Azra! Azra! Złote
oczy Scarleta rozglądały się wokoło w poszukiwaniu skrzydlatego mężczyzny.
Nigdzie nie potrafił dostrzec charakterystycznej sylwetki Byaksu. Ruszył powoli
rozglądając się, to miejsce, choć barwne i wesołe było obce. Miał wrażenie, że
ludzie go obserwują, natrętne spojrzenia były nie do zniesienia.
- Azra, gdzie ty jesteś?! – pomyślał spanikowany rozglądając
się. Osobą, która rzuciła mu się w oczy był wysoki, potężnie zbudowany
Narańczyk z jedną wygoloną stroną głowy, rozpoznał tego człowieka, Noa. Poczuł
jak dreszcze przeszły mu po plecach, gdy ich oczy się spotkały. Nie
zastanawiając się dłużej rzucił się do ucieczki. Noa był straszny, straszniejszy
niż Sa’Lam. Wiele razy próbował uciekać Handlarzowi, ale za każdym razem Noa,
go łapał i karał. Kobieta, która go kupiła i zwróciła mu wolność zginęła z ręki
Noa, który sprowadził go z powrotem do klatki. – Yasha’la! Yasha’la! Ratuj! –
biegł nie zwracając uwagi na ludzi, których potrącał, bał się odwrócić by
sprawdzić, czy Narańczyk za nim podąża. W końcu dobiegł do wyjścia z targu.
Zasapany zatrzymał się i spojrzał za siebie, ulżyło mu nie zauważając łowcy. –
Uciekłem mu? – zastanowił się ponownie rozglądając się. Wielu ludzi się w niego
wpatrywało z zaskoczeniem i niekrytą ciekawością, szeptali między sobą. Zwracał
za dużo uwagi, Noa, go znajdzie jeśli tu pozostanie.
- Mam cię – usłyszał za sobą zachrypnięty głos na którego
dźwięk przeszły go dreszcze. – Bądź grzecznym chłopcem i nie uciekaj. –
usłyszał tuż przy swoim uchu.
- Nie ucieknę od niego – z przerażeniem pomyślał Scarlet. –
Ten człowiek zawsze mnie znajdzie, nie ważne, gdzie bym się ukrył. Nawet Yasha’la
mnie przed nim nie uratuje… - zrozpaczony zamknął oczy w których pojawiły się
łzy.
- Domir będzie szczęśliwy, że do niego wrócisz. – Noa
uśmiechnął widząc poddańczą sylwetkę scarleta.
Yasai
zatrzymał się zauważając niewielkie zamieszanie, nie zainteresowałby się nim,
gdyby, ktoś nie powiedział scarlet. Był ciekaw, czy to kolejny z rasy tamtego
dzieciaka. Podszedł bliżej patrząc na czerwonoskórego chłopaka i narańczyka
trzymającego go za ramiona. Rozpoznał go po blond włosach i ubiorze.
- Co tu robi Shi’ha? – zastanowił się widząc jak Narańczyk
ciągnie chłopaka. Ruszył za nimi, zadanie Sivy będzie musiało poczekać. –
Shi’ha! – zawołał i zauważył jak chłopak drgnął i zerknął w jego kierunku. Jego
złote oczy rozszerzyły się z nadzieją, wyrwał się napastnikowi i rzucił w jego
kierunku. Przylgnął do niego przerażony chowając się za jego plecami. – Co ty
tu robisz? – zapytał Sa’lam patrząc na roztrzęsionego chłopaka. Przeniósł swoje
spojrzenie na narańczyka, który odwrócił się w jego stronę. Był wysoki, dobrze
zbudowany. Czarne włosy z jednej strony sięgały ramion z drugiej były wygolone,
rozpoznał wytatuowany wzór na szyi mężczyzny. – Łowca niewolników, więc chciał
porwać scarleta. – pomyślał – Czego chcesz od niewolnika Sivy? – zapytał z
groźbą w głosie. Jeśli zamiarem tego człowieka było zabranie scarleta, musiał
go powstrzymać. Noa uśmiechnął się tylko i odszedł bez słowa.
- Ja przepraszam. Mówiłem mu, że nie mogę wychodzić, ale
mnie zabrał. Chcę do Yasha’la – Shi’ha mówił szybko mieszając dwa języki. Przez
co Yasai nie mógł niczego zrozumieć oprócz imienia gladiatora.
Położył uspakajająco dłoń na
głowie blondyna. Według niego Scarlet nie nadawał się do walki, był zbyt kruchy
i nadal to dziecko. Natura Yasai nakazywała mu chronienie tego bezbronnego
stworzenia, jak mógł wcześniej być zazdrosny przez niego?
- Nic na to nie poradzę – westchnął Sa’lam obejmując ramieniem scarleta. – Najpierw załatwimy
zadanie Sivy i wrócimy. Uspokój się mazgaju – zwrócił się do chłopaka rąbkiem
rękawa wycierając zapłakaną twarz Shi’ha. – Idziesz ze mną. – dodał patrząc w
złote oczy chłopaka.
Shi’ha kiwną głową ruszając za
Yasai, złapał się jego koszuli chcąc mieć pewność, że nie zgubi tym razem
wojownika. Był mu wdzięczny za ratunek, tym razem jego wybawcą był Sa’lam, a
nie Yasha’la. Uśmiechnął się uświadamiając sobie, że to nie taka sama
wdzięczność jak ta, którą ma do narańczyka.
Rozpoznał miejsce do którego
weszli, był to ten sam krawiec. Eria od razu rozpoznał czerwonoskórego i
uśmiechnął się. Wyciągając paczuszkę.
- W samą porę właśnie skończyłem, chciałbyś się przebrać? –
zwrócił się do Scarleta ignorując rosłą sylwetkę drugiego mężczyzny. Eria
wcisnął Shi’ha pakunek i wepchnął do przebieralni, następnie odwrócił się w
stronę czarnoskórego.
- Znasz go? – zapytał Sa’lam patrząc na Urusa.
- Parę godzin temu był tu z Azem, który mnie prosił o
przerobienie jednego z jego strojów na niego – wyjaśnił wskazując na
przebieralnię. – Przyszedłeś po zamówienie Sivy?
- Tak – odparł i zerknął w stronę kurtyny za którą został
wepchnięty scarlet.
- Yoh’ran przyniósł także to co zamówił u niego Siva. –
powiedział wyjmując dwa pakunki jeden większy drugi mniejszy. – Czy nie mógłbyś
mu wybaczyć? – zapytał, ale słysząc niezadowolone warknięcie Yasai postanowił
zmienić temat. – Az wspomniał, że rasa tego dzieciaka ma bardzo delikatną skórę
zanim staną się mężczyznami. Myślałem, że to tylko takie jego gadanie, ale gdy
zobaczyłem te rany na jego ciele – pokręcił głową w niedowierzaniu. – Musiało
go to bardzo boleć.
- Nie uskarżał się – stwierdził Sa’lam zerkając na Eriego. –
Jakie rany?
- Nie widziałeś? – zdziwiony popatrzył w fioletowe oczy
mężczyzny. – Ma je pod kamizelką i nogach. Jego skóra została zdarta z
osłoniętych miejsc! Zrobiło to ubranie w które go ubraliście, przynajmniej tak
twierdzi Az. – westchnął niedowierzająco Eria. Patrząc na wychodzącego
przebranego już Shi’ha. Uśmiechnął się zadowolony ze swojego dzieła. –
odwaliłem kawał dobrej roboty – stwierdził z dumą. – Jeśli zobaczysz Aza
powiedz, aby wieczorem przyszedł po resztę jego zamówienia.
- Przekażę – obiecał yasai zerkając na ubiór chłopaka.
Luźne
spodnie zwężały się na łydkach, tunika bez rękawków ze sznurowanym przodem i z
tyłu. Ten ubiór w kolorze brązu pasował do Scarleta dopełniał go, wyglądał
pewniej i swobodniej. Yasai uśmiechnął się do siebie.
- Teraz nie wygląda jak przestraszone kociątko. Niesamowite
ile może zmienić odpowiedni ubiór – pomyślał. – Wychodzimy.
Osin rzucił
się na łóżko, było takie miękkie i zachęcające. Nigdy nie spodziewał się, że
zazna takiej rozkoszy jakim była pachnąca i miła pościel. Wtulił się w nią
przymykając oczy. Od przyłączenia się do tej dziwnej pary minęło zaledwie dwa dni.
Podróżowali pieszo i nocowali na zewnątrz, do dnia w którym Shi’ra się
zbuntowała. Zerknął w stronę otwieranych drzwi i zobaczył wykrzywioną
niepokojem twarz Yasai. Na początku to Osin miał zająć pojedynczy pokój, ale
Shi’ra uparła się, że ona tu jest kobietą.
- Coś się stało? – zapytał siadając i uważniej obserwując
mężczyznę.
- Chociaż zdejmij buty, gdy kładziesz się – upomniał
zerkając w stronę drzwi. – Ta dziewczyna wpakuje nas w tarapaty – prychnął
wchodząc do pomieszczenia obok, którym była łazienka.
Osin
rozsznurował buty i rzucił je obok łóżka ponownie wtulając się w poduszkę. Było
mu tak dobrze, przymknął oczy. Podróżowanie było wyczerpujące, a jego
towarzysze za wiele nie mówili o sobie, ani o tym dlaczego Scarlet jest dla
nich ważny. Nawet język którym się posługiwali, gdy rozmawiali między sobą był
dziwnie mu znany, ale nie przeszkadzało mu to. Teraz był wolny, a Yasai był
bardzo troskliwym człowiekiem.
Poczuł
szarpnięcie za ramię i zerknął na pochylającego się nad nim czerwonoskórego
mężczyznę. Próbując się odplątać z pościeli spadł z łóżka z cichym jękiem.
Ponownie spojrzał na stojącego przed nim osobnika, który tylko pokręcił głową.
- Co ty wyprawiasz? – zapytał go znajomym głosem, którego
jednak nie mógł dopasować do tego człowieka. – Nie zasypiaj w ubraniach, będzie
ci niewygodnie i nie wypoczniesz. – upomniał go jakby był dzieckiem.
Mężczyzna
na którego patrzył był w piaskowych luźnych spodniach, górna partia była
niezasłonięta ukazując wyćwiczone ciało z kilkoma bliznami o krwisto czerwonym
kolorze skóry. Złociste oczy, rogi, czarne włosy opadające na ramiona były mu
znajome. Tak samo jak grymas malujący się na twarzy nieznajomego. Wyglądał jak
Var’shi, ale przecież nie był to YASAI!
- Nie uderzyłeś się za mocno? – zapytał Scarlet wyciągając w
jego kierunku rękę, zatrzymał ją i z namysłem spojrzał na swoją czerwoną dłoń.
– Faktycznie, zmyłem go. – mruknął do siebie.
- Var’shi?
- Zdziwiony? – uśmiechnął się do chłopaka pomagając mu wstać,
gdy w końcu zaskoczenie u Osina minęło.
- Nawet bardzo – przyznał zakłopotany wpatrując się w
czerwone ciało mężczyzny. Zdał sobie sprawę, dlaczego wszystko z Var’shim i
Shi’rą kojarzyło mu się ze Scarletem. – Czy ona też?
- Lepiej niech cię to nie ciekawi – stwierdził podchodząc do
swojego worka z rzeczami. – Chociaż będziesz z nami podróżował, więc jak chcesz
coś wiedzieć pytaj. Nie musisz cały czas milczeć. – dodał wyciągając pakunek,
który widział już wcześniej. – Dla ciebie na zmianę.
- Dlaczego szukacie Scarleta? – zapytał Osin przyjmując
pakunek i wpatrując się w złote oczy mężczyzny.
- Zacznijmy od tego, że żaden Infarczyk nie lubi tak być
nazywanym. A dzieciak o którym mówimy jest… - zamilkł kręcąc głową i patrząc
przed siebie. – Shi’ha jest ciekawski i łatwowierny, dlatego pakuje się w
kłopoty. Musimy go odnaleźć by jak najmniej osób wiedziało o jego pochodzeniu.
- Sądzę, że to nie jest cała prawda. – stwierdził Osin. –
Siva jest znany wśród niewolniczych wojowników. Jeśli cię kupi będziesz miał
godziwe warunki i po spłacie długu jakim jest cena którą zapłacił, możesz
odzyskać wolność. Scarlet dobrze trafił będzie mógł wywalczyć sobie wolność.
- Sporo wiesz na temat tego człowieka. – stwierdził Var’shi.
- Byłem kiedyś wojownikiem areny, a on w tych kręgach jest
znany. – odpowiedział Osin wypakowując pakunek. Były w nim tunika i spodnie,
oraz przepaska na oko, wszystko w odcieniach zieleni. – Nie jeden wojownik
chciałby stać się jego pupilkiem jak Yasha’la, czy Sa’lam.
- Walki arenowe, przywołuje wspomnienia – mruknął Var’shi
patrząc na zasłonięte okno. – Jeśli ten gówniarz się postara, powinno być
dobrze. A teraz siadaj. – powiedział wyciągając sztylet wykonany z kości ze zdobieniami.
– widząc obawiające się spojrzenie Osina roześmiał się. – Drażnią mnie twoje
włosy, podrównam je. – wyjaśnił spokojnie.
- Czy plotki o was są prawdziwe? – zapytał Osin siadając we
wskazanym miejscu. – Chodzi mi o te o waszym wyglądzie…
- Chyba sam widzisz. – stwierdził Var’shi zabierając się za
ścinanie kosmyków włosów. – Nasza czerwona skóra jest cechą charakterystyczną
Infarczyków, jak również czarne włosy. I nie zjadamy niegrzecznych dzieci.
- Ale tamten scarlet miał blond włosy – stwierdził Osin
zaraz się krzywiąc, kiedy Sacrlet pociągnął go za jego własne.
- Już ci mówiłem, nie lubię, gdy jesteśmy tak ohydnie
nazywani. – warknął ostrzegawczo Var’shi.
- To jak mam mówić, skoro wszyscy was tak nazywają? –
zapytał.
- Nazywamy się Infarczykami. A ten dzieciak, którego szukamy
to Shi’ha. – powiedział powracając do przerwanego zajęcia.
- Shi’ha, Shi’ra ma podobne imię. – zastanowił się Osin.
- Bo oboje są moimi dziećmi… - Var’shi ugryzł się w język,
gdy uświadomił sobie co powiedział. Chłopak spojrzał na niego z
zainteresowaniem. Westchnął – Lepiej nikomu tego nie wypaplaj. – poprosił
chowając nóż.
- Możesz na mnie liczyć, nikomu nie zdradzę waszej
prawdziwej tożsamości – uśmiechnął się szeroko.
- Lepiej się umyj i przebierz. – powiedział Var’shi patrząc
na chłopaka, który złapał za pakunek i wszedł do łazienki. – I coś ty narobił
staruszku? – zbeształ sam siebie. Tożsamość Shi’ra powinna zostać tajemnicą,
obiecał to liderce. Miał nadzieję, że chłopak okaże się godny zaufania, którym
go obdarzył… w innym wypadku będzie musiał uciąć język, albo co gorzej zabić.
- Jeszcze dzień podróży i znajdziemy się w Nay – powiedział
Osin wychodząc z łazienki odświeżony i przebrany. – Tylko nie wiem, czy Siva
nadal tam jest. Mógł się udać do Glanki na turniej walk. – dodał po chwili
zastanowienia.
- Jeśli nie znajdziemy go w Nay, udamy się dalej. –
stwierdził Var’shi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz