Spojrzał na
listę, którą dostał od matki i przejrzał wszystko w siatkach. Wyciągnął je z
koszyka i ruszył w powrotną drogę. Miał nadzieję, że zdąży wyjść przed
przyjazdem brata. Zatrzymał się na przejściu i rozejrzał. Zaczekał, aż
czerwono-czarny jeep przejedzie. Na którego widok przeszły go dreszcze.
Samochód nagle się zatrzymał i cofnął zatrzymując się naprzeciwko Marko. Drzwi
od strony pasażera się otworzyły i dostrzegł znajomą postać.
- Wsiadaj. – Polecił siedzący za kierownicą Włoch.
- Nie dzięki. – Warknął Marko. – Wrócę na piechotę. – Niezadowolony
z niespodzianki okrążył samochód i przeszedł na drugą stronę ulicy.
- Marko! No, co ty! – Krzyknął za nim Włoch wysiadając z
jeepa. – Brata nie poznajesz? – Zwyczajowo się uśmiechnął do brata.
- Rozpoznaję, aż za dobrze. – Mruknął pod nosem odwracając
się w stronę brata. – Miałeś być dopiero wieczorem. Mnie już w domu by nie
było. – Stwierdził patrząc na przebiegającego ulicę bruneta. – Witaj Vittorio.
– Wymusił uśmiech, jednak nie ukazując entuzjazmu, jaki bił od brata.
- Jak zawsze full entuzjazm. – Zaśmiał się Vittorio
przytulając brata. – Dawno się nie widzieliśmy…
- Wiesz, jak ja cię nienawidzę…? – Prychnął Marko uwalniając
się z braterskiego uścisku.
- Tak wiem. – Uśmiech nie schodził z twarzy przyrodniego
brata. – Wcale się nie zmieniłeś… No może trochę urosłeś. Jesteś prawie równy
ze mną. – Zagwizdał z podziwu i odgarnął długi kosmyk za ucho. – Wierz mi,
gdyby mnie ojciec nie zmusił do przyjazdu tu, nie zabierałbym twojej
przestrzeni życiowej. Wiesz, jaki on ma wpływ…
- Ta wiem. – Mruknął Marko. – Przez to muszę znosić twój…
zapach w swoim pokoju. Już wstawił łóżko. – Jęknął Marko z rezygnacją postawił
torby i spojrzał na Vittoria.
- Pomożesz mi trafić, bo sam zabłądzę i ojciec będzie
wściekły. – Stwierdził Vittorio.
- Niech będzie. Dziś cały pokój będziesz miał dla siebie. Ja
jadę na biwak z przyjaciółmi, więc co najmniej weekend nie będę musiał ciebie
oglądać. – Uśmiechnął się z zadowolony.
- Widzisz. Nie będę ci utrudniał. Wiem, że tak będzie
najlepiej braciszku…
- Nie nazywaj mnie tak! – Warknął wsiadając do
czerwono-czarnego jeepa brata.
- Dobra. Prowadź. Taka blondyneczka kazała mi tu gdzieś
skręcić. – Zastanowił się rozglądając.
- Skręć w lewo na tym skrzyżowaniu. – Pokierował Marko. –
Ojciec się ucieszy, że nas zobaczy razem. – Z niesmakiem skrzywił się i
energicznie pokręcił głową.
- Taa. – Poparł Vittorio brata. – On próbuje bez przerwy nas
do siebie zbliżyć… Marko. – Spojrzał na brata.
- Czego? – Zapytał brunet nie patrząc na brata.
- Odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie?
- Może. – Odpowiedział bez entuzjazmu.
- Wiem od zawsze, że mnie nienawidzisz. Nie rozumiem tylko,
dlaczego… Marko, dlaczego mnie nienawidzisz? – Spojrzał na brata wyczekująco,
gdy zatrzymał się na czerwonym świetle. Jednak Marko milczał zastanawiając się
nad tym pytaniem. Nie spodziewał się akurat takiego pytania od brata. – Nie
odpowiesz mi? Spodziewałem się tego. Już wiele lat się nad tym zastanawiałem.
Może zgadnę… - Zastanowił się. – Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to, że nasz
ojciec zdradził twoją matkę z moją.
- To nie to. – Odpowiedział lakonicznie Marko intensywnie
się zastanawiając, dlaczego nienawidzi brata.
- Więc dlaczego?! – Wykrzyknął sfrustrowany uderzając
pięściami w kierownicę. – Nie rozumiem… Ja byłbym… Jestem w stanie to
zrozumieć. – Powiedział Vittorio patrząc przed siebie. Marko spojrzał na brata
zastanawiał się, dlaczego dopiero teraz zdecydował się zadać to pytanie. Sam
znał odpowiedź na to pytanie i nienawidził jego za to, że zmusił go do
powiedzenia tego.
- Dobra. Powiem ci. – Westchnął przymykając oczy i opierając
głowę o fotel. – Vittorio jestem po prostu… Nie wiem jak to powiedzieć…
Nienawidzę cię za to, że jesteś silniejszy. Za to, że sam nie wiem. Jestem po
prostu zazdrosny. Zazdrosny o wszystko, co jest z tobą związanego. Właśnie
nienawidzę cię za to. – Uśmiechnął się pod nosem. Nie spodziewał się, że zrobi
mu się lżej, gdy to wyrzuci z siebie. – Zabawne czyż nie? Zielone.
- Taa, śmieszne. Ja ci zawsze zazdrościłem tej swobody.
Mogłeś robić, co chcesz, uczyć się w normalnej szkole. Zawierasz świetne
znajomości. Zazdroszczę ci tego. – Stwierdził Vittorio ruszając wskazany
kierunek.
- Ty mi?! – Niedowierzająco spojrzał na prowadzącego. –
Czego chcieć więcej?! Masz moc! Wyrywasz laski, jakie tylko chcesz! A znajomi?!
Masz ich pełno! Co ty do cholery opowiadasz?! Mi zazdrościsz zawierania
znajomości?! – Zaśmiał się. – Naśmiewasz się ze mnie jak zawsze. – Warknął
rozeźlony Marko.
- Nie, wcale. Dziewczyny łatwo wyrwać, wystarczy, że się
uśmiechnę. Jestem pewien, że na ciebie leci nie jedna laska. A moi znajomi? –
Prychnął z niesmakiem. – Kumplują się ze mną bo moja matka ma kasę. Praktycznie
ich nie znam. – Westchnął i zerknął w lusterko. – Marko, gdy byliśmy młodsi,
zawsze chciałem byś był moim przyjacielem, ale ty zawsze byłeś anty. Jak byłem
straszy i dowiedziałem się, ze jestem dzieckiem z romansu. Myślałem, że to jest
powód. Później, że to przez to, kim jesteśmy. Sam nie wiem, co siedzi w twojej
głowie, jestem przez to skołowany.
- Skręć. – Przerwał mu Marko wskazując podjazd.
- Nie wiesz, co czułem, nie masz pojęcia jak się teraz
czuję. – Pomyślał Vittorio przeczesując ręką włosy.
- Ty nadal nic nie rozumiesz i nigdy nie zrozumiesz. Zawsze
będziesz stał przede mną. Jesteś idealny pod każdym względem. – Powiedział
Marko wysiadając z samochodu. – Dzięki za podwózkę.
- Nawet nie dajesz mi szansy zrozumieć. – Mruknął pod nosem
Vittorio i zapalił silnik, gdy wysiadł brat.
- A ty gdzie?! – Wykrzyknął Marko zaskoczony patrząc jak z
podjazdu zjeżdża jeep. – Vittorio!
- Wrócę jak pojedziesz na ten biwak. – Odpowiedział sobie
Vittorio. Nie zdążył jednak odjechać w drzwiach zobaczył ojca, jego spojrzenie
sprawiło, że prawie nie zapadł się w fotel.
- Vitt! Wracaj! – Warknął mężczyzna po czterdziestce z
kilkudniowym zarostem. – I to natychmiast!
Włoch
chcąc, nie chcąc wrócił na podjazd i
wysiadł z samochodu ze spuszczoną głową okazując skruchę.
- Gdzie się wybierałeś? – Zażądał odpowiedzi ociec.
- Chciałem ochłonąć i przyjechałbym za jakiś czas. –
Odpowiedział potulnie ojcu.
- Marko! – Warknął ojciec i skierował wściekłe spojrzenie na
syna. Chłopak, gdyby tylko mógł zapadłby się pod ziemię by nie widzieć gniewu
ojca.
- To nie jego wina! – Stanął w obronie brata Vittorio.
- Nie broń go Vitt. Do środka! Obydwoje! A ty mój drogi
zapomnij o tym biwaku. – Warknął ojciec w stronę Marko.
-, Ale tato! – Zaprotestował Marko – Mama się zgodziła!
- Nie przed pełnią. – Warknął ojciec. – Po za tym od dziś
mieszkacie razem. Vittorio masz się przyzwyczaić, bo nie wracasz do Włoch. Od
dziś to twój dom. Janetta uznała, że najwyższy czas bym się tobą zajął. Ponoć
potrzebujesz twardej ręki, tak jak Marko. Edukację dokończysz tu. Za to, co
działo się na parkingu macie zakaz na dziewczyny. Macie się zintegrować. Nie
mam zamiaru słuchać waszych kłótni. Słuchacie moich i Bonie poleceń. Od dziś
dzielicie pokój i wszystko inne. Zrozumiano?!
- Tylko nie dziewczyny! – Jęknęli obaj bruneci patrząc na
ojca.
- Jak to tu?! – Wykrzyknął w rodzimym włoskim języku
Vittorio. – Mama by tego nie zrobiła! – Jęknął Vittorio przybity tą
wiadomością.
- Nalegała.
- On?! Tu?! Jeszcze do mojej szkoły?! Nie zrobisz mi tego
tato! – Wykrzyknął Marko podnosząc się gwałtownie z kanapy.
- Siad! Obaj! On tu zostaje, a ty z nim.
- Za co?! – Jęknęli obaj w swoich językach.
- Za moją krew w waszych żyłach. – Warknął mrużąc oczy
ostrzegawczo. – Jak się dogadacie to zastanowię się nad zakazem na laski?
- No ładnie! Własny ojciec! – Wykrzyknęli jednocześnie.
- Moja matka… pozbyła się mnie. – Jęknął cicho po włosku
Vittorio trawiąc słowa, które wypowiedział ojciec. – Co ja takiego
narozrabiałem? – Zastanowił się. – Chyba nie wie o Michaele? Nie na pewno nie.
– Pokręcił głową wyrzucając z głowy myśl by zadzwonić do rodzicielki. Czuł się
okropnie, oprócz zakwestionowania zalotów ojca jego przyjaciółki do jego matki
nic tak poważnego nie zrobił.
- To wszystko przez ciebie! – Wykrzyknął zbulwersowany Marko
oskarżając brata o całe wyrządzone mu zło. – Tato…
- Pełnia niedługo nawet nie proś. – Stwierdził Damon patrząc
na syna pogłębiając marsa w niezadowoleniu.
-, Ale pełnia za trzy dni! Nic mi przecież nie grozi… -
Prosił nadal Marko z iskrą nadziei, że ojciec ustąpi.
- Masz brata. Stado przede wszystkim. – Odpowiedział
chłopakowi tonem dającym do zrozumienia, że to już koniec dyskusji.
- Piękne mi stado. – Prychnął Marko nadąsany patrząc w
podłogę. – Nawet nie wiem, o co chodzi z tym stadem.
- Damon nie bądź taki szorstki. Pozwoliłam Marko jechać na
ten biwak. – Odpowiedziała kobieta o burzy rudych loków z dużymi zielonymi
oczami i jasnej cerze. Była ubrana w wytarte dżinsy i zielony sweterek z
dekoltem w serek. – A może by chłopcy pojadą razem na ten biwak. Vittorio
poznałby kogoś, może szybciej zaaklimatyzowałby się w nowym miejscu. Pozwól
chłopcom, mają jeszcze tydzień wakacji. – Położyła drobną dłoń na muskularnym
ramieniu męża, spojrzała przy tym w jego oczy. Damon nigdy nie potrafił jej
odmówić, gdy się w niego tak wpatrywała. Jego zdaniem jej spojrzenie by wystarczyłoby
poskromić dzikiego wilka. Chrząknął znacząco i ponownie spojrzał na synów.
- Cóż, na taki układ mógłbym przystać. – Stwierdził po
krótkim zastanowieniu. Obią drobną żonę w pasie i zapytał. – Co wy na to?
Obaj jak na
zawołanie podnieśli ciemne głowy i brązowymi oczami spojrzeli na ojca.
- NIE! – Powiedział stanowczo Vittorio, zaskakując tym
wszystkich domowników.
- Skoro taki jest tylko sposób na to by być na biwaku. To ja
jestem za… - Stwierdził uśmiechając się do matki Marko i nie zwracając większej
uwagi na odmowę brata.
- Nie. – Powtórzył Vittorio chłodno patrząc na Marko.
-, Dlaczego? – Zapytała zaskoczona Bonie odmową bruneta.
- Nie. – Powtórzył uparcie Vittorio.
- Odpowiedz na zadane pytanie. – Rozkazał ojciec
nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Vittorio
zacisnął usta i zamknął oczy, chciał się sprzeciwić jednak nie potrafił tego
zrobić. To był rozkaz i musiał go wykonać.
- Są trzy powody. – Warknął Vittorio patrząc na ojca. –
Pierwszy to, że Marko mnie tam nie chce.
- Przecież się zgodziłem! – Zaprotestował Marko słysząc
wymówkę brata.
- Po drugie, oni jeszcze nie wiedzą, że mnie nie chcą
poznać.
- Skąd możesz to wiedzieć?! – Zaprotestował ponownie Marko.
- Trzeci powód jest taki, że to ja nie chcę tam jechać! –
Powiedział podniesionym głosem i nim usłyszał protest brata wyszedł z salonu i
wszedł po schodach do pokoju, który teraz należał i do niego. Usiadł na łóżku i
ukrył twarz w dłoniach. To, dlatego nalegałaby wyjechał, chciała się go pozbyć.
– Moja matka mnie porzuciła… Moja własna matka wyrzuciła mnie z Włoch. –
Szeptał dopóki drzwi pokoju się nie otworzyły i nie wszedł do środka Marko.
- Vitt! – Krzyknął w stronę brata. – Postradałeś zmysły?! Ja
muszę jechać na ten biwak!
-, Ale beze mnie.
- Bez ciebie ojciec mnie nie wypuści z domu. Błagam zrób to
dla mnie!
- Marko, nie!
- Cholera Vittorio! Pomyśl! Dwa dni bez ojca! – Wykrzyknął
zdeterminowany Marko.
- Nie.
- Laski będą. – Zaczął przekonywać brata.
- Nie. – Uparcie powtarzał Vittorio.
- Bardzo ładne laski…
- Nie!
- Proszę! – Jęknął Marko opadając na łóżko naprzeciwko
Vittoria. – Bardzo zależy mi na tym biwaku. Muszę tam być!
- Nie.
- Ale dlaczego nie chcesz jechać?! – Zapytał marszcząc brwi
patrzył pytająco na brata.
- Nie chcesz mnie tam. – Odpowiedział Vittorio zerkając na
brata.
- Vitt. Jeśli to jest jedyny powód. To cię tam zaciągnę…
- Oni nie zechcą mnie poznać. – Warknął rozdrażniony
utrapieniem w postaci brata.
- Skąd to możesz wiedzieć?! – Zaprzeczył Marko.
- Jestem twoim znienawidzonym bratem. Pewnie i tak
oczerniłeś mnie w ich oczach. – Położył się na łóżku z myślą ignorowania Marko.
– Nie jadę.
- Vittorio. Nie oczerniłem cię… Oni nawet nie wiedzą, że mam
przyrodniego brata.
- Fajnie! Niech tak zostanie. – Prychnął Vittorio ucinając
rozmowę.
- Vitt, jaki jest prawdziwy powód tego, że nie chcesz
jechać? Tylko szczerze. To, że moi znajomi nie zechcą cię poznać to totalna
bzdura. Oni zaakceptowaliby cię nawet gdybyś okazał się kosmitą…
- Nie ma tu, o czym mówić. Powiedziałem nie i koniec! –
Odwrócił się do ściany.
- No, ale dlaczego?! – Jęknął uparcie Marko wpatrując się w
plecy Vittorio.
- Ty tego nie chcesz, a nic na siłę nie będę robić! Daj mi
spokój. Nie znasz mnie… - Burknął zerkając przez ramię na brata, który uparcie
się w niego wpatrywał. – Marko. I tak tego nie zrozumiesz.
- Spróbuj. – Warknął przez zaciśnięte zęby Marko mrużąc
oczy.
- Matka mnie zostawiła, tak na przykład. Mało? – Usiadł
naprzeciwko i uniósł brwi. – Ja nie mam ochoty poznawać nikogo. Chciałbym pobyć
sam, ale nie mogę. – Znacząco spojrzał na brata. – Ty tu siedzisz i zakłócasz
mój spokój jęcząc mi nad głową. Jeszcze mało?! Do tego ojciec kazał nam się
zintegrować. A my obaj dobrze wiemy, że ty tego nie chcesz.
Marko
poczuł zimny dreszcz, gdy Vittorio wpatrywał się w niego z tak ponurym
spojrzeniem, że odwrócił mimowolnie wzrok.
- Tam będzie taka dziewczyna… Jest moją przyjaciółką, ale
chciałbym… - Westchnął ciężko. – I tak nie zrozumiesz. Nie interesuje ciebie
moje powody, bo to ty jesteś teraz ANTY. – Położył się na łóżku. – Pewnie czują
do mnie żal, że się nie zjawiłem. Zwłaszcza Adam, bo to jego miała być ostatnie
wspólne biwakowanie. Szkoda nie pożegnam się z nim. – Wzruszył ramionami i
spojrzał w sufit. – Poddaje się. Wiem, że nie przekonam ciebie. Nie znałem cię
z tej strony. Zachowujesz się zupełnie jak ojciec. Uparty głupi osioł,
zmuszający innych do swojej woli. – Marudził twardo patrząc w sufit.
- A ty, co?! Lepszy?! Co usiłujesz teraz zrobić?! –
Wykrzyknął wściekły Vittorio z chęcią rzucenia się na brata i go uduszeniem.
- Ja nic. – Wzruszył ramionami niewinnie patrząc na bruneta.
- I ja mam w to uwierzyć. – Warknął Vittorio z
powątpiewaniem spojrzał na brata.
- Ale pomyśl…
- Myślę i dochodzę do wniosku... – Warknął Vittorio patrząc
na brata. – Gdzie ten biwak? O ile dasz mi w końcu spokój i obiecasz, że
zejdziesz mi z drogi. – Uśmiechnął się uprzejmie do Marko, który nieufnie na
niego spoglądał.
- Przy jeziorze. A co? – Zapytał próbując rozgryźć, co
siedzi w głowie brata.
- To się zbieraj. Jeszcze noc młoda. – Wyszczerzył się w
uśmiechu. Co jeszcze bardziej mu nie pasowało do brata.
- Jesteś pewny? – Zaniepokojony usiadł i zaczął; się
wpatrywać w stającego Vittoria.
- Oczywiście. – Uśmiechnął się jeszcze raz przeciągając się.
– Lepiej być w tłumie sam, niż mieć ciebie zrzędzącego nad uchem. – Pomyślał
zerkając na uśmiech brata.
- Świetnie! – Wykrzyknął entuzjastycznie Marko wyskakując z
łóżka. Z tryumfem uśmiechnął się do Vittoria.
- Nie wygrałeś. – Odpowiedział ponuro Vittorio z
niepasującym do tego wesołym uśmiechem.
- To nie ważne! Jadę! – Cieszył się Marko wrzucając
najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. – Nie pakujesz się?
- Po co? – Zapytał Vittorio patrząc na to, co robił brunet.
- No biwak. Zgodziłeś się… Skoro się nie pakujesz to jak
zamierzasz spać? No, na czym?!
- Osobno? – Powiedział z naciskiem i wyszedł z pokoju. Nie
lubił tego robić. Nie lubił ukrywać siebie prawdziwego, ale co innego mu
pozostawało? Marko nie pozostawiał mu wyboru, musiał się stać tym, za kogo go
uważa brat. Egoistycznym, gburem, którym tak naprawdę nie był. Sprawdził czy na
tylnym siedzeniu leży jego ko i wsiadł do samochodu czekając na chłopaka.
- A ty, dokąd? – Zagrodził drogę otwierającemu drzwi na
podpórko Marko. Chłopak miał ze sobą plecak i namiot. Uśmiechnął się do ojca.
- Na biwak. Vittorio ustąpił. – Usprawiedliwił się z
szerokim szczęśliwym uśmiechem.
- Macie być grzeczni. – Uprzedził Damon patrząc na
wybiegającego z domu syna.
- To się wie tato! – Odkrzyknął Marko.
- Tłumaczyć się będziecie po powrocie. – Burknął pod nosem
zrzędliwie ojciec zamykając drzwi do domu.
Wywrócił
oczami słysząc ostatnie zdanie ojca. Wrzucił bagaże na tylne siedzenie i zajął
miejsce obok kierowcy.
- Prowadź, bo nie wiem, gdzie te jezioro. – Poprosił
Vittorio wyjeżdżając z podjazdu.
- Nie masz pojęcia jak jestem ci wdzięczny…
- Bez pierdolenia. Wskazówki proszę i nie dyskutuj ze mną. –
Przerwał bratu Vittorio.
Był znów
obcy, co niepokoiło Marko. Jego własny włoski braciszek wytyczał
nieprzekraczalne granice.
- O tak on wygrał. Tak jak zawsze. – Pomyślał Marko udzielając
jednocześnie wskazówek. Nie potrafił odgadnąć, kiedy to nastąpiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz