Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

10/14/2016

Agnieszka - część trzecia

Przekręciła klucz w zamku i weszła do środka mieszkania.
- ciekawi mnie jak przyjmą mój prezent- ponuro uśmiechnęła się do lusterka. Umyła się i położyła się spać.
Następnego dnia wstała jako pierwsza. Włożyła dżinsy i sweterek, zeszła do salonu, usiadła na fotelu ojca i czekała na wszystkich. Jako pierwszy pojawił się Tomek wracający ze szpitala.
-a ty co nie śpisz? Wszystkiego naj.- złożył życzenia.- mam syna.- zakomunikował.
-o Tomek-usłyszeli matkę.- i co?! I co?!
-syn. Jesteś już babcią. A ona co tak tu siedzi? O 8.00 rano? Jak na nią to nienormalne.- pokazał na siostrę.
-a tak… Aga, co tu robisz?
-powiem, ale poczekamy na resztę.- odpowiedziała wytrzymując natarczywe spojrzenie matki.- ucieszycie się.
-o cześć- przywitała się Klaudia jeszcze w szlafroku.- Aga?!- zdziwiła się.- dopiero wracasz? A nie chciałaś iść. Wszystkiego najlepszego siostrzyczko w dniu urodzin. A tobie pewnie gratulacje. Więc co?
-syn.- odparł- nasza siostra, chce nam coś powiedzieć.
Klaudia poważnie popatrzyła na siostrę.
-ty nie wróciłaś dopiero z balu...- Agnieszka pokręciła głową. Uważnie popatrzyła na wszystkich.
-dobrze, powiem- westchnęła.- rzucam szkołę. Jestem pełnoletnia. Mam wyjść za mąż więc poco mi szkoła. A propos małżeństwa. Jeśli w ogóle ma do niego dojść to daję dziesięć dni temu kolesiowi by się ze mną ożenił, bo potem wymyślę co innego i ze ślubu będą nici.- powiedziała i wstała. Wszyscy z otwartymi buziami patrzyli na dziewczynę jakby była kosmitką.- a tak w ramach prezentu. Nie chcę hucznego wesela. Chodzi mi o to… nie chcę nikogo z was i pseudo znajomych. Na nim. Pasi? Idę na spacer. Decyzja należy do was. Znacie moje warunki.- otworzyła drzwi i wyszła z psem.
-e mamo. O czym ona bredzi?! Ona nie ma przecież chłopaka… cała szkoła huczy i śmieje się z tego wymyślonego narzeczonego. Może trzeba zadzwonić do psychiatryka by ją zabrali.- popatrzył na siostrę i matkę opadając na sofę.
-ona nie bredzi.- powiedziała zaskoczona Klaudia.- mamo musisz tamtych powiadomić. Skoro tak. Powiedziała dobrowolnie to zrobi, bo później może być kłopot. Zresztą już jest kłopot. Ślub miał być na wakacjach. Nie wiem mamo coś się stało i ta bomba wybuchła.
-o czym wy mówicie?!
-Tomuś. Ten ambasador z Islandoru… idę zadzwonić do ojca. On ma dziś się z nim spotkać.- powiedziała wchodząc do gabinetu męża i zostawiając rodzeństwo w salonie.
-braciszku, Aga ratuje twój tyłek. Byś mógł być ojcem i mężem. Twoja ostatnia wpadka, kosztowała ją wolność. Ma zostać żoną kogoś z Islandoru, bo jej bratu zachciało się igraszek z kuzynką rodziny imperatora. Znajomo zabrzmiało?
-nie mogli tego…
-ależ mogli. Sam premier do rodziców dzwonił i przysłał odpowiednie pismo. Od ponad roku jest zaręczona. I co ty na to? Łyso ci?
-boję się o nią. Ona sobie nie poradzi z facetem…
-mi to mówisz?! Ona ucieka, kiedy ten ma zamiar ją całować.
-no. I co zrobimy?
-nic. Chce wyjść za mąż, bo ma dość tych docinków i kpin. A także tęskni za koleżankami, które straciła- machnęła ręką i weszła do łazienki.
-mamo, to prawda?!
-tak prawda. Ojciec przekaże jej żądania. Będzie tu jutro.
Niedzielne popołudnie. W salonie oprócz rodziny na wałęsającą się Agnieszkę czeka jeszcze kobieta i mężczyzna. Ustalają warunki powrotu do szkoły dziewczyny.
-a więc trzy dni. Później będzie z powrotem.- upewniał się ojciec chodząc nerwowo po pokoju.
-musi zaliczyć ten test- powtarzała zaniepokojona matka nieobecnością córki i szybką reakcją tamtej strony.
-chyba wyraziliśmy się jasno- powiedział mężczyzna ubrany w czarny garnitur i białą koszulę.
-zadbamy o jej wygodę, bez obaw. Wybierze sobie coś, na ten ślub. Jutro będzie żoną tak jak sobie życzy.- powiedziała kobieta.
Agnieszka szła ulicą, zaczynał padać deszcz. Dochodząc do bramki zobaczyła przed domem trzy samochody.
-o, tato ma gości?- spytała na widok siostry.
-bo ja wiem. Może to do ciebie.- odpowiedziała Klaudia wchodząc razem do mieszkania.
-no nareszcie!- usłyszały ojca.
-o co chodzi?- spytała Klaudia.
-to ona?- spytała kobieta ubrana w czarny uniform.
-nie. To ona- wskazał na Agnieszkę ojciec.
-e, ja?! Nic nie zrobiłam… byłam w kinie.
-ci państwo są po ciebie.- powiedział ojciec.
-po mnie? A o co chodzi?
-jestem szefem ochrony. Mam zadbać byś pani bezpiecznie dotarła na swój ślub. Ta pani zajmie się odpowiednim wizerunkiem i etykietą.
-raju po co ta ochrona, tato? Prosiłam bez błazenady. Taki mały cywilny i po krzyku… chyba że…- zastanowiła się przez chwilę.- ty chyba nie sądzisz, że zwieję? To gdzie on jest?- rozejrzała się po pokoju nie widząc kandydata.
-zabierzemy panią tam, gdzie odbędzie się ceremonia.- powiedział ochroniarz.
-skromna ceremonia.- podkreśliła kobieta.
-czy mam coś ze sobą wziąć?  Skoro mam się spakować...
-nie, nic Pani nie jest potrzebne. Wszystko jest już przygotowane.
-serio?- zdziwiła się- no to jedziemy.- popatrzyła na rodziców i wyszła nawet nie przebierając się. Odprowadzona aż do samochodu przez Klaudię. Wsiadła do środkowego i odjechała zastanawiając się co najlepszego zrobiła.- czemu oni ze mną nie jadą?
-nie chciałaś pani by byli obecni na ślubie.- odpowiedziała kobieta.
-acha. A gdzie my teraz jedziemy?
-na lotnisko.
-po co?!
-bo samolotem jest szybciej, niż statkiem.
-dokąd mnie zabieracie?- zaniepokoiła się.
-bez obaw. Nic pani nie grozi.- odpowiedział mężczyzna.- ręczę za to głową.
-oki.- powiedziała „ale mi to się nie podoba” pomyślała. Do stojącej przy bramce Klaudii podeszła Iza.
-cześć. Jest Aga? Dobrze, że przyszłam później, bo mieliście jakiś oficjalnych gości.- powiedziała Iza.
-no tak. I Agi już nie ma. Będzie za jakieś trzy dni.
-to wyjechała?! Dokąd?! A pewnie do dziadka. Obraziła się na mnie. Nawet nie chciała spotkać się, wczoraj chciałam złożyć jej życzenia bo miała urodziny.
-spotkasz się z nią jak wróci i wtedy jej złożysz. A na razie dobranoc.- pożegnała się z Izą i wołając psa weszła do mieszkania.
-co teraz będzie?- usłyszała głos matki.
-dorośnie mamo- powiedziała Klaudia.- i nie płacz. Ślub to nie pogrzeb.
-kochanie to prawie pogrzeb. Twoja siostra jutro poślubi księcia Aleksandra z Islandoru- wyjaśnił ojciec.
-boisz się że ucieknie? Przed konsumpcją? A nie spod ołtarza? Przecież ją wywieźli. Dokąd miałaby uciec? Zastanówcie się.
Po 12 godzinach lotu zmęczona wysłuchiwaniem jak ma się zachować i jak ubrać Agnieszka zamiast do hotelu trafiła do salonu piękności. Gdzie została uczesana, umalowana i odświeżona. Z pokazanych sukienek żadna się jej nie podobała, były za krzykliwe, a nie proste.
-oki. Niech już ta będzie.- powiedziała znudzona i zmęczona. Godząc się na prostą ozdobioną delikatnym złotym paskiem suknię z odkrytymi ramionami, która luźno opadała.- tylko po co to?!- wskazała na tren doczepiany z tyłu sukni z jakimś herbem.
-tak trzeba, tego wymaga…
-wiem etykieta. Pewnie stary ten mój narzeczony- westchnęła ubierając się.- czy mogłaby pani mówić do mnie Aga?- poprosiła.
-nie mogę. Etykieta nie pozwala. Ale pani może do mnie mówić Doris, albo Dora.- powiedziała kobieta tuż po trzydziestce mile uśmiechając się.- musimy już jechać bo się spóźnimy.
-rozumiem. Jakoś tak… a zresztą. Mam stracha, po raz pierwszy wychodzę za mąż i… a zresztą- machnęła ręką.
Następnie zobaczyła białą limuzynę z proporczykami.- a to po co?- wskazała proporczyki.
-to ułatwi nam szybki przejazd przez miasto.
-to po to są tamci.
-to też.
-tak. Pewnie etykieta. Mam już dość tej etykiety.- popatrzyła na Doris, a ta się uśmiechnęła. Przypomniała sobie jak niedawno przyszły mąż tej panny też powiedział, że ma dość tej etykiety.- tak wiem, że jestem śmieszna. Ale się nauczę. To nie takie trudne. Ale tak szybko…- wsiadła do samochodu.
-przypominam… po czerwonym dywanie, za dwójką dzieci, będziesz szła powoli przez kościół.
-słyszę to już chyba setny raz… przecież to nie trudne przejść się po chodniku do ołtarza. A to katolicki kościół?- Kobieta pokiwała głową.- mogę się czegoś napić?
-tak. Co podać?
-wody. Tylko nie wymieniaj. Jakakolwiek, pierwsza lepsza. Wszystko jedno- gdy ta pokazała gazowaną i niegazowaną.- tu też są te symbole- zauważyła na kieliszkach.- i pewnie etykieta.
-proszę się nie denerwować. Za jakieś dwie godziny będzie po wszystkim. Już dojeżdżamy. Proszę nie otwierać drzwi- zwróciła Doris uwagę, gdy się zatrzymali.
Następnie drzwi otwarto, a zaskoczona dziewczyna zobaczyła przed sobą szpaler utworzony z wojskowych.
-etykieta- mruknęła pod nosem i wysiadła gdy jeden z nich podał jej rękę.- zadowolona?!- burknęła.
-zadowolona będę jak będzie po wszystkim, pani.
-no tak, etykieta- powtórzyła pod nosem i zaczęła iść powoli po czerwonym dywanie. „mam nadzieję, że się nie kończy” pomyślała dochodząc do wejścia. Dalej szła powolutku, aż natrafiła na dwójkę dzieci. „i to ma być skromny ślub, a jaki byłby z pompą” myślała idąc teraz za dziećmi. Powoli rozejrzała się po kościele. Zauważyła, że był wypełniony po brzegi ludźmi którzy jej się przyglądali. Przy ołtarzu zauważyła całe stado księży- „to ma być ślub bez pompy-” i trzech młodych mężczyzn. Po prawej stronie na podwyższeniu siedziała jakaś para. „zaczynam się bać. Sorry cofam, ja panikuję. uciekać? Ale jak?!” zatrzymała się na parę kroków przed ołtarzem i rozejrzała się po zebranych unikając spojrzeń tej trójki przy ołtarzu. Zobaczyła siedzącego w pierwszym rzędzie po lewej prezydenta własnego kraju i premiera z żonami. „o jacie w co ja wdepnęłam. Co ja tu robię?! Acha ślub. Ale ja już nie chcę, po co mi taki… boże powiedz, że to nie on. Daj jakiś znak, że to któryś z tamtych… o nie on tu idzie! I co teraz?!” 
-chyba nie masz zamiaru teraz ucieka
ć?- stanął przed nią sam książę Aleksander.
-ale to nie ciebie mam poślubić, panie… prawda?- szepnęła z nadzieją w głosie.
-obawiam się, że mnie. Chyba nie wolisz tamtych?
-e… na pewno. Ja nie wiem za kogo… a nie da się tego przełożyć?- przełknęła ślinę, książę się lekko uśmiechnął i pokręcił leciutko głową.- acha… ale to mój pierwszy raz… więc jak coś palnę to wybacz…
-postaram się. służę ramieniem, bo widzę, że masz nogi z gumy.- podał jej ramię, na którym się wsparła i podeszli do ołtarza. Gdzie rozpoczęła się ceremonia odprawiona przez biskupa i 10 księży. Po wypowiedzeniu formułki przysięgi biskup ogłosił.
-uważam potęgą kościoła i na mocy prawa, że książę Islandoru Aleksander poślubił Agnieszkę Bzowską pochodzącą z Landu. Od tej chwili są mężem i żoną. A ich małżeństwo jest nierozerwalne na wieki. Książę możesz pocałować swoją żonę.
Dziewczyna popatrzyła zaskoczona na obu.
-a proszę księdza musi? Ja go nie znam… widzę go pierwszy raz- popatrzyła z nadzieją na biskupa.
-musi.
-ale jeszcze tego nigdy nie robiłam- przyznała się szczerze, czym rozbawiła chłopaka.
-to udzielę ci pierwszej lekcji. No w końcu jesteśmy rodziną.- podniósł welon odsłaniając jej zaczerwienioną i zażenowaną twarz. Pochylił się i pocałował przytrzymując jej podbródek.- i jak przeżyłaś?
-yhy. To nawet przyjemne.- stwierdziła zawstydzona chowając twarz w jego ramieniu. „etykieta” powtarzała sobie w myślach.
-musimy podejść do mojej matki i ojczyma. Dadzą nam błogosławieństwo- powiedział mąż Agi- a potem biskup cię namaści.
-musi?- popatrzyła błagalnie- mam już dość...- szepnęła.
-to tylko potrwa chwilę.- podał jej ramię i podeszli do pary siedzącej po prawej stronie. Przyklęknęli.- imperatorze zgodnie z twą wolą poślubiłem tę kobietę. Matko oto twoja synowa, a moja żona. Udzielcie nam swego błogosławieństwa.
Agnieszka po raz pierwszy była wdzięczna, że nie musi nic mówić. Pochyliła tylko głowę i ucałowała rękę Imperatora i jego żony.
-ojcze, namaść mą synową. Na przyszłą następczynię.- powiedział imperator. Biskup podszedł, nabrał na palec odrobinę maści ze złotosrebnego pudełeczka i uczynił znak krzyża na czole ustach, dłoniach i piersi.
-synu i synowo. Wraz z imperatorem postanowiliśmy podarować wam na przyszłe wspólne życie wyspę Eos. Tam też skonsumujecie ten związek. A teraz zapraszam wraz z młodymi na niewielkie przyjęcie zaproszonych dygnitarzy.- powiedziała żona imperatora. Młodzi wstali i wyszli z kościoła zeszli po schodach.
-ty jedziesz tym samochodem, bo musisz się przebrać. Ja tamtym. Ale już nie mogę się doczekać naszego spotkania, ponownie.
-yhy. Ale ja nie bardzo…- pośpiesznie wsiadła do samochodu.- dlaczego Doris?! Czemu mi nie powiedziałaś?! W co ja się wplątałam?! Nie chcę być jakąś księżną! Nie nadaję się do tego!- dała upust emocjom- co ja mam z nim zrobić?! Ze zwykłym chłopakiem miałabym problem. A co mówiąc o księciu?! I to o księciu Aleksandrze! On przecież obracał się  wśród księżniczek. A ja muszę na te przyjęcie?! Nie mów tylko, że etykieta!
-spokojnie. Książę Aleksander jest normalnym facetem. Potrafi być wyrozumiały. Nie trzeba panikować. Miejsce gdzie będzie przyjęcie to duża willa, za którą jest spory park. Są tam altany, musisz tylko podejść do niego po przyjeździe by mógł cię przedstawić gościom. A potem możesz ukryć się w jednej z nich. Dziennikarze tam nie mają wstępu. Ale te księżniczki, hrabianki, lordówny ci będą zazdrościć i dlatego będą niemiłe. Impreza potrwa jakieś trzy godziny, a potem pojedziecie skonsumować małżeństwo.- tłumaczyła spokojnie i powoli pokazując równocześnie różne suknie na tą okazję.- wybierz którąś. Jak będziesz gotowa dopiero tam pojedziemy.
-a masz może czarną?
-nie. Są tylko te. Mogę zasugerować tę zieloną. Będzie pasować do pani oczu.

-wobec tego biorę czerwoną.- wskazała podobną nieco fasonem. Westchnęła i przy pomocy Doris przebrała się w limuzynie. Następnie podjechała pod willę, poczekała aż jej otworzą i wysiadła. Jednak nie podeszła do męża. Udając, że go nie zauważa przeszła holem przez całą willę, aż znalazła się na tarasie. Gdzie było pełno stolików minęła je i trafiła na alejkę. Westchnęła widząc, że jest na niej dużo ludzi. Obok fontanny zauważyła na ławce całującą się parkę, a dwa kroki dalej wśród drzew dojrzała zarys budynku. Była to altanka porośnięta pnącymi różami. Zauważyła, że jest pusta weszła tam i usiadła na kamiennej ławce. „muszę odpocząć. Mam już tego dość. Dość bycia księżną, żoną… mam dość tego wszystkiego. Chce mi się płakać… czemu to nie mogła być Klaudia?! Czemu ja?!” zaczęła myśleć a po policzkach zaczęły płynąć łzy.- czemu ja, a nie Klaudia?!- powiedziała głośno.

Spis rozdziałów

1 komentarz: