Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

11/20/2018

Zew - Rozdział ósmy


Przyszła zima, ubrania i buty były na nią nieco za duże. Anna nie opuszczając swojego pokoju nie zwracała na to żadnej uwagi. Powoli zaczęła przyzwyczajać się do nowego życia u boku idealnego mężczyzny. Zapewniał jej komfort o jakim mogłaby pomarzyć. W wolnych chwilach uczyła się i poznawała swoje nowe obowiązki. Jednak najbardziej lubiła spędzać czas wraz z Atraxe’m.
Pewnego ponurego wieczoru kiedy czekała na przyjście blondasa. Do pokoju wszedł All. Zdziwiona popatrzyła na mężczyznę, był notabene jedynym, który mógł wchodzić do tych pokoi. Rozejrzał się i pochylił lekko głowę.
Wiedziała, że nie powinna jako pierwsza zacząć rozmowy, więc czekała na to co powie ze wzrastającym niepokojem. Przegryzając dolną wargę i nerwowo pocierając ręce, oraz przestępując z nogi na nogę, sygnalizowała zdenerwowanie.
-An’di. Mam ci przekazać, że Atrax wyjechał w ważnej sprawie na północ.- patrzył na bladą i zdenerwowaną twarz dziewczyny- Chce byś jednak miała nowe ciepłe ubrania i buty. Mam zabrać cię do miasta byś sobie to kupiła. Nie wie kiedy wróci i kazał mi się tobą zająć.- oświadczył zdecydowanym basowym tonem głosu.
-Rozumiem- wyszeptała wiedziała co zaniepokoiło ją w nim.- Był zły, zły bo musiał się nią zająć, a nie towarzyszyć Atrax’owi.- pomyślała szybko analizując sytuację jak nagle zaistniała- nie wychodzę nigdzie, to nie muszę robić tych zakupów. Jak nie masz na nie ochoty, to wolę zostać…- powiedziała wpatrując się w swoje buty.
-To ty masz słuchać, on wyraził się jasno. Jutro masz być rano gotowa. Naucz się wreszcie, być posłuszną samicą.- zwrócił jej uwagę.- nie bywam wyrozumiały…- dodał wyniośle, wyszedł zamykając za sobą dokładnie i na klucz drzwi.
 To jego zachowanie przypomniało dziewczynie kim jest. Skuliła się i wróciła do sypialni. Odesłała pomocniczkę z nie tkniętą kolacją, smutna skuliła się w kłębek i ponownie ponure myśli ją ogarnęły. Czuła brak jego zapachu, uśmiechu, napominania na każdym kroku. Pragnęła się wtulić w jego silne ramiona i zasnąć otulona jak dziecko.
Tęskniła.
To nie było obce jej uczucie, towarzyszyło od ponad połowy jej życia. Bardziej dało znać po pojawieniu się w obcym i nieznanym sobie miejscu. Atrax je uśpił, teraz go nie było i nie wiedziała na jak długo. Ci ludzie tam za drzwiami, byli jej obcy. Nawet June nie widziała od kiedy tu przybyli.
All nie przepadał za nią i nie wiedziała dlaczego. Nie mogła pogodzić się z myślą, że ma teraz go słuchać. Przecież jej nie lubił.
 Nauki blondyna o zasadach będących w jego domu i rządzących najbliższymi musiała bardziej zaakceptować niż zrozumieć. Była sama i smutna, a All nie ułatwiał tej sytuacji. 
Wcześnie wstała, zresztą mało spała. Ubrała się i założyła na nogi wysłużone stare swoje adidasy. Zdjęła płaszcz i wyszła z pokoju. Czekała w jadalni na przyjście Alla.
Wyszedł z jednego z pokoi od razu ją zobaczył, mruknął coś w jej stronę. Anna jednak udała, że jest zajęta dłubaniem chleba leżącego przed nią. Milczała jak podszedł i popatrzył na to co robi.
-Nie umiesz gryźć?- padło pytanie za plecami.
- umiem- odpowiedziała nie patrząc na niego.
-wychodzimy, June!- zawołał i skinął na pomocnicę by mu podała jedzenie.
 Usiadł obok i obserwował jak inni mężczyźni zbliżają się do stołu przy którym Anna i on kończyli posiłek. Blondynka gotowa do wyjścia podeszła do Anny i męża. Anna wstała widząc, że brunet na nią spogląda wyczekująco.
Poszli przez ośnieżone uliczki, do muru. Za nim minęli gmach i doszli do straganów kupieckich. Weszli do szewca, ten zdziwiony nieco zmierzył jej nogi i wybrał skórę na buty. Obecność Alla nie pozwalała na żadną konwersacje. Z dziwną dla niej uległością i posłuszeństwem poszła bez słowa do krawcowej. Tam zostawił ją i June oraz dwóch innych za drzwiami a sam poszedł  załatwić polecenia jakie mu zostawił Atrax. Kiedy wrócił były już gotowe i June trzymała dwie nowe sukienki Anny. Ta natomiast mierzyła płaszcz uszyty z jakiegoś ciepłego przypominającego królicze futra.
-macie wszystko? Jak tak to wracamy.- służbowo oświadczył nie zawracając sobie głowy tym co mówiła krawcowa.
Kilka samotnych nocy i Anna zapragnęła bycia wśród innych. Nie ważne jak ją traktowali, ale było istotne, że ją otaczali. Chętnie czy też nie wciskała się gdzie tylko mogła a spacery do miasta stały się jej ulubiona rozrywką.
 All znudzony jej ciągłymi prośbami postanowiłby do miasta chodziła z June i obstawą. Zdziwiły go ich szybkie powroty, a sam miał więcej czasu na inne sprawy. Przez posłańca powiadamiał Atraxa, co dzieje się i jak się zachowuje brunetka.
Po otrzymaniu zgody od niego dziewczyna samotnie no, ale i z obstawą zaczęła robić wypady na gorącą czekoladę i pierniczki. Tam też nie czuła się komfortowo, czuła rezerwę, z jaką wszyscy bywalcy knajpki do niej podchodzili. Jednak musiała coś robić by nie popaść w paranoję. Zdawkowe rozmowy z kelnerką, nie zaspokajały jej potrzeby bycia pośród innych, bo ci raczej jej unikali (rozmowy). Spacery za to dobrze jej robiły przybrała nieco masy i tężyzny fizycznej.
 Minęło sporo tych dni, bo już nawet mogła sama wychodzić na miasto bez nadzoru. Zdawała sobie sprawę, że mieszkańcy o niej wszystko donoszą do Alla.
O ostatniej bytności to na pewno. Wtedy nie była w knajpce poszła nieco dalej na spacer, bo była ładna pogoda, a słońce tak ciepło świeciło. Postanowiła wybrać się na przechadzkę do pobliskiego lasu.
Weszła na jedną z wąskich ścieżek, zagłębiała się coraz bardziej aż doszła do pobliskiego jeziora. Czysta jego woda i wiosenne ciepłe słońce zachęcały do kąpieli. Sprawdziła czy woda jest dostatecznie ciepła. Jednak nie była, ale pochylającą się nad jego taflą dziewczynę zobaczył jeden ze strażników granic. Podszedł do niej i nie rozpoznając, kim ona jest złapał i związał.
Zaprowadził do jednego z szarych budynków i zamknął w celi. Myślała już, że po nią wpadnie wściekły All. Jednak myliła się, wypuścił ją dowódca strażników. Przepraszając za niestosowne zachowanie jego współpracownika.
Zdziwiona wróciła bez słowa do domu Białego wilka. Zamknęła się w łaźni, do której to All nie zaglądał. Miała nadzieję, że uniknie bury, była w błędzie. Jak tylko opuściła pomieszczenie natknęła się na brunecika.
-Co ty wyprawiasz?! Sama po lesie! Bez mojej zgody! Czy ty wiesz jak on się wścieknie jak się o tym dowie! Nie obchodzi mnie, kim jesteś! Nie mam zamiaru tolerować samowoli u samic!- krzyczał na nią wściekły- Masz zakaz opuszczania pokoju aż do powrotu Atraxa! To on cię ukarze za to, co zrobiłaś! Nie powinnaś mnie była okłamywać! Myślałaś, że się nie dowiem! A skoro ja to wiem, on pewnie dowie się najpóźniej jutro.- warczał hamując się by nie uderzyć dziewczyny.
 Anna spuściła głowę słuchając i powoli zaczęła się gotować ze złości. Przecież nic nie zrobiła, a on się na nią wydziera jakby miała, co najmniej zamiar uciec. Przecież wróciła, a ta przygoda nieźle ją przestraszyła. Bała się chłosty i nim tamten skończył niemalże czuła baty na skórze. Po policzkach zaczęły płynąć łzy, otarła je nadgarstkiem.
Niezadowolona zamknięta i opuszczona, weszła do sypialni. Skuliła się na parapecie i po raz pierwszy od dłuższego czasu zapragnęła izolacji. Nie chciała jeść i milczała. Nie opuszczała parapetu przez całe dnie. Nie pozwalała się dotknąć i nie brała kąpieli. Nawet krzyki i rozkazy Alla puszczała mimo uszu, odwracając głowę i nie odpowiadając na pytania. Czekała na swoją karę, psychicznie zmykając się w sobie. Te dni i godziny starły się w jedno. Niekończące się oczekiwanie na coś nieuniknionego.
Tydzień później wrócił Atrax. Zaniepokojony wieściami z domu. poszedł prosto po spotkaniu z Allem do pokoju w którym była Anna. Jego przyboczny zdał dokładny raport. Zły  na niego wszedł i popatrzył na drzemiącą na parapecie dziewczynę. Podszedł do niej i wyczuł smutek.
-An’di- szepnął swoim aksamitnym głosem, ciepłym i pełnym czułości.- co się z tobą dzieje?
-Zostaw mnie…- wyszeptała zaspanym głosem.
-An’di. Obudź się proszę i opowiedz mi swoją wersję.- poprosił z lekkim naciskiem.
- proszę zostaw mnie…- otworzyła oczy i przetarła.- nie. nic… zostaw…- powiedziała rozpoznając z kim ma do czynienia.- niczego nie trzeba. Ja nic nie chcę…. Wszystko…. Jest w porządku…zostaw mnie…chcę być nikim…- odpowiedziała jakby był obcym nieznanym człowiekiem.
-An’di!- warknął zmuszając ją by spojrzała mu w oczy- powiedz mi swoją wersję!- rozkazał wręcz.
-All wie… jego pytaj, a mnie po prostu zostaw….tak będzie lepiej… zapomnij o moim istnieniu….- prosiła smutnie wpatrując się w zasępioną twarz mężczyzny.
Patrzył na nią nie płakała, nie narzekała, była przygnębiona i zrezygnowana. Wyczuł że pragnie samotności, jednak nie miał zamiaru na to jej pozwolić.
-Jesteś moją samicą i masz swoje obowiązki.- zaczął ponownie tym razem użył tonacji, która zawsze zmusza wszystkich by go wysłuchali. Podziałało, przestała obojętnie patrzeć i skupiła się na tym, co do niej mówi- znam zdanie Alla i nie tylko. Chcę słyszeć to, co TY masz mi do powiedzenia. Mówiłem ci już, że nie ma wyższej instancji niż ja. Teraz masz być posłuszna i dać mi odpowiedź.
-Dobrze. już dobrze… możesz mnie publicznie wychłostać.- zaczęła zdawać relację zrezygnowana, a po policzkach popłynęły łzy- Była piękna pogoda, nie poszłam do miejskiej knajpki na czekoladę. Poszłam bez zgody Alla do lasu. Tam mnie aresztowano w okolicy jeziora, do którego miałam zamiar wskoczyć. Poznałam tutejsze cele więzienne i zwolniona wróciłam. Zostałam ukarana i ty masz zrobić to co się mi należy zgodnie z waszym prawem. Na swoją obronę dodam. Nie chciałam od ciebie uciekać, bo i tak nie mam dokąd. Po co?-  wyjaśniła szczerze wszystko i popatrzyła wyczekująco na niego.
-To by się zgadzało.- stwierdził ocierając kciukiem płynącą łzę.- czemu chciałaś wskakiwać do jeziora, tak ci źle u mnie?
-nie chciałam nic złego. Chciałam tylko popływać… uwierz nie kłamię. Ciebie nie potrafiłabym, za bardzo mi na tobie zależy- wtuliła się w jego ramiona- przepraszam wiem że narozrabiałam. Widać moja natura nie umie się dostosować, do tego… no uległości wobec Alla… ja tylko ciebie słucham…- usprawiedliwiła się wzruszając jednocześnie ramionami.
-An’di! Nic się nie stało. Ochrzanił cię tylko, bo się o ciebie martwił. Jak chcesz możesz chodzić do lasu. Jednak masz być ostrożna i …- upomniał głaszcząc rozczochrane włosy.
-Obiecuję! Będę ostrożna i grzecznie wrócę do ciebie. Cała i zdrowa, a ty mnie pocałujesz i przytulisz i kiedyś poświęcisz mi więcej czasu…zapewniam cię nie ucieknę i nic sobie specjalnie nie zrobię… nie jestem zła…- wpatrywała się swymi zielonymi i zakochanymi oczami w te groźne niebieskie.
-Wiem, An’di…- zaczął całować- jednak dawno się nie kąpałaś. Doprowadź się do porządku jak dobrze wychowana samica.- uśmiechnął się klepiąc delikatnie po tyłku- no już bo woda ci wystygnie, a potem zjesz grzecznie ze mną i pójdziemy do łóżka.
-Tęskniłam- wyszeptała.
-Wiem
-Ale ja za tobą tęskniłam…- powtórzyła z naciskiem.
- miło mi.
-cieszę się że wróciłeś… i przyszedłeś do mnie…-uśmiechnęła się szczerze.
-Naprawdę?- przekornie popatrzył- nie zauważyłem…
-Przepraszam… chcę być z tobą tylko z tobą…- zbita z tropu spoważniała i zaniepokoiła się.
-Tego jestem pewny.- odpowiedział lekko popychając w stronę łaźni. Podczas kąpieli zastanawiała się jak on to robi. Wchodzi i ona mu od razu wszystko opowiada jak na spowiedzi.
-Czemu, nie potrafię go okłamać. Wystarczy, że na mnie spojrzy i robię co, on chce. Przecież miałam się mu poskarżyć na to jak All mnie potraktował. Jednak zamiast tego…- wyrzucała sobie swój popęd seksualny- on tak wspaniale pachnie, jest taki stanowczy, wyniosły, pewny siebie. Ech. Co się ze mną dzieje? Nie poznaję siebie, nigdy tak nie leciałam na żadnego faceta, a ten jest przecież wilkołakiem.- westchnęła i wyszła opatulona wprost do pokoju. Za drzwiami był nie tylko Atrax, ale stała June z Allem. Popatrzyła na zebranych i mocniej owinęła się ręcznikiem.- no teraz oberwę- pomyślała spuszczając głowę, zatrzymała się na środku. Przegryzła dolną wargę próbując się opanować- nie dam im tej satysfakcji, nie będę płakać, będę myśleć… no tak o nim- poczuła zapach jaki towarzyszy zawsze Atrax’owi.
Podszedł do niej uniósł jej podbródek by spojrzała mu w oczy. Były poważne i wyglądał na nieźle wkurzonego.
- co ja takiego zrobiłam? Czemu jest na mnie taki zły? A może … e nie.- zastanawiała się. jej obawy rozwiał przytulając ją do siebie i odpowiadając na nie zadane pytania.
-Nie musisz mnie się bać. Jestem tylko zły. Jednak nie na ciebie. Więc uspokój się.- mówił łagodnym i władczym głosem.- jak już mówiłem. Masz przypilnować, by te incydenty, o których mowa nie powtórzyły się więcej. Czekam!
-Ja…- urwała pod wpływem jego spojrzenia.
-Chyba wiesz, że nie do ciebie mówiłem. – podniósł swoje spojrzenie z Anny na Alla. Ten z powagą skinął głową, iż zrozumiał to co blondyn mówił.- skarbie ubierz się bo wychodzimy.- Zaznaczył zjemy na mieście. Już najwyższy czas by inni poznali, do kogo należysz. June pomóż założyć An’di odpowiednie ubranie.- sposób w jaki wypowiedział ostatnie zdanie nie pozwalał na jakiekolwiek wątpliwości.
Blondyn puścił z uścisku brunetkę, popychając delikatnie w stronę drzwi. Dziewczyna posłusznie poszła z blondynką. Później wraz z Atraxem wyszli na miasto. ten spacer był inny.
 A zwłaszcza wizyta w knajpce, do której często zaglądała. Gospodarz nie wiedział jak ma się zachować. Prawie lizał podłogę przed idącym dumnie wyprostowanym Atraxem. Posadził ich przy najlepszym ze swoich stolików i osobiście ich obsługiwał.
Później przeszli pomiędzy straganami a blondyn osobiście wybrał sukienkę dla zdziwionej dziewczyny. Wszyscy byli niezwykle mili i uprzejmi, a nawet bardo rozmowni. Domyśliła się, że to za sprawą tego nieuchwytnego czegoś, co wyczuwała. Nie potrafiła tego określić, tego co ją ciągnęło i zmuszało do uległości.
Po powrocie wprowadził ją do sypialni by zaspokoić dziewczynę. Zaskakiwał ją tym, że bez słowa z jej strony wiedział co się w niej dzieje.
-ty we mnie czytasz jak w jakiejś książce? Nie rozumiem czemu…- spytała robiąc kółko na jego torsie palcem.
-To proste. Mam dużo bardziej rozwinięte zmysły niż ty, jak każdy wilkołak rozumiem znaczenie sygnałów jakie wysyła do mnie twoje ciało. Jeden gest, a także i zapach potrafi mi wiele powiedzieć o danej osobie. A moja pozycja w stadzie…- zaczął wyjaśniać drapiąc leciutko jej plecy.
-Ech…- jęknęła pod wpływem dotyku.
Lubił zanurzać swoje dłonie w jej włosach. Anna też lubiła kiedy to robił i tak pociągająco wtedy pachniała jego skóra. Co do mowy ciała to miał rację przypomniała sobie psy. I ze zdziwieniem stwierdziła, że niektóre z nich swym wyglądem pokazują co czują i czego potrzebują. Widać i wilkołaki mają tak jak one.
- nie przestawaj-poprosiła zasynając- mów dalej, to w jaki sposób do mnie mówisz… ucisza we mnie mój strach…wiesz ja… bardzo cię kocham. Nie wiem czemu, to jest silniejsze od strachu, tęsknoty, czy wielu innych uczuć…- przyznała się- nikt nigdy nie był dla mnie taki dobry i opiekuńczy. Jest mi z tym tak przyjemnie… nie…- urwał całując czule.
-Wiem An’di. Czuję to, o czym mówisz. Jednak moja pozycja w stadzie nie pozwala mi na skupianiu się tylko na tobie. Musze myśleć o całym stadzie, a coś niepokojącego się dzieje…- szeptał pieszczotliwie, gardłowo i uspokajająco.- muszę zadbać o bezpieczeństwo wszystkich…
-Rozumiem…- wtuliła się- teraz jesteś tu ze mną i nikt nie odbierze mi tego.- ziewnęła.
 Po tym spacerze wszyscy podchodzili do niej z uprzejmą rezerwą. Wiedzieli kim jest dla ich przywódcy i szanowali jego wybór. Zaczynało być coraz cieplej więc wybierała się na przechadzki po lesie. Niekiedy zauważała idących za nią dyskretnie tak zwanych „opiekunów”, nasyłanych przez Alla.
Atrax często podróżował i nie zabierał jej ze sobą, jednak zawsze jako jej opiekuna zostawiał właśnie Alla.
Poznała okolicę i znalazła kilka ulubionych miejsc. Najczęściej chodziła nad jezioro zwłaszcza kiedy było bardzo ciepło. Lubiła się zanurzać w jego mile chłodzącej ciało wodzie. A także nieco wyżej, odkryła tam uroczą jaskinię.
Tego dnia jak ją odnalazła zbierało się na burzę, bo było parno i duszno. Szła przed siebie za plecami mając dwóch opiekunów. Nagle powiał silny wiatr i zrobiło się ciemno, a groźne pomruki sugerowały, że za chwilę będzie padać z nieba porządna ulewa.
Wspięła się na skały i zobaczyła jaskinię. W samą porę bo jak się tylko nachyliła aby spojrzeć do środka, zaczął padać deszcz. Jego intensywność i wielkość kropli, przemoczyła bardzo szybko ubranie. Zadowolona wsunęła się do środka i postanowiła przeczekać tam ulewę. Była krótka i szybko się skończyła, za to po niej las pachniał wspaniale. Jednak musiała szybko wracać bo mokre ubrania, nie były tak przyjemne.
-No nie teraz będę miała katar.- burknęła sama do siebie.- szkoda, że Atraxa nie ma.- kichnęła bo zakręciło w nosie.
-Gdzie byłaś?- padło na wstępie kiedy tylko przekroczyła próg. Zaniepokojony All, patrzył na przemoczoną Annę.- była burza.
-Wiem złapała mnie w lesie. Przeczekałam więc ją w jaskini, niedaleko jeziora.- odpowiedziała patrząc mu prosto w oczy.- wiedziała że tylko mówiąc w ten sposób może zakończy tę rozmowę, myliła się.- idę się przebrać.- oświadczyła kierując się do pokoju, jednak All poszedł za nią.
-Miałaś iść do miasta.- zaznaczył stanowczo.
-Byłam
-To co do cholery robiłaś w lesie i to podczas burzy?- dodał hamując się.
-No… byłam w jaskini…
-Sama? Nikt za tobą nie szedł?- wypytywał podniesionym głosem.
-Na początku… to chyba nie, ale jak wracałam … to już chyba tak…
-uważaj…- popatrzył groźnie marszcząc brwi.
-Grozisz?
-Nie, ale widziano łowcę…- dokończył stanowczo.
-Rozumiem, mam na jakiś czas nie wchodzić w tamte rejony.- odparła domyślając się teraz dlaczego był taki zmartwiony i niezadowolony.- bez obaw. Mam katar, to przez kilka dni lepiej jak zostanę w łóżku.
-Źle się czujesz? Coś ci dolega?- a jego mars, zmienił się w zakłopotaną minę.
-Nic takiego- zaczęła uspokajać- trochę ciepłego bulionu, ciepłe łóżko i herbatka ziołowa. A za kilka dni będę zdrowa.
-Przyślę June- stwierdził wychodząc.
-Jak chcesz?- odpowiedziała w stronę drzwi. Weszła do łaźni, sama nalała gorącej wody i zanurzyła w niej nogi.- to środek mojej babci na przeziębienie…Apsik- wytarła nos w chusteczkę- chyba mam gorączkę.
-An’di? All przysłał mnie, bym zobaczyła co ci jest. mam rosół!- powiedziała głośno blondynka, sprawdzając sypialnie weszła do łaźni.- a tu jesteś? Co ci jest?
-Mam gorączkę i się przeziębiłam- kichnęła Anna- potrzebuję jakieś ziółka na poty i zbicie temperatury.
June podeszła do niej i przyłożyła swą chłodną dłoń do rozpalonego czoła. Przyjrzała się .
-Zaraz ci przyniosę. Wilkołaki nie mają takich dolegliwości…- zastanowiła się głośno.
-Ale ludzie tacy jak ja, to tak. Przynajmniej tam na moim świecie.- wyjaśniła dziewczyna dmuchając ponownie nos, zakaszlała.- tego jeszcze mi brakowało- burknęła wycierając nogi poszła do łóżka.
June podała rosół i poszła po ziółka. Wróciła po kilku minutach z ciepłym naparem.
-Musisz to wypić. Póki jest jeszcze ciepłe. To romnes i lippos, dodałam do tego miodynu.- wyjaśniła składniki naparu, które nic Annie nie mówiły, za to napar tak.
Zawierał zioła w smaku przypominające połączenie lipy, z rumiankiem, miodem i malinami, z odrobinką mięty. Był Nawet smaczny, po wypiciu szybko zasnęła, otulając się kołdrą. Pomocniczka przyprowadzona przez blondynkę rozpaliła w kominku, by było cieplej.
Przeziębienie nie trwało więcej niż osiem dni. Jednak przez ten czas była marudna i humorzasta. Nawet powrót blondyna niewiele pomógł.
Kiedy tylko poczuła się trochę lepiej była pełnia i wszyscy gdzieś pobiegli, pozostała sama w wielkim domu, nie licząc pozostawionych dwóch wilków na zewnątrz.
Poszła do kuchni, nalała sobie ciepłego bulionu. Następnie wzięła swoją herbatkę i powróciła do łóżka nasłuchując wycia wilków w oddali. Gdzieś tam był i on. Westchnęła siadając na parapecie i patrząc w ciemną noc.
Wcześnie rano znalazł ją śpiącą na parapecie, trzymała w ręku kubek z niedopitą herbatą. Ostrożnie wyjął go z jej dłoni i przeniósł. Położył się obok przytulając do siebie. Był zmęczony, nie tylko pełnią, ale i narastającym zagrożeniem ze strony łowców. Coraz głębiej kotołaki wnikały w tereny wilków. Coraz częściej musiał interweniować, a za czym idzie opuszczać dom.
Ta dziewczyna z nikąd, sprawiła że znów czół się młodo i wspaniale. Miał pewne obawy co do innych wilkołaków, jednak fakt przynależności do niego, na razie zapewniał jej nietykalność. Sam nieraz mu sugerował, że z taką samicą to i on mógłby się związać na całe życie. Pociągał go jej zapach i te niesamowite zielone oczy, trochę smutne, trochę przekorne. A tego to już nie mógł zlekceważyć, zwłaszcza po tym co sygnalizował mu All.
Jednak był dziwnie spokojny, kiedy ona wtulała się, czuł to co i inni pożądanie. Podniosła głowę uśmiechnęła się.
-Poświęcisz mi spacer dzisiejszego dnia. Już mi lepiej, jednak tak dawno nie spacerowaliśmy…- poprosiła szeptem- wiem, że to ty powinieneś… ale pewnie znów będziesz zajęty…- pocałowała- daj się uwieść, proszę- zmrużyła oczy i słodko się uśmiechnęła.
-An’di…- całus- ja- kolejny- mam ważne spotkanie- dokończył uwalniając się z objęć- dlatego nie mogę dzisiaj. Przełożymy to na inny dzień.
-No tak, wiedziałam- burknęła urażona- nie, to nie, pójdę sama. Nie wysyłaj za mną nianiek, pójdę tam gdzie zawsze. Jak zechcesz do mnie dołączyć to mnie znajdziesz…- wstała i wyszła z sypialni nadąsana.
-no tak, zaniedbuję ją. Po tym spotkaniu wybiorę się nad jezioro.- pomyślał przeciągając się- gdybym był pewny…- zastanowił się nad przemianą dziewczyny. Miał jednak obawy, że ona umrze podczas tej próby, była taka delikatna. Nie chciał jej stracić.
Dziewczyna po śniadaniu zjedzonym w ogólnej jadalni komunikując siedzącemu naprzeciw niej Samowi co zamierza i o tym iż On wie wyszła.

Rozdział dziewiąty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz