Stała oparta o
drzwi prowadzące do biura i wypatrywała sobie ofiarę. Gęste, krwisto czerwone
włosy miała związane w koński ogon, który sięgał jej do połowy pleców. Ubranie
czarne, pasowało do tego miejsca. Przegryzła dolną wargę obserwując jakiegoś
mężczyznę podchodzącego do baru. Podeszła do barmanki ubranej w obcisły
skórzany uniform klubowy. Dała jej znak i podeszła uśmiechając się leciutko do
mężczyzny.
- Co podać?
- A, co polecasz?- odwzajemnił
uśmiech i rozejrzał się po Sali. - chętnie bym spróbował coś wyjątkowego.- znacząco
spojrzał na kobietę. A szare oczy mężczyzny zalśniły. Zrozumiała, kim był.
-szefowo!- przekrzyczała hałas
głośniej muzyki kelnerka- telefon!
-już odbieram!- odkrzyknęła.-
proponuję tę dziewczynę, apetycznie wygląda- poleciła i odeszła, weszła do
biura zamykając drzwi za sobą. W pokoju zapanowała cisza. Było to małych
rozmiarów pomieszczenie, w którym stało dębowe biurko rzeźbione w kocie łby za
nim stał wygodny fotel obity czerwoną skórą. Pod ścianą pomalowaną na czarno
stała wysłużona, skórzana kanapa koloru czerwieni. Naprzeciwko znajdował się
szklany regał i wisiał obraz za którym znajdował się sejf.
Obraz
przedstawiał walkę po między włochatymi bestiami, a ludźmi z wysuniętymi kłami
i skórzastymi skrzydłami. Rama była bardzo stara, ręcznie rzeźbiona.
Odetchnęła
głęboko i siadła wygodnie na fotelu, zarzuciła nogi na biurko i podniosła
słuchawkę.
- „Bufet wampirów” przy telefonie
Carmen Schael…
- Cari? To ja. - Usłyszała po
drugiej stronie słaby głos, jakby szept.
- Mae? - Spytała Carmen. - Co
sprawia, że tak cicho mówisz? Skąd dzwonisz?! Masz kłopoty? Mam ci pomóc?!
- Dzwonię ze szpitala… - Wyszeptała
Mae. - Nie mogę długo rozmawiać, bo mnie nakryją… boję się…
- Co się dzieje Kotku?!
- Ktoś idzie… muszę kończyć…
zadzwonię… - Rozłączyła się. Ten telefon zaniepokoił kobitę. Znała się z Mae,
od kiedy się tu przeprowadziła i trafiły do jednej grupy na studiach. Ona była
atrakcyjną dziewczyną na uczelni za to Mae wolała się trzymać na uboczu.
Zostały przyjaciółkami, pomagając sobie i rozmawiając godzinami. Przyznała się dla,
Mae kim jest i dlaczego wyjechała z rodzinnego miasta. Patrzyła na szybę, z
której widziała bar, z drugiej strony było lustro, więc nikt nie mógł się
domyślić, kogo obserwuje. Straciła apetyt. Była za piętnaście piąta. Zbierała
się do wyjścia, gdy zadzwonił telefon. - To ja… - Odezwała się, Mae w
słuchawce.
- Kotku, co się dzieje?! - Zapytała
Carmen.
- Cari mogę do ciebie przyjechać?
Nie chcę wracać do domu… boję się…
- Kotku, możesz mi powiedzieć,
czego?
- Coś dziwnego się ze mną dzieje.
Nie chcę wracać do domu…proszę pomóż mi…
- Przyjeżdżaj, kiedy chcesz.
Wiesz, gdzie mieszkam i gdzie mój klub. - Zgodziła się Carmen.
- Dziękuję. - Usłyszała ulgę w
glosie dziewczyny po drugiej stronie. Rozłączyła się. Kobieta ciężko opadła na
kanapę i przez chwilę patrzyła w sufit. Oczy zalśniły intensywną zielenią.
- Szefowo… - Wszedł pukając
ochroniarz. - Klub czysty. Wszyscy już wyszli. - Poinformował.
- Już wychodzimy, Cornel. - Powiedziała,
podniosła się, chwyciła torebkę i skurzaną krótką kurteczkę, wyszła wraz z
ochroniarzem. Rzuciła klucze Cornelowi by zamknął klub. Ruszyła uliczką. Mieszkała
niedaleko. Przeszła przez ulicę i weszła do wieżowca. Wsiadła do windy i
wcisnęła 8 piętro. Otworzyła drzwi mieszkania. Przeciągnęła się, nogą zamknęła
drzwi. Zaklaskała w dłonie i światło się włączyło. Przeciągnęła się jeszcze raz
i weszła do sypialni. - Padam z nóg. - Mruknęła rzucając się na łóżku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz