Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

12/29/2018

Zew - Rozdział dziewiąty


Dzień był ciepły i słoneczny, domyślała się obecności opiekunów raczej niż ich zauważyła doszła do jeziora. Powoli zmysłowo rozebrała się i weszła do wody, zanurkowała i wypłynęła prawie na środku jeziora, nieopodal wyspy.
 Popłynęła tam i wyszła na brzeg tu mogła być tylko sama. Wilkołaki są silnymi kolesiami jednak ich umiejętności pływackie nie są najlepsze. przeszła przez porastające brzeg trzciny i znalazła się na niewielkiej łączce. Już wcześniej przeniosła tu kilka rzeczy i zaniosła do wybudowanego przez nią szałasu. Wyciągnęła się nago na jednej ze skór i opalała się. szum drzew w połączeniu z szumem fal uspokajał i odprężał. Tam skąd pochodziła na takie leżenie nie mogłaby sobie pozwolić. Musiała przyznać, że zaczęło jej się tu podobać. A Atrax miał rację mówiąc o odpowiednim samcu.
- czemu oni wszyscy tak na mnie dziwnie patrzą…- głośno wypowiedziała nurtujące ją od dłuższego czasu pytanie.- czasami zachowują się jak psy kiedy suka jest w rui.
Nawet Sam przyboczny i numer jeden Atraxa. Nieraz czuła się dziwnie podniecona gdy na nią patrzył, ale to nie było to coś co posiadał blondyn. Z łatwością ignorowała awanse Dana i innych. Jedynie All nie czynił do niej tak zwanych słodkich oczek, miał żonę i przy niej czuł się raczej nieswojo.
-O co w tym wszystkim chodzi…- przewróciła się na plecy i popatrzyła w niebo.
Po jego błękitnym niebie, przypominającym oczy Atraxa płynęły leniwie białe obłoczki. Zabawiła się w nazywanie ich kształtów. Kiedy poczuła głód i postanowiła opuścić swój azyl. Przepłynęła szybko odległość dzielącą brzeg od wyspy i wyszła na piaszczysta plaże. Sięgnęła po ręcznik wykręciła włosy i wytarła się. Zaburczało jej w brzuchu, pośpiesznie założyła sukienkę.
 Popatrzyła za nim odeszła w stronę wysepki, właśnie miała odejść jak usłyszała czyjś pełen rozpaczy krzyk. Pobiegła bez zastanowienia w tamtą stronę. Przedzierając się przez krzewy znalazła się przy wystraszonej małej dziewczynce stojącej na krawędzi występu skalnego.
- spokojnie mała przyszłam ci pomóc co się stało?- przykucnęła przy zapłakanej i trzęsącej się dziewczynce. Mała miała rozciętą wargę i otarcia na rączkach i policzku.
-Tony, tam… on spadł… on nie wiem czy żyje… a ja nie wiem gdzie …- szlochała pocierając podpuchnięte oczy brudnymi piąstkami.
-na imię mam Anna, ale wszyscy mówią do mnie An’di. Uspokój się zaraz zejdę do twojego brata i zobaczę czy nic mu nie jest.- spokojnie wytłumaczyła dziecku co ma zamiar zrobić.
-A jak i ty spadniesz? Koty nas Gonio…- wyszeptała jąkając się.
-Mam pomysł. Zobacz ten kamień jest taki duży, że z łatwością się za nim schowasz. Jak zobaczysz kotkę to rzuć do otworu ten kamyk, dobrze- popatrzyła dziewczynce w oczy by upewnić się, że zrobi to o co poprosiła. Mała skinęła głową na znak zgody- a teraz musisz być bardzo cichutko, obie nie chcemy by one nas tu znalazły. Umiesz być bardzo cichutko…
-Tak- otarła rękawem nosek i poszła ukucnąć za kamieniem obok szarego krzaka.
 Anna spojrzała w dół. Nie był dość głęboki, ale zejście na dno i dotarcie do chłopca było dość trudne bez liny. Zaryzykowała powoli i ostrożnie wybierając punkty zaczepienia znalazła się na miejscu, bez większych kłopotów. Przyklękła przy chłopaku wyglądał na jakieś siedem lat. Miał płowe włosy i piegowaty nos. Oddychał jednak nie był przytomny. Kilka klapsów po policzkach ocuciły go. Patrzył na nią zamglonymi oczami.
-Spokojnie Tony. Masz z tyłu głowy dużego guza i rozcięty policzek. Czy coś jeszcze cie boli? Spokojnie nie jestem kotką. Możesz do mnie mówić An’di. Jak  tu spadłeś?- zaczęła dotykać powoli i delikatnie kończyny dziecka. Jak dotarła do kostki głośno jęknął.
- moja noga, boli…goniły nas kotki i ukryliśmy się tutaj. Poślizgnąłem się jak wychodziliśmy i spadłem- opowiedział dzielnie znosząc nastawienie zwichniętej kostki.
-Wyrośniesz na odważnego i dzielnego samca...- pochwaliła uśmiechając się do chłopca z sympatią.- musisz złapać mnie za szyje i mocno się trzymać to cię stąd zabiorę, Tony. Nie bój się już to kiedyś robiłam.- uspokoiła nerwowo patrzącego na nią chłopca.- aby było bezpieczniej to cię przywiążę do siebie.- wyjaśniła rozrywanie ręcznika i skręcanie go w sznurek.
 Okręciła chłopaka tak, że nie mógł spaść z jej pleców, zaczęła się wspinać. Po prawie godzinnej wspinaczce znalazła się obok dziewczynki i odczepiła chłopca od siebie.
- dasz radę iść, czy mam cię ponieść.- spytała łagodnie wpatrując się w bladą twarzyczkę chłopca.
-Sam, będę szedł- zrobił dziarską minę choć ból okazał się spory kiedy tylko postawił zwichniętą i świeżo nastawiona nogę na ziemi.- auć- skrzywił się i stracił równowagę. Anna podparła chłopaka pod ramię.
-Tak będzie lepiej, odprowadzę was. Gdzie mieszkacie?- stwierdziła po chwili namysłu, czy aby nie zabrać ich przypadkiem do Atraxa.
-tu niedaleko za tym wzgórzem, obok jeziora.- wyjaśniała dziewczynka, a chłopak pokazał ręką kierunek.
-No to prowadź. Jak ci na imię?- zapytała idąc we wskazaną stronę przez dzieci.
-mi Tina.- uśmiechnęła się do brunetki dziewczynka.
Ostrożnie i powoli przedzierali się poprzez górską ścieżkę, aż zeszli na równinę. Tu szybciej im poszło jednak i tak do zabudowań rodzinnych dzieci dotarli późnym wieczorem. Zdziwiona i zaniepokojona matka nie protestowała, kiedy Anna nią dyrygowała.
-trzeba robić okłady! O, o tak zimna woda odrobina octu i liść tego zielstwa. A na koniec mocno usztywnić bandażem. To do wesela się zagoi.- puściła oczko do chłopaka kończąc zawijanie.- przydałoby się coś ciepłego i słodkiego na pocieszkę, może kakao? Co ty na to Tony.
-Chętnie An’di. Masz już samca bo jak dorosnę to mógłbym…- urwał widząc wejście wkurzonego ojca. Mężczyzna od razu zauważył obcą podszedł do niej.
-Już późno, czas na panią.- powiedział podniesionym głosem, oznaczającym kto tu decyduje.
-tak, będę wdzięczna za wskazanie mi drogi. To trzymaj się i niestety mam już samca. Ale miło mi, że o mnie pomyślałeś…- uśmiechnęła się i pomachała na pożegnanie.
Wyszli w ciemną noc. Mężczyzna bez słowa szedł za nią i popchnięciami kierował którędy ma iść. Nie podobało się to dziewczynie, jednak nie miała innego przewodnika. Kiedy wyszli z lasu na trakt, po kilku metrach natknęli się na ludzi Atraxa i będącego z nimi Sama.
-O zguba się znalazła- uśmiechnął się szeroko.- my ją zabierzemy, a ty wracaj do swoich. Atrax będzie ci bardzo wdzięczny za odnalezienie jego własności.
-To samica przywódcy?- spytał nieco zdziwionym głosem mężczyzna.- ja myślałem…- popatrzył na Annę.
-Tak. To nie musisz już myśleć- powiedział rozkazująco- uważaj na kotołaki widziano je w tej okolicy.- tamten kiwając głową zawrócił w stronę swojego domu.- An’di masz do pogadania z wiesz kim. Jest wściekły i wszystkim się oberwało. No oprócz ciebie.- powiedział kiedy znaleźli się dalej od mężczyzny.
Sam postanowił, że osobiście ją odprowadzi. Pozostawiając patrolujących strażników.
-No skoro tak mówisz.- urwała ciesząc się że jest ciemno i nie widać  jak się denerwuje.
-nie musisz tak panikować. Pewnie i tak skończy się na jednej ze słynnych jego pogadanek.- powiedział pewny siebie.
-nic ci do tego.- odpowiedziała nieco drżącym głosem, zła na siebie, że nie potrafiła nad nim zapanować.
-O jeszcze dyskutuje z samcem dominującym. Wiem, że mam rację.- odpowiedział rozbawionym udając groźnego.
- nie i nie dyskutuję z tobą- odparła niepewnie idąc nadal za nim.
Zastanawiała się jak on to robi, że wie co ona czuje w danej chwili. Sam przystojny wysoki mężczyzna, jako jedyny o tak kuszących kształtach. On też pachniał pociągająco, ale bardziej przyjacielsko niż Atrax.
- cholera zaczynam dzielić zapachy jak uczucia, co się ze maną dzieje.-zastanowiła się półszeptem.
- to normalne, mamy tu takie powiedzenie…- powiedział dosłyszawszy jej słowa.
-Podsłuchujesz? Jak możesz? Poskarżę się …- wybuchnęła wkurzając się.
-Z wilkiem przystajesz, wilkiem zostajesz.- dokończył nie zwracając uwagi na okazaną jawnie złość.- a ty zadajesz się z najlepszym. I w całym stadzie tylko ja mógłbym, gdybym chciał mu dorównać. Więc schowaj swoje pazurki i pamiętaj o tym kim ja jestem…- zaznaczył swój status tak jakby od niechcenia- potrafię być tolerancyjny, ale mogę być niemiły. Lubię cię i traktuję uprzejmie, tego samego oczekuję od ciebie.- nie odwracając się nawet wyjaśnił w zrozumiały dla niej sposób o co mu chodzi.- wiem kim jesteś, uważam że to mnie powinnaś była wtedy wybrać…- zaczepił o drażliwy dla parki temat.
-Nie jesteś Atraxem. Ja go pokochałam zanim dowiedziałam się kim on tak naprawdę jest. Może i wybrałabym ciebie. Ale tylko wtedy gdyby… o nie jak możesz mną tak manipulować- stwierdziła urażona domyślając się podstępu.
-mogę, i dlatego jesteś z nim. On potrzebuje samicy, ja mogę się bez niej obyć. Pamiętaj jest o mnie bardzo zazdrosny.- dokończył ostrzegawczo, wchodząc na teren zabudowań.
-Zapamiętam, ale i tak mu powiem co o tobie myślę- dodała wkurzona idąc za nim aż do drzwi.
Tam natknęli się na June. Niezadowolona wrogo na nią popatrzyła, ale jedno spojrzenie Sama i spuściła z tonu.
-Odprowadzę ją do pokoju.- odpowiedziała niezadowolona jego reakcją.
-ja powiadomię szefa. Chyba, że muszę zostać, bo ty…- urwał złowrogim pomrukiem. Założył sobie ręce na ramiona i zmarszczył groźnie brew. Postukał wyczekująco nogą. Blondynka popatrzyła na ziemię i dodała.
-Nic jej nie zrobię…
-Mam taką nadzieję…- zaznaczył ostro.
-Jednak…
-Nie pomożesz mu w ten sposób. Przez ciebie może stracić swoją pozycję.- surowy ton i ten przywódczy zapach wypełniający pomieszczenie zakończył rozmowę.
-June przepraszam…- nieśmiało spróbowała porozmawiać z blondynką.
-Nie wolno ci z nią rozmawiać An’di. Nie możesz rozmawiać z nikim aż Atrax nie pozwoli.- zaznaczył stanowczo Sam- masz iść tam gdzie jest twoje miejsce, bez dyskusji i ona o tym doskonale wie.- popchnął delikatnie brunetkę w stronę pokoi, a sam wyszedł  na zewnątrz i zawył. Odpowiedział mu głos, który dobrze znała.
-Więc niedługo tu przybędzie.- pomyślała wchodząc do pokoju. Spojrzała w lustro i odruchowo poprawiła ubranie i włosy. Nim podeszła do krzesła przy stole wszedł zły blondyn. Szybkimi krokami bezszelestnie zbliżył się i zanurzył ręce w jej włosach. Wciągnął w siebie powietrze i nieco się uspokoił.
-Czemu jesteś wkurzona na Sama? Co on ci zrobił?- padło pytanie.
-on uważa, że powinnam go wybrać. No że on mógłby być moim samcem. Przecież to nie możliwe, uprzedziłam go o tym ,że się dowiesz. A on na to że ty wiesz. Nie rozumiem-powiedziała zła na szatyna, przytulając się do szerokiej piersi blondyna.- nakrzyczysz teraz na mnie?
-Tylko troszeczkę. gdzie byłaś? Czemu June nie znalazła cię nad jeziorem? I co u licha robiłaś w tamtej okolicy?- powiedział głosem sprawiającym, że nie potrafiła mu się oprzeć.
-Byłam nad jeziorem. Nie widziałam June bo popłynęłam na wysepkę. jak wróciłam na plażę też jej nie było. Nie wiedziałam ,że mnie szukasz. Miałam już wracać jak usłyszałam płacz dziecka. Pobiegłam w tamtą stronę. Znalazłam zapłakaną dziewczynkę, która jak zapewniłam, że nie jestem kotem. Wszystko mi opowiedziała. Chłopiec spadł ze skały i był nieprzytomny. Nikogo nie widziałam i nikt inny nie mógł im pomóc. Zlazłam na dół ocuciłam go. Miał zwichnięta kostkę to nastawiłam. Jak go zabrałam do domu to było już ciemno i nie wiedziałam jak mam wrócić. Ojciec chłopaka miał mnie odprowadzić jak mniemam do ciebie bo uznał mnie za obcą. A jak już się zorientowałam taki tu panuje zwyczaj. Nie protestowałam i spotkaliśmy właśnie Sama. Odprawił faceta do domu i nie dał mi dojść do słowa. Zaczął mnie wkurzać, to obiecałam mu, że na niego doniosę do ciebie. A on mi wyskoczył z tą historyjką- odpowiedziała  szczerze na postawione pytania i daną obietnicę Samowi.
-Powinnaś dzieci przyprowadzić do mnie!- powiedział rozkazująco, rzucając niebieskie błyskawice z oczu.
-No taki miałam zamiar jednak biorąc pod uwagę okoliczności… no ich strach, to pomyślałam, że lepiej i bezpieczniej będzie jak…- zaczęła się ciszej usprawiedliwiać.
-Lepiej i bezpieczniej by było im tu!- warknął gestykulując gwałtownie.
-nie pomyślałam, przepraszam. Tam było po prostu bliżej…- tłumaczyła się patrząc w jego oczy.
-na drugi raz…
-Na drugi raz będę wiedziała, przepraszam… bałam się o nie.- zamknęła oczy i przytuliła się ponownie.- nie gniewaj się już. Nauczę się tego co powinnam robić w takich sytuacjach w twoim świecie. U nas zawsze odprowadza się dzieci do rodziców by poczuły się bezpiecznie. Uwierz nie chciałam źle…
-Rozumiem. Przeprosiny przyjęte. A Sama masz…- zazdrośnie patrzył na Annę przez chwilę, kiedy tłumaczyła się.
-Będę traktować jak twojego zastępcę. On mnie tak nie kręci jak ty.- dodała, a ten podniósł jej podbródek i pocałował.
-mam nadzieję. Że to już się więcej nie powtórzy.- powiedział maskując swoją zazdrość.
-Dla mnie tylko ty się liczysz. Pamiętaj o tym i go nie słuchaj.- pocałowała go – to co umyjesz mi plecki…
-To propozycja.
-nie, zaproszenie- uśmiechnęła się zalotnie.
Odwrócił się i zaniósł ją do łaźni.  Kiedy znaleźli się w łóżku opowiedziała mu jeszcze to co dowiedziała się od dzieci o kotołakach.
 Szczęśliwa, że jest obok niej, wiedziała, że jej wierzy. Zastanawiała się tylko na jakiej podstawie tak się dzieje.
Kolejny dzień zaczął się zakazem opuszczania domu. dlatego włócząc się po nim stanęła przy kuchni i niechcący podsłuchała rozmowę kucharek i pomocniczek oraz June.
- to prze nią kotołaki wnikają tak głęboko…
-Czemu czy ona jest jedną z nich…
-Tego to nie wiem…- usłyszała June.- wiem, że nie jest wilkołakiem.
-Ale nasz pan bardzo ją lubi. Gdyby było z nią coś nie tak to pewnie już by jej się pozbył…
-Tak, na pewno- poparła ją jedna z posługaczek- wczoraj słyszałam jak mówiła mu o dzieciach…
-A co może chce by zrobił jej szczeniaki..- zaczęła się śmiać i zawtórowały jej inne.
- ona jest inna, kiedy tak dziwnie patrzy to nawet jej się trochę boję…
-Ale, jest posłuszna Atraxowi…
- kim ona jest? A skąd pochodzi?- zastanawiały się nieświadome, że je ktoś podsłuchuje.
-ona powiedziała że nie jest z naszego świata. Samce na nią lecą, a ta zachowuje się tak jakby tego nie zauważała. Przez nią All o mało wiele nie stracił…paskudna przybłęda z nikąd.- słowa June zabolały najbardziej.
Od kiedy ją poznała uznała, że może z nią się zaprzyjaźnić, teraz zrozumiała, że tamtej się nie spodobało niańczenie kogoś kategorii B. Pewnie by ją zabiła gdyby nie blondyn i zakaz.
Miała dość. Nadzieja, że ci ludzie nieco dziwni ją polubią legła w gruzach. Markotnie wróciła do sypialni, na dokładkę przeszywający ból brzucha uświadomił o zbliżającym się okresie. Weszła do wanny, polała się wodą by zamaskować płacz. Cieszyła się z faktu, że Atrax w ważnej sprawie musiał nagle wyjechać.
Ponownie zepchnięte na margines pragnienie śmierci zaczęło brać w niej górę. Ale czy się odważy? Przecież pożądanie jakie czuła do Atraxa było bardzo silne. Wyobcowanie zupełnie tak jak w szkole nic nowego i nie obcego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz