Przekręciła
klucz w zamku i weszła do środka mieszkania.
- ciekawi mnie jak przyjmą mój
prezent- ponuro uśmiechnęła się do lusterka. Umyła się i położyła się spać.
Następnego
dnia wstała jako pierwsza. Włożyła dżinsy i sweterek, zeszła do salonu, usiadła
na fotelu ojca i czekała na wszystkich. Jako pierwszy pojawił się Tomek
wracający ze szpitala.
-a ty co nie śpisz? Wszystkiego
naj.- złożył życzenia.- mam syna.- zakomunikował.
-o Tomek-usłyszeli matkę.- i co?!
I co?!
-syn. Jesteś już babcią. A ona co
tak tu siedzi? O 8.00 rano? Jak na nią to nienormalne.- pokazał na siostrę.
-a tak… Aga, co tu robisz?
-powiem, ale poczekamy na
resztę.- odpowiedziała wytrzymując natarczywe spojrzenie matki.- ucieszycie
się.
-o cześć- przywitała się Klaudia
jeszcze w szlafroku.- Aga?!- zdziwiła się.- dopiero wracasz? A nie chciałaś
iść. Wszystkiego najlepszego siostrzyczko w dniu urodzin. A tobie pewnie
gratulacje. Więc co?
-syn.- odparł- nasza siostra,
chce nam coś powiedzieć.
Klaudia poważnie popatrzyła na
siostrę.
-ty nie wróciłaś dopiero z
balu...- Agnieszka pokręciła głową. Uważnie popatrzyła na wszystkich.
-dobrze, powiem- westchnęła.-
rzucam szkołę. Jestem pełnoletnia. Mam wyjść za mąż więc poco mi szkoła. A
propos małżeństwa. Jeśli w ogóle ma do niego dojść to daję dziesięć dni temu
kolesiowi by się ze mną ożenił, bo potem wymyślę co innego i ze ślubu będą
nici.- powiedziała i wstała. Wszyscy z otwartymi buziami patrzyli na dziewczynę
jakby była kosmitką.- a tak w ramach prezentu. Nie chcę hucznego wesela. Chodzi
mi o to… nie chcę nikogo z was i pseudo znajomych. Na nim. Pasi? Idę na spacer.
Decyzja należy do was. Znacie moje warunki.- otworzyła drzwi i wyszła z psem.
-e mamo. O czym ona bredzi?! Ona
nie ma przecież chłopaka… cała szkoła huczy i śmieje się z tego wymyślonego
narzeczonego. Może trzeba zadzwonić do psychiatryka by ją zabrali.- popatrzył
na siostrę i matkę opadając na sofę.
-ona nie bredzi.- powiedziała
zaskoczona Klaudia.- mamo musisz tamtych powiadomić. Skoro tak. Powiedziała
dobrowolnie to zrobi, bo później może być kłopot. Zresztą już jest kłopot. Ślub
miał być na wakacjach. Nie wiem mamo coś się stało i ta bomba wybuchła.
-o czym wy mówicie?!
-Tomuś. Ten ambasador z
Islandoru… idę zadzwonić do ojca. On ma dziś się z nim spotkać.- powiedziała
wchodząc do gabinetu męża i zostawiając rodzeństwo w salonie.
-braciszku, Aga ratuje twój
tyłek. Byś mógł być ojcem i mężem. Twoja ostatnia wpadka, kosztowała ją
wolność. Ma zostać żoną kogoś z Islandoru, bo jej bratu zachciało się igraszek
z kuzynką rodziny imperatora. Znajomo zabrzmiało?
-nie mogli tego…
-ależ mogli. Sam premier do rodziców
dzwonił i przysłał odpowiednie pismo. Od ponad roku jest zaręczona. I co ty na
to? Łyso ci?
-boję się o nią. Ona sobie nie
poradzi z facetem…
-mi to mówisz?! Ona ucieka, kiedy
ten ma zamiar ją całować.
-no. I co zrobimy?
-nic. Chce wyjść za mąż, bo ma
dość tych docinków i kpin. A także tęskni za koleżankami, które straciła-
machnęła ręką i weszła do łazienki.
-mamo, to prawda?!
-tak prawda. Ojciec przekaże jej
żądania. Będzie tu jutro.
Niedzielne
popołudnie. W salonie oprócz rodziny na wałęsającą się Agnieszkę czeka jeszcze
kobieta i mężczyzna. Ustalają warunki powrotu do szkoły dziewczyny.
-a więc trzy dni. Później będzie
z powrotem.- upewniał się ojciec chodząc nerwowo po pokoju.
-musi zaliczyć ten test-
powtarzała zaniepokojona matka nieobecnością córki i szybką reakcją tamtej
strony.
-chyba wyraziliśmy się jasno-
powiedział mężczyzna ubrany w czarny garnitur i białą koszulę.
-zadbamy o jej wygodę, bez obaw.
Wybierze sobie coś, na ten ślub. Jutro będzie żoną tak jak sobie życzy.-
powiedziała kobieta.
Agnieszka szła
ulicą, zaczynał padać deszcz. Dochodząc do bramki zobaczyła przed domem trzy
samochody.
-o, tato ma gości?- spytała na
widok siostry.
-bo ja wiem. Może to do ciebie.-
odpowiedziała Klaudia wchodząc razem do mieszkania.
-no nareszcie!- usłyszały ojca.
-o co chodzi?- spytała Klaudia.
-to ona?- spytała kobieta ubrana
w czarny uniform.
-nie. To ona- wskazał na
Agnieszkę ojciec.
-e, ja?! Nic nie zrobiłam… byłam
w kinie.
-ci państwo są po ciebie.-
powiedział ojciec.
-po mnie? A o co chodzi?
-jestem szefem ochrony. Mam
zadbać byś pani bezpiecznie dotarła na swój ślub. Ta pani zajmie się
odpowiednim wizerunkiem i etykietą.
-raju po co ta ochrona, tato?
Prosiłam bez błazenady. Taki mały cywilny i po krzyku… chyba że…- zastanowiła
się przez chwilę.- ty chyba nie sądzisz, że zwieję? To gdzie on jest?-
rozejrzała się po pokoju nie widząc kandydata.
-zabierzemy panią tam, gdzie
odbędzie się ceremonia.- powiedział ochroniarz.
-skromna ceremonia.- podkreśliła
kobieta.
-czy mam coś ze sobą wziąć? Skoro mam się spakować...
-nie, nic Pani nie jest
potrzebne. Wszystko jest już przygotowane.
-serio?- zdziwiła się- no to
jedziemy.- popatrzyła na rodziców i wyszła nawet nie przebierając się.
Odprowadzona aż do samochodu przez Klaudię. Wsiadła do środkowego i odjechała
zastanawiając się co najlepszego zrobiła.- czemu oni ze mną nie jadą?
-nie chciałaś pani by byli obecni
na ślubie.- odpowiedziała kobieta.
-acha. A gdzie my teraz jedziemy?
-na lotnisko.
-po co?!
-bo samolotem jest szybciej, niż
statkiem.
-dokąd mnie zabieracie?-
zaniepokoiła się.
-bez obaw. Nic pani nie grozi.-
odpowiedział mężczyzna.- ręczę za to głową.
-oki.- powiedziała „ale mi to się
nie podoba” pomyślała. Do stojącej przy bramce Klaudii podeszła Iza.
-cześć. Jest Aga? Dobrze, że
przyszłam później, bo mieliście jakiś oficjalnych gości.- powiedziała Iza.
-no tak. I Agi już nie ma. Będzie
za jakieś trzy dni.
-to wyjechała?! Dokąd?! A pewnie
do dziadka. Obraziła się na mnie. Nawet nie chciała spotkać się, wczoraj
chciałam złożyć jej życzenia bo miała urodziny.
-spotkasz się z nią jak wróci i
wtedy jej złożysz. A na razie dobranoc.- pożegnała się z Izą i wołając psa
weszła do mieszkania.
-co teraz będzie?- usłyszała głos
matki.
-dorośnie mamo- powiedziała
Klaudia.- i nie płacz. Ślub to nie pogrzeb.
-kochanie to prawie pogrzeb.
Twoja siostra jutro poślubi księcia Aleksandra z Islandoru- wyjaśnił ojciec.
-boisz się że ucieknie? Przed
konsumpcją? A nie spod ołtarza? Przecież ją wywieźli. Dokąd miałaby uciec?
Zastanówcie się.
Po 12
godzinach lotu zmęczona wysłuchiwaniem jak ma się zachować i jak ubrać
Agnieszka zamiast do hotelu trafiła do salonu piękności. Gdzie została
uczesana, umalowana i odświeżona. Z pokazanych sukienek żadna się jej nie
podobała, były za krzykliwe, a nie proste.
-oki. Niech już ta będzie.-
powiedziała znudzona i zmęczona. Godząc się na prostą ozdobioną delikatnym
złotym paskiem suknię z odkrytymi ramionami, która luźno opadała.- tylko po co
to?!- wskazała na tren doczepiany z tyłu sukni z jakimś herbem.
-tak trzeba, tego wymaga…
-wiem etykieta. Pewnie stary ten
mój narzeczony- westchnęła ubierając się.- czy mogłaby pani mówić do mnie Aga?-
poprosiła.
-nie mogę. Etykieta nie pozwala.
Ale pani może do mnie mówić Doris, albo Dora.- powiedziała kobieta tuż po
trzydziestce mile uśmiechając się.- musimy już jechać bo się spóźnimy.
-rozumiem. Jakoś tak… a zresztą.
Mam stracha, po raz pierwszy wychodzę za mąż i… a zresztą- machnęła ręką.
Następnie
zobaczyła białą limuzynę z proporczykami.- a to po co?- wskazała proporczyki.
-to ułatwi nam szybki przejazd
przez miasto.
-to po to są tamci.
-to też.
-tak. Pewnie etykieta. Mam już
dość tej etykiety.- popatrzyła na Doris, a ta się uśmiechnęła. Przypomniała
sobie jak niedawno przyszły mąż tej panny też powiedział, że ma dość tej
etykiety.- tak wiem, że jestem śmieszna. Ale się nauczę. To nie takie trudne.
Ale tak szybko…- wsiadła do samochodu.
-przypominam… po czerwonym
dywanie, za dwójką dzieci, będziesz szła powoli przez kościół.
-słyszę to już chyba setny raz…
przecież to nie trudne przejść się po chodniku do ołtarza. A to katolicki
kościół?- Kobieta pokiwała głową.- mogę się czegoś napić?
-tak. Co podać?
-wody. Tylko nie wymieniaj.
Jakakolwiek, pierwsza lepsza. Wszystko jedno- gdy ta pokazała gazowaną i
niegazowaną.- tu też są te symbole- zauważyła na kieliszkach.- i pewnie
etykieta.
-proszę się nie denerwować. Za
jakieś dwie godziny będzie po wszystkim. Już dojeżdżamy. Proszę nie otwierać
drzwi- zwróciła Doris uwagę, gdy się zatrzymali.
Następnie
drzwi otwarto, a zaskoczona dziewczyna zobaczyła przed sobą szpaler utworzony z
wojskowych.
-etykieta- mruknęła pod nosem i
wysiadła gdy jeden z nich podał jej rękę.- zadowolona?!- burknęła.
-zadowolona będę jak będzie po
wszystkim, pani.
-no tak, etykieta- powtórzyła pod
nosem i zaczęła iść powoli po czerwonym dywanie. „mam nadzieję, że się nie
kończy” pomyślała dochodząc do wejścia. Dalej szła powolutku, aż natrafiła na
dwójkę dzieci. „i to ma być skromny ślub, a jaki byłby z pompą” myślała idąc
teraz za dziećmi. Powoli rozejrzała się po kościele. Zauważyła, że był
wypełniony po brzegi ludźmi którzy jej się przyglądali. Przy ołtarzu zauważyła
całe stado księży- „to ma być ślub bez pompy-” i trzech młodych mężczyzn. Po
prawej stronie na podwyższeniu siedziała jakaś para. „zaczynam się bać. Sorry
cofam, ja panikuję. uciekać? Ale jak?!” zatrzymała się na parę kroków przed
ołtarzem i rozejrzała się po zebranych unikając spojrzeń tej trójki przy
ołtarzu. Zobaczyła siedzącego w pierwszym rzędzie po lewej prezydenta własnego
kraju i premiera z żonami. „o jacie w co ja wdepnęłam. Co ja tu robię?! Acha
ślub. Ale ja już nie chcę, po co mi taki… boże powiedz, że to nie on. Daj jakiś
znak, że to któryś z tamtych… o nie on tu idzie! I co teraz?!”
-chyba nie masz zamiaru teraz
ucieka
ć?- stanął przed nią sam książę
Aleksander.
-ale to nie ciebie mam poślubić,
panie… prawda?- szepnęła z nadzieją w głosie.
-obawiam się, że mnie. Chyba nie
wolisz tamtych?
-e… na pewno. Ja nie wiem za
kogo… a nie da się tego przełożyć?- przełknęła ślinę, książę się lekko
uśmiechnął i pokręcił leciutko głową.- acha… ale to mój pierwszy raz… więc jak
coś palnę to wybacz…
-postaram się. służę ramieniem,
bo widzę, że masz nogi z gumy.- podał jej ramię, na którym się wsparła i
podeszli do ołtarza. Gdzie rozpoczęła się ceremonia odprawiona przez biskupa i
10 księży. Po wypowiedzeniu formułki przysięgi biskup ogłosił.
-uważam potęgą kościoła i na mocy
prawa, że książę Islandoru Aleksander poślubił Agnieszkę Bzowską pochodzącą z
Landu. Od tej chwili są mężem i żoną. A ich małżeństwo jest nierozerwalne na
wieki. Książę możesz pocałować swoją żonę.
Dziewczyna popatrzyła zaskoczona
na obu.
-a proszę księdza musi? Ja go nie
znam… widzę go pierwszy raz- popatrzyła z nadzieją na biskupa.
-musi.
-ale jeszcze tego nigdy nie
robiłam- przyznała się szczerze, czym rozbawiła chłopaka.
-to udzielę ci pierwszej lekcji.
No w końcu jesteśmy rodziną.- podniósł welon odsłaniając jej zaczerwienioną i
zażenowaną twarz. Pochylił się i pocałował przytrzymując jej podbródek.- i jak
przeżyłaś?
-yhy. To nawet przyjemne.- stwierdziła
zawstydzona chowając twarz w jego ramieniu. „etykieta” powtarzała sobie w
myślach.
-musimy podejść do mojej matki i
ojczyma. Dadzą nam błogosławieństwo- powiedział mąż Agi- a potem biskup cię
namaści.
-musi?- popatrzyła błagalnie- mam
już dość...- szepnęła.
-to tylko potrwa chwilę.- podał
jej ramię i podeszli do pary siedzącej po prawej stronie. Przyklęknęli.-
imperatorze zgodnie z twą wolą poślubiłem tę kobietę. Matko oto twoja synowa, a
moja żona. Udzielcie nam swego błogosławieństwa.
Agnieszka po raz pierwszy była
wdzięczna, że nie musi nic mówić. Pochyliła tylko głowę i ucałowała rękę
Imperatora i jego żony.
-ojcze, namaść mą synową. Na
przyszłą następczynię.- powiedział imperator. Biskup podszedł, nabrał na palec
odrobinę maści ze złotosrebnego pudełeczka i uczynił znak krzyża na czole
ustach, dłoniach i piersi.
-synu i synowo. Wraz z
imperatorem postanowiliśmy podarować wam na przyszłe wspólne życie wyspę Eos.
Tam też skonsumujecie ten związek. A teraz zapraszam wraz z młodymi na
niewielkie przyjęcie zaproszonych dygnitarzy.- powiedziała żona imperatora.
Młodzi wstali i wyszli z kościoła zeszli po schodach.
-ty jedziesz tym samochodem, bo
musisz się przebrać. Ja tamtym. Ale już nie mogę się doczekać naszego
spotkania, ponownie.
-yhy. Ale ja nie bardzo…-
pośpiesznie wsiadła do samochodu.- dlaczego Doris?! Czemu mi nie powiedziałaś?!
W co ja się wplątałam?! Nie chcę być jakąś księżną! Nie nadaję się do tego!-
dała upust emocjom- co ja mam z nim zrobić?! Ze zwykłym chłopakiem miałabym
problem. A co mówiąc o księciu?! I to o księciu Aleksandrze! On przecież
obracał się wśród księżniczek. A ja
muszę na te przyjęcie?! Nie mów tylko, że etykieta!
-spokojnie. Książę Aleksander
jest normalnym facetem. Potrafi być wyrozumiały. Nie trzeba panikować. Miejsce
gdzie będzie przyjęcie to duża willa, za którą jest spory park. Są tam altany,
musisz tylko podejść do niego po przyjeździe by mógł cię przedstawić gościom. A
potem możesz ukryć się w jednej z nich. Dziennikarze tam nie mają wstępu. Ale
te księżniczki, hrabianki, lordówny ci będą zazdrościć i dlatego będą niemiłe.
Impreza potrwa jakieś trzy godziny, a potem pojedziecie skonsumować
małżeństwo.- tłumaczyła spokojnie i powoli pokazując równocześnie różne suknie
na tą okazję.- wybierz którąś. Jak będziesz gotowa dopiero tam pojedziemy.
-a masz może czarną?
-nie. Są tylko te. Mogę
zasugerować tę zieloną. Będzie pasować do pani oczu.
-wobec tego biorę czerwoną.-
wskazała podobną nieco fasonem. Westchnęła i przy pomocy Doris przebrała się w
limuzynie. Następnie podjechała pod willę, poczekała aż jej otworzą i wysiadła.
Jednak nie podeszła do męża. Udając, że go nie zauważa przeszła holem przez
całą willę, aż znalazła się na tarasie. Gdzie było pełno stolików minęła je i
trafiła na alejkę. Westchnęła widząc, że jest na niej dużo ludzi. Obok fontanny
zauważyła na ławce całującą się parkę, a dwa kroki dalej wśród drzew dojrzała
zarys budynku. Była to altanka porośnięta pnącymi różami. Zauważyła, że jest
pusta weszła tam i usiadła na kamiennej ławce. „muszę odpocząć. Mam już tego
dość. Dość bycia księżną, żoną… mam dość tego wszystkiego. Chce mi się płakać…
czemu to nie mogła być Klaudia?! Czemu ja?!” zaczęła myśleć a po policzkach
zaczęły płynąć łzy.- czemu ja, a nie Klaudia?!- powiedziała głośno.
hmm... zapowiada się całkiem ciekawie :D
OdpowiedzUsuń