Najpierw okłamuję sam siebie
Potem łamie mi to serce
Na koniec udaję, że niczego nie zauważyłem
Nie przeszkadza mi to
Nic mi nie jest,
Bo to dobrze, że nie jestem sobą…[1]
Kolejna linijka tekstu pojawiła się
na kartce. Ołówek zatrzymał się przy ostatnim słowie. Postukał nim w miejscu
robiąc szare kropki. Blondyn westchnął ciężko i sięgnął po leżący obok na łóżku
odtwarzacz. Cofnął do początku i ponownie puścił. Przycisną słuchawki bardziej
do uszu starając się skupić na widzianym przed sobą tekście. Zanucił go w takt
muzyki, złapał za ołówek i dopisał kolejny wers.
Słabe i tchórzliwe Waleczne Serce
Obawia się cierpienia
Ach, dalej, śmiej się
Zanucił go i ugryzł końcówkę gumki
na ołówku. Pisanie tekstów było dość proste, gdy nie miało się gotowego
podkładu. Dopisać tekst pod już gotową muzykę to był nie lada wyczyn, ale dla
niego to nie było wyzwanie. Zastanawiał się, o co chodziło dla tego Dziwaka po
głowie, gdy zlecił mu napisanie tekstu. Podpowiedzi, czego ma dotyczyć i słowa
klucze oraz podkład muzyczny dostał, gdy tylko się zjawił w wytwórni.
-
Daimon jak dobrze, że jesteś! – wykrzyknął na jego widok ubrany w strój
torreadora mężczyzna po czterdziestce. Sięgające tuż za ucho blond włosy były
starannie zaczesane do tyłu. Uśmiechał się do chłopaka wesoło.
-
Co się stało panie Williams? – zapytał zaskoczony, gdy dłonie mężczyzny
wylądowały na jego ramionach, a wesoły uśmiech zastąpił chytry.
-
Mam zadanie dla Genialnego Muzyka. – Powiedział szeptem prawie stykając się
nosem z Daimonem i zarzucając ramiona na chłopaka, pociągnął go w stronę
swojego gabinetu.
Alexander Williams, był szefem
wytwórni. Przystojny mężczyzna po czterdziestce o blond włosach i błękitnych
oczach. I choć uważany za dziwaka, to udało mu się wypromować wiele sław,
między innymi Asha Sharkera i Shona McGreena. Aktora i modela znanych i
popularnych na całym świecie. Teraz na listę osób „na celowniku”, które chce
wypromować trafił Daimon Kingstone – Genialny Muzyk. Wiele razy Alexander
sprawdzał zdolności tego chłopaka i nie zawiódł się ani razu.
-
Co to za zadanie? – zapytał Daimon, gdy tylko drzwi za nim zatrzasnęły się i
pogrążyli się w mroku dopóki szef nie zaklaskał dwa razy.
Gabinet Williamsa urządzony był w
bieli i ciemnym drzewie. Nieco głębiej za szklaną ścianą znajdowało się biurko
i regały zastawione dokumentami – to jego oaza do pracy. Wiele razy się
zdarzyło, że nocował tam zasypiając nad dokumentami. Druga część gabinetu składała się z wygodnej sofy i dwóch foteli
pomiędzy szklanym okrągłym stolikiem. To w tej części przyjmował gości. Na
ścianach wisiały plakaty wypromowanymi gwiazdami przez wytwórnię. Ash Sharker –
brunet o ciemnych brązowych oczach na zdjęciu opierał się o barierkę i patrzył
tęsknym wzrokiem gdzieś w dal. Rudowłosy chłopak na plakacie obok uśmiechał się
tajemniczo znad błękitnej róży, patrzyły na oglądającego intensywnie zielone
oczy – to był Shon McGreen. Na innym znajdował się zespół składający się z
dwóch dziewczyn i chłopaka. Dziewczyny miały zielone i fioletowe włosy, ubrane
w stroje pokojówek, chłopak za to błękitne nastroszone, w strój lokaja. Ten
zespół to „Color Cafe” jeden z popularniejszych zespołów popowych w ostatnich
miesiącach. Był jeszcze komik Barry Garry, tyczkowaty mężczyzna po
trzydziestce, jak do tej pory nie znalazł się godny jego zastępca. I oczywiście
zespół, który był popularny dwadzieścia lat temu „Heavy rain”. Zespół, w którym
grał na gitarze Alexander Williams - znany wtedy jako Alex Will. Daimon był
wielkim fanem tej grupy.
-
Dałem już to komuś innemu, ale nie sprostał moim oczekiwaniom. Zostałeś tylko
ty, mój Genialny Muzyku. – usiadł wygodnie w fotelu i zaprosił gestem chłopaka
by uczynił to samo.
Daimon posłusznie usiadł po drugiej
stronie stolika, naprzeciwko szefa. Po stole przeleciała płyta i teczka. Chłopak
podniósł opakowanie z płytą i przeczytał, co było na niej napisane.
-
Waleczne serce? – zapytał i spojrzał
na mężczyznę po drugiej stronie stołu, który bacznie mu się przyglądał
błękitnymi oczami. Zajrzał do teczki nuty i jakieś informacje, które tylko
pobieżnie przeczytał. – Czy chce mi pan powiedzieć, że mam napisać tekst do
tego, co jest na płycie? Czy też mam poprawić ten, co już tu jest?
-
Tak, możesz skorzystać z informacji, które są w teczce. Podołasz w tydzień?
-
To nie jest pytanie, prawda szefie? – powiedział spokojnie Daimon pakując
kartki do teczki. – Zakładam, że nikt nie może wiedzieć, że tworzę ten tekst?
-
Tak jak się po tobie spodziewałem. – Uśmiechnął się nieznacznie mężczyzna
patrząc na blondyna.
Przeraźliwy huk i coś tłuczonego
wyrwały chłopaka z zamyślenia. Zagryzł wargi by nie warknąć. Doskonale
wiedział, do czego mógł prowadzić ten hałas. Tylko jedna osoba mieszkająca w
tym apartamencie robiła zawsze tyle rumoru. Nie wychodził z pokoju od póki tamten
wrócił z pracy. Słyszał jak krzątał się po mieszkaniu nucąc pod nosem coś o
randce. Zawsze tak jest. Zawsze ich sprowadza i nigdy nie jest cicho.
Spojrzał w sufit szukając
odpowiedzi, dlaczego to jego spotyka? Nie uzyskał jednak żadnej, więc ponownie skupił się na pisaniu
tekstu. Przerywany jęk przedarł się przez ściany jego pokoju i muzykę w
słuchawkach. Zamknął oczy i policzył do dziesięciu.
-
Nie… Prze… ach…
Zgrzytną zębami. Jeśli nie
zareaguje, będzie tego słuchał jeszcze przez godzinę, jeśli się poszczęści.
Głośniejszy jęk, sprawił, że odłożył zeszyt i odtwarzacz. Jeśli chce TO robić. Niech robi u siebie w pokoju.
Podniósł się i zawahał przy drzwiach. Czy był gotowy na to, co może zobaczyć? Odetchnął
głęboko. Niech robi, co chce, on po prostu pójdzie do sali muzycznej i wróci za
kilka godzin. Zawsze tak robił. Nie potrafił być tak okrutny by przerywać
czyjąś "namiętność", nawet, jeśli jego przerywali bezlitośnie.
-
Tchórz! - nazwał sam siebie, kiedy wszedł do kuchni mijając wejście do salonu.
Wyjął wodę z lodówki i zerknął w stronę salonu. – Jesteś tchórzem Daimon.
Powiedz w końcu dla tego Fiuta, że niech robi to u siebie w pokoju. – zamknął
oczy na chwilę by się uspokoić.
Gdy je otworzył przybrał maskę
obojętności. Zawsze tak robił przy ludziach, przy nikim prócz pana Williamsa, starszej siostry i Amy nie potrafił okazać więcej emocji, choć nie wszystkie... Skierował swoje
kroki w stronę salonu, staną w wejściu i chrząknął zniesmaczony tym, co ujrzał.
Na podłodze wśród porozrzucanych
naczyń leżeli dwaj bruneci. Młodszy miał twarz nastolatka. Delikatne rysy,
zarumienioną twarz i duże brązowe oczy, otoczone długimi czarnymi rzęsami.
Drugi z ciałem sportowca o ciemnych włosach sięgających ramion drażnił sutki
młodszego, a ten wydawał z siebie za każdym razem jęk. Chłopak o dziewczęcej
twarzy, zauważył go i zrobił się calutki czerwony, zaczynając próbować zrzucić
z siebie starszego.
-
Co z tobą Dean? Przecież zawsze tak lubiłeś… - zapytał nieco zachrypniętym
głosem starszy brunet podnosząc głowę.
-
Nie o to chodzi… - wydukał wskazując coś za nim.
-
Przepraszam, że przerywam. – powiedział spokojnie Daimon patrząc jak brunet
zerka w jego kierunku. – Na przyszłość rób To
w swoim pokoju, to pomieszczenie ma służyć nam wszystkim.
-
Przepraszam, ja już pójdę. – Dean szybko się podniósł i zawstydzony uciekł z apartamentu,
pozostawiając bruneta i blondyna samych.
-
Szybki jest. – gwizdną niby w podziwie patrząc na drzwi frontowe, które chwile
temu się zamknęły za nastolatkiem. – Tym razem jakiś piłkarzyk, Ash?
-
Wiesz ile mi zajęło urabianie tego chłopaczka? – zapytał spokojnie Ash
podnosząc się z podłogi. Leniwym krokiem podszedł do blondyna nie spuszczając
go z oczu.
-
Dwie godziny? – Daimon beznamiętnie spojrzał na zbliżającego się bruneta. Napił
się wody.
Dłoń Asha z hukiem uderzyła w ścianę
tuż przy głowie blondyna – nie zrobiło to na nim wrażenia.
-
Dwa tygodnie. – odpowiedział i zbliżył swoją twarz do chłopaka, który obojętnie
patrzył dla niego w oczy. – Przeszkodziłeś nam przed najlepszym. Nawet nie
zasmakowałem tego chłopaczka. – mruknął, a druga dłoń z hukiem wylądowała po
drugiej stronie głowy blondyna. – To twoja wina panie Genialny Muzyku.
-
Dwa tygodnie? Starzejesz się Ash, wcześniej przechwalałeś się, że wyrwiesz, co
najmniej trzech w godzinę. A takiego dzieciaka w dwa tygodnie? – zakpił z
bruneta. Ash lekko zmrużył oczy, a na ustach pojawił się kpiący uśmiech.
-
Wystraszyłeś go. Jak mi to zrekompensujesz? – spojrzenie Asha stało się
przeszywające.
Daimon był w jego typie. Przystojny,
o pięknych zielonych oczach, utalentowany. Ale wszystko psuł jego obojętny
charakter. Za nic nie potrafił się przebić przez ten zimny mur. Nie udało mu
się go uwieść, był pierwszym mężczyzną, który oparł się jego urokowi. A to go
bardzo irytowało…
–
Zastąpisz go na ten wieczór. – stwierdził wczuwając się w rolę Adama i
pocałował blondyna.
Daimon wytrzeszczył oczy patrząc na
bruneta. Nigdy wcześniej nie posuną się do tego! Próbował go nie raz uwieść,
ale nigdy nie zrobił czegoś takiego! Gdyby Amy to zobaczyła mogłaby posądzić go
o zdradę… Nie mógł na to pozwolić! Zacisnął usta, i dłonie w pięści.
-
Otwórz usta – poprosił Ash z lekkim uśmiechem zauważając szok na twarzy
blondyna. Złapał go za podbródek i ponownie pocałował. Zachłysną się
powietrzem, gdy poczuł ból w klatce piersiowej.
Cios spadł w splot słoneczny. Daimon
wierzchem ręki wytarł usta zniesmaczony.
-
Pierdolony zboczeniec. – warknął w stronę zgiętego w pół bruneta. – Nigdy, ale
to nigdy nie próbuj tego powtórzyć Fiucie. – wysyczał znikając w swoim pokoju.
Zatrzasną drzwi i osuną się na podłogę wzdłuż nich. Ponownie przetarł usta
dłonią starając się pozbyć uczucia warg tamtego. Przesadził! Niech Shon sobie
mówi co chce, ale to już przesada. Miał ochotę wrócić i ponownie uderzyć tego
faceta. – Uspokój się Daimon. Nie zdradziłem Amy. Nie zrobiłem tego, to tylko…
- zacisnął usta w wąską linię. – To nawet nie był pocałunek. Tylko przyciśnięte
usta do moich… Obrzydlistwo. – skrzywił się z niesmakiem. – Muszę o tym
zapomnieć. – postanowił i jego komórka jak na wspomnienie zadzwoniła, sięgną po
nią. Tak to jest sposób by zniknęło te wrażenie. Odebrał telefon.
-
Właśnie skończyłam nagrywanie, wybierzemy się gdzieś? – kobiecy głos w
słuchawce był nieco dziecięcy, choć należał do dziewczyny po dwudziestce i nie
było słychać w nim zmęczenia.
-
Jasne, gdzie się spotkamy? – odpowiedział z lekkim uśmiechem.
-
Jestem prawie pod twoim mieszkaniem. – zaśpiewała w słuchawkę telefonu.
-
Świetnie zaraz wyjdę. – rozłączył się i złapał za skórzaną kurtkę wychodząc z
pokoju. Zerknął w stronę salonu.
Na kanapie siedział Ash z zamyślonym wyrazem twarzy i
palił papierosa. Gdy tylko przyłapał spojrzenie Daimona bezczelnie się
uśmiechnął i posłał całusa.
-
Będziesz jeszcze mój Daemonie Kingstone. – powiedział pewny swego.
-
W snach. – odwarknął Daimon i wyszedł z mieszkania.
-
Jeszcze się przekonamy. – uśmiechnął się arogancko. – Ja tak łatwo nie
odpuszczam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz