by przyjął cię do stada.
- Od tego feralnego dnia, on mnie nienawidzi. A jeszcze, gdy dowiedział się o naszych spotkaniach… Prędzej rozszarpałby mi gardło niż przyjął do swego stada.
- Przykro mi. Chciałam jakoś pomóc… Rozmawiałeś już z matką?
- Porzuciła mnie – warknąłem.
- Nie oceniaj jej tak ostro. Porozmawiaj z nią, a może dowiesz się, dlaczego tak postąpiła.
- By mnie się pozbyć. Byłem dla niej ciężarem.
- Vittorio! Byłeś jej oczkiem w głowie, na pewno miała powód, by to zrobić. Pogadaj z nią i na pewno wszystko będzie w porządku – skarciła mnie, jak to miała w zwyczaju. – O kurcze, Leonora już jest, a ja w rozsypce. Muszę kończyć…
- Na razie Michael. – Uśmiechnąłem się, gdy rozległ się sygnał przerwanego połączenia.
Michael od piaskownicy była moją przyjaciółką. Była wiecznie szczęśliwą dziewczyną, która wszędzie widziała pozytywy, w dodatku śliczną, choć męski naród dla niej nie istniał. Potrafiliśmy razem siedzieć w knajpie i oceniać dziewczyny. Stara, poczciwa Michael, brakuje mi jej teraz.
Nikt oprócz mnie, nie wiedział o tym, że woli dziewczyny. Dlatego byłem przykrywką dla jej spotkań. Między innymi dlatego jej ojciec, alfa stada w Rzymie, mnie nienawidził. Uważał, że nie jestem odpowiednią partią dla jego córki. Ale on mnie nie doceniał, przekonał się o tym niedawno. Byłem silniejszy od niego, nawet jak na mój młody wiek. Nie zgodziłem się, by spotykał się z moją matką. Nigdy bym się nie zgodził, aby mama spotykała się z takim słabym mężczyzną.
Może to właśnie jest powód, dla którego się mnie pozbyła? Dlatego że nie zgodziłem się, by spotykała się z alfą?
Posłuchałem Michael i wybrałem numer do matki. Jednak nie odebrała, czyżby zapomniała telefonu? A może nie chciała odebrać mojego telefonu.


Zrobiło się już późno, gdy postanowiłem wrócić do obozu. Przemyślałem wiele spraw i podjąłem decyzję. Zobaczymy jak Marko na to zareaguje. Na pewno nie będzie zadowolony.

Spis Rozdziałów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz