Wyjazd
- Cześć chłopaki! – wykrzyknęła wchodząc do klubu z małym workiem.
Klub, do którego należała był niewielki.
Składał się z ringu, kilku worków treningowych i gruszek. Naprzeciwko wejścia
było wolne miejsce by się porozciągać przed treningiem a z prawej strony od
drzwi znajdowała się szatnia, z której wyszedł Zoe.
- Leo. – uśmiechnął się do przyjaciółki. – słyszałem o twoim
heroicznym czynie.
- Już wszyscy wiedzą? – zapytała udając przerażenie.
- Teresa wszystkim rozprawia jak ją uratowałaś w pojedynkę. – poklepał
po ramieniu brunetkę.
- Przesadza. – skwitowała dziewczyna wchodząc do szatni. Wrzuciła
worek do szafki i wyciągnęła z niej dres. Ściągnęła bluzkę i sięgnęła po
elastyczny szeroki bandaż, którym owinęła biust. Wyszła z sali i zaczęła
rozciągać się.
- Co z ojcem? – zapytał Zoe koleżankę. Wyrwana z zamyślenia
dziewczyna spojrzała na blondyna. Westchnęła podnosząc się z podłogi i podchodząc
do worka, który przytrzymywał jej Zoe.
- Lekarze mówią, że to śpiączka cukrzycowa. Ojciec nigdy mi nie
mówił, że ma cukrzycę. – uderzyła w worek z całej siły. – ukrywał przede mną
swoją chorobę… czy to dlatego przestał boksować?
- Nie mówił ci byś się nie martwiła. A znając ciebie tak by było. –
stwierdził Zoe przytrzymując worek, gdy dziewczyna uderzyła w niego nogą.
- Tak, ale…
·¸»ÁÂ
- Tatku,
mecz się zaczyna! – zawołała z salonu dziewczyna włączając głos i wygodnie
rozsiadając się na fotelu. – Słyszałam, że ten nowy zawodnik ma pomóc wygrać
naszym. Wiesz skąd go sprowadzili? Z Japonii, choć nie wiem, dlaczego
wymieniają naszych krajanów na Japońców… Tato? – spojrzała za siebie na
korytarz. Ściszyła mecz i podniosła się. – Tatku, mecz się zaczął… - zajrzała
do kuchni. – TATO! – krzyknęła widząc nieprzytomnego ojca na podłodze.
Podbiegła do niego i spróbowała ocucić. – Tato obudź się! – mężczyzna nie
reagował. – Co robić?! – sięgnęła po telefon i wybrała numer, po trzech
sygnałach usłyszała głos dyżurnego.
-
pogotowie, czym mogę służyć?
- mój
ojciec… stracił przytomność w kuchni, nie mogę go dobudzić…
·¸»ÁÂ
- Powiadomili moją mamę. – powiedziała uderzając z nową siłą w
worek.
- Przyjedzie tu? – zaciekawił się Zoe patrząc na dziewczynę.
- Nie, nie przyjedzie. – warknęła uderzając ponownie worek, aż
odrzuciło chłopaka. – Rozmawiałam z nią rano. Już wszystko załatwiła… -
warknęła wykonując cios nogą.
- Spokojnie Leo. – poprosił Zoe widząc jak dziewczyna wyładowuje się
na worku.
- Prosiłam ją, by mi pozwoliła… Ale ona jest uparta…
- Leokadio uspokój się. – powiedział trener łapiąc pięść
dziewczyny. – Poskacz sobie.
- Tak trenerze. – mruknęła niemrawo dziewczyna biorąc skakankę.
- Czym tak cię zdenerwowała? – zapytał Zoe także biorąc skakankę.
- Zdenerwowała? Nie, ona nie. Ja wiem, że mama ma rację, ale
chciałam skończyć ten rok tu. Zoe… - zatrzymała się i spojrzała na przyjaciela.
– wyjeżdżam do Japonii. Mama, umieści tatę w specjalnej klinice, gdzie będzie
miał dobrą opiekę. Ale stwierdziła, że muszę mieć opiekę i dlatego przeniosła
moje papiery do Japonii. Mówiłam jej, że mogę zostać u wujka Kurtha i odwiedzać
tatę bym mogła. Stwierdziła, że ojca będę mogła odwiedzać w Japonii, bo tam
właśnie zamierza go umieścić w klinice.
- kiedy… kiedy wyjeżdżasz? – zapytał zdumiony chłopak patrząc na
zmartwioną minę brunetki.
- w tym tygodniu. Ma przyjechać, ktoś z ludzi mamy. – westchnęła
kręcąc smętnie głową.
Zoe bardzo lubił
Leo nie spodziewał się takiej wiadomości. Dobrze wiedział, że to ciężka decyzja.
Zostawić przyjaciół i wyjechać do obcego kraju. Nie mógł jej utrudniać tego.
Wziął głęboki oddech i lekko się uśmiechnął.
- Szkoda, że nasza Wander women wyjeżdża, ale z drugiej strony…
Leo, pokładam w tobie nadzieję. – złapał dziewczynę za ręce i spojrzał jej
głęboko w oczy.
- Co masz na myśli Zoe? - podejrzliwie spojrzała na blondyna,
zaskoczona jego reakcją.
- Wierzę, że w końcu znajdziesz sobie chłopaka. – uśmiechnął się
szeroko. Rozbawiona uderzyła go w ramię.
- Nadal mi nie wyjaśniłeś, co jest takiego fajnego w randkach. –
Stwierdziła posępnie patrząc na blondyna. Zoe się uśmiechnął.
- Będę zmuszony cię odwiedzić, by sprawdzić czy zdobyłaś chłopaka.
– szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Idiota. – prychnęła rozbawiona. – I dzięki. Wiem, że strasz się
nie utrudniać mi wyjazdu. – westchnęła. – Zoe, zaopiekujesz się Teresą jak mnie
nie będzie. Ona zawsze w coś się wpakuje. – spojrzała na chłopaka.
- Przecież wiesz, dlaczego ćwiczę kick-boxing. By być w stanie
bronić słabszych. – poklepał się w potężną pierś.
- To dobry cel. – stwierdziła Leo zaczynając skakać na skakance.
·¸»ÁÂ
- Wróciłam! – zawołała wchodząc do domu, zatrzymała się w drzwiach.
Zawsze witał ją ojciec, wesoły pytając się, co chciałaby zjeść. Później razem
oglądali boks zajadając się chińszczyzną. Tym razem czekało na nią puste
mieszkanie. Rzuciła torbą przez korytarz i oparła się o ścianę siadając pod
nią.
- Ale
mamo! Pozwól mi zostać! Wujek się mną zajmie!
- Leo,
nie zostawię cię na głowie kogoś, skoro masz matkę, która może się tobą zająć.
- Tu bym
mogła tatę odwiedzać… Proszę…- zacisnęła dłoń na słuchawce.
- W
piątek zjawi się u ciebie Nicolas, zabierze cię do Japonii. Już wszystko
załatwiłam, ojciec zostanie przewieziony do Tokio jutro, więc będziesz mogła go
odwiedzać tu. Muszę kończyć. Kocham cię.
Do piątku musiała
wszystko pozałatwiać, pożegnać się z przyjaciółmi, spakować się… Rozbrzmiała
jej komórka, wyciągnęła z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz „Teresa”.
- Teresa? Co się stało? Dzwonisz tak późno… - zapytała odbierając
telefon, zerknęła na zegarek w korytarzu.
- Poznałam fajnego chłopaka. – usłyszała wesoły głos w słuchawce.
- To świetnie. – odpowiedziała. – Gdzie jesteś?
- Właśnie idziemy do Piekiełka
na piątej. Alex mówi, że to fajny klub…
- Piekiełko? Teresa, z kim tam idziesz? Tylko z nim?
– zapytała się zrywając na równe nogi. W słuchawce zaległa na chwilę cisza.
- Nie, jeszcze dwóch jego znajomych…
- Nie wchodź do klubu. Zaczekaj na mnie. – Powiedziała rozłączając
się. Wcisnęła komórkę do kieszeni i wybiegła z domu. – Idiotka znowu się
wpakowała! – warknęła do siebie. – I jak ja mam stąd spokojnie wyjechać?!
·¸»ÁÂ
- Z kim rozmawiało moje Słoneczko? – zapytał przystojny brunet
zarzucając ramię na blondynkę w czerwonej sukience.
- Z przyjaciółką. Mówiłam ci o niej. – stwierdziła uśmiechając się
do chłopaka.
- A to ta, co cię uratowała przed bandytami? – zapytał szatyn
zaglądając w oczy dziewczyny.
- Ludzie, Alex ty to masz szczęście. Taka słodziutka dziewczyna. –
jęknął trzeci chłopak o farbowanych na fioletowo włosach.
- Przesadzasz. – Zachichotała wtulając się w bruneta. – Chce się do
nas podłączyć i prosiła byśmy na nią zaczekali przed klubem.
- A ładna ta przyjaciółka? – zapytał Alex zerkając na kolegów.
- Mam jej zdjęcie. – stwierdziła
wyciągając z torebki zdjęcie i pokazując przyjacielem Alexa. Na
fotografii znajdowała się ona i Leo, stały obok siebie pokazując znaczek pokoju
na tle akwarium w, którym pływał delfin. Fioletowowłosy zagwizdał.
- Ta, zaczekamy, będzie większy ubaw. – wyszczerzył się w uśmiechu
szatyn. Teresa spojrzała na chłopaków i zimny dreszcz przeszedł jej po plecach.
Czyżby znowu się w coś wpakowała i teraz wciąga to Leo?
- Hej! Hej! Nie straszcie mi dziewczyny. – prychnął brunet
przytulając do siebie blondynkę i jednocześnie grożąc pięścią przyjaciołom. –
Nie bój się koteczku oni tylko tak żartują. Zaczekamy na tą twoją przyjaciółkę.
·¸»ÁÂ
Wypadła
zza zakrętu prawie nie wpadając pod skręcającą taksówkę. Piekiełko znajdowało
się niedaleko. Przed wejściem do klubu kręciło się wiele pijanych osób, jak i
tych co stali w kolejce by zostać wpuszczonym do środka.
- Gdzie jest Teresa?! – zastanowiła się
rozglądając po ludziach przy klubie. – Cholera nie zapytałam w czym jest! –
jęknęła. Przyglądając się ludziom w kolejce. – czyżby weszła do środka?
- Leo… - usłyszała za sobą głos przyjaciółki.
Odwróciła się w stronę skąd dochodził i otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
Była pewna, że koleżanka wpakowała się w kłopoty. A tu niespodzianka…
- Piekielna noga Strong! – wykrzyknął brunet
rozpoznając dziewczynę. – Słoneczko nie mówiłaś, że kumplujesz się z Piekielną
nogą…
- Zboczony byk! – wyszczerzyła się w uśmiechu
podchodząc do chłopaków. – Purpura, Chudy…
- Wiedziałem, że będzie zabawa. – stwierdził
szatyn patrząc z przekonaniem na bruneta.
- Tak myślałem, że to musiałaś być ty. Ale nie
dałbym sobie ręki uciąć, za anielsko się uśmiechałaś Pieklico. – uśmiechnął się
Purpura witając się z Leo.
- Znacie się? – zdumiona blondynka popatrzyła
na chłopaka i koleżankę.
- Jasne. Na zawodach kick-boksingu mieliśmy
mały zatarg o szatnię…
- Nawet się nie waż jej mówić! – wykrzyknęła
brunetka machając rękoma, nie co zażenowana. – To było lata temu. – uprzedziła
chłopaka.
- Pamiętam jakby to było wczoraj. – stwierdził
Chudy opierając się o ramię brunetki. – miałaś wtedy identyczną minę.
- Uch chyba już nie pamiętasz mojego kopniaka…
- ostrzegła chłopaka.
- Dobra wchodzimy do tego klubu czy nie. W środku
opowiemy ci wszystko Terra. – uśmiechnął się Purpura. Blondynka zerknęła na
koleżankę w zamyśleniu.
- Czemu nie. Mam ochotę poznać, dlaczego Leo
nazywacie Piekielna noga. – stwierdziła wsuwając dłoń pod ramię swojego
chłopaka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz