Shi’ha przeciągnął się ziewając. Był wypoczęty, czego nie
mógł powiedzieć od kiedy trafił do niewoli. Odwrócił się na drugi bok i zamarł
z szeroko otwartymi oczami. Obok niego na łóżku leżał Yasha’la prawa ręka była
zarzucona nad głową blondyna. Miał twardy sen, gdyż nie zareagował na
poruszenie obok niego. Shi’ha usiadł, a wtedy niespodziewanie został przyciągnięty
do mężczyzny i mocniej objęty. Scarlet czuł się nieswojo, gdy Yasha’la go
przytulił do siebie. Nigdy wcześniej nie miał takiej bliskości z innym
mężczyzną, czasem tylko siostra, albo ojciec go przytulał gdy kładli się spać.
Pachniał
alkoholem i jakimś kwiecistym zapachem, który strasznie go drażnił. Przestał
się szarpać, gdy zauważył, że objęcie bardziej się zaciska na nim. Zaczął
przyglądać się dokładniej wyćwiczonemu ciału mężczyzny. Zauważył ślady po czerwonym
mazidle do ust z jakiego korzystają tutejsze kobiety, ślady po paznokciach i
liczne zaczerwienienia.
- Więc był u kobiety – przemknęło przez myśl chłopaka.
Poczuł zazdrość, przez jego odmienność wśród swoich został odrzucony przez
innych. Jednak trwało to krótko, pojawił się Badur, który zapragnął go jako
swoją kobietę. Na jego szczęście to czego nauczył ojciec nie pokonał go tamten
i nie miał do niego praw jako partnera… potrząsnął głową starając się pozbyć z myśli
czerwonoskórego mężczyzny, teraz był w innej sytuacji i czuł się szczęśliwy,
przez tyle nocy był sam w zimnej klatce, był bardzo samotny. Teraz obok niego
leżał jego wybawca, obejmował go, chronił sobą. Tylko na jak długo pozostanie
przy nim?
Ponownie
spróbował się wydostać z objęć mężczyzny, który go ponownie przygarną do siebie
i przez sen pocałował. Yasha’la był znacznie silniejszy od niego, kolejne próby
odsunięcia były bez skuteczne. Usta Narańczyka bardziej naparł na niego,
językiem starał się rozchylić jego wargi…
- Może powianiem ulegnąć? – przemknęło przez myśl chłopaka i
rozchylił usta przymykając oczy.
- Wstawać lenie! Dzień wolny skończył się jak tylko wstało
słońce! – zawołał Siva wchodząc z rozmachem do pokoju. Przyszedł później niż
zazwyczaj, tylko dlatego, że pół nocy biegali za jego dwoma milionami
hekseńskiego złota. Jednak to nie znaczyło, że popuści więzy i tak już
traktowali go bardziej jak kolegę niż pana. Gladiatorzy z pomrukami
niezadowolenia zaczynali się budzić i podnosić. Oprócz jednego… jego Scarlet
odepchnął od siebie Yasha’lę. – Biedny dzieciak – przemknęło przez myśl Sivy.
Narańczyk miał bardzo głęboki sen i czasem zdarzało mu się coś takiego jak
teraz. – Yasha’la nie dobieraj się do Scarleta! – warkną podchodząc do łóżka i
pociągając gladiatora za ucho. To był jedyny sposób by obudzić Narańczyka,
który syknął wypuszczając z objęć czerwonoskórego.
Shi’ha wyswobodzony z uścisku
spadł z łóżka. Zasapany, rozejrzał się po pokoju pełnym mężczyzn. Wcześniej był
tu sam z Yasha’lą teraz poczuł zakłopotanie widząc tylu potężnie zbudowanych
mężczyzn.
- Siva to ten dzieciak za którym kazałeś nam biegać? –
zapytał czarnoskóry mężczyzna z rogami. Przeczesał czerwone włosy odsłaniając
na chwilę niezadowolone spojrzenie fioletowych oczu. Przez dłuższą chwilę
Shi’ha czuł obrzydzenie Yasai do niego. Gladiator pokręcił głową sięgając po spodnie,
nie powiedział ani słowa.
- Wygląda jak
dziewczyna – powiedział inny czerwonowłosy przekrzywiając głowę. Na prawej
stronie twarzy miał bliznę zaczynała się od łuku brwiowego przecinała oko i
kończyła się na policzku. Niebiesko- czerwone oczy z wyraźnym zainteresowaniem
przyglądały się Scarletowi – Słodziutki jest…
- Trzeba sprawdzić co ma w spodniach – zaśmiał się ktoś.
Shi’ha podążał za głosami starając się wychwycić coś z rozmowy. Mówili
powszechnym, ale zdecydowanie za szybko, a do tego, każdy z nich miał inny
akcent co utrudniało dla chłopaka zrozumienie ich.
- To chłopak – powiedział donośnie Yasha’la –widziałem na
własne oczy co ma w spodniach. – w ten sposób uciął rozmowę.
W końcu
zrozumiał. Yasha’la mówił wyraźnie, a gdy dotarł do niego sens rozmowy.
Zakłopotany spuścił wzrok na swoje ręce.
- Koniec pogaduszek – warknął Siva tracąc cierpliwość –
dodatkowe dziesięć razy, bez śniadania. A ty zajmij się treningiem Scarleta –
dodał piorunując spojrzeniem Narańczka.
- Ze mnie słaby nauczyciel – westchnął wojownik podnosząc
się z łóżka.
- I nie waż mi się więcej dobierać do niego – ostrzegł
hekseńczyk przechodząc obok blondyna. Zmierzwił jego włosy – pilnuj się.
- Pięknie – mruknął pod nosem słuchając wyśmiewania się
innym gladiatorów szykujących się do wyjścia. Nałożył spodnie i zerknął na
zagubionego chłopaka. Nadal wyglądał przeuroczo, aż miał ochotę go schrupać. –
Aku ma rację jest słodziutki – pomyślał. – Wstawaj z tej podłogi. Nie mamy całego
dnia – zwrócił się do Shi’ha wyciągając do niego rękę.
Cah’ran
przystaną przy placu na którym trenowali gladiatorzy. Chciał popatrzyć na Yasai,
ale jego uwagę przyciągnęły jęki z drugiego końca placu. Scarlet za którym
prawie całą noc biegał Sa’Lam trenował z najgorszą osobą jaką znał. Nie uważał
Yasha’lę za złą osobę tylko był beznadziejnym nauczycielem. Według Cah’rana Narańczyk
zbyt poważnie traktował trening i nie potrafił niczego wytłumaczyć. Jego ciosy
były za silne dla Scarleta, za każdym razem upadał z jękiem na twardą ziemię.
Samo patrzenie sprawiało, że się krzywił.
- Yasha’la wprowadza Scarleta od razu na głębokie wody –
usłyszał głos Sivy za sobą.
- Ma pan rację – przyznał, patrząc jak czerwonoskóry enty
już raz podnosi się z ziemi. – Yasha’la jest najgorszym nauczycielem na jakiego
mógł trafić. – dodał zerkając w kierunku czarnoskórego Yasai.
Siva
zauważył spojrzenie chłopaka. Pozbyłby się już dawno dzieciaka nienadającego
się do niczego… trzymał go ze względu na Sa’lama. Yasai tacy jak ten rogaty
gladiator, są wiernymi partnerami. Sa’lam spłacił swój dług kilka lat temu, ale
pozostał przy nim ze względu na Urusa[1].
To korzystny interes dla niego, gdyż Yasai był równie silny co Yasha’la – jeśli
nie silniejszy. Idealny element jego kolekcji. Miał nadzieję, że Scarlet nie
okaże się takim samym fiaskiem jak ten stojący obok niego chłopak.
- Zajmij się nowym – powiedział Yasha’la podchodząc do
rozmawiających. Cah’ran kiwną głową ruszając do leżącego na placu Scarleta. –
Jest szybki i uparty, ale nie ma zbyt dużej siły. Działa instynktownie i
obserwuje przeciwnika, dzięki czemu unika większości ataków. Raczej już uczył
się walczyć – stwierdził patrząc na scarleta i urusa. – musi się podszkolić w
powszechnym, nie rozumie komend jeśli wydam je za szybko. Gdzie jest teraz Az?
- więc dobrze zainwestowałem – mruknął do siebie nie słuchając dalszego wywodu narańczyka. – spróbuj z lekką bronią. Może sztylety, albo noże do rzucania… - zamyślił się – A o Aza nie martw się. Skończą mu się niedługo pieniądze i wróci. – machnął ręką lekceważąco.
- więc dobrze zainwestowałem – mruknął do siebie nie słuchając dalszego wywodu narańczyka. – spróbuj z lekką bronią. Może sztylety, albo noże do rzucania… - zamyślił się – A o Aza nie martw się. Skończą mu się niedługo pieniądze i wróci. – machnął ręką lekceważąco.
- Jasne po przerwie przetrzepie mu tyłek – uśmiechnął się
Yasha’la krzyżując ramiona.
- Panuj nad sobą, to chłopak. Nie chcę być więcej świadkiem
tego co rano. – upomniał Siva patrząc na gladiatora.
- Nie jestem tobą, Siva – mruknął Yasha’la – Interesują mnie
wyłącznie kobiety. – uśmiechnął się spoglądając na hekseńczyka. – Jeśli wpadł
ci w oko zalicz go tak jak to zrobiłeś z Niglem i też tego nie chciałem
widzieć. - dodał patrząc znacząco na szaroskórego – czas coś zjeść – stwierdził
ruszając w stronę wejścia do domu.
Siva
pokręcił głową wzdychając. Yasha’la mógł sobie pozwolić na takie zachowanie,
inni byli daleko i nie usłyszeli wypowiedzi narańczyka. Kolejnym z powodów była
lojalność tego gladiatora, ocalił go, gdy był zaledwie kilku letnim dzieckiem.
Doskonale
zdawał sobie sprawę, że jego orientacja zniszczyła by mu reputacje. Zazwyczaj
wynajmował dziwki i płacił im za kłamstwa spędzenia z nim nocy, tylko raz nie
udało mu się ukryć. Niglen był jednym z nie wielu jak do tej pory chłopakiem,
który sprostał jego zabawom. Zbyt często zapraszał do siebie kochanka, jednej z
nocy przyłapał ich Yasha’la. Na jego szczęście okazał się na tyle wierny, że
nie wydał tego publicznie i nie próbował wykorzystać tej wiedzy.
Uderzył w
dzwon zwiastujący przerwę i wszedł do środka. Powinien przestać o tym
rozmyślać.
Bolało go
wszystko. Ta część natury była mu obca, Yasha’la był bezlitosny, gdy chodziło o
walkę. Wykrzykiwał mu jakeś komendy, których kompletnie nie rozumiał. Co
znaczyła kontra?! Z wysiłkiem usiadł łapiąc oddech. Wiedział Yasha’la jest silny,
ale nie spodziewał się, że dorównuje jego ojcu. Chciałby zobaczyć walkę między
ojcem, a Yasha’lą byłaby piękna…
- Dostałeś niezłe lanie – powiedział zatrzymując się przed
nim niebieskoskóry. Nie przypominał pozostałych mężczyzn, których tu poznał.
Chłopak był drobny i wyglądał na jego rówieśnika. Srebrzyste włosy miał
starannie zaczesane do tyłu, duże żółte oczy i na nie dużym nosie piegi. –
Yasha’la jest kiepskim nauczycielem. A tak po za tym jestem Cah’ran – przedstawił
się wskazując siebie – jesteś pewnie głodny już południe, a on tak cię męczył
bez śniadania. Jakie to okrutne. – pokręcił głową ze współczuciem.
- Wolniej – poprosił łamanym powszechnym patrząc na chłopaka
i z jego pomocą podnoszą się. – Słabo rozumiem – wyjaśnił zakłopotany.
- Jestem Cah’ran – ponownie się przedstawił uśmiechając się
– jesteś głodny?
Shi’ha
skiną głową starając się zrozumieć co chłopak do niego mówi. Co drugie słowo mu
to się udowało. Musiał się jeszcze poduczyć, jeśli miałby tu zostać, choć i tak
wolałby wrócić na Intre.
- Zaprowadzę cię na stołówkę – zaproponował przyglądając się
czerwonskóremu.
- Shi’ha – powiedział Scarlet widząc, że Cah’ran wpatruje
się w niego. Skrzywił się starając wyprostować. – moje imię.
- Takie proste imię – stwierdził ze zdumieniem Urus –
spodziewałem się jakiegoś długiego i ciężkiego do wymówienia. W końcu jesteś z
tej owianej tajemnicą rasy… - mruknął pod nosem i zerknął na chłopaka - Mogę na
ciebie mówić Shi?
Shi’ha z
uśmiechem skinął głową. Towarzystwo chłopaka sprawiało, że czuł się swobodnie.
Na chwilę poczuł się wolny, potrzebował takiej osoby. Przy Yasha’li czuł się
bezpieczny, ale przy Cah’ranie, że nie jest sam i ktoś go może zrozumieć.
- Mam przeczucie, że zostaniemy przyjaciółmi – stwierdził
Cah’ran kierując się w stronę wejścia.
- Przyjaciółmi? – zapytał Shi’ha patrząc na chłopaka.
- No bliskimi znajomymi. – wyjaśnił spoglądając na
czerwonoskórego.
- A Irtafren’to – powiedział Shi’ha – przyjaciele.
- Ira… - spróbował powtórzyć i pokręcił głową – jednak twój
język jest trudny do wymówienia.
- Wasz jest dla mnie trudny – stwierdził Shi’ha przeczesując
ręką włosy.
- Świetnie sobie radzisz – uśmiechnął się Cah’ran –Mogę cię
trochę poduczyć powszechnego. A ty mnie swojego – zaproponował. Blondyn
uśmiechnął się i kiwną głową.
- Cah’ran – usłyszeli za sobą, zaraz smoliście czarne
ramiona zacisnęły się na niebieskoskórym. Spod czerwonej grzywki, błysnęły
fioletowe oczy.
Shi’ha
wzdrygnął się, jego instynkt krzyczał wręcz niebezpieczeństwo. Jednak z
jakiegoś powodu fioletowe oczy go przyszpiliły i nie mógł się ruszyć. Te
spojrzenie pałało niechęcią…
- Sa’lam – zawołał radośnie Urus, a jego twarz wydawała się
radośniejsza niż przedtem. – To Shi’ha, nie patrz się tak na niego. Bądź miły.
– poprosił zerkając na twarz Yasai.
- Biegałem za nim pół dnia i nocy – prychnął czarnoskóry
ponownie mierząc Scarleta spojrzeniem – takie chuchro nie nadaje się na
wojownika. – stwierdził z niechęcią.
Shi’ha
podrapał się po policzku zakłopotany. Nic nie zrozumiał z tego co powiedział
mężczyzna. Sa’lam przesunął Urusa i pochylił się w stronę Scarleta, odsłonił w
krzywym uśmiechu białe zęby, które bardzo kontrastowały z jego skórą, a
spojrzenie ponownie sparaliżowało chłopaka.
- On jest mój – syknął z groźbą – nie waż się go dotykać –
dodał łapiąc w pół Cah’rana i przerzucił go przez ramię. Zdumiony takim
zachowaniem niebieskoskóry tylko sapnął. Yasai nie zwracając już większej uwagi
na czerwonoskórego chłopaka ruszył przed siebie. Nawet protesty niesionego nie
pomagały.
- No przestań Sa’lam – jęknął niebieskoskóry – postaw mnie.
– poprosił – Sal!
Yasai
postawił Urusa na drewnianej podłodze domostwa i przycisną do ściany całując.
Cah’ran złapał go za ramiona i poddał się. Z tak gwałtownym i zazdrosnym
mężczyzną jakim był Sa’lam nie mógłby wygrać… zawsze tak było. Jednak tym razem
dostał zadanie i nie mógł tak po prostu oddać się tak słodkiemu zamroczeniu.
- Sal.. – jęknął zerkając w fiotetowe oczy widoczne spod grzywki
– Dostałem zadanie zając się tym chłopce… - nie dokończył, gdy Sa’lam złapał go
za pośladki i uniósł do góry. – Nie masz o co być zazdrosny to tylko zagubiony
dzieciak…
- Nie uśmiechaj się do niego, jesteś zbyt przyjazny. Jeszcze
coś sobie pomyśli o tobie – prychnął yasai całując ponownie chłopaka. Cah’ran
złapał mężczyznę za rogi i zmusił by spojrzał na niego. Dla Sa’lam był to jasny
sygnał, że jego kochanek ma mu coś do powiedzenia. Jeśli by to zignorował,
skończyło by się kolejnymi samotnymi nocami. Puścił chłopaka i z
niezadowoleniem wypisanym na jego twarzy patrzył na niego.
Przez długą
chwilę wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknął yasai i urus. Został sam na
środku pola treningowego. Nie wiedział, gdzie ma iść i czy może się stąd ruszyć
sam. Postanowił zaczekać na Cah’rana, albo Yasha’le.
Rozejrzał się po placu, udeptana
ziemia była twarda, dlatego wszystkie upadki tak bolały. To nie było to samo co
piaski Intry, to miejsce wydawało się bardziej ponure niż jego dom. Powinien
przestać myśleć na ten temat. Sam zdecydował, że chce zobaczyć świat i na
własne życzenie trafił w niewolę, a teraz tu.
Stojak z bronią stał pod
niewielkim zadaszenie wcale nie zabezpieczony, gdyby teraz wziął jakąś broń
mógłby zabić co najmniej dwóch… ale nie miał żadnych szans z Yasha’lą, czy też
czarnoskórym. Nogi same go zaprowadziły do imitacji zbrojowni. Rozpoznał
wszystkie bronie. W końcu jego ojciec potrafił posługiwać się każdą z nich.
Dotknął zniszczonego buzdyganu, ta broń była podobna do tej co zawsze przy sobie
nosił ojciec.
- To nie jest
odpowiednia broń dla ciebie – usłyszał męski głos za sobą w swoim rodzimym
języku. Zaskoczony odwrócił się i od razu rzucił mu się w oczy siedzący na
wysokim murze białowłosy mężczyzna. Miał rozpostarte, podziurawione, czarne,
nietoperze skrzydła. Ubrany w wyszukany strój współczesnej mody.
- Wygląda znajomo. – przemknęło przez myśl obserwując
mężczyznę, który wyciągnął coś z buta i rzucił nim pod nogi Scarleta.
- Może to odświeży ci
pamięć – powiedział nieznajomy uśmiechając się do czerwonoskórego.
Shi’ha
podniósł sztylet wykonany z kości. Kształt i rzeźbienia były łudząco podobne do
tych pochodzących z Intry, każdy miał swój ze swoim wyrytym imieniem. Na ostrzu
było wyryte słowo w jego dialekcie „Azra” rozpoznał nawet charakter ojca.
Zaskoczony podniósł wzrok na mężczyznę.
- Pan Azra? –
wyszeptał zdumiony patrząc na białowłosego, który z gracją zeskoczył z muru i
wylądował tuż obok blondyna.
- Seat’ha bardzo się
martwi – stwierdził uśmiechając się –
A Var’shi wymyśla coraz to gorsze sposoby ukarania ciebie. Narobiłeś im
kłopotów i zmartwień. – pokręcił głową –
Nie spodziewałem się, że ciebie tu zobaczę. Co tu robisz?
- Przez własną głupotę
trafiłem w niewolę, a pan Siva mnie wykupił i pozwolił odpracować to co za mnie
zapłacił. – odpowiedział Shi’ha patrząc na mężczyznę.
- Możesz wierzyć w
jego słowo. Siva zawsze dotrzymuje go. – mruknął Azra łapiąc za skrawek
kamizelki potarł w dłoni i skrzywił się. – To
skóra. Nie drażni cię? Ściągnij kamizelkę.
- Bardzo, ale nie będę
narzekać. Podarował mi je Yasha’la – przyznał zdejmując ubranie. Miejsca,
gdzie materiał dotykał skóry miał poocierane. Na kamizelce od środka były
widoczne plamy krwi.
Azra głośno wciągnął powietrze.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że rasa chłopaka ma delikatną skórę, dlatego
większość ich ubrań jest luźna i zwiewna z bardzo delikatnego materiału. Shi’ha
miał jeszcze delikatniejszą skórę od innych, był wyjątkowy. Dopiero teraz zdał
sobie sprawę dlaczego Seat’ha starał się go trzymać pod kloszem. Pokręcił
głową.
- Wykończą cię, nawet nie wiedząc o tym. – westchnął
prostując się i zaczynając grzebać w torbie przyczepionej do paska. Wyciągnął
niewielki słoiczek i otworzył go. W powietrzu rozszedł się mocny zapach ziół. –
Idziemy kupić ci coś lepszego. Nie mogę
patrzyć jak się męczysz. Odwróć się. – nabrał mazidła na rękę i posmarował
mocniejsze otarcia na plecach Scarleta.
- Nie powinienem
opuszczać tego miejsca.
Azra nie
słuchając protestów czerwonoskórego, złapał go w pasie i przeleciał z nim nad
murem. Shi’ha był bardzo uczciwy i wierny swoim przysięgom, nawet tym błędnym.
Var’shi wpoił mu dotrzymanie obietnic, więc był pewny, że Scarlet nawet jeśli
będzie miał okazję do ucieczki nie ucieknie. Choć musiał przyznać, że był
ciekawy, czy jest tak honorowy i dumny jak jego ojciec…
- Jak zawsze robi pan
to na co ma ochotę – westchnął z rezygnacją Shi’ha obejmując mężczyznę z
obawą, że ten go puści. – Świat o którym
opowiadałeś wcale nie jest tak piękny.
- Jest, tylko zacząłeś
go poznawać od tej gorszej strony – zaśmiał się Azra lądując w uliczce
między budynkami. Postawił chłopaka i złożył skrzydła. – Chodź – zwrócił się do Shi’ha i ruszył do wyjścia z zakamarku.
Czerwonoskóry ruszył za nim.
Trudno było rozgryźć tego człowieka, zawsze opowiadał przecudowne rzeczy o
świecie zewnętrznym, jakiego nie widział. Nauczył się bardzo szybko posługiwać
się ich językiem, a także uczył jego powszechnego. Azra wiele się nauczył o
nich, nawet zyskał aprobatę przywódczyni. Jednak nigdy nie poznał jego
prawdziwych pobudek, omijał tematy dotyczące jego. Praktycznie nic nie wiedział
o tym człowieku, choć on wszedł w ich życie i stał się jego członkiem.
- Witaj Eria. – powiedział Azra wchodząc do niewielkiego
kramu.
- Dzień dobry panie Az – przywitał się młody chłopak
odrywając się od tego co robił. Odłożył nożyce na bok i spojrzał w kierunku
klientów nietypowymi zielono bursztynowymi oczami.
Należał do Urasów, jednak różnił
się od tych których widział, Shi’ha. Tamci mieli szare włosy i bursztynowe
oczy, nie tak jak ten dwukolorowe oczy i czarne włosy. Był inny wśród swoich,
tak jak on wśród Infarczyków.
- Część zamówienia już jest gotowe, druga część będzie na
wieczór. – powiedział patrząc na białowłosego. – Skąd pan miał ten materiał?
Jest niesamowity, lepszy od aksamitu i jedwabiu…
- Ten strój z tego materiału. – zaczął mówić Azra patrząc na
krawca.
- Jest gotowy – odpowiedział Uras wyciągając spod lady
związaną brązową paczuszkę.
- Przerób to na tego chłopca – poprosił wskazując stojącego
za nim czerwonoskórego.
- Przecież to Scarlet! – zawołał zdumiony Eria dopiero teraz
dostrzegając towarzysza Aza. – Podobno mają czarne włosy, ale ten.. –
zastanowił się patrząc na krzywiącego się blondyna.
- To jedyny Scarlet jaki chodzi po ziemi. Jest wyjątkowy tak
jak ty. – wyjaśnił spokojnie Azra patrząc na niebieskoskórego, który rozwiązał
paczuszkę. – Ten chłopak to Eria, jest
krawcem i przerobi dla ciebie te ubranie. Nałóż to co ci poda. – zwrócił
się do Scarleta w jego rodzimym języku.
Chłopak
tylko kiwnął głową i wziął zawiniątko od Erii. Wszedł za kurtynkę, którą
odsłonił krawiec i zaczął się przebierać. Zdjęcie spodni było dla niego
prawdziwą torturą, dopóki je miał na sobie i ich nie ściągał mógł jakoś
funkcjonować i akceptował ten ból. W końcu dostał te ubranie od Yasha’li.
- Czy on jest tym niewolnikiem, którego wczoraj szukali? –
zapytał Eria patrząc na białowłosego.
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Dopiero dziś przybyłem do
miasta – stwierdził uśmiechając się do chłopaka. – Gdy zobaczyłem Shi’ha w tym
ubraniu, po prostu musiałem interweniować. – pokręcił głową – Nieświadomie go
ranili.
- Nie rozumiem o czym mówisz – stwierdził Eria drapiąc się
po policzku.
- Scarleci mają bardzo delikatną skórę, do czasu stania się
mężczyzną. Rozumiesz? Nie odpowiedni materiał może sprawić, że są ranieni. A on
jest jeszcze bardziej delikatny przez swoją inność. – wyjaśnił Azra patrząc na
kurtynę.
- Sporo wiesz o Scarletach. – stwierdził zaskoczony Urus
patrząc na wychodzącego zza kurtyny chłopaka. - Piaskowo, brązowe kolory
idealnie pasują do niego – pomyślał. – Sporo czasu zajęło ci przebranie się.
Stań tu i nie ruszaj się – zwrócił się do Scarleta wskazując krzesełko.
- Eria mów wolniej, Shi’ha nie mówi biegle w powszechnym. –
poprosił Azra patrząc na blondyna.
Eria pokiwał głową i powtórzył
instrukcje nieco wolniej, by czerwonoskóry go zrozumiał. Nie miał przed sobą za
dużo roboty. Musiał zaszyć w kamizelce otwory na skrzydła i skrócić spodnie.
Przy okazji przekonał się, że słowa Byaksu[2]
są prawdziwe. Chłopak miał całe poocierane do krwi plecy, tak samo jak nogi.
- Nawet nie krzywił się, a to przecież musiało być bolesne –
pomyślał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz