"Spłuczka zmienia wszystko"
Lucky był osobą, która niewyróżniana się z tłumu. Włosy miał koloru burgunda, zielone oczy, był drobnej postury. Uczył się w szkole językowej o wysokim poziomie zaawansowania. Jego szkoła posiadała trzy struktury, bogaci, biedni i margines. On należał do tej drugiej, chcąc opłacać szkołę dorabiał jako kasjer w małym sklepiku niedaleko mieszkania, również otrzymywał stypendium naukowe.
Lucky szybko przechodził z różnymi rzeczami do porządku dziennego, rzadko można było go wyprowadzić z równowagi. Walka i jego orientacja były jego słabościami. W szkole każdy wiedział, że jest gejem, dlatego szkolny margines się nad nim znęcał. Nie płakał i nie błagał by przestawali, po prostu wiedział, że taki jest jego los.
Nie wiedział, że wszystko już niedługo się zmieni.
- Dziękujemy, zapraszamy ponownie – powiedział uśmiechając się do starszej kobiety, która wraz z zakupami wyszła ze sklepu. Usiadł na krześle i wyciągną zeszyt z pracą domową. Zawsze po szkole przychodził do pracy i między klientami odrabiał lekcje i się uczył.
- Dzisiaj nie ma ruchu – stwierdziła jego przełożona patrząc na pusty sklep. - Pójdę sprzątać na zapleczu jakby co wołaj – zwróciła się do chłopaka.
- Jasne – odpowiedział mrucząc pod nosem po włosku słówka.
Brak klientów sprawił, że z nudów zaczął czytać książkę, którą niedawno wypożyczył z biblioteki. Zrobił to tylko dlatego, że była obcojęzyczna i bardzo stara. Oprawiona była w skórę z wytłoczonym tytułem Pluviam.
Wyciągnął telefon i wybrał słownik szukając tłumaczenia tytułu. Słowo oznaczało Deszcz z łacińskiego, zainteresowany, czy pozostała część także była w tym języku zajrzał do środka. Rozbrzmiał dzwonek nad drzwiami wejściowymi i do sklepu weszło kilku młodych chłopaków głośno dyskutując i rozglądając się po półkach. Odłożył książkę i podszedł do lady czekając na klientów.
Jednego chłopaka rozpoznał z grupki, mieszkał niedaleko, zadawał się z marginesem z jego szkoły, nie przepadał za nim.
- Cześć Lucky – Zawołał wysportowany blondyn kładąc na ladę czteropak piwa.
- Witam – odpowiedział kasując.
- Jak tam w szkole, chłopaki dają ci żyć? - zapytał wyciągając portfel. Lucky wzruszył ramionami. - Wiesz, że to twoja wina, że do tego doszło. - oskarżył go chłopak. - Gdybyś dał się przelecieć, miałbyś spokój i moją ochronę.
- Nie jesteś w moim typie – odpowiedział biorąc pieniądze i wydając resztę – Dziękuję za zakupy i zapraszam ponownie – uśmiechnął się służbowo.
Po skończonej pracy udał się do mieszkania. Była to skromna kawalerka z małą kuchnią, łazienką i jednym pokojem. Rzucił się na łóżko, które nawet nie posłał jak wychodził do szkoły. Wyciągnął książkę i zaczął ją czytać, kompletnie nie rozumiejąc tego języka.
- Nie mam wyboru – mruknął do siebie wstając z łóżka i podchodząc do komputera stojącego na stoliku. Włączył tłumacz i wraz z jego pomocą uczył się poszczególnych słów. Tak jak zawsze nie zajęło mu dużo czasu jak nauczył się języka.
„Alfa jest najsilniejsza. Alfa jest władcą wszystkiego. Deszcz jest przeklęty...”
***
Kolejny dzień był gorszy od poprzedniego. Po spotkaniu Dominica wczorajszego wieczoru, wiedział, że tak będzie. Margines na niego czekał przed szkołą. Czterech dresiarzy zaciągnęło go na tyły szkoły, gdzie znajdowały się łazienki klubów sportowych. W tych godzinach nikogo tam nie było. Wepchnęli go do jednej z kabin i trzymając go za włosy zanurzyli jego głowę w sedesie, spuszczając wodę. Nienawidził tego, zapierał się rękoma próbując się odepchnąć. Zaczynał się dusić, gdy nie odpuszczali mu. Topił się… Uścisk zniknął, a on poczuł jak zanurza się w wodzie cały. Otworzył oczy wymachując dłońmi i wynurzając się. Zakaszlał wypluwając wodę i rozejrzał się.
Otaczała go woda z każdej strony, w oddali widział zbliżający się statek.
- Może mi pomogą? - pomyślał unosząc się na wodzie. Gdy tylko statek się zbliżył, dwóch mężczyzn pomogło mu wejść na pokład. Odetchną z ulgą patrząc na nich – Dziękuję za ratunek – powiedział rozglądając się. Zauważył ludzi przywiązanych sznurami do wioseł.
Jeden z mężczyzn, który pomógł mu wejść na pokład złapał go za ubranie i pociągnął w kierunku kajuty, gdzie niezbyt delikatnie wepchnął go do środka i zamknął drzwi. Jęknął boleśnie ocierając bolące miejsce i spojrzał w kierunku drzwi, słyszał jak zasuwka się zamyka.
- Gdzie ja jestem? - zastanowił się rozglądając po pomieszczeniu.
Minęło kilka godzin jak został zamknięty, słyszał głosy na pokładzie i wyłapywał niektóre słówka. Ludzie na pokładzie rozmawiali mieszaniną włoskiego z niemieckim, co dziwnie brzmiało, ale potrafił zrozumieć. Jak zawsze jego szybkie przyswajanie języków się przydało.
- Ten dzieciak to omega – usłyszał kogoś za drzwiami. - Męskie omegi, są bezwartościowe.
- Widziałeś ten kolor na jego włosach? Były krwiste!
- Mówią o mnie – stwierdził przysuwając się do drzwi by lepiej słyszeć rozmowę.
- Zamknijcie się! Męskie omegi są rzadkością! Znajdzie się jakiś koneser i zapłaci dużo kasy za tego chłopaka.
- Zgadzam się z szefem – odezwała się czwarta osoba – Widzieliście jaki on egzotyczny? Blada skóra, nietypowe krwiste włosy i jest nawet ładny. Zarobimy na nim sporo.
Drzwi się otworzyły, a on zobaczył czwórkę mężczyzn w nich.
- Handlarze żywym towarem! Gdzie ja do cholery się znalazłem?! - zastanowił się przeskakując wzrokiem z jednego mężczyzny na drugiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz