Był późny wieczór, gdy weszła na
teren zapory i podziwiała jej ogrom. Podeszła do murku w dole niedaleko zalewu
i patrzyła na pływające tam ryby, uśmiechnęła się do nich. I zaczęła patrzeć na
zachód słońca nad budowlą.
-ładna, nie? Ale mnie wkurzyłaś.
Jeśli skoczysz zginą setki, tysiące, a może milion ludzi. Możesz do mnie wrócić
i zapomnę o tym głupstwie.- powiedział stojąc za jej plecami.- ale jeśli
skoczysz. I tak cię wyciągnę, ale wtedy zginą wszyscy ci, których znasz i nie.
A ty będziesz na to patrzeć. Więc jak?- mówił surowym, bezwzględnym głosem,
którego nigdy u niego nie słyszała. Była pewna, że mówi prawdę, w sumie tego
chciała. Chciała by ją powstrzymał.
-pomóż mi. Nie mogę wstać. Za
bardzo się w tobie zakochałam. Jak tu przyjechałam i pomyślałam o innej w
twoich ramionach to się wkurzyłam. Jestem taką tępą idiotką!- spojrzała na
niego, płakała. Po chwili uśmiechnął się, podszedł i wyjął chusteczkę.
-masz. Księżna nie może płakać z
powodu wyimaginowanych kochanek męża.- pochylił się i wziął ją na ręce. Powoli
zaczęli ujawniać się inni ludzie, co ją nieco przestraszyło.
-po co…co oni tu robią?
-no cóż wkurzyłem się. ale możemy
pojechać podpisać ten pakt o nie agresji i współpracy. A oni są po to by cię
złapać. Uciekłaś przede mną.
-ale ja nie chciałam…- objęła go
za szyję. Zaniesiona do samochodu.- o nie! Co ona tu robi?!
-potrzebujesz kilku lekcji
etykiety. Księżna nie może płakać publicznie. Ani robić zbiegowiska, uciekać
ochronie, która za to obrywa. Jesteś co prawda moim kopciuszkiem, ale nie będę
ganiał się bez przerwy z tym pantofelkiem.- włożył jej obrączkę na palec.
-o właśnie. W tym czymś księżna
nie może paradować!- wyjaśniła Doris wyjmując suknię.
-mam się przebrać?! Tu?! W to?!
-no tak.- pokazała sukienkę o
zielonej barwie z głębokim dekoltem i krótkimi rękawkami.- podpisujecie umowę
między narodową.- Doris zaczęła swoje wywody, pomagając rozebrać się Agnieszce.-
co my zrobimy z tymi włosami?!
-upnij je trochę. O tak. I to-
wskazał na diadem.
-muszę?- popatrzyła błagalnie na
męża.
-yhm. Narozrabiałaś i zobaczysz
na własnej skórze co to pompa, kopciuszku.
-okay. To czym jedziemy?
-tym- wskazał helikopter.
-duży…- stwierdziła idąc obok
męża- długo to potrwa?- spytała wsiadając do helikoptera.
-długo. A ten koleś ma szczęście,
że go nie wykastrowałem. I tak ma przesrane. Kochanie twoje demony to jakieś
robaki, które mogę rozdeptać. Więc będziesz grzeczną żonusią?
-no. Pytałam tylko, bo no dawno i
nie wiem czy coś pamiętam z tych lekcji.- oparła głowę o jego ramię, za to
dostała buziaka.- a nie możemy jutro to podpisać? Jesteś przecież księciem, co
znalazł kopciuszka. Oni nawet ślub wzięli dzień później. Jest wieczór. A ja
muszę cię przeprosić za mój list.- podrapała go palcami po torsie.
-nie tak dużo zapomniałaś-
popatrzył jej w oczy- zabierzcie nas do ambasady. Udzielę prywatnej lekcji
posłuszeństwa dla księżnej.
-kochany jesteś- powiedziała to
po raz pierwszy mu w oczy.
-a ja myślałem, że straszny.
Wszyscy się przecież mnie boją.- powiedział przytulając ją do siebie.
-to tym lepiej dla mnie. Mnie
nikt nie traktuje poważnie, a ja się ciebie już nie boję. No wiesz, tak jak na
początku- przymknęła oczy zadowolona, że już nie będzie musiała wracać do
szkoły i spotykać nieżyczliwych kolegów. Ale była w błędzie o czym przekonała
się rano. mąż zakomunikował jej, że jeszcze dziś po podpisaniu wydają przyjęcie
dla wszystkich przyjaciół rodziny.
Tego dnia o 8.00 rano odwiedzili
posłańcy i rozdali zaproszenia takiej treści:
„Księżna i Książę Islandoru
zapraszają panią/ pana w dniu dzisiejszym na godzinę 18.00 do pałacu
prezydenckiego. Przyjęcie będzie połączone z balem z okazji oficjalnego
ogłoszenia ich małżeństwa. Obowiązują stroje galowe (długie suknie, garnitury).
Na przyjęcie zostaną przywiezieni państwo oficjalnym transportem z Islandoru.
Obecność obowiązkowa.
W
imieniu następców tronu Islandoru
sekretarz
stanu Ken Westo.”
-Krzysiek! Dostałam zaproszenie
od księcia Aleksandra!- powiedziała do słuchawki zdziwiona Iza.- jest u mnie
Ania, ona też je ma!
-No ja też mam. I właśnie idę do
ciebie. Mam problem z gajerkiem, pomożesz?
-no tak chcę obejrzeć tylko
wiadomości. ponoć Islandor podpisuje z nami umowę.
-oki, to poczekam.
-jak chcesz. Jak myślisz Aniu
znaleźli już Agnieszkę? Może by też dostała te zaproszenie na te przyjęcie.-
powiedziała Iza.
-tak martwię się. po tym jak nas
przesłuchiwali chyba coś poważnego się stało.- powiedziała zmartwiona Anka pożyczając
sukienkę od Izy.- bo wiesz ty ich masz dużo. Mogę tę?
-tak. Ja włożę tę różową.-
wskazała na sukienkę z gorsecikiem i prostą spódnicę.- o ktoś dzwoni. Pójdę
otworzyć, a ty idź włączyć telewizor.
Iza podeszła do drzwi wpuściła
Krzyśka i Artura. Rozmowa zeszła na przesłuchania związane z zaginięciem
Agnieszki. Salwą śmiechu okryli Artura, który się przyznał, że się sfajdał ze
strachu jak go zaczęli wypytywać nie gliniarze, ale faceci ubrani na czarno.
Bawiło ich upokorzenie jakiego doznał. Anka zaczęła się zastanawiać czy warto
się dalej z nim spotykać. „skoro jest takim palantem. Przez tego kretyna
straciłam przyjaciółkę, której mogę już nigdy nie zobaczyć.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz