Wyjazd do krajobrazowego parku. Miała już dawno
zaplanowany. Spakowane bagaże czekały równo poukładane na werandzie. Tylko
Dexter się spóźniał. Najpierw miał być o 9.00 rano, jednak telefonicznie
uprzedził, że będzie później.
Znudzona przeglądała podręcznik anatomii psa i kota.
Obowiązkowa lektura do nauczenia się na przyszły poniedziałek. Odłożyła książkę
po wejściu Petera.
-ej
przystojniaku. Sylvia nie jedzie?- Spytała sondując jego minę.
-nie.-
warknął niezadowolony.
-czemu?-
Zdziwiona spojrzała jak zabiera swoje bagaże.- Przecież chciała jechać. To był
jej pomysł…
-nie
może.- Zdawkowo odpowiedział.
-nie
może?! Jak to nie może?!- Zerwała się z kanapy zrzucając przy okazji Lili.
Ulubionego pudla wujka. Był to biały miniaturowy piesek z czerwoną kokardką na
głowie i za dużą obrożą z napisem „Lili”.
-patrz!
Co zrobiłaś.- Wskazał wolną ręką na psa.- Przecież ma złamaną łapę.
-oj
Lili.- Pochyliła się i ponownie położyła suczkę na kanapę.- Nie mydl mi oczu
psem. Czemu nie jedzie?!
-bo
nie chce.- Odwrócił się i zamierzał wejść do mieszkania.
-ej.
Kochaneczku! Pokłóciliście się, co? O co tym razem?- Zmrużyła oczy łapiąc go za
ramię.
-a,
co ty taka wścibska jesteś. Co?! Zajmij się swoimi sprawami. A nas zostaw w
spokoju…- urwał wyszarpując ramię.
-powiesz?
Zrób to po dobroci, bo jak nie to z ciebie wycisnę.- Zagrodziła mu wejście.
-może
ty lepiej zamiast weterynarii poświęcać życie, przeżuć się na policję. Tak od
razu na detektywa, bo prokurator byłby z ciebie słaby.
-u!
-co
U?! Przepuść mnie.
-no
chyba, nie zerwaliście, no?
-zejdź!
I niedoczekanie twoje.
-to,
o co jesteś zły na nią?- Nadal broniąc wejścia stanęła w rozkroku.
-a
jak ci powiem to mnie przepuścisz?!- Popatrzył swymi szarymi oczami, w których
zamigotały rozbawione ogniki.
-może…
no tak. Gadaj.- Zaciekawiona założyła sobie ręce na piersi. Nadal stojąc w
drzwiach.
-o
suknie dla druhen.
-?-
Stała z otwartymi oczami i zdziwienie mówiło samo za siebie.- Boże za pół roku
dopiero, a wy już się o to kłócicie? Te różowe były ładne na zdjęciu.
-nie.
Nie różowe. Będą pomarańczowe. Takie… oczojebne. No wiesz świecą się z daleka.
Trudno nie zauważyć. Będzie zlot…- wycedził ironicznie.
-Boże!
Nie mów, że to prawda?! Nie pozwolisz jej na to?!- wykrzyknęła zaskoczona.
-a
jak myślisz? Wyłożyłem pewne argumenty, a teraz ona siedzi w necie i szuka
innej wersji pomarańczowego.- westchnął.
-acha.
To, dlatego nie jedzie. A ty?
-no
ja poszukam innych kolorów. Niekojarzących się z ratownictwem. A teraz
przepuść.- Przesunął ją i mijając wszedł do środka.
-no
nie. I zaplanowany weekend diabli wzięli. Gdzie on może być?- Zastanawiała się,
myśląc o Dexterze.- Jemu pewnie te pomarańczowe coś by się podobało.- Spojrzała
na zegarek była 13.00.
Wyszła przed
dom by sprawdzić, czy nie jedzie. Kilka minut później usłyszała warkot starego
mercedesa, którego Dexter przerobił po swojemu.- No nareszcie. A tobie, co
zajęło tyle czasu?- Naskoczyła na chłopaka otwierającego kufer samochodu.
-mnie?
No musiałem to dokończyć- wskazał swoje dzieło. Była to duża walizka zamknięta
na kłutkę.- Chcę to wypróbować.- wyjaśnił podekscytowany.
-nie
masz chyba zamiaru polować na zwierzęta?! Nie pozwolę ci!
-nie.
No, co ty. A gdzie…?
-nie
jadą. Wiesz pomarańczowy to temat tabu. To, co jedziemy.- Wsiadła do samochodu
i zapięła pas.
-a
torebkę gdzie?
-daj.-
Wyszarpnęła z rąk plecaczek. Zawierający skarby potrzebne każdej dziewczynie. Uśmiechnęła
się, gdy ten usiadł obok niej i odpalił samochód.- A mój buziak?- upomniała
się.
-a
może poczekać? Prowadzę…- wyjechał z osiedla domków jednorodzinnych.
-no
tak. Ty nie potrafisz, nic innego robić jak coś robisz. Mogę?- Raczej
stwierdziła niż zapytała uruchamiając radio w aucie.
-tylko
nie za głośno, bo się zdekoncentruję… albo wiesz tam są słuchawki. Zrobiłem
specjalnie dla ciebie. Spróbuj- zachęcił byle by tylko ściszyła radio.
-ychym…-
niechętnie sięgnęła po jeden z najnowszych wynalazków.- O. Dobra- uśmiechnęła
się słysząc muzykę dość głośno dobiegającą ze słuchawek.- Jak zrobiłeś? A
zresztą.- Machnęła ręką zamykając oczy.
***
Po przyjeździe na miejsce zabrali
swoje rzeczy i ruszyli ścieżką prowadzącą na pole biwakowe. Droga wiodła nieco
pod górę otoczona wysokimi sekwojami i świerkami. Po przejściu kilkuset metrów
znaleźli się na uroczej polance, której jeden brzeg od drugiego przecinał
wartki nurt rzeki. Zajęli się rozbijaniem obozu wokół kamiennego kręgu
przeznaczonego na ognisko.
Anna pobiegła do sterty gałęzi by przynieść naręcze.
Musiała sama rozpalić, bo użycie zapalniczki przez Dextera mogło grozić
przerobieniem jej. Zawiesiła na trójnogu kociołek, do którego walała wodę i
wsypała zupę w proszku dorzucając do niej kiełbaski. Unoszący się aromat
przywabił chłopaka.
-mm
ładnie pachnie. Grochowa mm moja ulubiona.- Zachwycił się obejmując i całując
nadąsaną nieco dziewczynę.- Nie złość się.
-nie,
złoszczę się.- Powiedziała odwracając się.- Ale ten…- przerwał jej pocałunek.-
Oki. Po co ci to?
-a
mówiłem wypróbować. A zobacz. Widzisz to cudeńko? To w środku to prawdziwy
krzem, będzie pasował do kolczyków.
-co?
Znowu jakąś kość pamięci mi dajesz?
-nie
broszkę. Doceń sam ją zrobiłem.
-widzę.
Ten czip na pewno ci się nie przyda?
-ależ
nie. To całkiem nowa… ja tobie no… odpa…d nigdy… to…- nie dokończył woląc nie tłumaczyć,
do czego to potrzebne i tak by go nie zrozumiała. Była zbyt pragmatyczna, ale
później jak jej już pokaże to go doceni. Nikt nie będzie miał takiego filmu. A
on odniesie w końcu sukces. W marzeniach zobaczył lecące na jego konto
pieniądze i się uśmiechnął.
-zaraz
ci wleję nie śmiej się. Możesz to przypiąć. Mam nadzieję, że jak będę wychodzić
ze sklepu to nie będę musiała się tłumaczyć.- westchnęła.
-ależ
nie. Myślałem, że już…
-przecież
mówiłam nie gniewam się. Podaj chleb, jest… o tam- wskazała na niebieski
pojemnik.
Po posiłku chłopak zajął się rozpakowywaniem śpiworów,
a Anna niechętnie zmywaniem. Popatrzyła na przygotowane posłanie i się
uśmiechnęła.
-Kochanieńki,
ale nie myślisz, że ja i ty …
-
Aniu.
-Co
Aniu? Wypad mi do swojego namiotu. I tak do niczego by nie doszło…- podparła
się pod boki z groźnym uśmiechem na twarzy.
-A
to, czemu?- Uśmiechnął się z niewinną minką- tak się starałem, marzyłem, taka
okazja…
-No
to natura zrobiła mi, ci mały psikus.- Weszła do namiotu. Powoli seksownie
zaczęła się przebierać, nęcąc chłopaka.- Jednak nic nie będzie. Dexter, mam po
prostu miesiączkę i tyle.
-dopiero
teraz mi o tym mówisz. Liczyłem, ech zostanę jednak, chociaż. Pozwól
poprzytulam się, chociaż do ciebie…- błagalnie patrzył na brunetkę. Dziewczyna
kiwnięciem głowy wyraziła aprobatę.
***
Kolejny dzień minął na pluskaniu się
w rzece i opalaniu.
Jednak w niedzielę dała się namówić na spacer po
okolicy. Nałożyła rybaczki, do kieszeni wsunęła trzymane w ręku cążki do
paznokci. Wokół pasa zawiązała rękawami bluzę i podeszła do chłopaka. Zdziwiła
się na widok wyjmowanego z walizki nowego wynalazku.
-Kamera?
To nad tym pracowałeś? Jest przecież wiele rodzajów takiego sprzętu, jeśli chcesz
na tym zarobić. To nie wiem.- Pokręciła głową z dezaprobatą.
-
ta jest jedna w swoim rodzaju, nakręcę nasz spacer. A później pokarzę ci, o co
mi chodziło. Bo tak naprawdę to nie umiem ci w prosty sposób wytłumaczyć jej
działania. Mam prośbę, zacznij się wspinać na tę skałkę. Dobrze…- poprosił
uśmiechając się do dziewczyny.- Zrobisz to dla mnie…?
-No…
dobrze. Ale otrzymam swoją kopię tego filmiku.
-Nie
ma sprawy. Dzięki niemu staniesz się sławna, obiecuję.
-Niech
ci będzie…- podeszła do skałki i zaczęła się wspinać- tak jak teraz- spytała i
odwróciła się w stronę gdzie jak sądziła powinien być Dexter. Znieruchomiała
chłopaka nigdzie nie było.- Dexter…?- Nie było również czegoś jeszcze, nie było
namiotu.- Dexter!!!- wrzasnęła wystraszona jego brakiem. Zeszła ze skałki zaczęła
rozglądać się po lesie. Wielkimi, przerażonymi ze strachu oczami. Okolica była
nieco inna. A po chłopaku nie było żadnego śladu.- Dexter do cholery gdzie
jesteś to nie jest zabawne!
Las i rosnące w nim drzewa były wysokie i iglaste, a nie
mieszane. Rośliny rosły w nieuporządkowany sposób. Te rosnące niżej krzaki
przypominały jałowce, jednak pachniały jakoś inaczej. Zaczęła niespokojnie się
rozglądać po okolicy. Nie tylko drzewa i krzewy różniły się od tych, jakie
znała. Szła powoli wąską ścieżką, zobaczyła przelatującego ptaka i przypomniała
sobie, że jest głodna. Spotkany po drodze królik był większy, a sarna miała
zamiast rdzawego futerka, pręgowane jak u tygrysa paski.
-Nie
jestem na ziemi?- zszokowana i zaskoczona tym co widziała wokół siebie.- No
jestem?! Jednak to nie ta, jaką znam. A Dexter! No nie!- krzyknęła wściekając
się na nieobecnego. Gwałtownym ruchem zerwała i wyrzuciła otrzymaną od niego
broszkę. Słusznie domyślając się, że to wynalazek chłopaka ją przeniósł w
nieznaną dla niej okolicę.- Ma on szczęście, że go tu nie ma, bo bym go chyba
zabiła!- Warknęła wściekła, złością próbując przytłumić ssanie w żołądku.-
pójdę tą drużką, może ona mnie gdzieś zaprowadzi, no do jakiejś osady
ludzkiej.- westchnęła, ze złością kopiąc leżący na ścieżce kamień.
Po przejściu jakiejś godziny, zaczęła się zastanawiać
czy idzie w dobrym kierunku. Jednak systematycznie brnęła dalej. Narzekając na
to co ją spotkało i przeklinając wszystkimi znanymi jej przekleństwami
chłopaka, a w duchu miała pretensję do Boga ,że na to pozwolił
Mijana okolica stawała się nie co rzadsza, ale nadal
po za mijanymi zwierzętami, które o dziwo wcale dziewczyny się nie bały. Nie
spotkała nikogo człekopodobnego na swojej drodze.
Zmęczona
dotarła do brzegu wartko płynącego strumienia.
-w
górę? Czy w dół?- zastanowiła się pijąc wodę, czerpiąc ją dłońmi- mm jaka
smaczna.- zachwyciła się smakiem wody. Była przyjemnie zimna i nieskazitelnie
czysta.
Podjęła szybką decyzję, ruszyła marszowym krokiem.
Powoli zaczęło zachodzić słońce, więc włożyła wiszącą na biodrach bluzę. Z
zadowoleniem zobaczyła jakąś szopę. Weszła do środka, z radością odkryła w
środku siano.
-No
to mam gdzie spędzić noc- wymościła sobie legowisko, zakopała się w sianie i
usnęła.
W środku nocy obudziło ją wycie wilków. Otworzyła
przestraszona oczy i nasłuchiwała odgłosów z zewnątrz. Zadowolona, że jest tu
bezpieczna, obróciła się na drugi bok ponownie zasypiając.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz