Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

3/05/2016

Scarlet - rozdział drugi


Shi’ha przeciągnął się ziewając. Był wypoczęty, czego nie mógł powiedzieć od kiedy trafił do niewoli. Odwrócił się na drugi bok i zamarł z szeroko otwartymi oczami. Obok niego na łóżku leżał Yasha’la prawa ręka była zarzucona nad głową blondyna. Miał twardy sen, gdyż nie zareagował na poruszenie obok niego. Shi’ha usiadł, a wtedy niespodziewanie został przyciągnięty do mężczyzny i mocniej objęty. Scarlet czuł się nieswojo, gdy Yasha’la go przytulił do siebie. Nigdy wcześniej nie miał takiej bliskości z innym mężczyzną, czasem tylko siostra, albo ojciec go przytulał gdy kładli się spać.
            Pachniał alkoholem i jakimś kwiecistym zapachem, który strasznie go drażnił. Przestał się szarpać, gdy zauważył, że objęcie bardziej się zaciska na nim. Zaczął przyglądać się dokładniej wyćwiczonemu ciału mężczyzny. Zauważył ślady po czerwonym mazidle do ust z jakiego korzystają tutejsze kobiety, ślady po paznokciach i liczne zaczerwienienia.
- Więc był u kobiety – przemknęło przez myśl chłopaka. Poczuł zazdrość, przez jego odmienność wśród swoich został odrzucony przez innych. Jednak trwało to krótko, pojawił się Badur, który zapragnął go jako swoją kobietę. Na jego szczęście to czego nauczył ojciec nie pokonał go tamten i nie miał do niego praw jako partnera… potrząsnął głową starając się pozbyć z myśli czerwonoskórego mężczyzny, teraz był w innej sytuacji i czuł się szczęśliwy, przez tyle nocy był sam w zimnej klatce, był bardzo samotny. Teraz obok niego leżał jego wybawca, obejmował go, chronił sobą. Tylko na jak długo pozostanie przy nim?
            Ponownie spróbował się wydostać z objęć mężczyzny, który go ponownie przygarną do siebie i przez sen pocałował. Yasha’la był znacznie silniejszy od niego, kolejne próby odsunięcia były bez skuteczne. Usta Narańczyka bardziej naparł na niego, językiem starał się rozchylić jego wargi…
- Może powianiem ulegnąć? – przemknęło przez myśl chłopaka i rozchylił usta przymykając oczy.
- Wstawać lenie! Dzień wolny skończył się jak tylko wstało słońce! – zawołał Siva wchodząc z rozmachem do pokoju. Przyszedł później niż zazwyczaj, tylko dlatego, że pół nocy biegali za jego dwoma milionami hekseńskiego złota. Jednak to nie znaczyło, że popuści więzy i tak już traktowali go bardziej jak kolegę niż pana. Gladiatorzy z pomrukami niezadowolenia zaczynali się budzić i podnosić. Oprócz jednego… jego Scarlet odepchnął od siebie Yasha’lę. – Biedny dzieciak – przemknęło przez myśl Sivy. Narańczyk miał bardzo głęboki sen i czasem zdarzało mu się coś takiego jak teraz. – Yasha’la nie dobieraj się do Scarleta! – warkną podchodząc do łóżka i pociągając gladiatora za ucho. To był jedyny sposób by obudzić Narańczyka, który syknął wypuszczając z objęć czerwonoskórego.
Shi’ha wyswobodzony z uścisku spadł z łóżka. Zasapany, rozejrzał się po pokoju pełnym mężczyzn. Wcześniej był tu sam z Yasha’lą teraz poczuł zakłopotanie widząc tylu potężnie zbudowanych mężczyzn.
- Siva to ten dzieciak za którym kazałeś nam biegać? – zapytał czarnoskóry mężczyzna z rogami. Przeczesał czerwone włosy odsłaniając na chwilę niezadowolone spojrzenie fioletowych oczu. Przez dłuższą chwilę Shi’ha czuł obrzydzenie Yasai do niego. Gladiator pokręcił głową sięgając po spodnie, nie powiedział ani słowa.
 - Wygląda jak dziewczyna – powiedział inny czerwonowłosy przekrzywiając głowę. Na prawej stronie twarzy miał bliznę zaczynała się od łuku brwiowego przecinała oko i kończyła się na policzku. Niebiesko- czerwone oczy z wyraźnym zainteresowaniem przyglądały się Scarletowi – Słodziutki jest…
- Trzeba sprawdzić co ma w spodniach – zaśmiał się ktoś. Shi’ha podążał za głosami starając się wychwycić coś z rozmowy. Mówili powszechnym, ale zdecydowanie za szybko, a do tego, każdy z nich miał inny akcent co utrudniało dla chłopaka zrozumienie ich.
- To chłopak – powiedział donośnie Yasha’la –widziałem na własne oczy co ma w spodniach. – w ten sposób uciął rozmowę.
            W końcu zrozumiał. Yasha’la mówił wyraźnie, a gdy dotarł do niego sens rozmowy. Zakłopotany spuścił wzrok na swoje ręce.
- Koniec pogaduszek – warknął Siva tracąc cierpliwość – dodatkowe dziesięć razy, bez śniadania. A ty zajmij się treningiem Scarleta – dodał piorunując spojrzeniem Narańczka.
- Ze mnie słaby nauczyciel – westchnął wojownik podnosząc się z łóżka.
- I nie waż mi się więcej dobierać do niego – ostrzegł hekseńczyk przechodząc obok blondyna. Zmierzwił jego włosy – pilnuj się.
- Pięknie – mruknął pod nosem słuchając wyśmiewania się innym gladiatorów szykujących się do wyjścia. Nałożył spodnie i zerknął na zagubionego chłopaka. Nadal wyglądał przeuroczo, aż miał ochotę go schrupać. – Aku ma rację jest słodziutki – pomyślał. – Wstawaj z tej podłogi. Nie mamy całego dnia – zwrócił się do Shi’ha wyciągając do niego rękę.

            Cah’ran przystaną przy placu na którym trenowali gladiatorzy. Chciał popatrzyć na Yasai, ale jego uwagę przyciągnęły jęki z drugiego końca placu. Scarlet za którym prawie całą noc biegał Sa’Lam trenował z najgorszą osobą jaką znał. Nie uważał Yasha’lę za złą osobę tylko był beznadziejnym nauczycielem. Według Cah’rana Narańczyk zbyt poważnie traktował trening i nie potrafił niczego wytłumaczyć. Jego ciosy były za silne dla Scarleta, za każdym razem upadał z jękiem na twardą ziemię. Samo patrzenie sprawiało, że się krzywił.
- Yasha’la wprowadza Scarleta od razu na głębokie wody – usłyszał głos Sivy za sobą.
- Ma pan rację – przyznał, patrząc jak czerwonoskóry enty już raz podnosi się z ziemi. – Yasha’la jest najgorszym nauczycielem na jakiego mógł trafić. – dodał zerkając w kierunku czarnoskórego Yasai.
            Siva zauważył spojrzenie chłopaka. Pozbyłby się już dawno dzieciaka nienadającego się do niczego… trzymał go ze względu na Sa’lama. Yasai tacy jak ten rogaty gladiator, są wiernymi partnerami. Sa’lam spłacił swój dług kilka lat temu, ale pozostał przy nim ze względu na Urusa[1]. To korzystny interes dla niego, gdyż Yasai był równie silny co Yasha’la – jeśli nie silniejszy. Idealny element jego kolekcji. Miał nadzieję, że Scarlet nie okaże się takim samym fiaskiem jak ten stojący obok niego chłopak.
- Zajmij się nowym – powiedział Yasha’la podchodząc do rozmawiających. Cah’ran kiwną głową ruszając do leżącego na placu Scarleta. – Jest szybki i uparty, ale nie ma zbyt dużej siły. Działa instynktownie i obserwuje przeciwnika, dzięki czemu unika większości ataków. Raczej już uczył się walczyć – stwierdził patrząc na scarleta i urusa. – musi się podszkolić w powszechnym, nie rozumie komend jeśli wydam je za szybko. Gdzie jest teraz Az?
- więc dobrze zainwestowałem – mruknął do siebie nie słuchając dalszego wywodu narańczyka. – spróbuj z lekką bronią. Może sztylety, albo noże do rzucania… - zamyślił się – A o Aza nie martw się. Skończą mu się niedługo pieniądze i wróci. – machnął ręką lekceważąco.
- Jasne po przerwie przetrzepie mu tyłek – uśmiechnął się Yasha’la krzyżując ramiona.
- Panuj nad sobą, to chłopak. Nie chcę być więcej świadkiem tego co rano. – upomniał Siva patrząc na gladiatora.
- Nie jestem tobą, Siva – mruknął Yasha’la – Interesują mnie wyłącznie kobiety. – uśmiechnął się spoglądając na hekseńczyka. – Jeśli wpadł ci w oko zalicz go tak jak to zrobiłeś z Niglem i też tego nie chciałem widzieć. - dodał patrząc znacząco na szaroskórego – czas coś zjeść – stwierdził ruszając w stronę wejścia do domu.
            Siva pokręcił głową wzdychając. Yasha’la mógł sobie pozwolić na takie zachowanie, inni byli daleko i nie usłyszeli wypowiedzi narańczyka. Kolejnym z powodów była lojalność tego gladiatora, ocalił go, gdy był zaledwie kilku letnim  dzieckiem.
            Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego orientacja zniszczyła by mu reputacje. Zazwyczaj wynajmował dziwki i płacił im za kłamstwa spędzenia z nim nocy, tylko raz nie udało mu się ukryć. Niglen był jednym z nie wielu jak do tej pory chłopakiem, który sprostał jego zabawom. Zbyt często zapraszał do siebie kochanka, jednej z nocy przyłapał ich Yasha’la. Na jego szczęście okazał się na tyle wierny, że nie wydał tego publicznie i nie próbował wykorzystać tej wiedzy.
            Uderzył w dzwon zwiastujący przerwę i wszedł do środka. Powinien przestać o tym rozmyślać.

            Bolało go wszystko. Ta część natury była mu obca, Yasha’la był bezlitosny, gdy chodziło o walkę. Wykrzykiwał mu jakeś komendy, których kompletnie nie rozumiał. Co znaczyła kontra?! Z wysiłkiem usiadł łapiąc oddech. Wiedział Yasha’la jest silny, ale nie spodziewał się, że dorównuje jego ojcu. Chciałby zobaczyć walkę między ojcem, a Yasha’lą byłaby piękna…
- Dostałeś niezłe lanie – powiedział zatrzymując się przed nim niebieskoskóry. Nie przypominał pozostałych mężczyzn, których tu poznał. Chłopak był drobny i wyglądał na jego rówieśnika. Srebrzyste włosy miał starannie zaczesane do tyłu, duże żółte oczy i na nie dużym nosie piegi. – Yasha’la jest kiepskim nauczycielem. A tak po za tym jestem Cah’ran – przedstawił się wskazując siebie – jesteś pewnie głodny już południe, a on tak cię męczył bez śniadania. Jakie to okrutne. – pokręcił głową ze współczuciem.
- Wolniej – poprosił łamanym powszechnym patrząc na chłopaka i z jego pomocą podnoszą się. – Słabo rozumiem – wyjaśnił zakłopotany.
- Jestem Cah’ran – ponownie się przedstawił uśmiechając się – jesteś głodny?
            Shi’ha skiną głową starając się zrozumieć co chłopak do niego mówi. Co drugie słowo mu to się udowało. Musiał się jeszcze poduczyć, jeśli miałby tu zostać, choć i tak wolałby wrócić na Intre.
- Zaprowadzę cię na stołówkę – zaproponował przyglądając się czerwonskóremu.
- Shi’ha – powiedział Scarlet widząc, że Cah’ran wpatruje się w niego. Skrzywił się starając wyprostować. – moje imię.
- Takie proste imię – stwierdził ze zdumieniem Urus – spodziewałem się jakiegoś długiego i ciężkiego do wymówienia. W końcu jesteś z tej owianej tajemnicą rasy… - mruknął pod nosem i zerknął na chłopaka - Mogę na ciebie mówić Shi?
            Shi’ha z uśmiechem skinął głową. Towarzystwo chłopaka sprawiało, że czuł się swobodnie. Na chwilę poczuł się wolny, potrzebował takiej osoby. Przy Yasha’li czuł się bezpieczny, ale przy Cah’ranie, że nie jest sam i ktoś go może zrozumieć.
- Mam przeczucie, że zostaniemy przyjaciółmi – stwierdził Cah’ran kierując się w stronę wejścia.
- Przyjaciółmi? – zapytał Shi’ha patrząc na chłopaka.
- No bliskimi znajomymi. – wyjaśnił spoglądając na czerwonoskórego.
- A Irtafren’to – powiedział Shi’ha – przyjaciele.
- Ira… - spróbował powtórzyć i pokręcił głową – jednak twój język jest trudny do wymówienia.
- Wasz jest dla mnie trudny – stwierdził Shi’ha przeczesując ręką włosy.
- Świetnie sobie radzisz – uśmiechnął się Cah’ran –Mogę cię trochę poduczyć powszechnego. A ty mnie swojego – zaproponował. Blondyn uśmiechnął się i kiwną głową.
- Cah’ran – usłyszeli za sobą, zaraz smoliście czarne ramiona zacisnęły się na niebieskoskórym. Spod czerwonej grzywki, błysnęły fioletowe oczy.
            Shi’ha wzdrygnął się, jego instynkt krzyczał wręcz niebezpieczeństwo. Jednak z jakiegoś powodu fioletowe oczy go przyszpiliły i nie mógł się ruszyć. Te spojrzenie pałało niechęcią…
- Sa’lam – zawołał radośnie Urus, a jego twarz wydawała się radośniejsza niż przedtem. – To Shi’ha, nie patrz się tak na niego. Bądź miły. – poprosił zerkając na twarz Yasai.
- Biegałem za nim pół dnia i nocy – prychnął czarnoskóry ponownie mierząc Scarleta spojrzeniem – takie chuchro nie nadaje się na wojownika. – stwierdził z niechęcią.
            Shi’ha podrapał się po policzku zakłopotany. Nic nie zrozumiał z tego co powiedział mężczyzna. Sa’lam przesunął Urusa i pochylił się w stronę Scarleta, odsłonił w krzywym uśmiechu białe zęby, które bardzo kontrastowały z jego skórą, a spojrzenie ponownie sparaliżowało chłopaka.
- On jest mój – syknął z groźbą – nie waż się go dotykać – dodał łapiąc w pół Cah’rana i przerzucił go przez ramię. Zdumiony takim zachowaniem niebieskoskóry tylko sapnął. Yasai nie zwracając już większej uwagi na czerwonoskórego chłopaka ruszył przed siebie. Nawet protesty niesionego nie pomagały.
- No przestań Sa’lam – jęknął niebieskoskóry – postaw mnie. – poprosił – Sal!
            Yasai postawił Urusa na drewnianej podłodze domostwa i przycisną do ściany całując. Cah’ran złapał go za ramiona i poddał się. Z tak gwałtownym i zazdrosnym mężczyzną jakim był Sa’lam nie mógłby wygrać… zawsze tak było. Jednak tym razem dostał zadanie i nie mógł tak po prostu oddać się tak słodkiemu zamroczeniu.
- Sal.. – jęknął zerkając w fiotetowe oczy widoczne spod grzywki – Dostałem zadanie zając się tym chłopce… - nie dokończył, gdy Sa’lam złapał go za pośladki i uniósł do góry. – Nie masz o co być zazdrosny to tylko zagubiony dzieciak…
- Nie uśmiechaj się do niego, jesteś zbyt przyjazny. Jeszcze coś sobie pomyśli o tobie – prychnął yasai całując ponownie chłopaka. Cah’ran złapał mężczyznę za rogi i zmusił by spojrzał na niego. Dla Sa’lam był to jasny sygnał, że jego kochanek ma mu coś do powiedzenia. Jeśli by to zignorował, skończyło by się kolejnymi samotnymi nocami. Puścił chłopaka i z niezadowoleniem wypisanym na jego twarzy patrzył na niego.
           
            Przez długą chwilę wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknął yasai i urus. Został sam na środku pola treningowego. Nie wiedział, gdzie ma iść i czy może się stąd ruszyć sam. Postanowił zaczekać na Cah’rana, albo Yasha’le.
Rozejrzał się po placu, udeptana ziemia była twarda, dlatego wszystkie upadki tak bolały. To nie było to samo co piaski Intry, to miejsce wydawało się bardziej ponure niż jego dom. Powinien przestać myśleć na ten temat. Sam zdecydował, że chce zobaczyć świat i na własne życzenie trafił w niewolę, a teraz tu.
Stojak z bronią stał pod niewielkim zadaszenie wcale nie zabezpieczony, gdyby teraz wziął jakąś broń mógłby zabić co najmniej dwóch… ale nie miał żadnych szans z Yasha’lą, czy też czarnoskórym. Nogi same go zaprowadziły do imitacji zbrojowni. Rozpoznał wszystkie bronie. W końcu jego ojciec potrafił posługiwać się każdą z nich. Dotknął zniszczonego buzdyganu, ta broń była podobna do tej co zawsze przy sobie nosił ojciec.
- To nie jest odpowiednia broń dla ciebie – usłyszał męski głos za sobą w swoim rodzimym języku. Zaskoczony odwrócił się i od razu rzucił mu się w oczy siedzący na wysokim murze białowłosy mężczyzna. Miał rozpostarte, podziurawione, czarne, nietoperze skrzydła. Ubrany w wyszukany strój współczesnej mody.
- Wygląda znajomo. – przemknęło przez myśl obserwując mężczyznę, który wyciągnął coś z buta i rzucił nim pod nogi Scarleta.
- Może to odświeży ci pamięć – powiedział nieznajomy uśmiechając się do czerwonoskórego.
            Shi’ha podniósł sztylet wykonany z kości. Kształt i rzeźbienia były łudząco podobne do tych pochodzących z Intry, każdy miał swój ze swoim wyrytym imieniem. Na ostrzu było wyryte słowo w jego dialekcie „Azra” rozpoznał nawet charakter ojca. Zaskoczony podniósł wzrok na mężczyznę.
- Pan Azra? – wyszeptał zdumiony patrząc na białowłosego, który z gracją zeskoczył z muru i wylądował tuż obok blondyna.
- Seat’ha bardzo się martwi – stwierdził uśmiechając się – A Var’shi wymyśla coraz to gorsze sposoby ukarania ciebie. Narobiłeś im kłopotów i zmartwień. – pokręcił głową – Nie spodziewałem się, że ciebie tu zobaczę. Co tu robisz?
- Przez własną głupotę trafiłem w niewolę, a pan Siva mnie wykupił i pozwolił odpracować to co za mnie zapłacił. – odpowiedział Shi’ha patrząc na mężczyznę.
- Możesz wierzyć w jego słowo. Siva zawsze dotrzymuje go. – mruknął Azra łapiąc za skrawek kamizelki potarł w dłoni i skrzywił się. – To skóra. Nie drażni cię? Ściągnij kamizelkę.
- Bardzo, ale nie będę narzekać. Podarował mi je Yasha’la – przyznał zdejmując ubranie. Miejsca, gdzie materiał dotykał skóry miał poocierane. Na kamizelce od środka były widoczne plamy krwi.
Azra głośno wciągnął powietrze. Doskonale zdawał sobie sprawę, że rasa chłopaka ma delikatną skórę, dlatego większość ich ubrań jest luźna i zwiewna z bardzo delikatnego materiału. Shi’ha miał jeszcze delikatniejszą skórę od innych, był wyjątkowy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę dlaczego Seat’ha starał się go trzymać pod kloszem. Pokręcił głową.
-  Wykończą cię, nawet nie wiedząc o tym. – westchnął prostując się i zaczynając grzebać w torbie przyczepionej do paska. Wyciągnął niewielki słoiczek i otworzył go. W powietrzu rozszedł się mocny zapach ziół. – Idziemy kupić ci coś lepszego. Nie mogę patrzyć jak się męczysz. Odwróć się. – nabrał mazidła na rękę i posmarował mocniejsze otarcia na plecach Scarleta.
- Nie powinienem opuszczać tego miejsca.
            Azra nie słuchając protestów czerwonoskórego, złapał go w pasie i przeleciał z nim nad murem. Shi’ha był bardzo uczciwy i wierny swoim przysięgom, nawet tym błędnym. Var’shi wpoił mu dotrzymanie obietnic, więc był pewny, że Scarlet nawet jeśli będzie miał okazję do ucieczki nie ucieknie. Choć musiał przyznać, że był ciekawy, czy jest tak honorowy i dumny jak jego ojciec…
- Jak zawsze robi pan to na co ma ochotę – westchnął z rezygnacją Shi’ha obejmując mężczyznę z obawą, że ten go puści. – Świat o którym opowiadałeś wcale nie jest tak piękny.
- Jest, tylko zacząłeś go poznawać od tej gorszej strony – zaśmiał się Azra lądując w uliczce między budynkami. Postawił chłopaka i złożył skrzydła. – Chodź – zwrócił się do Shi’ha i ruszył do wyjścia z zakamarku.
Czerwonoskóry ruszył za nim. Trudno było rozgryźć tego człowieka, zawsze opowiadał przecudowne rzeczy o świecie zewnętrznym, jakiego nie widział. Nauczył się bardzo szybko posługiwać się ich językiem, a także uczył jego powszechnego. Azra wiele się nauczył o nich, nawet zyskał aprobatę przywódczyni. Jednak nigdy nie poznał jego prawdziwych pobudek, omijał tematy dotyczące jego. Praktycznie nic nie wiedział o tym człowieku, choć on wszedł w ich życie i stał się jego członkiem.
- Witaj Eria. – powiedział Azra wchodząc do niewielkiego kramu.
- Dzień dobry panie Az – przywitał się młody chłopak odrywając się od tego co robił. Odłożył nożyce na bok i spojrzał w kierunku klientów nietypowymi zielono bursztynowymi oczami.

Należał do Urasów, jednak różnił się od tych których widział, Shi’ha. Tamci mieli szare włosy i bursztynowe oczy, nie tak jak ten dwukolorowe oczy i czarne włosy. Był inny wśród swoich, tak jak on wśród Infarczyków.
- Część zamówienia już jest gotowe, druga część będzie na wieczór. – powiedział patrząc na białowłosego. – Skąd pan miał ten materiał? Jest niesamowity, lepszy od aksamitu i jedwabiu…
- Ten strój z tego materiału. – zaczął mówić Azra patrząc na krawca.
- Jest gotowy – odpowiedział Uras wyciągając spod lady związaną brązową paczuszkę.
- Przerób to na tego chłopca – poprosił wskazując stojącego za nim czerwonoskórego.
- Przecież to Scarlet! – zawołał zdumiony Eria dopiero teraz dostrzegając towarzysza Aza. – Podobno mają czarne włosy, ale ten.. – zastanowił się patrząc na krzywiącego się blondyna.
- To jedyny Scarlet jaki chodzi po ziemi. Jest wyjątkowy tak jak ty. – wyjaśnił spokojnie Azra patrząc na niebieskoskórego, który rozwiązał paczuszkę. – Ten chłopak to Eria, jest krawcem i przerobi dla ciebie te ubranie. Nałóż to co ci poda. – zwrócił się do Scarleta w jego rodzimym języku.
            Chłopak tylko kiwnął głową i wziął zawiniątko od Erii. Wszedł za kurtynkę, którą odsłonił krawiec i zaczął się przebierać. Zdjęcie spodni było dla niego prawdziwą torturą, dopóki je miał na sobie i ich nie ściągał mógł jakoś funkcjonować i akceptował ten ból. W końcu dostał te ubranie od Yasha’li.
- Czy on jest tym niewolnikiem, którego wczoraj szukali? – zapytał Eria patrząc na białowłosego.
- Nie wiem – wzruszył ramionami. – Dopiero dziś przybyłem do miasta – stwierdził uśmiechając się do chłopaka. – Gdy zobaczyłem Shi’ha w tym ubraniu, po prostu musiałem interweniować. – pokręcił głową – Nieświadomie go ranili.
- Nie rozumiem o czym mówisz – stwierdził Eria drapiąc się po policzku.
- Scarleci mają bardzo delikatną skórę, do czasu stania się mężczyzną. Rozumiesz? Nie odpowiedni materiał może sprawić, że są ranieni. A on jest jeszcze bardziej delikatny przez swoją inność. – wyjaśnił Azra patrząc na kurtynę.
- Sporo wiesz o Scarletach. – stwierdził zaskoczony Urus patrząc na wychodzącego zza kurtyny chłopaka. - Piaskowo, brązowe kolory idealnie pasują do niego – pomyślał. – Sporo czasu zajęło ci przebranie się. Stań tu i nie ruszaj się – zwrócił się do Scarleta wskazując krzesełko.
- Eria mów wolniej, Shi’ha nie mówi biegle w powszechnym. – poprosił Azra patrząc na blondyna.
Eria pokiwał głową i powtórzył instrukcje nieco wolniej, by czerwonoskóry go zrozumiał. Nie miał przed sobą za dużo roboty. Musiał zaszyć w kamizelce otwory na skrzydła i skrócić spodnie. Przy okazji przekonał się, że słowa Byaksu[2] są prawdziwe. Chłopak miał całe poocierane do krwi plecy, tak samo jak nogi.
- Nawet nie krzywił się, a to przecież musiało być bolesne – pomyślał.



[1] Urus – charakteryzują się niebieską skórą. Jest to rasa łagodna kochająca sztukę.

[2] Byaksu – rasa charakteryzująca się skrzydłami. Pochodzą ze świata Byhule. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz