Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

10/26/2016

Agnieszka - część czwarta

- czemu ja, a nie Klaudia?!- powiedziała głośno.
-bo jesteś od niej dużo ładniejsza.- usłyszała głos męża.
-ja?! Ty… skąd wiesz?! Przecież jej nie znasz.- popatrzyła na stojącego przy wejściu wysokiego, szerokiego w barach i wąskiego w biodrach przystojniaka, który stał z założonymi rękoma i patrzył jak ta pociera nos ręką.
-wiem. Nie za późno na łzy?
-to co i tak muszę popłakać… boję się ciebie… ale ich bardziej… tych ludzi tam na zewnątrz… nie jestem przyzwyczajona do szacunku… wszyscy zawsze ze mnie kpią… wiesz jak mnie nazywają? Oferma. Jestem ofermą. A teraz się śmiej jak inni. Wybrali ci na żonę najgłupszą dziewczynę na świecie.
-ja tak nie uważam. A ty masz niską samoocenę. Jesteś lepsza od tych wszystkich tam szlachcianek. To są dziwki, wiem co mówię bo zaliczyłem większą część z nich. A ciebie nikt nie zaliczył. Masz wytrzyj się- podał chusteczkę- muszę ci podziękować.
-za co?! I nie prawda!
-Nie kłam. Nikt cię nie miał. Ja to wiem. A dziękuję za zaoszczędzenie mi pompatycznego ślubu i wesela… to by nie trwało tak krótko.- następnie otarł dłonią kolejną łzę z jej policzka.
-jak to? Nie jesteś zły?- spytała i popatrzyła zaczerwienionymi oczami
.
-na ciebie za co? Za to, że jesteś szczera? Czy za to, że złamałaś etykietę? A może za to, że płaczesz? Już dobrze. Uspokój się- przytulił do siebie- wiem, że jest ci ciężko.
-dlaczego jesteś taki dobry? Dla mnie? Nikt od dawna nie był tak miły i uprzejmy. To ja się wygłupiłam. Wybaczysz mi?
-owszem. Wybaczę, ale i tak musisz poznać tych tam. Mam pomysł, ale to potem… no już lepiej ci?
Dziewczyna skinęła głową następnie popatrzyła mu w oczy „przystojny ten mój mąż” pomyślała.
-mogę prosić trochę wody? i… mam mocno czerwony nos i oczy?- zwróciła się z pytaniem do męża.
-tylko troszeczkę. Ej ty tam… przynieś wody, księżna źle się poczuła.
-tak panie.- stojący obok altany strażnik pobiegł po wodę.
-ale ja…- niepewnie popatrzyła.
-załatwimy ich hurtem. A ja będę miał więcej czasu na lekcje, jakich potrzebujesz by twoja samoocena wzrosła.- uśmiechnął się do niej. Dziewczyna zrozumiała co ma na myśli.
-no tak. Ale… ja…
-woda, panie!
-szybko… dziękuję.- wzięła butelkę od strażnika wylała trochę na chusteczkę przetarła twarz. Aleksander przyglądał się dziewczynie jak zbiera się w garść. „dobrze wybrałem” pomyślał „ktoś ją skrzywdził, ale nadal jest nieśmiała i szczera. Lubię uczciwe dziewczyny i niewinne. Takie można wiele nauczyć”.- co mam z tym zrobić?- pokazała chusteczkę i pustą butelkę.
-zostaw to. Ktoś się tym zajmie.
-ale ja to mogę sprzątnąć tylko gdzie…
Uśmiechnął się uniósł jej podbródek pochylił się i pocałował przytrzymując ją w pasie.
-nie musisz sprzątać. Jesteś moją żoną. A to była druga lekcja.- pogładził ją po policzku- jeśli nie chcesz mnie rozgniewać to nie mów nigdy więcej o sprzątaniu. Masz się skupić na mnie. To twój obowiązek, nie tylko jako księżnej.- zaznaczył.
-ja się skupiam, ale jakoś mi nie bardzo wychodzi ta etykieta… nie cierpię jej.- stwierdziła „podoba mi się jak mnie całuje” pomyślała.
-gotowa?
Dziewczyna skinęła głową i wyszła obejmowana przez męża z altany. Całą drogę do budynku towarzyszyli im strażnicy. Po wejściu do środka weszli na podniesienie.
-proszę wybaczyć księżnej tę drobną niedyspozycję. Jest trochę zmęczona, więc aby nie przeciągać zapraszamy wszystkich do zabawy. Pozwolisz? Co wolisz tańczyć?
-e… to znaczy… jak poprowadzisz tak zatańczę… ale mnie nie puszczaj, bo padnę ze strachu… i będzie obciach…- popatrzyła mu w oczy, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-możesz być pewna, że nie puszczę. Zatańczysz tylko z niektórymi z tych tam. Wybiorę ci z kim. Nie bój się nic ci nie zrobią.- dodał, gdy ta zaprzeczyła ruchem głowy, że nie chce.- ale musisz, etykieta.
Dziewczyna oparła czoło o jego bark. „żenada” pomyślała „ale świetnie tańczy i pewnie jest świetny w te klocki, o których ja nie mam pojęcia”.
-a teraz to sekretarz stanu. Uśmiechnij się i uważaj na palce.- uśmiechnął się kiedy ta zaczęła tańczyć z sekretarzem.
-ładna ta twoja żona- podeszła do Aleksandra dwójka przyjaciół.
-kiedy nasza kolej? By z nią zatańczyć?- spytał blondas.
-wybacz Rudolf ale masz zbyt lepkie łapki. A ja jestem teraz zazdrosny.- odparł uśmiechając się i cały czas obserwując tańczącą żonę.
-ej. Od kiedy?! Rozumiem, że nie dasz nam z nią zatańczyć.
-zgadłeś.
-ale ty nigdy nie byłeś zazdrosny o te księżniczki…- spojrzał na blondasa Rudolf.
-masz rację. Ale to mój kopciuszek. Tylko ja mam do niej prawo i nie wyskakujcie mi tu z mydłem.- powiedział przedstawiając kolejnego notabla Agnieszce.
-a mówili, że jak się ożeni to się zmieni.- stwierdził blondas za plecami księcia.
-jej nie dostaniecie. Ale już wkrótce zabawicie się jej koleżankami.- podszedł przedstawić kolejnego dyplomatę, ale na widok następnego podchodzącego do księżnej podszedł sam.- księżna nie za dobrze wygląda i musi odpocząć. Pozwól moja droga. Za 10 minut odjeżdżamy.
-e co?- oparła się o ramię- dokąd?- spytała blada.
-musisz odpocząć. Nie spałaś pewnie z półtorej doby.- kiedy Agnieszka skinęła przyznając mu rację. Machnął ręką i muzyka przestała grać.- musimy już was opuścić, aby dopełnić ciążącego na nas obowiązku. A podróż trochę zajmie. Przyjemnej zabawy życzę wraz z małżonką. A my porozmawiamy później- dodał w stronę kumpli.- uśmiechnij się kopciuszku. Już po tych oficjalnych rzeczach.
Dziewczyna nieśmiało się uśmiechnęła, a do wychodzącej parki podeszła jakaś księżniczka.
-nie wygląda na taką co cię zaspokoi. Jak ci się znudzi i tak do mnie wrócisz- dodała wściekła, że nie została przez niego wybrana.
-kto to?- spytała, gdy ten machnięciem ręki zbył tamtą.
-twoja konkurentka. Ale nie dorasta ci do pięt- wyjaśnił kiedy weszli na plac, na którym czekał już helikopter.- poczekaj pomogę ci- uniósł ją w pasie i wsadził do śmigłowca. A następnie sam usiadł obok. Zmęczenie Agnieszki dopiero dało znak o sobie, w kilka minut po wystartowaniu zasnęła oparta o męża. Książę odgarnął kosmyk włosów opadający na czoło. „teraz jesteśmy prywatni”- Doris jak będziemy na miejscu, chcę by odpoczęła. Zrozumiałaś?
-Ale panie! Przecież noc poślubna jest bardzo ważna…
-czyżby? A ja myślałem, że satysfakcja z tej nocy. Ona jeszcze nigdy nie była w tej sytuacji. Musi się do niej psychicznie dobrze nastawić. Chcę by po wszystkim nie pragnęła nigdy więcej żadnego innego mężczyzny. A jeśli się dowiem, że ją pouczałaś.- popatrzył na kobietę surowym spojrzeniem.- wiesz jaki potrafię być kiedy nie jestem zadowolony. A jaki bywam zły, więc uważaj.
-wiem panie. Będzie jak sobie życzysz. choć etykieta…
-zamknij się. i nie psuj mi tego dnia.- cmoknął żonę w czoło- poczekam na ciebie.
-acha- westchnęła przez sen. Po kilku godzinach snu Agnieszka obudziła się w wielkim łożu z baldachimem i z herbem na wezgłowiu łoża. Rozejrzała się po pomieszczeniu, było dużo większe od jej pokoju. Po jednej stronie znajdowały się trzy duże okna i drzwi prowadzące na balkon jak jej się wydawało. Tam zauważyła wystraszoną dziewczynę odsłaniającą żaluzje okienne.- gdzie ja jestem? I czemu tak się boisz, nie gryzę.
-pani jest u siebie w sypialni. A boję się, bo książę zagroził, że ukaże tego kto ośmieli się, cię pani, zbudzić.- odpowiedziała przyklękając.
-nie zrobi tego. Ale możesz mi pomóc? Muszę iść do toalety, a nie wiem gdzie jest… i muszę się w coś ubrać…
-jak każesz pani.
-po której stronie mam kapcie?
-po tej- pokazała służąca. Następnie zaprowadziła do łazienki.
-UU- zdziwiła się widząc sporych rozmiarów wannę, do której wchodziło się po schodkach. Po prawej stały umywalki i prysznic. nie opodal wejścia była ubikacja. „jakie to wszystko nowoczesne i tak inne niż u nas w domu”
-przygotuję pani kąpiel.- zaproponowała dziewczyna.
-nie, wezmę prysznic. Tylko jak się go uruchamia…?- spytała uśmiechając się do dziewczyny.- jak masz na imię?
-Ann. A uruchamia się tak…- pokazała Agnieszce jak posługiwać się będącym tam sprzętem. Sama poszła powiadomić garderobianą. Doris weszła do łazienki w momencie kiedy Agnieszka opuszczała kabinę. Podała jej ręcznik i szlafrok.
-jak się spało?
-dobrze. Gdzie mój mąż?
-na tarasie, pije kawę.
-dobrze, muszę z nim pomówić.- zaplątała się w szlafroku, w którym chciała wyjść z pokoju, ale powstrzymała ją Doris mówiąc.
-etykieta nie pozwala, by księżna w takim ubraniu spotkała męża…
Agnieszka zatrzymała się i zmrużyła oczy.
-potem będę się uczyć tej głupiej etykiety. A skoro on może mnie widzieć bez ubrania w nocy to szlafrok w dzień nie zaszkodzi jego oczom. A to ważne i dopiero od kilku godzin jestem księżną. Daj mi spokój.- powiedziała niezadowolona otwierając drzwi. A na widok dwóch strażników- wiecie gdzie jest książę? Jak wiecie to mnie tam zaprowadźcie.
-ale pani w tym stroju…?- zaczął jeden strażnik widząc czerwoną Doris z tyłu.
-coś nie tak?! Zaprowadzisz mnie czy mam iść sama?!- ruszyła przodem nie wiedząc gdzie ma iść.
-już pani, proszę wybaczyć. Tędy- wskazał klatkę schodową idąc przed nią, minął hol i przez olbrzymi salon wyprowadził na taras.- Tam pani, ale…
Idącą Agnieszkę w kierunku stolika przy którym siedział książę, zauważył służący.
-panie musi pan lepiej to zobaczyć.
Aleksander powoli odwrócił się i zobaczył idącą do niego żonę ubraną tylko w szlafrok z powiewającymi na wietrze mokrymi włosami. „apetyczny widok” pomyślał.
-nie możesz!- usłyszał jak zwraca się do niego. A w jej zielonych oczach pojawiły się gniewne ogniki.- nie zasłaniaj się etykietą! Ja nie mam o niej pojęcia! A ty… nie patrz tak na mnie- zmieszała się- o…Ups. Myślałam, że jesteś sam… mieliśmy tu być… przepraszam… dzień dobry? Nie krzycz- popatrzyła speszona.
-przeziębisz się i masz chęć na kawę?
-ja chyba… powinnam się ubrać- szepnęła tak tylko by on ją usłyszał.
-nie. Podoba mi się jak łamiesz etykietę.- pocałował ją na oczach gościa, zdziwionego zachowaniem książęcej pary.
-na pewno? Ale ja nie mam bielizny…- szepnęła zakłopotana.- bo to jest takie wielkie, a nie pamiętam, gdzie się rozebrałam.
-wyglądasz uroczo. A ten właśnie mi zazdrości twoich wdzięków kopciuszku…- powiedział przytulając ją.- a tak w ogóle po co przyszłaś? Mogłaś mnie zawołać.
-tak. Nabijasz się ze mnie. Proszę się na mnie tak nie patrzeć!- zwróciła się do siedzącego mężczyzny.
-miło mi panią poznać- wydukał gość spuszczając głowę.
-coraz bardziej mi się podobasz. Skoro nie masz ochoty na kawę to odniosę cię do sypialni. Proszę na mnie zaczekać.- zwrócił się do gościa biorąc żonę na ręce.
-dzięki. Nie gniewaj się. chciałam cię prosić byś nie krzyczał na Ann i jej nie karał. Ona mnie wcale nie zbudziła- tłumaczyła się niesiona całą drogę przez Aleksandra.- i że nie posłuchałam Doris, czasem bywam impulsywna i nie myślę… nie wiedziałam, że się wygłupię- pociągnęła nosem- ja nie biegam goła… a on patrzył jakbym nie miała ubrania…
-to wszystko?- spytał wnosząc do sypialni.
-mało? Chyba dużo jak na pierwszy dzień- popatrzyła mu w oczy.
-nie, niedużo. Jestem trochę zły, ale nie na ciebie. Wyglądasz tak apetycznie. Zostaniesz tutaj, dobrze? I poczekasz na mnie aż wrócę. Nie musisz się ubierać. Postaram załatwić tę sprawę szybko. A potem pomyślimy o karaniu.
-dobrze. Tylko mam jedno pytanie…- spytała przetrzymując go za rękę.
-tak, jakie?
-czy my… no ja i ty… no to, co mieliśmy zrobić? Bo nie pamiętam.
 -gdybyśmy to zrobili pamiętałabyś. O tym też porozmawiamy jak wrócę.
-oki.- patrzyła jak wychodzi ubrany w białą koszulę i spodnie z czarnej skóry. „jestem chora, on mi się podoba. Zbudzę się i mój mąż nie będzie taki przystojny, bogaty i nie będzie księciem. Będzie jakimś ohydnym garbusem z buzią Krzyśka i Artura.” Wzdrygnęła się- idiotka! Idiotka! Idiotka!- zaczęła walić głową w poduszkę.- ja mu powiedziałam, że… o nie! Żenada! Klaudia by tego nigdy nie palnęła. Izka i Anka… o nie one by mi coś doradziły… acha nie ma ich tu.- rozpłakała się. Aleksander wrócił do gościa.
-cóż proszę wybaczyć. Ale moja żona jest… czasami porywcza i nie potrafi zrozumieć, że człowiek czasami musi wyjść.- zaczął usprawiedliwiać Agnieszkę.
-ma pan piękną żonę. Chciałbym by się na mnie tak złościła. Cóż jestem starym kawalerem, ale rozumiem, że pożycie jest udane.
-no wie pan. Właściwie przerwane, nie zdążyliśmy przyjechać i pan przyszedł. Więc jeśli nie potrzebuje pan tego prześcieradła cóżeśmy go porwali… to zamierzam wrócić do moich obowiązków. Żona się niecierpliwi nie chciałbym by drugi raz tu wpadła. Wtedy byłbym zły i te warunki o nie agresji nagiął bym do pańskiej głowy. Żegnam.- dopił kawę i wyszedł. Po drodze zatrzymał szefa straży.- jeżeli jeszcze raz moja żona wyjdzie, a ten koleś tu będzie to zetnę głowę osobiście temu, który go wpuści. Dotarło? Mam ją jeszcze przez 36 godzin, bo potem wyjeżdża. Nie ma nas dla nikogo. Nawet imperatora, boga lub szatana. Jeśli ci życie miłe. Chyba nie muszę powtarzać?!
-tak, panie- zasalutował. większość straży z chodziła z drogi dla wkurzonego księcia.
-Doris.
-wiem panie, zawiodłam cię.
-to dobrze. A teraz śniadanie i płacze?
-tak. Zaraz przyślę.- odpowiedziała kłaniając się. nacisnął klamkę i wszedł do środka. Na łożu leżała płacząca dziewczyna.
-wynoś się! ze swoją etyką Doris!- krzyknęła nawet nie podnosząc głowy. Aleksander uśmiechnął się słysząc jej słowa. Sam nieraz tak krzyczał do Doris.
-nie jestem Doris. I zaraz przyniosą śniadanie, kopciuszku.
-błaźnie nie kopciuszku- powiedziała przez łzy. Poczuła jak ten siada na łóżku obok i zaczyna odgarniać jej włosy z twarzy.
-masz- podał chusteczkę.
-dzięki- usiadła- nikogo nie będzie? Będziemy sami?
-a co chcesz bym ich wytępił.- pokazał na wnoszących posiłek służących.
-ich nie.- przytuliła się by tamci nie widzieli jej czerwonej od płaczu twarzy.
-złość ci już przeszła? Tak szybko?- pogłaskał po głowie  i pocałował ją w kark.
-przyjemnie całujesz. Nie mam doświadczenia w tej kwestii… ale mi się podoba
-wszystko ci się spodoba. Czas na kolejną lekcję.
-ta a jaką?
-taką- rozpiął szlafrok- jesteś naprawdę ładna.
-raczej zażenowana. Nikt mnie takiej nie widział. Ale jakoś ty mnie nie krępujesz…
-lekcja też ci się spodoba- zaczął ją całować.- postaram się być delikatny.
-tak? to fajnie. Ty mi się nie śnisz prawda? A jeśli nawet nie budź mnie.- oddała mu się. Jakiś czas później spała przytulona, a on bawił się jej włosami. „po sprawie” pomyślał, „ale będę zazdrosny, o tych co na nią będą patrzeć. Zabił bym tych gnoi, gdyby umowa mi na to pozwoliła.” Pomyślał o tym co mu opowiedziała, o tym ogłoszeniu, o zdradzie przyjaciółek i to jak chciała się wymigać z tego małżeństwa. – już nie śpisz?- usłyszał jej głos.
-patrzę i cieszę się, że to ty a nie twoja zarozumiała siostra. Twoja matka byłaby z ciebie dumna.- pocałował Agnieszkę.- gdyby żyła.
-ona żyje…
-nie. Twoja prawdziwa matka, umarła gdy miałaś osiem miesięcy na białaczkę. Twoja obecna rodzina cię adoptowała na jej prośbę. Twoja matka miała być żoną mojego wuja, a obecnie ojczyma. Ale cóż, uciekła sprzed ołtarza. Była już z tobą w ciąży, bez obaw nie jesteś córką imperatora.- dodał na widok zaskoczonej miny.
-jak to?! Skąd to wszystko wiesz?!
-skarbie dokładnie przejrzałem dane kandydatek. A ty i twoja siostra byłyście na szczycie tej listy. Bycie księżniczką masz we krwi.
-a mój ojciec?! Ten prawdziwy?!
-to Antoni Bzowski jeden jedyny jakiego znasz.
-czemu mi nie powiedzieli, że jestem adoptowana?
-bo cię kochają. Jak własne dziecko, chodzi mi o twoją obecną mamę. Martwi się o ciebie i wymogła na mnie, że cię dziś odeślę, byś napisała test.
-o nie a już myślałam, że tam nie wrócę… skoro już jestem twoją żoną.- stuknęła go palcem w pierś.
-wiem. Ale dałem słowo.
-to nie pojedziesz ze mną?
-nie. Oficjalnie przyjadę po ciebie w czerwcu. Wtedy wszyscy dowiedzą się kim jest moja żona. No nie smuć się, kopciuszku.
-nie lubię cię.- bąknęła odwracając się plecami.
-ale pokochasz.- przyciągnął ją do siebie i ponownie zaczął ją pieścić i całować.
***
-nie, nie. Obiecałeś mnie nie budzić!- burknęła, ale ktoś ponownie potrącił jej ramię.
-pani księżno. Proszę wstać. Musi pani ubrać się zjeść za dwie godziny pani wyjeżdża. Książę kazał mi panią obudzić- prosiła służąca.
-Ann? Dobrze już wstaję. Powiedz mi, gdzie są moje kapcie?
-tutaj- podała.- jestem pani osobistą służką. Książę mnie do tego przydzielił. Bardzo panią lubię i się cieszę, że to mnie wybrano.- ukłoniła się.
-dobrze to zaprowadź mnie do tej łazienki bo znów się zgubiłam. I przynieś mi moje dżinsy i sweterek, bo kurtkę zostawiłam chyba w samolocie.
-już się robi- pobiegła. 
Godzinę później Agnieszka jadła śniadanie zastanawiając się, gdzie jest jej mąż. Pojawił się ochroniarz, który ją tu przywiózł.
-książę czeka na panią w gabinecie.- zakomunikował.
-dobrze, zaprowadź mnie tam.
Całą drogę do gabinetu myślała o kończącym się śnie. Nie słuchała nawet tego co miał jej do powiedzenia. Ale podróży z Doris jako jej doradczynią i nauczycielką etykiety nie mogła przemilczeć.
-skoro to taka tajemnica. To nie będzie wzbudzać podejrzeń obecność łażącej za mną Doris? No? Jestem uczennicą dziesiątej klasy w Landzie nie ma czegoś takiego jak etykieta dworska i prywatni nauczyciele. Nie mogę wzbudzać podejrzeń. O to kim teraz jestem. i tak pewnie wyślesz swoich szpiegów za mną.
-nie szpiegów, kopciuszku, tylko ochroniarzy.
-tak i to ma być tajemnica? Z lotniska odbierze mnie Radek. Chłopak mojej siostry. On mieszka niedaleko dziadka to nie wzbudzi podejrzeń. A tych swoich… nie chcę wiedzieć.
-zgoda. Muszę się na to zgodzić.
-wiem. Sam chcesz mnie odesłać- podeszła i pocałowała męża.- na mnie już czas. Pa Doris! Do niezobaczenia.- bąknęła pod nosem tak by tamta nie usłyszała. Wsiadła do samochodu i pojechała na lotnisko w asyście mężczyzny, który odpowiadał za jej powrót do kraju. Na lotnisku wsiadła do niedużego odrzutowca. Po starcie którego wylądował mniejszy samolot.
-o Aleksander wysłał po nas brykę.- stwierdził Rudolf.
-tylko czemu tą oficjalną?- zdziwił się Adam(blondyn).
-e tam. Ciekawi mnie jak się spisuje żona.- pokiwał głową podchodząc do samochodu.
-o właśnie poznamy ją w końcu.- zatarł ręce Adam.
 Natomiast Agnieszka nieświadoma odwiedzin przyjaciół męża wpatrywała się w swą obrączkę. Wysadzaną rubinami. „nie mogę tego nosić” pomyślała. Całą drogę zastanawiała się co ma powiedzieć rodzicom. A w szczególności matce po tym jak, poznała prawdę. Kiedy samolot wylądował wysiadła z niego z postanowieniem, że do tej bajki nie wróci. Nie da uwięzić się w etykiecie, choć mąż podobał się jej. W końcu straciła cnotę i chciała o tym powiedzieć Izie. Skoro mężem nie może się chwalić…
-cześć Radek. Co taki ponury jesteś?- spytała na widok nadąsanego i poważnego chłopaka.
-a ty co taka w skowronkach?! I skąd wracasz tym samolotem?!
-z wycieczki do Islandoru, bo co?
-a to nie wiesz. Klaudia i ja będziemy rodzicami.
-HA! HA! HA! Żarty?!- zaczęła się śmiać. Jednak zauważyła podczas drogi do domu, że chłopak się nie śmieje.- serio?! Będę ciocią?!
-a ty. Kiedy zamkniesz gęby tym ludziom?- popatrzył, a ona przestała się śmiać.
-po co?! Niech se używają. Tyle ich co na mnie nasrają.
-u. to już nie płaczesz z tego powodu?
-e… nie. Podniosłam sobie samoocenę. Wiem, że mnie zranią, ale to tylko miesiąc.
-a co później?
-hm będę miała zdany test i rzucam szkołę.
-a rozumiem też tak zrobiłem w dziesiątej klasie. olać szkołę.
-cieszę się, że będziesz moim szwagrem- powiedziała dając buziaka w policzek Radkowi, czym go zaskoczyła. Otworzyła drzwiczki samochodu wysiadła, otworzyła bramkę i weszła do mieszkania. W salonie była tylko Klaudia.- cześć siostra! Już wróciłam z tej wycieczki i znalazłam, kandydata na szwagra. Cieszę się Klaudio, że będę ciocią- pocałowała siostrę w policzek.- idę się przespać! Bo jestem zmęczona. Zostawiam cię z tym tygrysem.- zachichotała widząc minę obojga. Pobiegła po schodach do swojego pokoju  z trzaskiem drzwi jak zwykle go zamykając.
-co jest twojej siostrze?- spytał Radek siadając z Klaudią na sofie.
-nie mam zielonego  pojęcia co jej tym razem odbiło.- przytuliła się. zaczęła intensywnie myśleć o siostrze „co ta nawywijała”. Po powrocie rodziców Agnieszka oświadczyła tylko, że wyszła za mąż i o niczym więcej nie wspominała. Poprosiła tatę by kupił jej złoty łańcuszek.
-a kiedy wrócisz do szkoły?!- spytała matka.
-a czy ja mówiłam, że wracam?- odpowiedziała Agnieszka. Wiszącą w powietrzu awanturę zakłócił dzwonek do drzwi. Gościem okazała się Iza. Dawno niewidziana koleżanka.
-dzień dobry, nie przeszkadzam? Jest Agnieszka?
-proszę wejdź. Jest- wpuścił ojciec- Aga do ciebie Iza.
-o cześć! Cieszę się, że wpadłaś! Ale…- popatrzyła na zgromadzenie rodzinne- nie będziemy im przeszkadzać. Wpadniemy na czekoladę i lody. Ja stawiam.
-u Chojna dziś jesteś. A ja chciałam ci dać prezent. To wpadniemy do mnie po niego.- powiedziała zdziwiona nieco Iza.

-nie ma sprawy.- wzięła bluzę dżinsową i wyszły. 

Spis rozdziałów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz