- czemu ja, a nie Klaudia?!-
powiedziała głośno.
-bo jesteś od niej dużo ładniejsza.-
usłyszała głos męża.
-ja?! Ty… skąd wiesz?! Przecież
jej nie znasz.- popatrzyła na stojącego przy wejściu wysokiego, szerokiego w
barach i wąskiego w biodrach przystojniaka, który stał z założonymi rękoma i
patrzył jak ta pociera nos ręką.
-wiem. Nie za późno na łzy?
-to co i tak muszę popłakać… boję
się ciebie… ale ich bardziej… tych ludzi tam na zewnątrz… nie jestem
przyzwyczajona do szacunku… wszyscy zawsze ze mnie kpią… wiesz jak mnie
nazywają? Oferma. Jestem ofermą. A teraz się śmiej jak inni. Wybrali ci na żonę
najgłupszą dziewczynę na świecie.
-ja tak nie uważam. A ty masz
niską samoocenę. Jesteś lepsza od tych wszystkich tam szlachcianek. To są
dziwki, wiem co mówię bo zaliczyłem większą część z nich. A ciebie nikt nie
zaliczył. Masz wytrzyj się- podał chusteczkę- muszę ci podziękować.
-za co?! I nie prawda!
-Nie kłam. Nikt cię nie miał. Ja
to wiem. A dziękuję za zaoszczędzenie mi pompatycznego ślubu i wesela… to by
nie trwało tak krótko.- następnie otarł dłonią kolejną łzę z jej policzka.
-jak to? Nie jesteś zły?- spytała
i popatrzyła zaczerwienionymi oczami
.
-na ciebie za co? Za to, że
jesteś szczera? Czy za to, że złamałaś etykietę? A może za to, że płaczesz? Już
dobrze. Uspokój się- przytulił do siebie- wiem, że jest ci ciężko.
-dlaczego jesteś taki dobry? Dla
mnie? Nikt od dawna nie był tak miły i uprzejmy. To ja się wygłupiłam.
Wybaczysz mi?
-owszem. Wybaczę, ale i tak
musisz poznać tych tam. Mam pomysł, ale to potem… no już lepiej ci?
Dziewczyna skinęła głową
następnie popatrzyła mu w oczy „przystojny ten mój mąż” pomyślała.
-mogę prosić trochę wody? i… mam
mocno czerwony nos i oczy?- zwróciła się z pytaniem do męża.
-tylko troszeczkę. Ej ty tam…
przynieś wody, księżna źle się poczuła.
-tak panie.- stojący obok altany
strażnik pobiegł po wodę.
-ale ja…- niepewnie popatrzyła.
-załatwimy ich hurtem. A ja będę
miał więcej czasu na lekcje, jakich potrzebujesz by twoja samoocena wzrosła.-
uśmiechnął się do niej. Dziewczyna zrozumiała co ma na myśli.
-no tak. Ale… ja…
-woda, panie!
-szybko… dziękuję.- wzięła
butelkę od strażnika wylała trochę na chusteczkę przetarła twarz. Aleksander
przyglądał się dziewczynie jak zbiera się w garść. „dobrze wybrałem” pomyślał
„ktoś ją skrzywdził, ale nadal jest nieśmiała i szczera. Lubię uczciwe
dziewczyny i niewinne. Takie można wiele nauczyć”.- co mam z tym zrobić?-
pokazała chusteczkę i pustą butelkę.
-zostaw to. Ktoś się tym zajmie.
-ale ja to mogę sprzątnąć tylko
gdzie…
Uśmiechnął się uniósł jej
podbródek pochylił się i pocałował przytrzymując ją w pasie.
-nie musisz sprzątać. Jesteś moją
żoną. A to była druga lekcja.- pogładził ją po policzku- jeśli nie chcesz mnie
rozgniewać to nie mów nigdy więcej o sprzątaniu. Masz się skupić na mnie. To twój
obowiązek, nie tylko jako księżnej.- zaznaczył.
-ja się skupiam, ale jakoś mi nie
bardzo wychodzi ta etykieta… nie cierpię jej.- stwierdziła „podoba mi się jak
mnie całuje” pomyślała.
-gotowa?
Dziewczyna skinęła głową i wyszła
obejmowana przez męża z altany. Całą drogę do budynku towarzyszyli im
strażnicy. Po wejściu do środka weszli na podniesienie.
-proszę wybaczyć księżnej tę
drobną niedyspozycję. Jest trochę zmęczona, więc aby nie przeciągać zapraszamy
wszystkich do zabawy. Pozwolisz? Co wolisz tańczyć?
-e… to znaczy… jak poprowadzisz
tak zatańczę… ale mnie nie puszczaj, bo padnę ze strachu… i będzie obciach…-
popatrzyła mu w oczy, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-możesz być pewna, że nie
puszczę. Zatańczysz tylko z niektórymi z tych tam. Wybiorę ci z kim. Nie bój
się nic ci nie zrobią.- dodał, gdy ta zaprzeczyła ruchem głowy, że nie chce.-
ale musisz, etykieta.
Dziewczyna oparła czoło o jego
bark. „żenada” pomyślała „ale świetnie tańczy i pewnie jest świetny w te
klocki, o których ja nie mam pojęcia”.
-a teraz to sekretarz stanu.
Uśmiechnij się i uważaj na palce.- uśmiechnął się kiedy ta zaczęła tańczyć z
sekretarzem.
-ładna ta twoja żona- podeszła do
Aleksandra dwójka przyjaciół.
-kiedy nasza kolej? By z nią
zatańczyć?- spytał blondas.
-wybacz Rudolf ale masz zbyt
lepkie łapki. A ja jestem teraz zazdrosny.- odparł uśmiechając się i cały czas
obserwując tańczącą żonę.
-ej. Od kiedy?! Rozumiem, że nie
dasz nam z nią zatańczyć.
-zgadłeś.
-ale ty nigdy nie byłeś zazdrosny
o te księżniczki…- spojrzał na blondasa Rudolf.
-masz rację. Ale to mój
kopciuszek. Tylko ja mam do niej prawo i nie wyskakujcie mi tu z mydłem.-
powiedział przedstawiając kolejnego notabla Agnieszce.
-a mówili, że jak się ożeni to
się zmieni.- stwierdził blondas za plecami księcia.
-jej nie dostaniecie. Ale już
wkrótce zabawicie się jej koleżankami.- podszedł przedstawić kolejnego
dyplomatę, ale na widok następnego podchodzącego do księżnej podszedł sam.-
księżna nie za dobrze wygląda i musi odpocząć. Pozwól moja droga. Za 10 minut
odjeżdżamy.
-e co?- oparła się o ramię-
dokąd?- spytała blada.
-musisz odpocząć. Nie spałaś
pewnie z półtorej doby.- kiedy Agnieszka skinęła przyznając mu rację. Machnął
ręką i muzyka przestała grać.- musimy już was opuścić, aby dopełnić ciążącego na
nas obowiązku. A podróż trochę zajmie. Przyjemnej zabawy życzę wraz z małżonką.
A my porozmawiamy później- dodał w stronę kumpli.- uśmiechnij się kopciuszku.
Już po tych oficjalnych rzeczach.
Dziewczyna nieśmiało się
uśmiechnęła, a do wychodzącej parki podeszła jakaś księżniczka.
-nie wygląda na taką co cię
zaspokoi. Jak ci się znudzi i tak do mnie wrócisz- dodała wściekła, że nie
została przez niego wybrana.
-kto to?- spytała, gdy ten
machnięciem ręki zbył tamtą.
-twoja konkurentka. Ale nie
dorasta ci do pięt- wyjaśnił kiedy weszli na plac, na którym czekał już
helikopter.- poczekaj pomogę ci- uniósł ją w pasie i wsadził do śmigłowca. A
następnie sam usiadł obok. Zmęczenie Agnieszki dopiero dało znak o sobie, w
kilka minut po wystartowaniu zasnęła oparta o męża. Książę odgarnął kosmyk
włosów opadający na czoło. „teraz jesteśmy prywatni”- Doris jak będziemy na
miejscu, chcę by odpoczęła. Zrozumiałaś?
-Ale panie! Przecież noc poślubna
jest bardzo ważna…
-czyżby? A ja myślałem, że
satysfakcja z tej nocy. Ona jeszcze nigdy nie była w tej sytuacji. Musi się do
niej psychicznie dobrze nastawić. Chcę by po wszystkim nie pragnęła nigdy
więcej żadnego innego mężczyzny. A jeśli się dowiem, że ją pouczałaś.-
popatrzył na kobietę surowym spojrzeniem.- wiesz jaki potrafię być kiedy nie
jestem zadowolony. A jaki bywam zły, więc uważaj.
-wiem panie. Będzie jak sobie
życzysz. choć etykieta…
-zamknij się. i nie psuj mi tego
dnia.- cmoknął żonę w czoło- poczekam na ciebie.
-acha- westchnęła przez sen. Po
kilku godzinach snu Agnieszka obudziła się w wielkim łożu z baldachimem i z
herbem na wezgłowiu łoża. Rozejrzała się po pomieszczeniu, było dużo większe od
jej pokoju. Po jednej stronie znajdowały się trzy duże okna i drzwi prowadzące
na balkon jak jej się wydawało. Tam zauważyła wystraszoną dziewczynę
odsłaniającą żaluzje okienne.- gdzie ja jestem? I czemu tak się boisz, nie
gryzę.
-pani jest u siebie w sypialni. A
boję się, bo książę zagroził, że ukaże tego kto ośmieli się, cię pani,
zbudzić.- odpowiedziała przyklękając.
-nie zrobi tego. Ale możesz mi
pomóc? Muszę iść do toalety, a nie wiem gdzie jest… i muszę się w coś ubrać…
-jak każesz pani.
-po której stronie mam kapcie?
-po tej- pokazała służąca.
Następnie zaprowadziła do łazienki.
-UU- zdziwiła się widząc sporych
rozmiarów wannę, do której wchodziło się po schodkach. Po prawej stały umywalki
i prysznic. nie opodal wejścia była ubikacja. „jakie to wszystko nowoczesne i
tak inne niż u nas w domu”
-przygotuję pani kąpiel.-
zaproponowała dziewczyna.
-nie, wezmę prysznic. Tylko jak
się go uruchamia…?- spytała uśmiechając się do dziewczyny.- jak masz na imię?
-Ann. A uruchamia się tak…-
pokazała Agnieszce jak posługiwać się będącym tam sprzętem. Sama poszła
powiadomić garderobianą. Doris weszła do łazienki w momencie kiedy Agnieszka
opuszczała kabinę. Podała jej ręcznik i szlafrok.
-jak się spało?
-dobrze. Gdzie mój mąż?
-na tarasie, pije kawę.
-dobrze, muszę z nim pomówić.-
zaplątała się w szlafroku, w którym chciała wyjść z pokoju, ale powstrzymała ją
Doris mówiąc.
-etykieta nie pozwala, by księżna
w takim ubraniu spotkała męża…
Agnieszka zatrzymała się i
zmrużyła oczy.
-potem będę się uczyć tej głupiej
etykiety. A skoro on może mnie widzieć bez ubrania w nocy to szlafrok w dzień
nie zaszkodzi jego oczom. A to ważne i dopiero od kilku godzin jestem księżną.
Daj mi spokój.- powiedziała niezadowolona otwierając drzwi. A na widok dwóch
strażników- wiecie gdzie jest książę? Jak wiecie to mnie tam zaprowadźcie.
-ale pani w tym stroju…?- zaczął
jeden strażnik widząc czerwoną Doris z tyłu.
-coś nie tak?! Zaprowadzisz mnie
czy mam iść sama?!- ruszyła przodem nie wiedząc gdzie ma iść.
-już pani, proszę wybaczyć. Tędy-
wskazał klatkę schodową idąc przed nią, minął hol i przez olbrzymi salon
wyprowadził na taras.- Tam pani, ale…
Idącą Agnieszkę w kierunku
stolika przy którym siedział książę, zauważył służący.
-panie musi pan lepiej to
zobaczyć.
Aleksander powoli odwrócił się i
zobaczył idącą do niego żonę ubraną tylko w szlafrok z powiewającymi na wietrze
mokrymi włosami. „apetyczny widok” pomyślał.
-nie możesz!- usłyszał jak zwraca
się do niego. A w jej zielonych oczach pojawiły się gniewne ogniki.- nie
zasłaniaj się etykietą! Ja nie mam o niej pojęcia! A ty… nie patrz tak na mnie-
zmieszała się- o…Ups. Myślałam, że jesteś sam… mieliśmy tu być… przepraszam…
dzień dobry? Nie krzycz- popatrzyła speszona.
-przeziębisz się i masz chęć na
kawę?
-ja chyba… powinnam się ubrać-
szepnęła tak tylko by on ją usłyszał.
-nie. Podoba mi się jak łamiesz
etykietę.- pocałował ją na oczach gościa, zdziwionego zachowaniem książęcej
pary.
-na pewno? Ale ja nie mam
bielizny…- szepnęła zakłopotana.- bo to jest takie wielkie, a nie pamiętam,
gdzie się rozebrałam.
-wyglądasz uroczo. A ten właśnie
mi zazdrości twoich wdzięków kopciuszku…- powiedział przytulając ją.- a tak w
ogóle po co przyszłaś? Mogłaś mnie zawołać.
-tak. Nabijasz się ze mnie.
Proszę się na mnie tak nie patrzeć!- zwróciła się do siedzącego mężczyzny.
-miło mi panią poznać- wydukał
gość spuszczając głowę.
-coraz bardziej mi się podobasz.
Skoro nie masz ochoty na kawę to odniosę cię do sypialni. Proszę na mnie
zaczekać.- zwrócił się do gościa biorąc żonę na ręce.
-dzięki. Nie gniewaj się.
chciałam cię prosić byś nie krzyczał na Ann i jej nie karał. Ona mnie wcale nie
zbudziła- tłumaczyła się niesiona całą drogę przez Aleksandra.- i że nie
posłuchałam Doris, czasem bywam impulsywna i nie myślę… nie wiedziałam, że się
wygłupię- pociągnęła nosem- ja nie biegam goła… a on patrzył jakbym nie miała
ubrania…
-to wszystko?- spytał wnosząc do
sypialni.
-mało? Chyba dużo jak na pierwszy
dzień- popatrzyła mu w oczy.
-nie, niedużo. Jestem trochę zły,
ale nie na ciebie. Wyglądasz tak apetycznie. Zostaniesz tutaj, dobrze? I
poczekasz na mnie aż wrócę. Nie musisz się ubierać. Postaram załatwić tę sprawę
szybko. A potem pomyślimy o karaniu.
-dobrze. Tylko mam jedno
pytanie…- spytała przetrzymując go za rękę.
-tak, jakie?
-czy my… no ja i ty… no to, co
mieliśmy zrobić? Bo nie pamiętam.
-gdybyśmy to zrobili pamiętałabyś. O tym też
porozmawiamy jak wrócę.
-oki.- patrzyła jak wychodzi
ubrany w białą koszulę i spodnie z czarnej skóry. „jestem chora, on mi się
podoba. Zbudzę się i mój mąż nie będzie taki przystojny, bogaty i nie będzie
księciem. Będzie jakimś ohydnym garbusem z buzią Krzyśka i Artura.” Wzdrygnęła
się- idiotka! Idiotka! Idiotka!- zaczęła walić głową w poduszkę.- ja mu
powiedziałam, że… o nie! Żenada! Klaudia by tego nigdy nie palnęła. Izka i
Anka… o nie one by mi coś doradziły… acha nie ma ich tu.- rozpłakała się.
Aleksander wrócił do gościa.
-cóż proszę wybaczyć. Ale moja
żona jest… czasami porywcza i nie potrafi zrozumieć, że człowiek czasami musi
wyjść.- zaczął usprawiedliwiać Agnieszkę.
-ma pan piękną żonę. Chciałbym by
się na mnie tak złościła. Cóż jestem starym kawalerem, ale rozumiem, że pożycie
jest udane.
-no wie pan. Właściwie przerwane,
nie zdążyliśmy przyjechać i pan przyszedł. Więc jeśli nie potrzebuje pan tego
prześcieradła cóżeśmy go porwali… to zamierzam wrócić do moich obowiązków. Żona
się niecierpliwi nie chciałbym by drugi raz tu wpadła. Wtedy byłbym zły i te
warunki o nie agresji nagiął bym do pańskiej głowy. Żegnam.- dopił kawę i
wyszedł. Po drodze zatrzymał szefa straży.- jeżeli jeszcze raz moja żona
wyjdzie, a ten koleś tu będzie to zetnę głowę osobiście temu, który go wpuści.
Dotarło? Mam ją jeszcze przez 36 godzin, bo potem wyjeżdża. Nie ma nas dla
nikogo. Nawet imperatora, boga lub szatana. Jeśli ci życie miłe. Chyba nie
muszę powtarzać?!
-tak, panie- zasalutował.
większość straży z chodziła z drogi dla wkurzonego księcia.
-Doris.
-wiem panie, zawiodłam cię.
-to dobrze. A teraz śniadanie i
płacze?
-tak. Zaraz przyślę.-
odpowiedziała kłaniając się. nacisnął klamkę i wszedł do środka. Na łożu leżała
płacząca dziewczyna.
-wynoś się! ze swoją etyką
Doris!- krzyknęła nawet nie podnosząc głowy. Aleksander uśmiechnął się słysząc
jej słowa. Sam nieraz tak krzyczał do Doris.
-nie jestem Doris. I zaraz
przyniosą śniadanie, kopciuszku.
-błaźnie nie kopciuszku-
powiedziała przez łzy. Poczuła jak ten siada na łóżku obok i zaczyna odgarniać
jej włosy z twarzy.
-masz- podał chusteczkę.
-dzięki- usiadła- nikogo nie
będzie? Będziemy sami?
-a co chcesz bym ich wytępił.-
pokazał na wnoszących posiłek służących.
-ich nie.- przytuliła się by
tamci nie widzieli jej czerwonej od płaczu twarzy.
-złość ci już przeszła? Tak
szybko?- pogłaskał po głowie i pocałował
ją w kark.
-przyjemnie całujesz. Nie mam
doświadczenia w tej kwestii… ale mi się podoba
-wszystko ci się spodoba. Czas na
kolejną lekcję.
-ta a jaką?
-taką- rozpiął szlafrok- jesteś
naprawdę ładna.
-raczej zażenowana. Nikt mnie
takiej nie widział. Ale jakoś ty mnie nie krępujesz…
-lekcja też ci się spodoba-
zaczął ją całować.- postaram się być delikatny.
-tak? to fajnie. Ty mi się nie
śnisz prawda? A jeśli nawet nie budź mnie.- oddała mu się. Jakiś czas później
spała przytulona, a on bawił się jej włosami. „po sprawie” pomyślał, „ale będę
zazdrosny, o tych co na nią będą patrzeć. Zabił bym tych gnoi, gdyby umowa mi
na to pozwoliła.” Pomyślał o tym co mu opowiedziała, o tym ogłoszeniu, o zdradzie
przyjaciółek i to jak chciała się wymigać z tego małżeństwa. – już nie śpisz?-
usłyszał jej głos.
-patrzę i cieszę się, że to ty a
nie twoja zarozumiała siostra. Twoja matka byłaby z ciebie dumna.- pocałował
Agnieszkę.- gdyby żyła.
-ona żyje…
-nie. Twoja prawdziwa matka,
umarła gdy miałaś osiem miesięcy na białaczkę. Twoja obecna rodzina cię
adoptowała na jej prośbę. Twoja matka miała być żoną mojego wuja, a obecnie
ojczyma. Ale cóż, uciekła sprzed ołtarza. Była już z tobą w ciąży, bez obaw nie
jesteś córką imperatora.- dodał na widok zaskoczonej miny.
-jak to?! Skąd to wszystko
wiesz?!
-skarbie dokładnie przejrzałem
dane kandydatek. A ty i twoja siostra byłyście na szczycie tej listy. Bycie
księżniczką masz we krwi.
-a mój ojciec?! Ten prawdziwy?!
-to Antoni Bzowski jeden jedyny
jakiego znasz.
-czemu mi nie powiedzieli, że
jestem adoptowana?
-bo cię kochają. Jak własne
dziecko, chodzi mi o twoją obecną mamę. Martwi się o ciebie i wymogła na mnie,
że cię dziś odeślę, byś napisała test.
-o nie a już myślałam, że tam nie
wrócę… skoro już jestem twoją żoną.- stuknęła go palcem w pierś.
-wiem. Ale dałem słowo.
-to nie pojedziesz ze mną?
-nie. Oficjalnie przyjadę po
ciebie w czerwcu. Wtedy wszyscy dowiedzą się kim jest moja żona. No nie smuć
się, kopciuszku.
-nie lubię cię.- bąknęła
odwracając się plecami.
-ale pokochasz.- przyciągnął ją
do siebie i ponownie zaczął ją pieścić i całować.
***
-nie, nie. Obiecałeś mnie nie
budzić!- burknęła, ale ktoś ponownie potrącił jej ramię.
-pani księżno. Proszę wstać. Musi
pani ubrać się zjeść za dwie godziny pani wyjeżdża. Książę kazał mi panią
obudzić- prosiła służąca.
-Ann? Dobrze już wstaję. Powiedz
mi, gdzie są moje kapcie?
-tutaj- podała.- jestem pani
osobistą służką. Książę mnie do tego przydzielił. Bardzo panią lubię i się
cieszę, że to mnie wybrano.- ukłoniła się.
-dobrze to zaprowadź mnie do tej
łazienki bo znów się zgubiłam. I przynieś mi moje dżinsy i sweterek, bo kurtkę
zostawiłam chyba w samolocie.
-już się robi- pobiegła.
Godzinę
później Agnieszka jadła śniadanie zastanawiając się, gdzie jest jej mąż.
Pojawił się ochroniarz, który ją tu przywiózł.
-książę czeka na panią w
gabinecie.- zakomunikował.
-dobrze, zaprowadź mnie tam.
Całą drogę do gabinetu myślała o
kończącym się śnie. Nie słuchała nawet tego co miał jej do powiedzenia. Ale
podróży z Doris jako jej doradczynią i nauczycielką etykiety nie mogła
przemilczeć.
-skoro to taka tajemnica. To nie
będzie wzbudzać podejrzeń obecność łażącej za mną Doris? No? Jestem uczennicą
dziesiątej klasy w Landzie nie ma czegoś takiego jak etykieta dworska i
prywatni nauczyciele. Nie mogę wzbudzać podejrzeń. O to kim teraz jestem. i tak
pewnie wyślesz swoich szpiegów za mną.
-nie szpiegów, kopciuszku, tylko
ochroniarzy.
-tak i to ma być tajemnica? Z
lotniska odbierze mnie Radek. Chłopak mojej siostry. On mieszka niedaleko
dziadka to nie wzbudzi podejrzeń. A tych swoich… nie chcę wiedzieć.
-zgoda. Muszę się na to zgodzić.
-wiem. Sam chcesz mnie odesłać-
podeszła i pocałowała męża.- na mnie już czas. Pa Doris! Do niezobaczenia.- bąknęła
pod nosem tak by tamta nie usłyszała. Wsiadła do samochodu i pojechała na
lotnisko w asyście mężczyzny, który odpowiadał za jej powrót do kraju. Na
lotnisku wsiadła do niedużego odrzutowca. Po starcie którego wylądował mniejszy
samolot.
-o Aleksander wysłał po nas
brykę.- stwierdził Rudolf.
-tylko czemu tą oficjalną?-
zdziwił się Adam(blondyn).
-e tam. Ciekawi mnie jak się
spisuje żona.- pokiwał głową podchodząc do samochodu.
-o właśnie poznamy ją w końcu.-
zatarł ręce Adam.
Natomiast Agnieszka nieświadoma odwiedzin
przyjaciół męża wpatrywała się w swą obrączkę. Wysadzaną rubinami. „nie mogę
tego nosić” pomyślała. Całą drogę zastanawiała się co ma powiedzieć rodzicom. A
w szczególności matce po tym jak, poznała prawdę. Kiedy samolot wylądował
wysiadła z niego z postanowieniem, że do tej bajki nie wróci. Nie da uwięzić
się w etykiecie, choć mąż podobał się jej. W końcu straciła cnotę i chciała o
tym powiedzieć Izie. Skoro mężem nie może się chwalić…
-cześć Radek. Co taki ponury
jesteś?- spytała na widok nadąsanego i poważnego chłopaka.
-a ty co taka w skowronkach?! I
skąd wracasz tym samolotem?!
-z wycieczki do Islandoru, bo co?
-a to nie wiesz. Klaudia i ja
będziemy rodzicami.
-HA! HA! HA! Żarty?!- zaczęła się
śmiać. Jednak zauważyła podczas drogi do domu, że chłopak się nie śmieje.-
serio?! Będę ciocią?!
-a ty. Kiedy zamkniesz gęby tym
ludziom?- popatrzył, a ona przestała się śmiać.
-po co?! Niech se używają. Tyle
ich co na mnie nasrają.
-u. to już nie płaczesz z tego
powodu?
-e… nie. Podniosłam sobie samoocenę.
Wiem, że mnie zranią, ale to tylko miesiąc.
-a co później?
-hm będę miała zdany test i
rzucam szkołę.
-a rozumiem też tak zrobiłem w
dziesiątej klasie. olać szkołę.
-cieszę się, że będziesz moim
szwagrem- powiedziała dając buziaka w policzek Radkowi, czym go zaskoczyła.
Otworzyła drzwiczki samochodu wysiadła, otworzyła bramkę i weszła do
mieszkania. W salonie była tylko Klaudia.- cześć siostra! Już wróciłam z tej
wycieczki i znalazłam, kandydata na szwagra. Cieszę się Klaudio, że będę
ciocią- pocałowała siostrę w policzek.- idę się przespać! Bo jestem zmęczona.
Zostawiam cię z tym tygrysem.- zachichotała widząc minę obojga. Pobiegła po
schodach do swojego pokoju z trzaskiem
drzwi jak zwykle go zamykając.
-co jest twojej siostrze?- spytał
Radek siadając z Klaudią na sofie.
-nie mam zielonego pojęcia co jej tym razem odbiło.- przytuliła
się. zaczęła intensywnie myśleć o siostrze „co ta nawywijała”. Po powrocie
rodziców Agnieszka oświadczyła tylko, że wyszła za mąż i o niczym więcej nie
wspominała. Poprosiła tatę by kupił jej złoty łańcuszek.
-a kiedy wrócisz do szkoły?!-
spytała matka.
-a czy ja mówiłam, że wracam?-
odpowiedziała Agnieszka. Wiszącą w powietrzu awanturę zakłócił dzwonek do
drzwi. Gościem okazała się Iza. Dawno niewidziana koleżanka.
-dzień dobry, nie przeszkadzam?
Jest Agnieszka?
-proszę wejdź. Jest- wpuścił
ojciec- Aga do ciebie Iza.
-o cześć! Cieszę się, że wpadłaś!
Ale…- popatrzyła na zgromadzenie rodzinne- nie będziemy im przeszkadzać.
Wpadniemy na czekoladę i lody. Ja stawiam.
-u Chojna dziś jesteś. A ja
chciałam ci dać prezent. To wpadniemy do mnie po niego.- powiedziała zdziwiona
nieco Iza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz