Las
Żywiołów, był miejscem do którego zmierzał autokar z uczniami. Inni nie
przepadali za tym transportem, woleli zrzucić ludzką skórę i pobiec - polecieć
na miejsce zbiórki. Niestety musieli nauczyć się tego co ludzkie, wiecznie nie
mogli trzymać się natury.
Właśnie dlatego Niedźwiedzia
Straż- dyrektorka Słodkiego Amora zdecydowała się na bieg na orientację w takim
miejscu. W tym lesie zmysły takie jak
węch, czy też słuch były prawie na poziomie ludzkim. Żywioły mieszkające w nim
zazwyczaj nie pozwalają na wejście na swoje terytorium, tylko dzięki pomocy Jade
to się udało.
Jade zatrzymał się na krawędzi polanki.
To właśnie tu mieli przybyć uczniowie. Powinien przygotować jego las na
przybycie obcych. Zanucił cicho, ruszył, a drzewa jak i cała powierzchnia zaczęła
kształtować się i tworząc drogę jaką miał podążyć bieg. Przygotował wszystko co
powinni znaleźć uczniowie na etapie drugim, jak i etap trzeci był gotowy.
Uśmiechnął się zerkając w kierunku dziewczynki z dwoma blond kucykami.
- To już czas Powietrze – powiedział do dziewczyny, która
stanęła obok Jade. – Lysander także bierze udział uniemożliw mu zamianę w dym,
dobrze?
- Będę go ściskać tak mocno jak tylko mogę, ach poczuć go… -
zamruczała zachwycona.
- Nina nie zapominaj, że przybył tu by uczestniczyć w tych
zawodach - upomniał dziewczynę, która pokazała mu język i zniknęła z powiewem
wiatru. – Wszystko gotowe, będę obserwował przebieg z ukrycia. – stwierdził
podchodząc do ciemnoskórego chłopaka, który od pewnego czasu siedział na
polanie i bawił się piłką do koszykówki.
- Dzięki za wszystko, Jade – Powiedział ciemnoskóry patrząc
na zielonowłosego. Jade był żywiołem ziemi, bardzo spokojny człowiek, nigdy nie
podejmował żadnych pochopnych działań. Nawet ten wyścig, tak naprawdę wyszedł
właśnie od niego. Uśmiechnął się. - Jade był naprawdę miłym gościem nawet teraz
będzie czuwał nad tymi Innymi i tą ludzką dziewczyną. – pomyślał patrząc na
wjeżdżający na polanę autokar. - Pora zaczynać.
***
Wszystko
już było gotowe. Dres który kupiła na Bieg na orientacje u pana Borysa. Poszła
także za radą matki i spakowała kompas i latarkę, oraz przekąski dla siebie i
Lysandra. Bardzo się cieszyła na ten wyścig. Spędzi dużo czasu z chłopakiem,
który ją bardzo ciekawi. Może uda się z nim zaprzyjaźnić? Wręcz nie mogła się doczekać,
wcześniej nigdy nie uczestniczyła w takich zawodach. A od kiedy dołączyła do
tej szkoły uczestniczyła już wiele ciekawych rzeczach. W końcu jest w Zielonym
dziedzińcu.
Jej
zapał osłabł na chwilę, gdy ujrzała Amber i jej świtę, oraz Nataniela i Kastiela
razem w parze. Kłócili się jak zwykle, czuła się winna, że to ona jest z
Lysandrem, a nie Kastiel. Lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby białowłosy był z
przewodniczącym.
- Nad czym myślisz? – zapytał białowłosy zatrzymując się tuż
za rudowłosą, która zaskoczona podskoczyła. – Wybacz, przestraszyłem?
- Cześć – uśmiechnęła się do chłopaka – tylko tak myślałam,
że Kastiel lepiej by się bawił z tobą, niż z Natanielem.
- Tak mogą się pobić, albo gorzej… - westchnął Lysander
patrząc na parkę niedaleko kłócącą się. Nie znosili się, a jednak byli ze sobą.
Nie mógł pojąć tego układu, wiele razy wysłuchiwał Kastiela narzekań jakim to
Nataniel jest sadystą. Jednak ten nigdy nie zrezygnował z tego chorego układu.
- Nie możliwe, na pewno obaj chcą wygrać, więc jakoś się
dogadają – stwierdziła Chi uśmiechając się. – Dejan! – pomachała do chłopka
stojącego przy nauczycielach.
- Cześć Chi! – zawołał podchodząc do nich. Dejan był uczniem
z wymiany między szkolnej i członkiem klubu koszykówki. Poznała go jakiś czas
temu, gdy musiała wybrać klub. Miał ciemniejszą karnację i czarne włosy
splecione w drobne warkoczyki. Ubrany w dres jak wszyscy wyglądał zabawnie.
- Bierzesz udział? – zapytała Chi – A, właśnie to mój kolega
Lysander – przedstawiła białowłosego.
- Nie, jestem tu jako pomoc organizatorom, pomagam przy
drugim punkcie kontrolnym – odparł.
- To jeszcze się spotkamy – stwierdziła widząc, że
dyrektorka zaczęła zwoływać wszystkich uczestników. – Pora na nas.
- Nie mamy jeszcze mapki pójdę po nią do pana Borysa – Lysander
zwrócił się do Chi i ruszył w kierunku nauczyciela.
- Jasne spotkamy się na starcie – odparła zerkając na
chłopaka. Lysander zawsze był małomówny i dość często zapomniał, gdzie zostawił
swój notes, miała nadzieję, że mapki nie zgubi…
Dyrektorka
wytłumaczyła zasady i cele tego wyścigu. Jak również kolejność poszczególnych
grup. Losowali piłeczki z numerkami, Chi wylosowała ostatnią pozycję. Każda
para wchodziła do lasu po dziesięciu minutach po poprzedniej. Przed nimi była
już tylko Amber, Charlotta i Lee. Amber idąc na start wpadła na Lysandra,
ofukała go jak niezadowolony tym faktem kot i podeszła do przyjaciółek.
- Jaka żmija –
syknęła Chi – Przecież to była jej wina nawet nie przeprosiła! - prychnęła wkurzona ruda.
- Nie przejmuj się
zaraz nasza kolej – powiedział Lysander podchodząc wraz z rudą do linii startu.
– Lepiej spójrzmy na mapkę i wybierzmy odpowiednią drogę stwierdził sięgając do kieszeni. Zaskoczony
sprawdził dugą kieszeń.
- Co się stało? – zapytała Chi patrząc na zmartwioną twarz
wampira.
- Wygląda na to, że zgubiłem mapkę – westchnął sfrustrowany.
- Nie możliwe i co teraz? – zapytała rozglądając się po
trzech drogach. – którą powinniśmy wybrać? -
Zastanowiła się. Po krótkiej rozmowie zdecydowali pójść w prawo jednak
ta, droga okazała się złą i zaprowadziła ich do punktu wyjścia. Po kolejnej
próbie trafili na nauczyciela, który nadzorował pierwszy punkt kontrolny.
- Długo to wam zajęło – powiedział Gabriel patrząc na parkę. Chi skrzywiła się mało zachwycona
widokiem nauczyciela, który z jakiegoś powodu nie przepadał za nią.
- Zgubiłem mapkę i zabłądziliśmy – powiedział Lysander –
Możemy przejść do kolejnego etapu? – zapytał.
- Nie wiem jak trzeba być roztrzepanym by coś zgubić… -
mruknął Gabriel sięgając do kieszeni. –ech? – zdumiał się przeszukując kieszenie
- Gdzie ta pieczątka? Jeszcze chwilę temu ją miałem… - mruknął do siebie.
Przypomniało mu się coś. Amber z Kociej Straży uwiesiła się na nim przez chwilę
przed ruszeniem na drugi etap. – Ta to wstrętna spryciula – pomyślał zamykając
oczy. – Jak ją dorwę powyrywam jej kończyny…
- Nauczycielowi też się zdarza być roztrzepanym – szepnął Lysander
do Chi, która zachichotała.
Gabriel
westchnął wyciągając listę potrzebnych przedmiotów do znalezienia. Wręczył ją
parce z niezadowoleniem.
- Znajdźcie te przedmioty i zgłoście się do mnie. Ja w tym
czasie znajdę pieczątkę. – powiedział. – Gdzie polazła ta kocica – pomyślał rozglądając
się po lesie. – Cholera by wzięła z Żywiołami utrudniają mi sprawę…
***
- Na nic tu mój węch – stwierdził Kastiel przeczesując włosy
i rozglądając się. Mieli już prawie wszystko, brakowało im tylko mieszkańca
lasu. Jak się okazało żywy, czy martwy nie wchodził w gre. Gabriel zganił ich
dwójkę za przyciesienie żywych istot. Znalazł by to szybko, gdyby tylko jego
węch nie został ograniczony przez ten las.
- Zero z ciebie pożytku – stwierdził Nataniel przyglądając
się przedmiotom i zastanawiając się nad czymś. – Odebranie go siłą byłoby wbrew
zasadom – westchnął niezadowolony. Nagle został wepchnięty w krzaki i
przygnieciony ciałem drugiego chłopaka. – Co ty wyprawiasz? – syknął wściekły
Nataniel zerkając na Wilka.
- Zamknij się i nie ruszaj się. – warknął Kastiel.
- Kto by pomyślał, że za mieszkańcem lasu będzie to
plastikowy królik – Kastiel rozpoznał głos Lysandra. Więc z nim musiała być i
ta dziewczyna.
- Naprawdę ciężko to znaleźć, kto by się domyślił, że to w
tej dziurze pod korzeniem schowali. Było tam ich całkiem sporo – zaśmiała się
dziewczyna. – Co z robimy z pieczątką bez niej nie ruszymy dalej, nawet jeśli
mamy wszystko – westchnęła.
- Nie przejmuj się, może już znalazła się. – pocieszył ją
Lysander.
To nie
była zbyt dobra pora, byli w lesie Żywiołów. Musiał zaczekać do powrotu do
domu. Jednak leżący na nim chłopak tak go kusił… Nataniel starał się
kontrolować, od ostatniego raz Kastiel nie zbliżał się do niego. Nawet podczas
ich porannej sprzeczki był wycofany, czyżby przesadził ostatnim razem?
- Poszli – powiedział i w tym momencie Nataniel złapał go za
włosy i przyciągnął do siebie. – Oszalałeś! – warknął Kastiel odpychając
blondyna i podnosząc się. Wytarł usta i spojrzał w kierunku w którym poszła
parka.
- To ty mnie kusiłeś – stwierdził spokojnie Nataniel
podnosząc się. – Skoro wiemy, gdzie jest ta zabawka. Udajmy się do kolejnego
punktu i wygrajmy tą głupotę.
- A wcześniej nie obchodziło cię zwycięstwo – zaśmiał się
czerwonowłosy.
- Nagrodzę cię odpowiednio, gdy to się skończy – uśmiechnął się
drapieżnie Nataniel, a uśmiech Kastiela zrzedł. Nie miał ochoty na taką nagrodę,
obawiał się tego co przewodniczący planuje.
- Pieprz się ze swoją nagrodą – warknął ruszając w kierunku
jamy przy wielkim drzewie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz