Odziana na czarno postać dzierżyła
z dymu stworzoną zakrzywioną kosę. Tak bardzo się bała, ciała wokół niej
układały się w stosy, była cała we krwi. Łkała przerażona… Nie wiedziała co się
stało, kim była postać stojąca naprzeciwko niej, która pochyliła się nad nią. Kaptur
skrywał całą twarz mogła dostrzec tylko jego usta, które wygięły się w
delikatnym uśmiechu.
- Nie bój się moja
droga. Zaśnij i zapomnij o tym co się stało – wyszeptał miły męski głos kładąc
dłoń na jej powiekach. – Żyj beztrosko, zdobądź przyjaciół i zapomnij o tym co
się stało.
Jak
zawsze po przebudzeniu zapominała o tym co śniła. Miała wrażenie, że to był
koszmar. Jednak z jakiegoś powodu uśmiechnęła się wyskakując z łóżka. Jak
zwykle szybko się ogarnęła i ruszyła do kuchni, gdzie jej mama przygotowywała
śniadanie. Tak zawsze zaczynała , każdy dzień..
- Cześć mamo! – zawołała siadając przy stole przed talerzem
z jajecznicą. – zapomniałam wam to wczoraj dać – powiedziała kładąc kartkę na
stole.
- Co to kochanie? – zapytała podchodząc do stołu i biorąc
formularz do ręki. – Biegi na orientację?
- Tak! – zawołała wesoło – Szkoła organizuje biegi i
chciałabym wziąć w nich udział. Musicie wyrazić tylko zgodę, podpisując to.
- Nie widzę przeciwwskazań – kobieta uśmiechnęła się
szukając w szufladzie długopisu. – Kochanie wyjeżdżam na konferencję i nie
będzie mnie dwa dni – poinformowała córkę podpisując formularz. Ojciec powinien
jutro wrócić, poradzisz sobie sama? – zapytała zerkając na córkę, a włosy
rodzicielki zaczęła się kręcić i przybierać zieloną barwę zmartwienia.
- Jasne – odparła uśmiechając się. – Zawsze sobie radzę. –
powiedziała wstając – dziękuje za śniadanie. Idę po torbę i do szkoły –
zawołała widząc, która to już godzina.
- Chi formularz! – zawołała Susan oddając kartkę
wybiegającej córce. – Powinnam się przyzwyczaić, ale nadal się martwię –
westchnęła wchodząc do domu. Chi była wyjątkowym dzieckiem, bardzo ciekawym
świata i zawsze starającym się pomagać innym. Bardzo łatwo zdobywała
przyjaciół, ale równo szybko mogła ich stracić. Ostatnimi czasy kamień, który
zawsze nosiła zmienił barwę i to najbardziej niepokoiło ją. Chi zachowała się
jakby nic się nie działo, ale ta brązowa barwa wskazywała, że jej natura
zaczyna się ujawniać. A na dokładkę on był w pobliżu, wyczuwała jego obecność.
Musiała się z nim spotkać i prosić by nie zbliżał się do Chi, zwłaszcza teraz,
gdy nie było Colina.
***
Chi
wpatrywała się w pana Borysa, który przyjmował formularze. Właśnie jej
przekazał coś o czym kompletnie nie wiedziała. Bieg na orientacje miał odbyć
się w parach, a ona jako jedyna nikogo nie wybrała. To było jej pierwsze
wydarzenie w tej szkole i nie znała tej zasady. Przyjęła kartkę, w której miała
zapisać imię partnera.
Miała
duży problem, dziewczyny już podobierały się w pary między sobą Rosalia z którą
się zaprzyjaźniła nie brała w tym udziału, a Alex i Armin kategorycznie
odmówili wzięcia w tym udziału.
- Co mam zrobić? – zastanowiła się siadając na ławce.
Skrzywiła się czując, że na czym siedzi. Wyciągnęła notes. Był niewielki
oprawiony w skórzaną okładkę z wytłoczoną literą „L”. – Czyje to może być? –
zastanowiła się, gdy z notesu wypadła kartka z formularzem. Podniosła ją i
przeczytała – Lysander Sanguinati.. kto to? – zastanowiła się – No tak! –
przypomniała sobie sytuację, w jakiej się poznali. Podniosła się ruszając
biegiem w stronę szkoły.
Miała
problem ze znalezieniem chłopaka, już gdy miała się poddać zobaczyła szary dym
płynący w stronę Sali biologicznej. Wbiegła do Sali patrząc na
materializującego się białowłosego. Zdumiony popatrzył na zasapaną rudowłosą.
- Znalazłam cię – uśmiechnęła się łapiąc oddech. Nie
odpowiedział jej patrząc nadal na nią dwukolorowymi tęczówkami. – Znalazłam notes
i ze środka wypadł twój formularz…
- Czytałaś to co było w środku? – zapytał podchodząc do niej
i biorąc notes .
- Nie. Jak tylko skojarzyłam, że to twój pobiegła cię szukać
– wyjaśniła uśmiechając się – po za tym jeśli to byłby mój notes także bym nie
chciała byś ktokolwiek do niego zaglądał.
- Dziękuje, miło z twoje strony, że zadałaś sobie tyle trudu
– uśmiechnął się patrząc na rudowłosą.
- Lysander… - zamilkała na chwilę – czy byłbyś ze mną w
parze na biegu? Twój formularz też jest pusty więc pomyślałam, że…
- Jasne – odparł patrząc na dziewczynę. Planował być w parze
z Kastielem, jednak ten go ostatnio unikał. W sumie mógł się Chi zaopiekować na
czas biegu, może dzięki niej pogodzi się z przyjacielem?
- Świetne! – zawołała wesoło – tyle czasu szukałam kogoś i
wszyscy mi odmawiali – westchnęła rozżalona.
- Nie spotkałaś Kastiela? – zainteresował się.
- No właśnie nie! Chyba znowu wagaruje – wydęła usta
niezadowolona. – To ja zaniosę karte dla
pana Borysa, nim zmienisz zdanie. – stwierdziła ruszając w stronę drzwi, jednak
zaraz się zatrzymała – Lysander, co zapisujesz w notatniku? – zapytała zaraz
ugryzła się w język – Sorki, nie powinnam pytać, ale strasznie zżera mnie
ciekawość.. – sama się zastanawiała co ją tak korci by porozmawiać z tym
chłopakiem. Jego chłodna, obojętna postawa ją zawsze ciekawiła. Chciała z nim
dłużej porozmawiać i go poznać, to była kolejna osoba, która nie patrzyła na
nią krzywo.
- Teksty piosenek – wyjaśnił spokojnie chowając notes do
wewnętrznej kieszeni marynarki. – Mój formularz także możesz zanieść –
powiedział wpisując je imię i nazwisko. – teraz będziesz miała pewność, że nie zmienię partnera. –
uśmiechnął się. Chi fascynowała Kastiela, gdyby się nią bardziej zainteresował,
może by zaprzestał spotykania z Natanielem. Przewodniczący był trujący dla jego
przyjaciela.
***
Restauracja
znajdowała się w centrum miasta oddalonego o dzień drogi od Zielonego
Dziedzińca. Wystarczająco daleko by spotkać się z nim. Przyszła o wyznaczonym
czasie i zamówiła kawę, gdy upiła połowę zjawił się ON.
- Dawnośmy się nie widzieli, Susan – powiedział
czerwonowłosy siadając naprzeciwko kobiety w restauracji.
- Lulu, trochę szacunku – powiedziała patrząc na chłopaka.
Był pięć lat starszy od Chi i bardzo przypominał jej męża. Lulu był wyjątkowym
i bardzo niebezpiecznym dzieckiem, jak go zapamiętała i nic się nie zmieniło.
Teraz był dorosły, nie był zbyt wysoki, czy też mocno zbudowany. Przefarbował
się na czerwono by ukryć geny, które odziedziczył po niej.
- Trudno was znaleźć, mamo. Często się przeprowadzacie –
stwierdził siadając wygodnie i uśmiechając się delikatnie do rodzicielki.
Susan
doskonale wiedziała co kryje się za tym uśmiechem. Był jej synem, urodziła go,
ale bała się. Jej syn zmienił się w potwora i nie potrafiła się z tym pogodzić.
Gdyby tylko mogła uwierzyć, że poskromi naturę.
- Nie zbliżaj się do Chi. – powiedziała stanowczo. Nie
chciała ciągnąć tej rozmowy dłużej niż to było konieczne. Przebywanie z synem
było bardzo niepokojące.
- chyba niedosłyszałem – zdumiony uniósł brwi, a jego zielone
oczy błysnęły intensywniej. – Mogłabyś to powtórzyć? – zapytał pochylając się w
stronę kobiety. Widział jak jej włosy bledną przybierając barwę bieli. Jednak
po chwili wróciła do poprzedniego rudego koloru. A jej spojrzenie ponownie
stało się twarde, tak jak ją zapamiętał.
- To co słyszałeś Lulu, gdy jesteś blisko zaczyna jej się
śnić koszmar. Kamień, który otrzymała od Colina czarnieje. Nie możesz się do
niej zbliżać, dla jej dobra. – wyjaśniła patrząc w jarzące się zielenią oczy
chłopaka. – Kochasz siostrę, gdyby było inaczej nie zrobiłbyś tego wtedy.
Czerwonowłosy
opadł z hukiem na swoje krzesło. Był niezadowolony i nie krył tego.
- Barwa jej kamienia z czarniała? – zapytał uważnie patrząc
na kobietę. – Mamo to nie możliwe, że to moja zasługa. Jej kamień nie reaguje
na mnie. Spotkałem ją przypadkiem, gdy mieszkaliście w poprzednim mieście.
- Spotkałeś się z nią! Miałeś się nie zbliżać do niej! –
krzyknęła podnosząc się i patrząc w uśmiechniętą twarz syna. Dopiero po chwili
stwierdziła, że coś jest nie tak. Ktoś musiał zauważyć jej rozmowę z synem,
byli przecież w publicznym miejscu. Jednak nawet, gdy zaczęła krzyczeć nikt nie
podszedł i nie zareagował. Rozejrzała się, ludzie zachowywali się jakby nic nie
słyszeli. Spostrzegła białą mgłę wokół ich dwójki.
- Sam sprawdzę, jej stan. Nie zrozum mnie źle mamo. Nie
kocham jej jak siostrę. To co wtedy się wydarzyło, było po to by odpowiednio
dorosła dla mnie. – uśmiechnął się drapieżnie podnosząc ze swojego miejsca. –
Lulu pobawi się z siostrzyczką. – zawołał wesoło machając do matki i wychodząc
z restauracji.
- Nie możesz! – krzyknęła podnosząc się z miejsca. Jej
córeczka była w niebezpieczeństwie, co mogła zrobić, by powstrzymać to
szaleństwo?! Była tak bezradna, gdyby Colin wrócił wcześniej byłaby bezpieczna,
ale teraz wydaje się, że pogorszyła sytuację. Lulu nie może spotkać się z Chi,
ona nawet nie wie o jego istnieniu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz