Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

11/02/2015

Nie taki Słodki Flirt - Rozdział dziesiąty


                Odziana na czarno postać dzierżyła z dymu stworzoną zakrzywioną kosę. Tak bardzo się bała, ciała wokół niej układały się w stosy, była cała we krwi. Łkała przerażona… Nie wiedziała co się stało, kim była postać stojąca naprzeciwko niej, która pochyliła się nad nią. Kaptur skrywał całą twarz mogła dostrzec tylko jego usta, które wygięły się w delikatnym uśmiechu.
- Nie bój się moja droga. Zaśnij i zapomnij o tym co się stało – wyszeptał miły męski głos kładąc dłoń na jej powiekach. – Żyj beztrosko, zdobądź przyjaciół i zapomnij o tym co się stało.

                Jak zawsze po przebudzeniu zapominała o tym co śniła. Miała wrażenie, że to był koszmar. Jednak z jakiegoś powodu uśmiechnęła się wyskakując z łóżka. Jak zwykle szybko się ogarnęła i ruszyła do kuchni, gdzie jej mama przygotowywała śniadanie. Tak zawsze zaczynała , każdy dzień..
- Cześć mamo! – zawołała siadając przy stole przed talerzem z jajecznicą. – zapomniałam wam to wczoraj dać – powiedziała kładąc kartkę na stole.
- Co to kochanie? – zapytała podchodząc do stołu i biorąc formularz do ręki. – Biegi na orientację?
- Tak! – zawołała wesoło – Szkoła organizuje biegi i chciałabym wziąć w nich udział. Musicie wyrazić tylko zgodę, podpisując to.
- Nie widzę przeciwwskazań – kobieta uśmiechnęła się szukając w szufladzie długopisu. – Kochanie wyjeżdżam na konferencję i nie będzie mnie dwa dni – poinformowała córkę podpisując formularz. Ojciec powinien jutro wrócić, poradzisz sobie sama? – zapytała zerkając na córkę, a włosy rodzicielki zaczęła się kręcić i przybierać zieloną barwę zmartwienia.
- Jasne – odparła uśmiechając się. – Zawsze sobie radzę. – powiedziała wstając – dziękuje za śniadanie. Idę po torbę i do szkoły – zawołała widząc, która to już godzina.
- Chi formularz! – zawołała Susan oddając kartkę wybiegającej córce. – Powinnam się przyzwyczaić, ale nadal się martwię – westchnęła wchodząc do domu. Chi była wyjątkowym dzieckiem, bardzo ciekawym świata i zawsze starającym się pomagać innym. Bardzo łatwo zdobywała przyjaciół, ale równo szybko mogła ich stracić. Ostatnimi czasy kamień, który zawsze nosiła zmienił barwę i to najbardziej niepokoiło ją. Chi zachowała się jakby nic się nie działo, ale ta brązowa barwa wskazywała, że jej natura zaczyna się ujawniać. A na dokładkę on był w pobliżu, wyczuwała jego obecność. Musiała się z nim spotkać i prosić by nie zbliżał się do Chi, zwłaszcza teraz, gdy nie było Colina.

***

                Chi wpatrywała się w pana Borysa, który przyjmował formularze. Właśnie jej przekazał coś o czym kompletnie nie wiedziała. Bieg na orientacje miał odbyć się w parach, a ona jako jedyna nikogo nie wybrała. To było jej pierwsze wydarzenie w tej szkole i nie znała tej zasady. Przyjęła kartkę, w której miała zapisać imię partnera.
                Miała duży problem, dziewczyny już podobierały się w pary między sobą Rosalia z którą się zaprzyjaźniła nie brała w tym udziału, a Alex i Armin kategorycznie odmówili wzięcia w tym udziału.
- Co mam zrobić? – zastanowiła się siadając na ławce. Skrzywiła się czując, że na czym siedzi. Wyciągnęła notes. Był niewielki oprawiony w skórzaną okładkę z wytłoczoną literą „L”. – Czyje to może być? – zastanowiła się, gdy z notesu wypadła kartka z formularzem. Podniosła ją i przeczytała – Lysander Sanguinati.. kto to? – zastanowiła się – No tak! – przypomniała sobie sytuację, w jakiej się poznali. Podniosła się ruszając biegiem w stronę szkoły.
                Miała problem ze znalezieniem chłopaka, już gdy miała się poddać zobaczyła szary dym płynący w stronę Sali biologicznej. Wbiegła do Sali patrząc na materializującego się białowłosego. Zdumiony popatrzył na zasapaną rudowłosą.
- Znalazłam cię – uśmiechnęła się łapiąc oddech. Nie odpowiedział jej patrząc nadal na nią dwukolorowymi tęczówkami. – Znalazłam notes i ze środka wypadł twój formularz…
- Czytałaś to co było w środku? – zapytał podchodząc do niej i biorąc notes .
- Nie. Jak tylko skojarzyłam, że to twój pobiegła cię szukać – wyjaśniła uśmiechając się – po za tym jeśli to byłby mój notes także bym nie chciała byś ktokolwiek do niego zaglądał.
- Dziękuje, miło z twoje strony, że zadałaś sobie tyle trudu – uśmiechnął się patrząc na rudowłosą.
- Lysander… - zamilkała na chwilę – czy byłbyś ze mną w parze na biegu? Twój formularz też jest pusty więc pomyślałam, że…
- Jasne – odparł patrząc na dziewczynę. Planował być w parze z Kastielem, jednak ten go ostatnio unikał. W sumie mógł się Chi zaopiekować na czas biegu, może dzięki niej pogodzi się z przyjacielem?
- Świetne! – zawołała wesoło – tyle czasu szukałam kogoś i wszyscy mi odmawiali – westchnęła rozżalona.
- Nie spotkałaś Kastiela? – zainteresował się.
- No właśnie nie! Chyba znowu wagaruje – wydęła usta niezadowolona.  – To ja zaniosę karte dla pana Borysa, nim zmienisz zdanie. – stwierdziła ruszając w stronę drzwi, jednak zaraz się zatrzymała – Lysander, co zapisujesz w notatniku? – zapytała zaraz ugryzła się w język – Sorki, nie powinnam pytać, ale strasznie zżera mnie ciekawość.. – sama się zastanawiała co ją tak korci by porozmawiać z tym chłopakiem. Jego chłodna, obojętna postawa ją zawsze ciekawiła. Chciała z nim dłużej porozmawiać i go poznać, to była kolejna osoba, która nie patrzyła na nią krzywo.
- Teksty piosenek – wyjaśnił spokojnie chowając notes do wewnętrznej kieszeni marynarki. – Mój formularz także możesz zanieść – powiedział wpisując je imię i nazwisko. – teraz będziesz  miała pewność, że nie zmienię partnera. – uśmiechnął się. Chi fascynowała Kastiela, gdyby się nią bardziej zainteresował, może by zaprzestał spotykania z Natanielem. Przewodniczący był trujący dla jego przyjaciela.

***

                Restauracja znajdowała się w centrum miasta oddalonego o dzień drogi od Zielonego Dziedzińca. Wystarczająco daleko by spotkać się z nim. Przyszła o wyznaczonym czasie i zamówiła kawę, gdy upiła połowę zjawił się ON.
- Dawnośmy się nie widzieli, Susan – powiedział czerwonowłosy siadając naprzeciwko kobiety w restauracji.
- Lulu, trochę szacunku – powiedziała patrząc na chłopaka. Był pięć lat starszy od Chi i bardzo przypominał jej męża. Lulu był wyjątkowym i bardzo niebezpiecznym dzieckiem, jak go zapamiętała i nic się nie zmieniło. Teraz był dorosły, nie był zbyt wysoki, czy też mocno zbudowany. Przefarbował się na czerwono by ukryć geny, które odziedziczył po niej.
- Trudno was znaleźć, mamo. Często się przeprowadzacie – stwierdził siadając wygodnie i uśmiechając się delikatnie do rodzicielki.
                Susan doskonale wiedziała co kryje się za tym uśmiechem. Był jej synem, urodziła go, ale bała się. Jej syn zmienił się w potwora i nie potrafiła się z tym pogodzić. Gdyby tylko mogła uwierzyć, że poskromi naturę.
- Nie zbliżaj się do Chi. – powiedziała stanowczo. Nie chciała ciągnąć tej rozmowy dłużej niż to było konieczne. Przebywanie z synem było bardzo niepokojące.
- chyba niedosłyszałem – zdumiony uniósł brwi, a jego zielone oczy błysnęły intensywniej. – Mogłabyś to powtórzyć? – zapytał pochylając się w stronę kobiety. Widział jak jej włosy bledną przybierając barwę bieli. Jednak po chwili wróciła do poprzedniego rudego koloru. A jej spojrzenie ponownie stało się twarde, tak jak ją zapamiętał.
- To co słyszałeś Lulu, gdy jesteś blisko zaczyna jej się śnić koszmar. Kamień, który otrzymała od Colina czarnieje. Nie możesz się do niej zbliżać, dla jej dobra. – wyjaśniła patrząc w jarzące się zielenią oczy chłopaka. – Kochasz siostrę, gdyby było inaczej nie zrobiłbyś tego wtedy.
                Czerwonowłosy opadł z hukiem na swoje krzesło. Był niezadowolony i nie krył tego.
- Barwa jej kamienia z czarniała? – zapytał uważnie patrząc na kobietę. – Mamo to nie możliwe, że to moja zasługa. Jej kamień nie reaguje na mnie. Spotkałem ją przypadkiem, gdy mieszkaliście w poprzednim mieście.
- Spotkałeś się z nią! Miałeś się nie zbliżać do niej! – krzyknęła podnosząc się i patrząc w uśmiechniętą twarz syna. Dopiero po chwili stwierdziła, że coś jest nie tak. Ktoś musiał zauważyć jej rozmowę z synem, byli przecież w publicznym miejscu. Jednak nawet, gdy zaczęła krzyczeć nikt nie podszedł i nie zareagował. Rozejrzała się, ludzie zachowywali się jakby nic nie słyszeli. Spostrzegła białą mgłę wokół ich dwójki.
- Sam sprawdzę, jej stan. Nie zrozum mnie źle mamo. Nie kocham jej jak siostrę. To co wtedy się wydarzyło, było po to by odpowiednio dorosła dla mnie. – uśmiechnął się drapieżnie podnosząc ze swojego miejsca. – Lulu pobawi się z siostrzyczką. – zawołał wesoło machając do matki i wychodząc z restauracji.
- Nie możesz! – krzyknęła podnosząc się z miejsca. Jej córeczka była w niebezpieczeństwie, co mogła zrobić, by powstrzymać to szaleństwo?! Była tak bezradna, gdyby Colin wrócił wcześniej byłaby bezpieczna, ale teraz wydaje się, że pogorszyła sytuację. Lulu nie może spotkać się z Chi, ona nawet nie wie o jego istnieniu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz