- Dowódco! – Zasalutował 16 latek stając na baczność przede
mną. Złociste włosy były ścięte krótko, a blado złote skrzydła złożył. Ubrany
był jak każdy żołnierz w biały mundur oznaczający czystość. Przez chwilę przyglądałem
się postawie chłopaka, była nienaganna.
- Do rzeczy. – Poprosiłem nadal przyglądając się chłopcowi.
- Dowódco. Przybył DiAngelo. – Powiedział i czekał, aż
pozwolę mu odejść. Machnąłem niedbale ręką i wstałem zza biurka. DiAngelo,
nareszcie. Nasz oddział Mścicieli jest w komplecie. Wyszedłem na dziedziniec
gdzie ćwiczyły poszczególne grupy. Nie każdy mógł zostać Mścicielem i będący tu
starają się, gdyż drugi raz taka szansa się nie trafi. Przy jaszczuro-koniu
stał już Scharfiarz i Kakada. Byli partnerami tak jak moim był DiAngelo. Za tą
dwójką nie dostrzegłem drobnej postaci chłopaka.
- O i jest nasz pracuś. – Uśmiechnął się szeroko Scharfiarz
zauważając mnie. Kakada uśmiechnęła się kącikami ust i krytycznym wzrokiem mnie
zmierzyła.
- Jak zawsze. DiAngelo powinieneś zająć się tym flejtuchem.
Wygląda jak po 2 dniowym zwiadzie, na którym ty byłeś. – Stwierdziła za skargą
w głosie.
- Kakada nie krytykuj mnie. – Poprosiłem i mimowolnie
uśmiechnąłem się zauważając czarnowłosego Mściciela.
- Koteczku zostawmy ich samych, niech nacieszą się sobą.
Później nam opowie, co się dzieje na świecie. – Kakada objęła Scharfiarza w
pasie i odciągnęła go od nas. Jak zawsze uczynna z niej anielica.
- Powinieneś bardziej troszczyć się o siebie. – Skrytykował
mnie na wstępie, a ja nie potrafiłem się przestać uśmiechać. – Kiedy spałeś
ostatni raz?
- DiAngelo nie przesłuchuj mnie. – Stwierdziłem, ale gdy
spojrzałem w jego czarne oczy. – Jakieś dwa dni temu. Miałem dużo na głowie jak
ciebie nie było. – Odparłem i ruszyłem w drogę powrotną do kwatery. Obok mnie
szedł czarnowłosy.
- Kikade za dużo bierzesz na siebie obowiązków. –
Skrytykował mnie po raz kolejny gdy weszliśmy do kwatery i zamknąłem drzwi.
- Nie ma ciebie w pobliżu by mnie odciągnąć od pracy. –
Uśmiechnąłem się do niego przybliżając swoją twarz. Już miałem go pocałować,
gdy drzwi się otworzyły.
- DiAngelo! Wróciłeś! – Usłyszałem wesołe głosy braci
Uroniłez. Mój partner zachichotał i spojrzał na rudowłosych młodzieńców.
Płomienne skrzydła lśniły w promieniach słońca padających przez drzwi. Bracia
Uroniłez dużo się od siebie nie różnili Uroniłez Ka był rok starszy od brata i
przewyższał go o pół głowy. Jednak włosy, oczy i charakter ma taki sam jak
Uroniłez Ke.
- Ka. Chyba w czymś przeszkodziliśmy. – Szturchnął brata
chyba zauważając mój wyraz twarzy.
- Och Ke on zawsze tak wygląda. – Machnął lekceważąco
starszy z braci i wyszczerzył się w uśmiechu.
- Barcia Uroniłez miło was widzieć. – Stwierdził mój partner
z promiennym uśmiechem.
- Jak minął zwiad? Opowiadaj. – Ponaglił ciekawski Ke.
- Chłopcy opowiem wam później. Jestem zmęczony i chciałbym
odpocząć po podróży. Później czekają mnie zajęcia z kotami. – Przeczesał
niesforne włosy ręką i spojrzał kątem oka na mnie.
- Na mnie nie licz mam jeszcze sporo papierkowej roboty.
Między innymi selekcji kotów. – Stwierdziłem z rozbawieniem.
- Ale koty będą tu dopiero na trzecia boską chwałę. –
Stwierdzili zgodnie bracia.
- Ka idziemy niech sobie ulżą. – Stwierdził uśmiechnięty Ke
i wyciągnął brata z kwatery. DiAngelo zamknął drzwi z westchnieniem.
- Już wszyscy wiedzą o moim powrocie. – Stwierdził
przeciągając się.
- Zamknij drzwi, bo znowu nam będą przeszkadzać. –
Poprosiłem ziewając. Dopiero teraz poczułem jaki jestem zmęczony i wyczerpany.
Oparłem się o biurko i patrzyłem na czarnowłosego. Rozpinał mundur po kawałku
odsłaniając będący pod spodem koszulkę odporną na rozmaite pociski i
amortyzujące niektóre ataki bronią białą. Westchnąłem. Uwielbiałem patrzeć na
te smukłe ramiona i ten zgrabny…
- Kikade ile razy mam powtarzać byś nie gapił mi się na
tyłek. Naprawdę tego nie lubię.
Odepchnąłem
się od biurka i stanąłem naprzeciwko DiAngelo.
- Ja lubię twój tyłek. – Stwierdziłem i pocałowałem jego
usta. – Witaj w domu. – Wymruczałem mu do ucha.
- Stęskniłeś się? – Uśmiechnął się do mnie. Tak i to bardzo.
Dnia nie mogę wytrzymać nie myśląc o nim. Wiążę nas więcej niż tylko więź
partnerska. To się wytworzyło jeszcze, gdy byliśmy kotami. Nie potrafiłem
oderwać od niego oczu już wtedy. Byłem w starszych szeregach kotów, a on
dopiero zaczynał. Ta nie przerywalna nić nas oplotła, gdy po raz pierwszy nasze
spojrzenia się spotkały. Teraz nie potrafię bez niego żyć. Bez jego dotyku,
zapachu i połajanek. Prędzej świat się rozpadnie nim pozwolę by nas rozdzielono.
- Umierałem z tęsknoty. – Wymruczałem mu prosto do ucha
zaraz je całując. Zarzucił mi swoje dłonie na kark i westchnął, gdy pocałowałem
go w usta.
- Jak przyjemnie. – Usłyszeliśmy chłopięcy głos w pokoju.
Zjeżyłem się i obejrzałem za siebie. Tak to mógł być tylko on. Dziesięciolatek
uśmiechnął się widząc moje niezadowolenie. Nie dane mi dziś skończyć co
zacząłem. – Miłość unosi się w powietrzu. – Zanucił jedną z ballad Kupidynów.
- Coshida czego chcesz?! Nie widzisz, że jesteśmy zajęci?! –
Wykrzyknąłem. Coshida tylko poprawił czarne loczki na głowie i bezczelnie
gówniarz się uśmiechnął.
- Ja w interesach.
- A nie mogłoby to poczekać? – Zapytał z jękiem DiAngelo
opadając na łóżko. Westchnąłem i usiadłem za biurkiem. Przewertowałem leżące na
blacie kartki i schowałem je do półki. Zaplotłem palce na biurku i spojrzałem
na gościa.
- To w czym mogę służyć? – Odpowiedziałem służbowo
przygotowując sobie kartkę i coś do pisania. Za mną skrzypnęło łóżko.
- Nić kolejną parę naznaczyła. – Powiedział Kupidyn. –
Musicie ją znaleźć, bo my Kupidyni jesteśmy bezradni.
- Bezradni, czy wam się nie chce tym zajmować. – Warknąłem
przez zęby. Notują to sobie w notesie.
- Kikade one muszą się odnaleźć, będą bardzo ważne dla
istnienia Steriolande. – Pouczył mnie Coshida.
- A jednak coś wiecie. – Warknąłem mrużąc oczy. – Co jeszcze
przed nami ukrywacie? Sami pewnie byście to szybciutko rozwiązali…
- To, że stoisz wyżej w hierarchii, nie oznacza byś nami
pomiatał i wykorzystywał. – Odpowiedział mi z przykazem dzieciak. – Wiemy, że
są to dziewczyny, ale nie możemy namierzyć ich. Nić nam to uniemożliwia. Was
też nie potrafiliśmy odkryć. Wiedzieliśmy, że jesteście chłopcami i związała
was Adamentowa Nić…
- Adamentowa nić? – Zapytał DiAngelo za mną. Ja wpatrywałem
się w dzieciaka, który nagle zrobił się za bardzo gadatliwy. Coś mi tu
śmierdziało, ale nie wiedziałem jeszcze co.
- Tak nazywane jest to coś co was połączyło. – Wzruszył
ramionami. – One są waszym żeńskim odpowiednikiem. Musicie je odnaleźć.
- Naszym odpowiednikiem? – Tym razem ja zapytałem. – Że niby
co? One zostały specjalnie naznaczone dla nas?
- Dobrze to ująłeś. – Odparł z lekkim uśmiechem. – Jesteście
jedyną do tej pory naznaczoną przez Adamentow Nić parą. Dlaczegóż by nić miałaby
tworzyć żeński odpowiednik, jeśli nie chodzi o wasze połączenie w pary?
- Przestań pieprzyć! – Wykrzyknąłem nie mogąc się opanować.
Nie jestem stworzeniem, które można zmusić do miłości. Nikt nie ma prawa
decydować kogo będę kochać! Nikt! Nigdy nie zrezygnuję z DiAngelo.
- Kikade. – Dotknął mojego ramienia mój kochanek. – Nigdy
cię nie opuszczę. – Powiedział przytulając się do moich pleców. Dopiero, gdy
mnie pocałował zorientowałem się, że jesteśmy sami. Kupidyn zniknął pewnie, gdy
wybuchnąłem.
- Przepraszam. – Mruknąłem odwracając się do DiAngelo. –
Przyrzekam ci, że nigdy nie pokocham nikogo…
Partner
zachichotał rozbawiony moim wyznaniem. Pociągnął mnie za poły munduru na łóżko.
Wyładowałem na nim i tym razem skończę to co zacząłem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz