Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

7/28/2013

Selekcja Naturalna: 04. Wygrać, a jednak przegrać...

            Spojrzał na listę, którą dostał od matki i przejrzał wszystko w siatkach. Wyciągnął je z koszyka i ruszył w powrotną drogę. Miał nadzieję, że zdąży wyjść przed przyjazdem brata. Zatrzymał się na przejściu i rozejrzał. Zaczekał, aż czerwono-czarny jeep przejedzie. Na którego widok przeszły go dreszcze. Samochód nagle się zatrzymał i cofnął zatrzymując się naprzeciwko Marko. Drzwi od strony pasażera się otworzyły i dostrzegł znajomą postać.
- Wsiadaj. – Polecił siedzący za kierownicą Włoch.
- Nie dzięki. – Warknął Marko. – Wrócę na piechotę. – Niezadowolony z niespodzianki okrążył samochód i przeszedł na drugą stronę ulicy.
- Marko! No, co ty! – Krzyknął za nim Włoch wysiadając z jeepa. – Brata nie poznajesz? – Zwyczajowo się uśmiechnął do brata.
- Rozpoznaję, aż za dobrze. – Mruknął pod nosem odwracając się w stronę brata. – Miałeś być dopiero wieczorem. Mnie już w domu by nie było. – Stwierdził patrząc na przebiegającego ulicę bruneta. – Witaj Vittorio. – Wymusił uśmiech, jednak nie ukazując entuzjazmu, jaki bił od brata.
- Jak zawsze full entuzjazm. – Zaśmiał się Vittorio przytulając brata. – Dawno się nie widzieliśmy…
- Wiesz, jak ja cię nienawidzę…? – Prychnął Marko uwalniając się z braterskiego uścisku.
- Tak wiem. – Uśmiech nie schodził z twarzy przyrodniego brata. – Wcale się nie zmieniłeś… No może trochę urosłeś. Jesteś prawie równy ze mną. – Zagwizdał z podziwu i odgarnął długi kosmyk za ucho. – Wierz mi, gdyby mnie ojciec nie zmusił do przyjazdu tu, nie zabierałbym twojej przestrzeni życiowej. Wiesz, jaki on ma wpływ…
- Ta wiem. – Mruknął Marko. – Przez to muszę znosić twój… zapach w swoim pokoju. Już wstawił łóżko. – Jęknął Marko z rezygnacją postawił torby i spojrzał na Vittoria.
- Pomożesz mi trafić, bo sam zabłądzę i ojciec będzie wściekły. – Stwierdził Vittorio.
- Niech będzie. Dziś cały pokój będziesz miał dla siebie. Ja jadę na biwak z przyjaciółmi, więc co najmniej weekend nie będę musiał ciebie oglądać. – Uśmiechnął się z zadowolony.
- Widzisz. Nie będę ci utrudniał. Wiem, że tak będzie najlepiej braciszku…
- Nie nazywaj mnie tak! – Warknął wsiadając do czerwono-czarnego jeepa brata.
- Dobra. Prowadź. Taka blondyneczka kazała mi tu gdzieś skręcić. – Zastanowił się rozglądając.
- Skręć w lewo na tym skrzyżowaniu. – Pokierował Marko. – Ojciec się ucieszy, że nas zobaczy razem. – Z niesmakiem skrzywił się i energicznie pokręcił głową.
- Taa. – Poparł Vittorio brata. – On próbuje bez przerwy nas do siebie zbliżyć… Marko. – Spojrzał na brata.
- Czego? – Zapytał brunet nie patrząc na brata.
- Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie?
- Może. – Odpowiedział bez entuzjazmu.
- Wiem od zawsze, że mnie nienawidzisz. Nie rozumiem tylko, dlaczego… Marko, dlaczego mnie nienawidzisz? – Spojrzał na brata wyczekująco, gdy zatrzymał się na czerwonym świetle. Jednak Marko milczał zastanawiając się nad tym pytaniem. Nie spodziewał się akurat takiego pytania od brata. – Nie odpowiesz mi? Spodziewałem się tego. Już wiele lat się nad tym zastanawiałem. Może zgadnę… - Zastanowił się. – Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to, że nasz ojciec zdradził twoją matkę z moją.
- To nie to. – Odpowiedział lakonicznie Marko intensywnie się zastanawiając, dlaczego nienawidzi brata.
- Więc dlaczego?! – Wykrzyknął sfrustrowany uderzając pięściami w kierownicę. – Nie rozumiem… Ja byłbym… Jestem w stanie to zrozumieć. – Powiedział Vittorio patrząc przed siebie. Marko spojrzał na brata zastanawiał się, dlaczego dopiero teraz zdecydował się zadać to pytanie. Sam znał odpowiedź na to pytanie i nienawidził jego za to, że zmusił go do powiedzenia tego.
- Dobra. Powiem ci. – Westchnął przymykając oczy i opierając głowę o fotel. – Vittorio jestem po prostu… Nie wiem jak to powiedzieć… Nienawidzę cię za to, że jesteś silniejszy. Za to, że sam nie wiem. Jestem po prostu zazdrosny. Zazdrosny o wszystko, co jest z tobą związanego. Właśnie nienawidzę cię za to. – Uśmiechnął się pod nosem. Nie spodziewał się, że zrobi mu się lżej, gdy to wyrzuci z siebie. – Zabawne czyż nie? Zielone.
- Taa, śmieszne. Ja ci zawsze zazdrościłem tej swobody. Mogłeś robić, co chcesz, uczyć się w normalnej szkole. Zawierasz świetne znajomości. Zazdroszczę ci tego. – Stwierdził Vittorio ruszając wskazany kierunek.
- Ty mi?! – Niedowierzająco spojrzał na prowadzącego. – Czego chcieć więcej?! Masz moc! Wyrywasz laski, jakie tylko chcesz! A znajomi?! Masz ich pełno! Co ty do cholery opowiadasz?! Mi zazdrościsz zawierania znajomości?! – Zaśmiał się. – Naśmiewasz się ze mnie jak zawsze. – Warknął rozeźlony Marko.
- Nie, wcale. Dziewczyny łatwo wyrwać, wystarczy, że się uśmiechnę. Jestem pewien, że na ciebie leci nie jedna laska. A moi znajomi? – Prychnął z niesmakiem. – Kumplują się ze mną bo moja matka ma kasę. Praktycznie ich nie znam. – Westchnął i zerknął w lusterko. – Marko, gdy byliśmy młodsi, zawsze chciałem byś był moim przyjacielem, ale ty zawsze byłeś anty. Jak byłem straszy i dowiedziałem się, ze jestem dzieckiem z romansu. Myślałem, że to jest powód. Później, że to przez to, kim jesteśmy. Sam nie wiem, co siedzi w twojej głowie, jestem przez to skołowany.
- Skręć. – Przerwał mu Marko wskazując podjazd.
- Nie wiesz, co czułem, nie masz pojęcia jak się teraz czuję. – Pomyślał Vittorio przeczesując ręką włosy.
- Ty nadal nic nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz. Zawsze będziesz stał przede mną. Jesteś idealny pod każdym względem. – Powiedział Marko wysiadając z samochodu. – Dzięki za podwózkę.
- Nawet nie dajesz mi szansy zrozumieć. – Mruknął pod nosem Vittorio i zapalił silnik, gdy wysiadł brat.
- A ty gdzie?! – Wykrzyknął Marko zaskoczony patrząc jak z podjazdu zjeżdża jeep. – Vittorio!
- Wrócę jak pojedziesz na ten biwak. – Odpowiedział sobie Vittorio. Nie zdążył jednak odjechać w drzwiach zobaczył ojca, jego spojrzenie sprawiło, że prawie nie zapadł się w fotel.
- Vitt! Wracaj! – Warknął mężczyzna po czterdziestce z kilkudniowym zarostem. – I to natychmiast!
            Włoch chcąc, nie chcąc wrócił na podjazd  i wysiadł z samochodu ze spuszczoną głową okazując skruchę.
- Gdzie się wybierałeś? – Zażądał odpowiedzi ociec.
- Chciałem ochłonąć i przyjechałbym za jakiś czas. – Odpowiedział potulnie ojcu.
- Marko! – Warknął ojciec i skierował wściekłe spojrzenie na syna. Chłopak, gdyby tylko mógł zapadłby się pod ziemię by nie widzieć gniewu ojca.
- To nie jego wina! – Stanął w obronie brata Vittorio.
- Nie broń go Vitt. Do środka! Obydwoje! A ty mój drogi zapomnij o tym biwaku. – Warknął ojciec w stronę Marko.
-, Ale tato! – Zaprotestował Marko – Mama się zgodziła!
- Nie przed pełnią. – Warknął ojciec. – Po za tym od dziś mieszkacie razem. Vittorio masz się przyzwyczaić, bo nie wracasz do Włoch. Od dziś to twój dom. Janetta uznała, że najwyższy czas bym się tobą zajął. Ponoć potrzebujesz twardej ręki, tak jak Marko. Edukację dokończysz tu. Za to, co działo się na parkingu macie zakaz na dziewczyny. Macie się zintegrować. Nie mam zamiaru słuchać waszych kłótni. Słuchacie moich i Bonie poleceń. Od dziś dzielicie pokój i wszystko inne. Zrozumiano?!
- Tylko nie dziewczyny! – Jęknęli obaj bruneci patrząc na ojca.
- Jak to tu?! – Wykrzyknął w rodzimym włoskim języku Vittorio. – Mama by tego nie zrobiła! – Jęknął Vittorio przybity tą wiadomością.
- Nalegała.
- On?! Tu?! Jeszcze do mojej szkoły?! Nie zrobisz mi tego tato! – Wykrzyknął Marko podnosząc się gwałtownie z kanapy.
- Siad! Obaj! On tu zostaje, a ty z nim.
- Za co?! – Jęknęli obaj w swoich językach.
- Za moją krew w waszych żyłach. – Warknął mrużąc oczy ostrzegawczo. – Jak się dogadacie to zastanowię się nad zakazem na laski?
- No ładnie! Własny ojciec! – Wykrzyknęli jednocześnie.
- Moja matka… pozbyła się mnie. – Jęknął cicho po włosku Vittorio trawiąc słowa, które wypowiedział ojciec. – Co ja takiego narozrabiałem? – Zastanowił się. – Chyba nie wie o Michaele? Nie na pewno nie. – Pokręcił głową wyrzucając z głowy myśl by zadzwonić do rodzicielki. Czuł się okropnie, oprócz zakwestionowania zalotów ojca jego przyjaciółki do jego matki nic tak poważnego nie zrobił.
- To wszystko przez ciebie! – Wykrzyknął zbulwersowany Marko oskarżając brata o całe wyrządzone mu zło. – Tato…
- Pełnia niedługo nawet nie proś. – Stwierdził Damon patrząc na syna pogłębiając marsa w niezadowoleniu.
-, Ale pełnia za trzy dni! Nic mi przecież nie grozi… - Prosił nadal Marko z iskrą nadziei, że ojciec ustąpi.
- Masz brata. Stado przede wszystkim. – Odpowiedział chłopakowi tonem dającym do zrozumienia, że to już koniec dyskusji.
- Piękne mi stado. – Prychnął Marko nadąsany patrząc w podłogę. – Nawet nie wiem, o co chodzi z tym stadem.
- Damon nie bądź taki szorstki. Pozwoliłam Marko jechać na ten biwak. – Odpowiedziała kobieta o burzy rudych loków z dużymi zielonymi oczami i jasnej cerze. Była ubrana w wytarte dżinsy i zielony sweterek z dekoltem w serek. – A może by chłopcy pojadą razem na ten biwak. Vittorio poznałby kogoś, może szybciej zaaklimatyzowałby się w nowym miejscu. Pozwól chłopcom, mają jeszcze tydzień wakacji. – Położyła drobną dłoń na muskularnym ramieniu męża, spojrzała przy tym w jego oczy. Damon nigdy nie potrafił jej odmówić, gdy się w niego tak wpatrywała. Jego zdaniem jej spojrzenie by wystarczyłoby poskromić dzikiego wilka. Chrząknął znacząco i ponownie spojrzał na synów.
- Cóż, na taki układ mógłbym przystać. – Stwierdził po krótkim zastanowieniu. Obią drobną żonę w pasie i zapytał. – Co wy na to?
            Obaj jak na zawołanie podnieśli ciemne głowy i brązowymi oczami spojrzeli na ojca.
- NIE! – Powiedział stanowczo Vittorio, zaskakując tym wszystkich domowników.
- Skoro taki jest tylko sposób na to by być na biwaku. To ja jestem za… - Stwierdził uśmiechając się do matki Marko i nie zwracając większej uwagi na odmowę brata.
- Nie. – Powtórzył Vittorio chłodno patrząc na Marko.
-, Dlaczego? – Zapytała zaskoczona Bonie odmową bruneta.
- Nie. – Powtórzył uparcie Vittorio.
- Odpowiedz na zadane pytanie. – Rozkazał ojciec nieznoszącym sprzeciwu tonem.
            Vittorio zacisnął usta i zamknął oczy, chciał się sprzeciwić jednak nie potrafił tego zrobić. To był rozkaz i musiał go wykonać.
- Są trzy powody. – Warknął Vittorio patrząc na ojca. – Pierwszy to, że Marko mnie tam nie chce.
- Przecież się zgodziłem! – Zaprotestował Marko słysząc wymówkę brata.
- Po drugie, oni jeszcze nie wiedzą, że mnie nie chcą poznać.
- Skąd możesz to wiedzieć?! – Zaprotestował ponownie Marko.
- Trzeci powód jest taki, że to ja nie chcę tam jechać! – Powiedział podniesionym głosem i nim usłyszał protest brata wyszedł z salonu i wszedł po schodach do pokoju, który teraz należał i do niego. Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. To, dlatego nalegałaby wyjechał, chciała się go pozbyć. – Moja matka mnie porzuciła… Moja własna matka wyrzuciła mnie z Włoch. – Szeptał dopóki drzwi pokoju się nie otworzyły i nie wszedł do środka Marko.
- Vitt! – Krzyknął w stronę brata. – Postradałeś zmysły?! Ja muszę jechać na ten biwak!
-, Ale beze mnie.
- Bez ciebie ojciec mnie nie wypuści z domu. Błagam zrób to dla mnie!
- Marko, nie!
- Cholera Vittorio! Pomyśl! Dwa dni bez ojca! – Wykrzyknął zdeterminowany Marko.
- Nie.
- Laski będą. – Zaczął przekonywać brata.
- Nie. – Uparcie powtarzał Vittorio.
- Bardzo ładne laski…
- Nie!
- Proszę! – Jęknął Marko opadając na łóżko naprzeciwko Vittoria. – Bardzo zależy mi na tym biwaku. Muszę tam być!
- Nie.
- Ale dlaczego nie chcesz jechać?! – Zapytał marszcząc brwi patrzył pytająco na brata.
- Nie chcesz mnie tam. – Odpowiedział Vittorio zerkając na brata.
- Vitt. Jeśli to jest jedyny powód. To cię tam zaciągnę…
- Oni nie zechcą mnie poznać. – Warknął rozdrażniony utrapieniem w postaci brata.
- Skąd to możesz wiedzieć?! – Zaprzeczył Marko.
- Jestem twoim znienawidzonym bratem. Pewnie i tak oczerniłeś mnie w ich oczach. – Położył się na łóżku z myślą ignorowania Marko. – Nie jadę.
- Vittorio. Nie oczerniłem cię… Oni nawet nie wiedzą, że mam przyrodniego brata.
- Fajnie! Niech tak zostanie. – Prychnął Vittorio ucinając rozmowę.
- Vitt, jaki jest prawdziwy powód tego, że nie chcesz jechać? Tylko szczerze. To, że moi znajomi nie zechcą cię poznać to totalna bzdura. Oni zaakceptowaliby cię nawet gdybyś okazał się kosmitą…
- Nie ma tu, o czym mówić. Powiedziałem nie i koniec! – Odwrócił się do ściany.
- No, ale dlaczego?! – Jęknął uparcie Marko wpatrując się w plecy Vittorio.
- Ty tego nie chcesz, a nic na siłę nie będę robić! Daj mi spokój. Nie znasz mnie… - Burknął zerkając przez ramię na brata, który uparcie się w niego wpatrywał. – Marko. I tak tego nie zrozumiesz.
- Spróbuj. – Warknął przez zaciśnięte zęby Marko mrużąc oczy.
- Matka mnie zostawiła, tak na przykład. Mało? – Usiadł naprzeciwko i uniósł brwi. – Ja nie mam ochoty poznawać nikogo. Chciałbym pobyć sam, ale nie mogę. – Znacząco spojrzał na brata. – Ty tu siedzisz i zakłócasz mój spokój jęcząc mi nad głową. Jeszcze mało?! Do tego ojciec kazał nam się zintegrować. A my obaj dobrze wiemy, że ty tego nie chcesz.
            Marko poczuł zimny dreszcz, gdy Vittorio wpatrywał się w niego z tak ponurym spojrzeniem, że odwrócił mimowolnie wzrok.
- Tam będzie taka dziewczyna… Jest moją przyjaciółką, ale chciałbym… - Westchnął ciężko. – I tak nie zrozumiesz. Nie interesuje ciebie moje powody, bo to ty jesteś teraz ANTY. – Położył się na łóżku. – Pewnie czują do mnie żal, że się nie zjawiłem. Zwłaszcza Adam, bo to jego miała być ostatnie wspólne biwakowanie. Szkoda nie pożegnam się z nim. – Wzruszył ramionami i spojrzał w sufit. – Poddaje się. Wiem, że nie przekonam ciebie. Nie znałem cię z tej strony. Zachowujesz się zupełnie jak ojciec. Uparty głupi osioł, zmuszający innych do swojej woli. – Marudził twardo patrząc w sufit.
- A ty, co?! Lepszy?! Co usiłujesz teraz zrobić?! – Wykrzyknął wściekły Vittorio z chęcią rzucenia się na brata i go uduszeniem.
- Ja nic. – Wzruszył ramionami niewinnie patrząc na bruneta.
- I ja mam w to uwierzyć. – Warknął Vittorio z powątpiewaniem spojrzał na brata.
- Ale pomyśl…
- Myślę i dochodzę do wniosku... – Warknął Vittorio patrząc na brata. – Gdzie ten biwak? O ile dasz mi w końcu spokój i obiecasz, że zejdziesz mi z drogi. – Uśmiechnął się uprzejmie do Marko, który nieufnie na niego spoglądał.
- Przy jeziorze. A co? – Zapytał próbując rozgryźć, co siedzi w głowie brata.
- To się zbieraj. Jeszcze noc młoda. – Wyszczerzył się w uśmiechu. Co jeszcze bardziej mu nie pasowało do brata.
- Jesteś pewny? – Zaniepokojony usiadł i zaczął; się wpatrywać w stającego Vittoria.
- Oczywiście. – Uśmiechnął się jeszcze raz przeciągając się. – Lepiej być w tłumie sam, niż mieć ciebie zrzędzącego nad uchem. – Pomyślał zerkając na uśmiech brata.
- Świetnie! – Wykrzyknął entuzjastycznie Marko wyskakując z łóżka. Z tryumfem uśmiechnął się do Vittoria.
- Nie wygrałeś. – Odpowiedział ponuro Vittorio z niepasującym do tego wesołym uśmiechem.
- To nie ważne! Jadę! – Cieszył się Marko wrzucając najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. – Nie pakujesz się?
- Po co? – Zapytał Vittorio patrząc na to, co robił brunet.
- No biwak. Zgodziłeś się… Skoro się nie pakujesz to jak zamierzasz spać? No, na czym?!
- Osobno? – Powiedział z naciskiem i wyszedł z pokoju. Nie lubił tego robić. Nie lubił ukrywać siebie prawdziwego, ale co innego mu pozostawało? Marko nie pozostawiał mu wyboru, musiał się stać tym, za kogo go uważa brat. Egoistycznym, gburem, którym tak naprawdę nie był. Sprawdził czy na tylnym siedzeniu leży jego ko i wsiadł do samochodu czekając na chłopaka.
- A ty, dokąd? – Zagrodził drogę otwierającemu drzwi na podpórko Marko. Chłopak miał ze sobą plecak i namiot. Uśmiechnął się do ojca.
- Na biwak. Vittorio ustąpił. – Usprawiedliwił się z szerokim szczęśliwym uśmiechem.
- Macie być grzeczni. – Uprzedził Damon patrząc na wybiegającego z domu syna.
- To się wie tato! – Odkrzyknął Marko.
- Tłumaczyć się będziecie po powrocie. – Burknął pod nosem zrzędliwie ojciec zamykając drzwi do domu.
            Wywrócił oczami słysząc ostatnie zdanie ojca. Wrzucił bagaże na tylne siedzenie i zajął miejsce obok kierowcy.
- Prowadź, bo nie wiem, gdzie te jezioro. – Poprosił Vittorio wyjeżdżając z podjazdu.
- Nie masz pojęcia jak jestem ci wdzięczny…
- Bez pierdolenia. Wskazówki proszę i nie dyskutuj ze mną. – Przerwał bratu Vittorio.
            Był znów obcy, co niepokoiło Marko. Jego własny włoski braciszek wytyczał nieprzekraczalne granice.
- O tak on wygrał. Tak jak zawsze. – Pomyślał Marko udzielając jednocześnie wskazówek. Nie potrafił odgadnąć, kiedy to nastąpiło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz