Dzień był ciepły i słoneczny, domyślała się obecności
opiekunów raczej niż ich zauważyła doszła do jeziora. Powoli zmysłowo rozebrała
się i weszła do wody, zanurkowała i wypłynęła prawie na środku jeziora,
nieopodal wyspy.
Popłynęła tam i
wyszła na brzeg tu mogła być tylko sama. Wilkołaki są silnymi kolesiami jednak
ich umiejętności pływackie nie są najlepsze. przeszła przez porastające brzeg
trzciny i znalazła się na niewielkiej łączce. Już wcześniej przeniosła tu kilka
rzeczy i zaniosła do wybudowanego przez nią szałasu. Wyciągnęła się nago na
jednej ze skór i opalała się. szum drzew w połączeniu z szumem fal uspokajał i
odprężał. Tam skąd pochodziła na takie leżenie nie mogłaby sobie pozwolić.
Musiała przyznać, że zaczęło jej się tu podobać. A Atrax miał rację mówiąc o
odpowiednim samcu.
-
czemu oni wszyscy tak na mnie dziwnie patrzą…- głośno wypowiedziała nurtujące
ją od dłuższego czasu pytanie.- czasami zachowują się jak psy kiedy suka jest w
rui.
Nawet Sam przyboczny i numer jeden Atraxa. Nieraz
czuła się dziwnie podniecona gdy na nią patrzył, ale to nie było to coś co
posiadał blondyn. Z łatwością ignorowała awanse Dana i innych. Jedynie All nie
czynił do niej tak zwanych słodkich oczek, miał żonę i przy niej czuł się
raczej nieswojo.
-O
co w tym wszystkim chodzi…- przewróciła się na plecy i popatrzyła w niebo.
Po jego błękitnym niebie, przypominającym oczy Atraxa
płynęły leniwie białe obłoczki. Zabawiła się w nazywanie ich kształtów. Kiedy
poczuła głód i postanowiła opuścić swój azyl. Przepłynęła szybko odległość
dzielącą brzeg od wyspy i wyszła na piaszczysta plaże. Sięgnęła po ręcznik
wykręciła włosy i wytarła się. Zaburczało jej w brzuchu, pośpiesznie założyła
sukienkę.
Popatrzyła za
nim odeszła w stronę wysepki, właśnie miała odejść jak usłyszała czyjś pełen
rozpaczy krzyk. Pobiegła bez zastanowienia w tamtą stronę. Przedzierając się
przez krzewy znalazła się przy wystraszonej małej dziewczynce stojącej na
krawędzi występu skalnego.
-
spokojnie mała przyszłam ci pomóc co się stało?- przykucnęła przy zapłakanej i
trzęsącej się dziewczynce. Mała miała rozciętą wargę i otarcia na rączkach i
policzku.
-Tony,
tam… on spadł… on nie wiem czy żyje… a ja nie wiem gdzie …- szlochała
pocierając podpuchnięte oczy brudnymi piąstkami.
-na
imię mam Anna, ale wszyscy mówią do mnie An’di. Uspokój się zaraz zejdę do
twojego brata i zobaczę czy nic mu nie jest.- spokojnie wytłumaczyła dziecku co
ma zamiar zrobić.
-A
jak i ty spadniesz? Koty nas Gonio…- wyszeptała jąkając się.
-Mam
pomysł. Zobacz ten kamień jest taki duży, że z łatwością się za nim schowasz.
Jak zobaczysz kotkę to rzuć do otworu ten kamyk, dobrze- popatrzyła dziewczynce
w oczy by upewnić się, że zrobi to o co poprosiła. Mała skinęła głową na znak
zgody- a teraz musisz być bardzo cichutko, obie nie chcemy by one nas tu
znalazły. Umiesz być bardzo cichutko…
-Tak-
otarła rękawem nosek i poszła ukucnąć za kamieniem obok szarego krzaka.
Anna spojrzała
w dół. Nie był dość głęboki, ale zejście na dno i dotarcie do chłopca było dość
trudne bez liny. Zaryzykowała powoli i ostrożnie wybierając punkty zaczepienia
znalazła się na miejscu, bez większych kłopotów. Przyklękła przy chłopaku
wyglądał na jakieś siedem lat. Miał płowe włosy i piegowaty nos. Oddychał
jednak nie był przytomny. Kilka klapsów po policzkach ocuciły go. Patrzył na
nią zamglonymi oczami.
-Spokojnie
Tony. Masz z tyłu głowy dużego guza i rozcięty policzek. Czy coś jeszcze cie
boli? Spokojnie nie jestem kotką. Możesz do mnie mówić An’di. Jak tu spadłeś?- zaczęła dotykać powoli i
delikatnie kończyny dziecka. Jak dotarła do kostki głośno jęknął.
-
moja noga, boli…goniły nas kotki i ukryliśmy się tutaj. Poślizgnąłem się jak
wychodziliśmy i spadłem- opowiedział dzielnie znosząc nastawienie zwichniętej
kostki.
-Wyrośniesz
na odważnego i dzielnego samca...- pochwaliła uśmiechając się do chłopca z
sympatią.- musisz złapać mnie za szyje i mocno się trzymać to cię stąd zabiorę,
Tony. Nie bój się już to kiedyś robiłam.- uspokoiła nerwowo patrzącego na nią
chłopca.- aby było bezpieczniej to cię przywiążę do siebie.- wyjaśniła
rozrywanie ręcznika i skręcanie go w sznurek.
Okręciła
chłopaka tak, że nie mógł spaść z jej pleców, zaczęła się wspinać. Po prawie
godzinnej wspinaczce znalazła się obok dziewczynki i odczepiła chłopca od
siebie.
-
dasz radę iść, czy mam cię ponieść.- spytała łagodnie wpatrując się w bladą
twarzyczkę chłopca.
-Sam,
będę szedł- zrobił dziarską minę choć ból okazał się spory kiedy tylko postawił
zwichniętą i świeżo nastawiona nogę na ziemi.- auć- skrzywił się i stracił
równowagę. Anna podparła chłopaka pod ramię.
-Tak
będzie lepiej, odprowadzę was. Gdzie mieszkacie?- stwierdziła po chwili
namysłu, czy aby nie zabrać ich przypadkiem do Atraxa.
-tu
niedaleko za tym wzgórzem, obok jeziora.- wyjaśniała dziewczynka, a chłopak
pokazał ręką kierunek.
-No
to prowadź. Jak ci na imię?- zapytała idąc we wskazaną stronę przez dzieci.
-mi
Tina.- uśmiechnęła się do brunetki dziewczynka.
Ostrożnie i powoli przedzierali się poprzez górską
ścieżkę, aż zeszli na równinę. Tu szybciej im poszło jednak i tak do zabudowań
rodzinnych dzieci dotarli późnym wieczorem. Zdziwiona i zaniepokojona matka nie
protestowała, kiedy Anna nią dyrygowała.
-trzeba
robić okłady! O, o tak zimna woda odrobina octu i liść tego zielstwa. A na
koniec mocno usztywnić bandażem. To do wesela się zagoi.- puściła oczko do
chłopaka kończąc zawijanie.- przydałoby się coś ciepłego i słodkiego na
pocieszkę, może kakao? Co ty na to Tony.
-Chętnie
An’di. Masz już samca bo jak dorosnę to mógłbym…- urwał widząc wejście
wkurzonego ojca. Mężczyzna od razu zauważył obcą podszedł do niej.
-Już
późno, czas na panią.- powiedział podniesionym głosem, oznaczającym kto tu
decyduje.
-tak,
będę wdzięczna za wskazanie mi drogi. To trzymaj się i niestety mam już samca.
Ale miło mi, że o mnie pomyślałeś…- uśmiechnęła się i pomachała na pożegnanie.
Wyszli w ciemną noc. Mężczyzna bez słowa szedł za nią
i popchnięciami kierował którędy ma iść. Nie podobało się to dziewczynie,
jednak nie miała innego przewodnika. Kiedy wyszli z lasu na trakt, po kilku
metrach natknęli się na ludzi Atraxa i będącego z nimi Sama.
-O
zguba się znalazła- uśmiechnął się szeroko.- my ją zabierzemy, a ty wracaj do
swoich. Atrax będzie ci bardzo wdzięczny za odnalezienie jego własności.
-To
samica przywódcy?- spytał nieco zdziwionym głosem mężczyzna.- ja myślałem…-
popatrzył na Annę.
-Tak.
To nie musisz już myśleć- powiedział rozkazująco- uważaj na kotołaki widziano
je w tej okolicy.- tamten kiwając głową zawrócił w stronę swojego domu.- An’di
masz do pogadania z wiesz kim. Jest wściekły i wszystkim się oberwało. No
oprócz ciebie.- powiedział kiedy znaleźli się dalej od mężczyzny.
Sam postanowił, że osobiście ją odprowadzi. Pozostawiając
patrolujących strażników.
-No
skoro tak mówisz.- urwała ciesząc się że jest ciemno i nie widać jak się denerwuje.
-nie
musisz tak panikować. Pewnie i tak skończy się na jednej ze słynnych jego
pogadanek.- powiedział pewny siebie.
-nic
ci do tego.- odpowiedziała nieco drżącym głosem, zła na siebie, że nie
potrafiła nad nim zapanować.
-O
jeszcze dyskutuje z samcem dominującym. Wiem, że mam rację.- odpowiedział
rozbawionym udając groźnego.
-
nie i nie dyskutuję z tobą- odparła niepewnie idąc nadal za nim.
Zastanawiała się jak on to robi, że wie co ona czuje w
danej chwili. Sam przystojny wysoki mężczyzna, jako jedyny o tak kuszących
kształtach. On też pachniał pociągająco, ale bardziej przyjacielsko niż Atrax.
-
cholera zaczynam dzielić zapachy jak uczucia, co się ze maną
dzieje.-zastanowiła się półszeptem.
-
to normalne, mamy tu takie powiedzenie…- powiedział dosłyszawszy jej słowa.
-Podsłuchujesz?
Jak możesz? Poskarżę się …- wybuchnęła wkurzając się.
-Z
wilkiem przystajesz, wilkiem zostajesz.- dokończył nie zwracając uwagi na
okazaną jawnie złość.- a ty zadajesz się z najlepszym. I w całym stadzie tylko
ja mógłbym, gdybym chciał mu dorównać. Więc schowaj swoje pazurki i pamiętaj o
tym kim ja jestem…- zaznaczył swój status tak jakby od niechcenia- potrafię być
tolerancyjny, ale mogę być niemiły. Lubię cię i traktuję uprzejmie, tego samego
oczekuję od ciebie.- nie odwracając się nawet wyjaśnił w zrozumiały dla niej
sposób o co mu chodzi.- wiem kim jesteś, uważam że to mnie powinnaś była wtedy
wybrać…- zaczepił o drażliwy dla parki temat.
-Nie
jesteś Atraxem. Ja go pokochałam zanim dowiedziałam się kim on tak naprawdę
jest. Może i wybrałabym ciebie. Ale tylko wtedy gdyby… o nie jak możesz mną tak
manipulować- stwierdziła urażona domyślając się podstępu.
-mogę,
i dlatego jesteś z nim. On potrzebuje samicy, ja mogę się bez niej obyć.
Pamiętaj jest o mnie bardzo zazdrosny.- dokończył ostrzegawczo, wchodząc na
teren zabudowań.
-Zapamiętam,
ale i tak mu powiem co o tobie myślę- dodała wkurzona idąc za nim aż do drzwi.
Tam natknęli się na June. Niezadowolona wrogo na nią
popatrzyła, ale jedno spojrzenie Sama i spuściła z tonu.
-Odprowadzę
ją do pokoju.- odpowiedziała niezadowolona jego reakcją.
-ja
powiadomię szefa. Chyba, że muszę zostać, bo ty…- urwał złowrogim pomrukiem.
Założył sobie ręce na ramiona i zmarszczył groźnie brew. Postukał wyczekująco
nogą. Blondynka popatrzyła na ziemię i dodała.
-Nic
jej nie zrobię…
-Mam
taką nadzieję…- zaznaczył ostro.
-Jednak…
-Nie
pomożesz mu w ten sposób. Przez ciebie może stracić swoją pozycję.- surowy ton
i ten przywódczy zapach wypełniający pomieszczenie zakończył rozmowę.
-June
przepraszam…- nieśmiało spróbowała porozmawiać z blondynką.
-Nie
wolno ci z nią rozmawiać An’di. Nie możesz rozmawiać z nikim aż Atrax nie pozwoli.-
zaznaczył stanowczo Sam- masz iść tam gdzie jest twoje miejsce, bez dyskusji i
ona o tym doskonale wie.- popchnął delikatnie brunetkę w stronę pokoi, a sam
wyszedł na zewnątrz i zawył.
Odpowiedział mu głos, który dobrze znała.
-Więc
niedługo tu przybędzie.- pomyślała wchodząc do pokoju. Spojrzała w lustro i
odruchowo poprawiła ubranie i włosy. Nim podeszła do krzesła przy stole wszedł
zły blondyn. Szybkimi krokami bezszelestnie zbliżył się i zanurzył ręce w jej
włosach. Wciągnął w siebie powietrze i nieco się uspokoił.
-Czemu
jesteś wkurzona na Sama? Co on ci zrobił?- padło pytanie.
-on
uważa, że powinnam go wybrać. No że on mógłby być moim samcem. Przecież to nie
możliwe, uprzedziłam go o tym ,że się dowiesz. A on na to że ty wiesz. Nie
rozumiem-powiedziała zła na szatyna, przytulając się do szerokiej piersi
blondyna.- nakrzyczysz teraz na mnie?
-Tylko
troszeczkę. gdzie byłaś? Czemu June nie znalazła cię nad jeziorem? I co u licha
robiłaś w tamtej okolicy?- powiedział głosem sprawiającym, że nie potrafiła mu
się oprzeć.
-Byłam
nad jeziorem. Nie widziałam June bo popłynęłam na wysepkę. jak wróciłam na
plażę też jej nie było. Nie wiedziałam ,że mnie szukasz. Miałam już wracać jak
usłyszałam płacz dziecka. Pobiegłam w tamtą stronę. Znalazłam zapłakaną dziewczynkę,
która jak zapewniłam, że nie jestem kotem. Wszystko mi opowiedziała. Chłopiec
spadł ze skały i był nieprzytomny. Nikogo nie widziałam i nikt inny nie mógł im
pomóc. Zlazłam na dół ocuciłam go. Miał zwichnięta kostkę to nastawiłam. Jak go
zabrałam do domu to było już ciemno i nie wiedziałam jak mam wrócić. Ojciec
chłopaka miał mnie odprowadzić jak mniemam do ciebie bo uznał mnie za obcą. A
jak już się zorientowałam taki tu panuje zwyczaj. Nie protestowałam i
spotkaliśmy właśnie Sama. Odprawił faceta do domu i nie dał mi dojść do słowa.
Zaczął mnie wkurzać, to obiecałam mu, że na niego doniosę do ciebie. A on mi
wyskoczył z tą historyjką- odpowiedziała szczerze na postawione pytania i daną
obietnicę Samowi.
-Powinnaś
dzieci przyprowadzić do mnie!- powiedział rozkazująco, rzucając niebieskie
błyskawice z oczu.
-No
taki miałam zamiar jednak biorąc pod uwagę okoliczności… no ich strach, to
pomyślałam, że lepiej i bezpieczniej będzie jak…- zaczęła się ciszej
usprawiedliwiać.
-Lepiej
i bezpieczniej by było im tu!- warknął gestykulując gwałtownie.
-nie
pomyślałam, przepraszam. Tam było po prostu bliżej…- tłumaczyła się patrząc w
jego oczy.
-na
drugi raz…
-Na
drugi raz będę wiedziała, przepraszam… bałam się o nie.- zamknęła oczy i
przytuliła się ponownie.- nie gniewaj się już. Nauczę się tego co powinnam
robić w takich sytuacjach w twoim świecie. U nas zawsze odprowadza się dzieci
do rodziców by poczuły się bezpiecznie. Uwierz nie chciałam źle…
-Rozumiem.
Przeprosiny przyjęte. A Sama masz…- zazdrośnie patrzył na Annę przez chwilę,
kiedy tłumaczyła się.
-Będę
traktować jak twojego zastępcę. On mnie tak nie kręci jak ty.- dodała, a ten
podniósł jej podbródek i pocałował.
-mam
nadzieję. Że to już się więcej nie powtórzy.- powiedział maskując swoją
zazdrość.
-Dla
mnie tylko ty się liczysz. Pamiętaj o tym i go nie słuchaj.- pocałowała go – to
co umyjesz mi plecki…
-To
propozycja.
-nie,
zaproszenie- uśmiechnęła się zalotnie.
Odwrócił się i zaniósł ją do łaźni. Kiedy znaleźli się w łóżku opowiedziała mu
jeszcze to co dowiedziała się od dzieci o kotołakach.
Szczęśliwa, że
jest obok niej, wiedziała, że jej wierzy. Zastanawiała się tylko na jakiej
podstawie tak się dzieje.
Kolejny dzień zaczął się zakazem opuszczania domu.
dlatego włócząc się po nim stanęła przy kuchni i niechcący podsłuchała rozmowę
kucharek i pomocniczek oraz June.
-
to prze nią kotołaki wnikają tak głęboko…
-Czemu
czy ona jest jedną z nich…
-Tego
to nie wiem…- usłyszała June.- wiem, że nie jest wilkołakiem.
-Ale
nasz pan bardzo ją lubi. Gdyby było z nią coś nie tak to pewnie już by jej się
pozbył…
-Tak,
na pewno- poparła ją jedna z posługaczek- wczoraj słyszałam jak mówiła mu o
dzieciach…
-A
co może chce by zrobił jej szczeniaki..- zaczęła się śmiać i zawtórowały jej
inne.
- ona
jest inna, kiedy tak dziwnie patrzy to nawet jej się trochę boję…
-Ale,
jest posłuszna Atraxowi…
-
kim ona jest? A skąd pochodzi?- zastanawiały się nieświadome, że je ktoś
podsłuchuje.
-ona
powiedziała że nie jest z naszego świata. Samce na nią lecą, a ta zachowuje się
tak jakby tego nie zauważała. Przez nią All o mało wiele nie stracił…paskudna
przybłęda z nikąd.- słowa June zabolały najbardziej.
Od kiedy ją poznała uznała, że może z nią się
zaprzyjaźnić, teraz zrozumiała, że tamtej się nie spodobało niańczenie kogoś
kategorii B. Pewnie by ją zabiła gdyby nie blondyn i zakaz.
Miała dość. Nadzieja, że ci ludzie nieco dziwni ją
polubią legła w gruzach. Markotnie wróciła do sypialni, na dokładkę
przeszywający ból brzucha uświadomił o zbliżającym się okresie. Weszła do
wanny, polała się wodą by zamaskować płacz. Cieszyła się z faktu, że Atrax w
ważnej sprawie musiał nagle wyjechać.
Ponownie zepchnięte na margines pragnienie śmierci
zaczęło brać w niej górę. Ale czy się odważy? Przecież pożądanie jakie czuła do
Atraxa było bardzo silne. Wyobcowanie zupełnie tak jak w szkole nic nowego i
nie obcego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz