Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

11/05/2016

Trinity Blood dodatek

- Dowódco! – Zasalutował 16 latek stając na baczność przede mną. Złociste włosy były ścięte krótko, a blado złote skrzydła złożył. Ubrany był jak każdy żołnierz w biały mundur oznaczający czystość. Przez chwilę przyglądałem się postawie chłopaka, była nienaganna.
- Do rzeczy. – Poprosiłem nadal przyglądając się chłopcowi.
- Dowódco. Przybył DiAngelo. – Powiedział i czekał, aż pozwolę mu odejść. Machnąłem niedbale ręką i wstałem zza biurka. DiAngelo, nareszcie. Nasz oddział Mścicieli jest w komplecie. Wyszedłem na dziedziniec gdzie ćwiczyły poszczególne grupy. Nie każdy mógł zostać Mścicielem i będący tu starają się, gdyż drugi raz taka szansa się nie trafi. Przy jaszczuro-koniu stał już Scharfiarz i Kakada. Byli partnerami tak jak moim był DiAngelo. Za tą dwójką nie dostrzegłem drobnej postaci chłopaka.
- O i jest nasz pracuś. – Uśmiechnął się szeroko Scharfiarz zauważając mnie. Kakada uśmiechnęła się kącikami ust i krytycznym wzrokiem mnie zmierzyła.
- Jak zawsze. DiAngelo powinieneś zająć się tym flejtuchem. Wygląda jak po 2 dniowym zwiadzie, na którym ty byłeś. – Stwierdziła za skargą w głosie.
- Kakada nie krytykuj mnie. – Poprosiłem i mimowolnie uśmiechnąłem się zauważając czarnowłosego Mściciela.
- Koteczku zostawmy ich samych, niech nacieszą się sobą. Później nam opowie, co się dzieje na świecie. – Kakada objęła Scharfiarza w pasie i odciągnęła go od nas. Jak zawsze uczynna z niej anielica.
- Powinieneś bardziej troszczyć się o siebie. – Skrytykował mnie na wstępie, a ja nie potrafiłem się przestać uśmiechać. – Kiedy spałeś ostatni raz?
- DiAngelo nie przesłuchuj mnie. – Stwierdziłem, ale gdy spojrzałem w jego czarne oczy. – Jakieś dwa dni temu. Miałem dużo na głowie jak ciebie nie było. – Odparłem i ruszyłem w drogę powrotną do kwatery. Obok mnie szedł czarnowłosy.
- Kikade za dużo bierzesz na siebie obowiązków. – Skrytykował mnie po raz kolejny gdy weszliśmy do kwatery i zamknąłem drzwi.
- Nie ma ciebie w pobliżu by mnie odciągnąć od pracy. – Uśmiechnąłem się do niego przybliżając swoją twarz. Już miałem go pocałować, gdy drzwi się otworzyły.
- DiAngelo! Wróciłeś! – Usłyszałem wesołe głosy braci Uroniłez. Mój partner zachichotał i spojrzał na rudowłosych młodzieńców. Płomienne skrzydła lśniły w promieniach słońca padających przez drzwi. Bracia Uroniłez dużo się od siebie nie różnili Uroniłez Ka był rok starszy od brata i przewyższał go o pół głowy. Jednak włosy, oczy i charakter ma taki sam jak Uroniłez Ke.
- Ka. Chyba w czymś przeszkodziliśmy. – Szturchnął brata chyba zauważając mój wyraz twarzy.
- Och Ke on zawsze tak wygląda. – Machnął lekceważąco starszy z braci i wyszczerzył się w uśmiechu.
- Barcia Uroniłez miło was widzieć. – Stwierdził mój partner z promiennym uśmiechem.
- Jak minął zwiad? Opowiadaj. – Ponaglił ciekawski Ke.
- Chłopcy opowiem wam później. Jestem zmęczony i chciałbym odpocząć po podróży. Później czekają mnie zajęcia z kotami. – Przeczesał niesforne włosy ręką i spojrzał kątem oka na mnie.
- Na mnie nie licz mam jeszcze sporo papierkowej roboty. Między innymi selekcji kotów. – Stwierdziłem z rozbawieniem.
- Ale koty będą tu dopiero na trzecia boską chwałę. – Stwierdzili zgodnie bracia.
- Ka idziemy niech sobie ulżą. – Stwierdził uśmiechnięty Ke i wyciągnął brata z kwatery. DiAngelo zamknął drzwi z westchnieniem.
- Już wszyscy wiedzą o moim powrocie. – Stwierdził przeciągając się.
- Zamknij drzwi, bo znowu nam będą przeszkadzać. – Poprosiłem ziewając. Dopiero teraz poczułem jaki jestem zmęczony i wyczerpany. Oparłem się o biurko i patrzyłem na czarnowłosego. Rozpinał mundur po kawałku odsłaniając będący pod spodem koszulkę odporną na rozmaite pociski i amortyzujące niektóre ataki bronią białą. Westchnąłem. Uwielbiałem patrzeć na te smukłe ramiona i ten zgrabny…
- Kikade ile razy mam powtarzać byś nie gapił mi się na tyłek. Naprawdę tego nie lubię.
            Odepchnąłem się od biurka i stanąłem naprzeciwko DiAngelo.
- Ja lubię twój tyłek. – Stwierdziłem i pocałowałem jego usta. – Witaj w domu. – Wymruczałem mu do ucha.
- Stęskniłeś się? – Uśmiechnął się do mnie. Tak i to bardzo. Dnia nie mogę wytrzymać nie myśląc o nim. Wiążę nas więcej niż tylko więź partnerska. To się wytworzyło jeszcze, gdy byliśmy kotami. Nie potrafiłem oderwać od niego oczu już wtedy. Byłem w starszych szeregach kotów, a on dopiero zaczynał. Ta nie przerywalna nić nas oplotła, gdy po raz pierwszy nasze spojrzenia się spotkały. Teraz nie potrafię bez niego żyć. Bez jego dotyku, zapachu i połajanek. Prędzej świat się rozpadnie nim pozwolę by nas rozdzielono.
- Umierałem z tęsknoty. – Wymruczałem mu prosto do ucha zaraz je całując. Zarzucił mi swoje dłonie na kark i westchnął, gdy pocałowałem go w usta.
- Jak przyjemnie. – Usłyszeliśmy chłopięcy głos w pokoju. Zjeżyłem się i obejrzałem za siebie. Tak to mógł być tylko on. Dziesięciolatek uśmiechnął się widząc moje niezadowolenie. Nie dane mi dziś skończyć co zacząłem. – Miłość unosi się w powietrzu. – Zanucił jedną z ballad Kupidynów.
- Coshida czego chcesz?! Nie widzisz, że jesteśmy zajęci?! – Wykrzyknąłem. Coshida tylko poprawił czarne loczki na głowie i bezczelnie gówniarz się uśmiechnął.
- Ja w interesach.
- A nie mogłoby to poczekać? – Zapytał z jękiem DiAngelo opadając na łóżko. Westchnąłem i usiadłem za biurkiem. Przewertowałem leżące na blacie kartki i schowałem je do półki. Zaplotłem palce na biurku i spojrzałem na gościa.
- To w czym mogę służyć? – Odpowiedziałem służbowo przygotowując sobie kartkę i coś do pisania. Za mną skrzypnęło łóżko.
- Nić kolejną parę naznaczyła. – Powiedział Kupidyn. – Musicie ją znaleźć, bo my Kupidyni jesteśmy bezradni.
- Bezradni, czy wam się nie chce tym zajmować. – Warknąłem przez zęby. Notują to sobie w notesie.
- Kikade one muszą się odnaleźć, będą bardzo ważne dla istnienia Steriolande. – Pouczył mnie Coshida.
- A jednak coś wiecie. – Warknąłem mrużąc oczy. – Co jeszcze przed nami ukrywacie? Sami pewnie byście to szybciutko rozwiązali…
- To, że stoisz wyżej w hierarchii, nie oznacza byś nami pomiatał i wykorzystywał. – Odpowiedział mi z przykazem dzieciak. – Wiemy, że są to dziewczyny, ale nie możemy namierzyć ich. Nić nam to uniemożliwia. Was też nie potrafiliśmy odkryć. Wiedzieliśmy, że jesteście chłopcami i związała was Adamentowa Nić…
- Adamentowa nić? – Zapytał DiAngelo za mną. Ja wpatrywałem się w dzieciaka, który nagle zrobił się za bardzo gadatliwy. Coś mi tu śmierdziało, ale nie wiedziałem jeszcze co.
- Tak nazywane jest to coś co was połączyło. – Wzruszył ramionami. – One są waszym żeńskim odpowiednikiem. Musicie je odnaleźć.
- Naszym odpowiednikiem? – Tym razem ja zapytałem. – Że niby co? One zostały specjalnie naznaczone dla nas?
- Dobrze to ująłeś. – Odparł z lekkim uśmiechem. – Jesteście jedyną do tej pory naznaczoną przez Adamentow Nić parą. Dlaczegóż by nić miałaby tworzyć żeński odpowiednik, jeśli nie chodzi o wasze połączenie w pary?
- Przestań pieprzyć! – Wykrzyknąłem nie mogąc się opanować. Nie jestem stworzeniem, które można zmusić do miłości. Nikt nie ma prawa decydować kogo będę kochać! Nikt! Nigdy nie zrezygnuję z DiAngelo.
- Kikade. – Dotknął mojego ramienia mój kochanek. – Nigdy cię nie opuszczę. – Powiedział przytulając się do moich pleców. Dopiero, gdy mnie pocałował zorientowałem się, że jesteśmy sami. Kupidyn zniknął pewnie, gdy wybuchnąłem.
- Przepraszam. – Mruknąłem odwracając się do DiAngelo. – Przyrzekam ci, że nigdy nie pokocham nikogo…

            Partner zachichotał rozbawiony moim wyznaniem. Pociągnął mnie za poły munduru na łóżko. Wyładowałem na nim i tym razem skończę to co zacząłem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz