Armie ciągle maszerują
Ku swojemu śmiertelnemu celowi
Stoję w ich szeregach
Moja dusza umiera
Ku swojemu śmiertelnemu celowi
Stoję w ich szeregach
Moja dusza umiera
Kikade! - Ktoś przekrzykiwał wrzawę walki. Rozglądałem się za tym
kimś. Unikałem ataków ze strony dziwnych stworzeń. Bladych jak wampiry, ale
zamiast oczu ziała tam zimna pustka, która przyprawiała mnie o dreszcze.
Kikade za tobą! - Ktoś krzyknął, a ja się odwróciłem prosto na
wielkiego demona z ogromnym toporem uniesionym by mnie rozpłatać na pół. Ktoś
rzucił się na mnie, dzięki czemu uniknąłem ataku. Spojrzałem w czarne oczy
mojego wybawiciela.
- Jesteś cały Kikade? – Zapytał pomagając mi wstać i uniknąć
stratowaniu przez konia. Konia? Raczej coś przypominającego. Stworzenie
wyglądało jak koń pokryty łuskami i z ogonem jak u jaszczurki. – Masz rozkazy
od Anioła Mocy ?
- Anioła mocy? – Powtórzyłem za chłopakiem zagapiając się na
coś, co wystawało z jego pleców. Były to kruczoczarne skrzydła, pasujące do
jego ciemnych włosów i oczu.
- Kikade! Byłeś u Anioła Mocy po rozkazy przekaż je
generałowi! – Nakazał mi chłopak ucinając rękę jednemu ze stworzeń. – Biegnij!
Zacząłem
uciekać. Wokół mnie rozgrywała się walka pomiędzy demonami, a aniołami. Nagle
wszystko zaczęło znikać za mgłą. Stałem po środku czerni.
To sen. To musi być sen!
Wystarczy, że się obudzę...
Z wysiłkiem otworzyłem oczy. Usiadłem
za gwałtownie, przez co zakręciło mi się w głowie. Opadłem ponownie na poduszkę
i zagapiłem się w popękany sufit w pokoju. To nie był mój pokój. Doszło po
kilku długich chwilach do mnie. Podniosłem się tym razem powoli i rozejrzałem
się po pomieszczeniu, w którym znajdowałem się. To był pokój Backa. Stała tu
perkusja, szklany stolik przy podniszczonej skórzanej kanapy i łóżka. Tapeta w
niektórych miejscach odchodziła od ścian, a sufit cały popękany jak gdyby w
niego uderzał czymś. Byłem ubrany, co mnie zdziwiło. Wstałem z łóżka i ruszyłem
w stronę drzwi. Szyja mi pulsowała od pogryzienia. Chyba ponownie powinienem
się wyprowadzić, bo to robi się męczące. Back wcale nie szanuje mojej
prywatności. Traktuje mnie jak zabawkę, nie raczej jak przekąskę.
Wyszedłem z pokoju i skierowałem
się do kuchni. Nikogo nie było w domu. Na stole leżała kartka zaadresowana do
mnie. Podniosłem i przeczytałem zawartość.
„Kotku, jak wstaniesz wypij kawy. Troszeczkę mnie poniosło.
My jesteśmy u
znajomego Damona. Wrócimy za trzy dni.
Back.”
Kotku?! Co
on sobie myślał! Podarłem list i wyrzuciłem do śmietnika. Napiłem się kawy i
wyszedłem na miasto. Modląc się by nie spotkać tej laski Uriel. Kupiłem gazetę
i zacząłem przeglądać ogłoszenia mieszkań. Zamiast tego znalazłem ciekawe
ogłoszenie. Idealnie pasowało do mnie. Skończyłem w końcu technikum kelnerskie,
godziny pracy też mi pasowały. Wybrałem numer i po krótkiej rozmowie z
właścicielem umówiłem się na spotkanie. Uśmiechnąłem się zadowolony ruszając
dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz