Matt w
końcu dojechał nad jezioro z westchnieniem ulgi stwierdził, że nie jest
ostatni. Ognisko rozpalał Adam, a dziewczyny męczyły się z rozstawianiem
jednego z namiotów. Kate zauważając Indianina pomachała do niego z uśmiechem.
- Cześć wszystkim! – Wykrzyknął kładąc rower pod dużym dębem
przy innych. Postawił plecak przy pniu, który zawsze im służył za siedzisko i
podszedł do dziewczyn by pomóc postawić namiot.
- Cześć. Masz te pyszne kluseczki z serem twojej mamy? –
Zapytała Kara podając chłopakowi śledzia.
- Tak mam. – Odparł z szerokim uśmiechem stawiając namiot
tak jak trzeba. – A ty nadal nie umiesz rozkładać namiotu Makowa Panienko.
- Szczerzący się kojocie może rozłożysz jeszcze ten namiot!
– Zawołała Kate rzucając w chłopaka plecakiem.
- Szczerzący się kojot już rozkłada. – Dla potwierdzenia
wyszczerzył się w uśmiechu wyjmując spakowane w plecaku części namiotu.
- Ciekawe, kiedy Marko przyjedzie. – Mruknęła Kara
podchodząc do Kate i Matta.
- Znasz go. Zjawi się, nawet, jeśli miałby wyskoczyć przez
okno. – Stwierdził Matt wzruszając ramionami. – On nie przepuściłby ostatniego
naszego wspólnego ogniska.
- Masz rację. Nie muszę się o to martwić. – Uśmiechnęła się
Kara rozejrzała się po obozie. Dwa namioty stały obok siebie, a trzeci już
niedługo zostanie rozłożony. Adam właśnie z Sarą i Klarą wracał z opałem, który
miał im wystarczyć na całą noc i kawałek następnego dnia. Już spora sterta
leżała niedaleko ogniska. Wszystko było idealnie, prócz jednej sprawy, która
nie dawała jej spokoju. Coś umknęło jej podczas popołudniowej rozmowy z Marko i
oczywiście brak kolegi też był dotkliwy. Bardzo go lubiła, chciałaby było to
coś więcej jednak nie wiedziała, co on czuje, dlatego pozostawała przy jego
boku jako przyjaciółka.
- Znam ten jeep. –Przerwała jej rozmyślenia Sara wskazując
jadący czarno-czerwony jeep.
- Ciekawe, kto to. – Zastanowiła się Kara przyglądając się
parkującemu samochodowi.
- A ten tu, czego?! Przecież to prywatna impreza. Obcych nam
tu nie trzeba. – Warknął niezadowolony Matt wstając i podchodząc do Adama i
Kate.
- Marko? – Zaskoczona Kara patrzyła jak jej przyjaciel
wysiada z samochodu i z uśmiechem macha do nich.
- Cześć wszystkim! – Zawołał podchodząc do grupki. –
Przepraszam za spóźnienie, ale miałem małe komplikacje. – Stwierdził wskazując
na samochód.
- Dobrze, że jesteś. – Powiedziała Kara z uśmiechem ulgi
patrząc na bruneta i na kierowcę. – A on to, kto? – Zapytała wskazując
podbródkiem kierowcę.
- No to są te komplikacje. – Stwierdził Marko i spojrzał na
samochód. – Vitt! – Zawołał przywołując go gestem.
- Po jaka cholerę ten dupek chce się integrować. – Warknął
pod nosem niezadowolony Vittorio. Zacisnął dłonie na kierownicy, był gotów
odjechać jednak słysząc ponowne woła nie. Wysiadł z samochodu uśmiechając się
podszedł do grupki. – Bongorno. – Przywitał się po włosku i poklepał po
ramieniu brata. – Miałobyś osobno. – Syknął do Marko, tak by tylko brat go
usłyszał. Marko uśmiechnął się ignorując uwagę Vittoria.
- To mój przyrodni brat. Dziś przyjechał z Włoch i zostaje
na stałe. – Przedstawił brata z wymuszonym uśmiechem.
- Ty masz brata? – Zdziwiła się szatynka przyglądając się
brunetowi stojącemu obok Marko. Byli uderzająco podobni do siebie, choć Marko
wydawał się szczuplejszy od brata. Jednak w tym chłopaku było coś, co ją
odstraszało, zignorowała instynkt i z uśmiechem wyciągnęła rękę do Vittoria. –
Klara. Miło cię poznać. – Powiedziała po włosku, chcąc by ją zrozumiał.
Vittorio zmierzył krytycznym spojrzeniem dziewczynę i uścisnął jej rękę
pochylając się lekko w jej stronę.
- Zależy, dla kogo. Czy oni wiedzą, czym jesteś? Ja wiem i
dla swojego dobra trzymaj się w bezpiecznej odległości. – Powiedział to
ściszonym głosem uśmiechając się przy tym, co nie pasowało do jego groźby.
Zaskoczona Klara zabrała dłoń i przyjrzała się chłopakowi zaniepokojona.
- Jesteś pewny? – Zapytała cofając się do tyło niby to
robiąc miejsce dla kogoś innego. Chłopak tylko się uśmiechnął zalotnie i kiwnął
głową na tak.
- A mówiłeś, że nie interesują cię dziewczyny. – Bąknął
Marko po włosku patrząc na uśmiech brata.
- Czyży? – Uśmiechnął się przebiegle do brata. – Która to… -
Zamyślił się i pociągnął nosem, gdy podeszła Kara by się przedstawić. – Niech
zgadnę. – Dodał. – Piękna lady. – Udał łamany angielski. Pochylił się nad
brunetką i pocałował ją. – Jesteś wolna? – Zapytał uśmiechając się do
zaczerwienionej Kary. – Wybacz mój angielski. Udzielisz mi kilku lekcji tego
języka…
- Nie udzieli żadnych lekcji! – Gwałtownie zareagował Marko
mówiąc po włosku. – Zabierz te łapy od niej!
- Hm? – Spojrzał rozbawiony reakcją brata Vittorio. Marko
zmrużył oczy patrząc wściekły w rozbawione oczy brata.
- Ktoś jest głodny? – Zapytała Kate przerywając nienaturalną
ciszę i przytulając się do boku Adama.
- Jasne. – Zgodził się Matt widząc niewidoczny dla
wszystkich pojedynek między braćmi. – Marko, chodź…
- Dobra. – Warknął Marko spuszczając wzrok na Karę. Wziął
dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę obozowiska. Vittorio patrzył jak
wszyscy wracają do przerwanej ich przyjazdem zabawy. Czuł się tu obco i
samotnie. Usiadł na kłodzie stojącej dalej od ogniska nie chcąc się mieszać do
zabawy grupki przyjaciół.
- Cześć. Poznajesz mnie? – Zagadnęła blondynka podając mu
kubek z ciepłą czekoladą.
- Dzięki. – Powiedział po włosku biorąc kubek i robiąc łyk.
- Marko! – Zawołała Sara zerkając na bruneta siedzącego po
drugiej stronie ogniska.
- Nie ma mowy! – Stwierdził stanowczo Marko. – Kara zna
włoski!
Sara
wywróciła oczami i pokręciła głową spojrzała na szatynkę. Ta zauważając jej
spojrzenie energicznie pokręciła głową na nie.
- Nie licz na to. Z tym kimś nie gadam. – Stwierdziła
odwracając się urażona tyłem do Vittoria i Sary.
- Co z nimi? – Zmarszczyła brwi Sara nie rozumiejąc nie
chęci przyjaciół. – Ej. – Spojrzała na siedzącego Włocha. – Czym ją tak
zniechęciłeś? – Zapytała patrząc w te przeszywające jej dusze oczy. Chłopak
tylko się uśmiechnął udając, że nie rozumie jej pytania zrobił jej miejsce
obok. – Um.… Dziękuję. – Odparła siadając obok. – Wiesz wyglądasz na miłą
osobę… - Zagadnęła po chwili ciszy.
- Daj mi spokój. – Ponuro pomyślał Vittorio wpatrując się w
wesoło trzaskający ogień.
- Ej, co ci? Daj nam szansę. Rozumiem nowe miejsce, obcy
ludzie… - Poprosiła Sara wyczuwając nastrój chłopaka, obok, którego siedziała.
– Szkoda, że nie mówisz po angielsku. Byłoby prościej, gdyby nie ten twój
dystans. – Mruknęła pod nosem upijając łyk ze swojego kubka. Zadrżała, gdy
powiał zimny wiaterek znad jeziora. Vittorio spojrzał na drżącą blondynkę
siedzącą obok niego. Wstał z kłody zdjął kurtkę i przykrył nią dziewczynę. Nim
ta zdążyła się odezwać oddalił się w stronę jeziora. W końcu był sam mógł się
skupić na swoich myślach wędrując brzegiem. Myśli wędrowały wokół przeszłości i
przyszłości z bratem w nowym miejscu, która nagle stało się jego więzieniem. A
dozorcą trzymającym smycz i kaganiec był ojciec.
Podniósł
kamień i puścił kaczkę. Emocje, nad którymi nie mógł zapanować w końcu
ustępowały zmęczeniu podróżą. Puścił drugą kaczkę i ruszył powrotem do obozu.
Wszyscy dobrze się bawili. Dziewczyna, której dał kurtkę od razu go zauważyła i
przyjaźnie się uśmiechnęła. Odwzajemnił uśmiech i ruszył w stronę jeepa.
- Vitt. – Zawołał Marko podbiegając do brata. – Jest wolne
miejsce u Matta w namiocie. Jeśli chcesz to możesz u niego spać...
- Mam swój samochód. – Odpowiedział Vittorio otwierając
drzwiczki i wyciągając koc.
- Nie to nie. – Odparł Marko ruszając w stronę przyjaciół.
Na pytające spojrzenie Matta wzruszył ramionami. – Nie skorzysta woli samochód.
To ja z Adamem, a ty Matt sam.
- Zdecydowanie. On przez sen strasznie wierzga i wali jakby
z kimś walczył. – Wyjaśnił Adam Klarze.
- Jeszcze przy tym warczy. – Powiedziała głośnym szeptem
Kara na ucho szatynce.
- HEJ! – Wykrzyknął Matt.
- Oj przestańcie. – Poprosiła chichocząc Klara głaszcząc
jednocześnie siedzącego obok niej Indianina.
- Przestań. – Jęknął zażenowany Matt, co widząc Sara
zaśmiała się, a do niej dołączyli pozostali. Spojrzała w stronę samochodu,
gdzie zniknął brunet. Jeszcze nigdy nie odczuwała tak emocjonalnego załamania
jak od tego chłopaka. Ciągnęło ją by go przytulić i pocieszyć, a zarazem
wyczuwała dystans, którego bała się przekroczyć. Był kimś, przy kim trzeba było
być ostrożnym. Może wyobraźnia płata jej figle?
Wyciągnął grupy koc, który leżał zawsze na
tylnym siedzeniu i przykrył się. już za dwa dni stanie się coś, czego powinni
się obawiać wszyscy. Coś czego on powinien się obawiać, poczucie zagrożenia
będzie o wiele silniejsze. Może zaatakować w swojej obronie członków rodziny…
przymknął oczy i odetchnął.
- Vitt poradzisz sobie. To nie twój pierwszy raz. Po za tym będzie trzeba
przypilnować Marko. – Stwierdził patrząc w stronę grupki przyjaciół. On także
mógł się z nimi dobrze bawić, gdyby nie jego ponury nastrój.
Spis Rozdziałów
Spis Rozdziałów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz