- To musi się skończyć! – powiedział podniesionym głosem
Lysander. Jego dwukolorowe oczy były skupione na znudzonym spojrzeniu Kastiela.
Miał na policzku jeszcze nie do końca zagojone zadrapania, czuł od niego krew i
ból. Wiedział, że znowu padł ofiarą przewodniczącego i nie podobało mu się.
Kastiel
podniósł spojrzenie szarych oczu na białowłosego.
- Nie wtrącaj się w to… - odpowiedział mu stanowczo. Lysander
był jego przyjacielem, ale nie zamierzał mu pozwolić się w trącać w swoje
życie.
- Nie widzisz tego co z tobą robi?! Nie mogę na to patrzeć
Kastiel… - powiedział Lysander łapiąc za koszulkę czerwonowłosego.
- To nie patrz, nikt ci nie każe! Przestań włazić w moje
życie z butami! – krzyknął wyrywając się wampirowi. Ostatnimi czasy często się
kłócą nie podobało mu się to. Wolałby by Lysander go wysłuchał, a nie to co
teraz…
- Robię to, bo cię kocham! – podniósł głos Lysander,
odwrócił wzrok uświadamiając sobie co powiedział. Nie powinien tego mówić, to
może zniszczyć tą nikłą więź między nimi. Zbyt go poniosło, powinien teraz
jakoś to obrócić w żart, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
- Lysander puść mnie – po dłuższej chwili powiedział
Kastiel. Wampir bez słowa puścił jego koszulkę nadal unikając spojrzenia na
niego. Teraz wszystko wskoczyło na swoje miejsce, więc to było takie proste.
Odpowiedź miał zawsze na wyciągnięcie ręki. – Cholera – syknął odwracając się
tyłem do Lysandra. Jego życie byłoby prostsze, gdyby mógł odwzajemnić uczucie
przyjaciela, ale nie potrafił. – Wybacz, ale nie mogę myśleć o tobie inaczej
niż o przyjacielu. Kocham go i nie obchodzi mnie co mi robi. Najważniejsze by
był szczęśliwy. – stwierdził wychodząc z Sali.
Lysander
zacisnął dłonie w pięści. Wiedział to, ale nie potrafił tego zaakceptować, więc
już nie mogli być nawet przyjaciółmi. Kastiel już wiedział o jego uczuciach.
Już więcej nie będzie mógł z nim rozmawiać… ani nie zagrają razem.
- Nie odwzajemniona miłość? – usłyszał czyjś głos. Podniósł wzrok na niebieskowłosego. Nie miał
ochoty wdawać się w dyskusję zamienił się w dym i zniknął
Alex
przez chwilę patrzył na zjawisko zainteresowany. Sanguinati należeli do jednej
z najstarszych ras, choć Żywioły były starsze pierwsze formy zaczęli przyjmować
po wampirach. Uśmiechnął się uświadamiając, że Lysander jest równie stary co
on. W końcu szesnaście wieków to mało. Podszedł do okna przez które wyfrunęła
chmura dymu i oparł się wychylając.
- Jeśli będziesz chciał podgadać daj znać! – zawołał
uśmiechając się.
- Z kim rozmawiasz
Alex? – zapytała Chi wchodząc do Sali.
***
Obmył
twarz i spojrzał na swoje rozmazane oblicze ukazujące się w lusterku. Już nie
był tym słabym pisklęciem. Trening pod okiem najlepszych z Jastrzębiej straży,
był ciężki wiele łez wylał w poduszę chcąc się poddać. Jednak miał motywację -
Chi musiał stać się silny by potrafić ją chronić. Dlatego się nie poddał.
- Wcześnie wstałeś – powiedział blond włosy chłopak
przeciągając się. Jego ciemnobrązowe skrzydła rozpostarły się na całą szerokość
łazienki. Jack był jego kuzynem ze strony ojca, tak jak on dostał się na obóz
dość późno. Większość piskląt przechodzi przez trening w gimnazjum.
- Ty także – stwierdził otwierając niewielkie pudełeczko ze
soczewkami. Włożył je i odetrchnął widząc swoje wyostrzone odbicie w lustrze. Krótkie
brązowe włosy sterczały w różne strony, wyszczuplał na twarzy, nabrał mięśni i urósł
dużo podskoczył wzrostem. Był bardzo dumny ze swojego osiągnięcia. Dopiero po
chwili zauważył obserwującego go Jacka. – Co?
- Wolałem jak byłeś słodkim pisklakiem. – stwierdził składając skrzydła – teraz mój kuzynek będzie rozchwytywany przez laski, bo zmienił się w pięknego jastrzębi. – zarzucił ramię na kuzyna i spojrzał na ich dwójkę w lustrze. – Kentin tylko nie popadnij w samo uwielbienie.
- Wolałem jak byłeś słodkim pisklakiem. – stwierdził składając skrzydła – teraz mój kuzynek będzie rozchwytywany przez laski, bo zmienił się w pięknego jastrzębi. – zarzucił ramię na kuzyna i spojrzał na ich dwójkę w lustrze. – Kentin tylko nie popadnij w samo uwielbienie.
- Niby czemu miałbym – prychnął chłopak zrzucając ramię
blondyna. – Idę rozprostować skrzydła. – stwierdził wychodząc. To prawda był
zachwycony, że taki stał się, w końcu przez tak długi czas był wyśmiewany i
popychany nawet wśród jastrzębi był mizerny. To się zmieniło, teraz każda jastrzębia
dziewczyna się za nim oglądała. Jednak dla niego istniała tylko Chi,
zastanawiał się czy go pozna, czy może jednak nie i będzie miał szanse na
poderwanie jej.
- Znowu błądzisz myślami. Myślałem, że chcesz polatać – Jack
wyrwał go ze snu na jawie o rudowłosej. –
Kim jest ta dziewczyna której tak
intensywnie myślisz? – zapytał zainteresowany.
- Nie musisz wiedzieć! – zawołał czerwieniąc się. Rozłożył
skrzydła i wzbił się w powietrze, kochał to uczucie szybowania, chciałby to jej
pokazać. Po chwili obok niego był Jack, uparty jak zawsze. – Poznałem ją w
ludzkiej szkole, ale ona nie jest zwyczajna. Teraz uczęszcza do Słodkiego Amora
w Zielonym dziedzińcu. Bałbym się jej, gdybym nie znał, unosi się wokół niej
zapach niebezpieczeństwa.
- Lubisz tego typu dziewczyny – zagwizdał zdumiony Jack
patrząc na chłopaka.
- Ona jest bardzo miła i nigdy na mnie nie patrzyła z
obrzydzeniem, czy wyższością. Piękna, jej rude włosy zmieniają barwę zależności
od emocji, jest tak drobna, że zawsze pragnąłem ją chronić..
- Proszę, proszę Kentinek zakochał się w Pradawnej –
zagwizdał ponownie nurkując w las. Kentin przez chwilę wpatrywał się w
znikającą w lesie sylwetkę blondyna, zaraz go dogonił – Musisz być ostrożny, jeśli ją rozkochasz i
zdradzisz… - kontynuował zauważając, że Kentn za nim podąża. – Umrzesz.
- Skąd pomysł, że ona jest Pradawną? – zapytał Kentin
- Sam to powiedziałeś jej włosy zmieniają barwę. A to czyni
z niej Pradawną – stwierdził Jack – Lepiej wracajmy wujaszek niedługo zacznie
poranny trening – stwierdził zawracając. Jego kuzyn nawet nie wie w jakie
kłopoty się pakuje. Jeśli ta dziewczyna jest czysto krwistą, będzie mogła stać
się jedną ze Jastrzębiej Straży, ale jeśli jest niestabilną pradawną może to
skończyć się tragedią. Wolałby Kentin zrezygnował z tej dziewczyny, nie chciał
stracić kochanego kuzyna tak jak to było z jego rodzicami. Jednak tamten
Pradawny był chłopcem i do tego mieszanką żniwiarza i Pradawnego. Musiał zacząć
się modlić by to nie była ta niestabilna kombinacja…
Łał naprawdę świetny rozdział. Szczerze mówiąc nigdy nie pajałam jakąś szczególną miłością do związków pomiędzy chłopakami w słodkim flircie, ale... ale ku mojemu własnemu zdziwieniu w twoim blogu to mi się niesamowicie podoba. Serio ♥cała historia naprawdę mnie intryguje i niecierpliwie czekam na następną część. Powodzenia.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z @Mizuki Harusawa, oraz również jak ona czekam na kolejny rozdział, ten trochę późno przeczytałam, no ale jednak... XD
OdpowiedzUsuń