Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

5/28/2017

Zew - Rozdział drugi

-ej panienko. Co tu robisz?! Z którego klanu uciekłaś?- obudziło ją szarpnięcie za ramię.
-ludzie…?- przetarła oczy- ludzie!- zerwała się na nogi- LUDZIE!- rzuciła się na szyję pochylającemu się nad nią mężczyźnie- jakże się ja cieszę!- podbiegła do następnego- nie odmówicie mi pomocy prawda? Zgubiłam się w lesie…
-tato. Ona tak dziwnie pachnie…- zwrócił się chłopak z rudą grzywką.
-eee… wiem, ze cuchnę bo się dawno nie kąpałam… ale jak się wykąpię nie będę tak śmierdzieć… gdzie ja jestem?
-w mojej szopie. Przybłędo.- stwierdził niezadowolony mężczyzna.
-e no… mam na imię… ale ze mnie gapa nie przedstawiłam się…- zakłopotaniem podrapała się po głowie- Noo- wyciągnęła rękę- Anna Dilmah. Słuchaczka drugiego roku weterynarii.- przedstawiła się. Mężczyźni popatrzyli na siebie, młody znacząco popatrzył na ojca.
-dasz mi ją tato?
-pomyślę. Chodź przybłędo. Zastanowię się, co z tobą zrobić. Umiesz pracować?- spytał popychając dziewczynę w stronę drzwi.
-e no ja… to zależy…- przegryzła dolną wargę.
-gotować umie?- spytał ojciec chłopaka.
-umie.
-prać?
-umie.
-sprzątać?
-umie.
-a pracować w polu?
-e… nie…
-a co umie jeszcze?
-no umiem zakładać gips, zszywać rany, zastrzyki, pilnować dzieci, no tresować psy. No nie wiem… a po co pan pyta?- zdziwiona zapytała odpowiadaniem na tak oczywiste pytania
-przybłęda siedzi cicho i nie zadaje pytań.- stwierdził mężczyzna, lepiej mu się przyjrzała.
Okazał się wysokim mężczyzną tak na oko w wieku jej wuja. Ubrany był w jasne skórzane spodnie, płócienną, luźną koszulę zakładaną przez głowę. Na nogach miał sandały.
Za to jego syn młody chłopak o jasnych włosach z rudą grzywką zalotnie zerkający na nią. Ubrany był w płócienne spodnie i koszulę koloru brązowego oraz w sandały. Dalszą drogę przebyła w milczeniu i zastanawiała się kim oni są. Po prawie dwu godzinnym marszu zaczęło jej burczeć w brzuchu. Zażenowana szła ze spuszczoną głową, za nimi. Doszli do zabudowań.
-witaj Abramie.- powiedział jakiś mężczyzna.
-witaj.- odpowiedział jej towarzysz.
-a to ta przybłęda?
-tak to  ta, co ją z tatkiem wytropiliśmy.- powiedział chłopak.
-dziwna jakaś. Ciekawe z jakiego klanu pochodzi.
-nie wiem. A ona kłamie.- stwierdził posępnie ojciec chłopaka.
-ja nie…
-o jeszcze się odzywa nie pytana.- stwierdził mężczyzna.- co z nią zrobisz?
-przytrzymam trochę może ktoś się zgłosi.- odpowiedział Abram.
-jak jakąś psią znajdę?- pomyślała z niedowierzaniem zerkając na swoich towarzyszy.
-komu ją powierzysz?
-Aykowi. Ma cztery szczeniaki, a jego samica znów będzie miała młode. To mu się przyda.- odwrócił się plecami do dziewczyny.
-a ja będę miał z tobą szczeniaki- szepnął chłopak z rudą grzywką do Anny.
-nie sądzę- odparła za co dostała po twarzy od ojca chłopaka.- za co?!- spytała zaskoczona i złapała się za obolały policzek.
-nie pozwoliłem ci mówić. To mój klan i ja tu rządzę. A ty przybłędo masz się słuchać i wypełniać polecenia wszystkich członków klanu.- warknął w jej stronę.
- Oki rozumiem.- odpowiedziała urażona i przygnębiona rozglądając się po okolicy.
Miejscowość, a raczej osada składała się z piętnastu chałup otoczonych ogródkami, w których rosły warzywa o dziwo podobne do tych jakie znała. Na środku okrągłego placu stał kołek, a do niego była przywiązana kobieta.
Jej przewodnik skierował się w tamtą stronę. Podszedł do kobiety, rozerwał koszulę na jej plecach. Wskazując ją nowo przyprowadzonej dziewczynie. Warknął:
 -Tak karzemy tutaj nieposłuszeństwo, chłostą. Ona dostanie tylko 30 rózg. Popatrz sobie na nią przybłędo. Ty możesz być tu częstym bywalcem. Kary są adekwatne od przewinienia. Jesteś młodą samicą- stwierdził patrząc bezpośrednio w jej oczy- nikt cię tu nie tknie bez mojej aprobaty. Adonis podaj mi mokre rózgi.- krzyknął.
Chłopak z rudą grzywką podszedł do kubła i podał ojcu związane w pęczek kilka witek. Zmieszana i zdziwiona dziewczyna patrzyła wielkimi oczami na to co się działo na placyku. Kiedy się obejrzała stwierdziła, że otacza ją spora gromadka. Wszyscy w milczeniu obserwowali karanie jednej z nich, nawet i dzieci.
-muszę się dostosować. Muszę się dostosować- powtarzała do siebie w myślach.- gdzie ja trafiłam?!  Co to za świat?!- zastanawiała się zszokowana, obserwując to co się wokół dzieje. Po chłoście kobieta została pozostawiona nadal przy słupie. A pozostali zaczęli rozchodzić się do swoich zajęć.
-Werner!- powiedział Abram, zatrzymując odchodzącego starca. Dasz tą przybłędę synowi do pomocy. Jest trochę głupia, jednak może mu się przyda. Dopilnuj by się nie wymigiwała od pracy.
-jak sobie życzysz Abramie. Jak się wabi?
-przybłęda. Imię mają tylko ci którzy na to zasługują. Wiesz o tym. Przybłędo pójdziesz z nim.- wskazał  starszego wysokiego mężczyznę bez jednego oka.
-ale tato! A ja?!- zbuntował się chłopak z rudą grzywką.
-a ty co?
-to samica.
-już ci wybrałem z klanu Białego Wilka. Niedługo tu przybędzie.- stwierdził jednocześnie popychając dziewczynę w stronę Wernera.
-ale ta mi się podoba!
-zamknij się! syn przywódcy nie może parzyć się z przybłędą! Klan tej którą ci wybrałem jest szlachetnym rodem. Dlatego to będzie twa samica, ta może już do kogoś należeć.- zaznaczył zakańczając dyskusję na ten temat. Anna przerażona tym wszystkim, szła spokojnie za starcem. Weszli do dużego domu. Na podwórku bawiła się czwórka dzieci, chłopcy bili się, a dziewczynki ciągały się za włosy. Na ich spotkanie wyszła ruda uśmiechnięta kobieta.
-ma ci pomagać przy szczeniakach z woli Abrama. Ja idę się położyć.- westchnął znikając w środku.
-witam. Nie jesteś stąd, prawda?- zapytała ruda kobieta. Dziewczyna skinęła niepewnie głową.- do mnie możesz się odzywać. Lubisz dzieci?
-trochę… lubię się z nimi bawić… ale dzieci jakoś mnie zazwyczaj lubią…
- to dobrze. ja po prostu nie mam sił. A na razie wyglądasz na głodną. Chodź dam ci coś. Lubisz mleko?
-ehe…
-siadaj.- wskazała na wolne krzesło przy stole. Anna usiadła w skazanym miejscu i rozejrzała się po pomieszczeniu. Był to duży pokój w którym oprócz dużego stołu otoczonego krzesłami. Na jednej ze ścian stał regał  z zastawą, była to prawdziwie koronkowa robota. Ażurowe drzwiczki były drewniane zdobne w motywy głowy wilka. Stół jak i krzesła też posiadały ten sam motyw. Na około leżały chodniki tkane z kolorowej trawy, w oknach wisiały misternej roboty ręcznej firanki. Z zachwytem przyglądała się wzorom na chodnikach.- podobają ci się?
-są śliczne…- odparła czując zapach świeżutkiego chleba i szynki.- dziękuję. Tyle dla mnie?
-musisz mieć dużo sił by się z nimi bawić.- uśmiechnęła się głaszcząc ją po włosach.- nie widziałam jeszcze takiego koloru. Są czarne jak u graków. To te ptaszyska ech. Powiem ci w czym będę potrzebować twej pomocy. Mój mąż strzeże granic klanu. Właśnie jest na obchodzie, wróci za kilka dni. Jak wróci, nie pytana przez niego, lepiej się nie odzywaj.- ostrzegała z sympatią spoglądając na dziewczynę gospodyni- Pokarzę ci jak zjesz gdzie będziesz spać. A teraz jedz!- zachęciła wskazując jedzenie gestem.
-mamo!- wszedł chłopak z rozciętą wargą.
-jak możesz! Znasz zasady. Marsz do łazienki!
-e… ale ja… o przybłęda. Mamo ona to przybłęda. Jest teraz nasza. Lubisz skakać? E… lepiej pójdę do tej łazienki- stwierdził spuszczając głowę pod wpływem spojrzenia matki i ruszył do łazienki ślizgając się na chodniku.
-sama widziałaś. To najstarszy. Urwis jakich mało. Wszystko wie, wszystko o wszystkich. Utrapienie moje. Ten drugi jest no… prawie taki sam, ale ta starsza ona to prawdziwa kłótnica. No na pociechę mniej problemów sprawia mała. To bliźnięta. Są takie żywe i takie kochane… no co robisz?! No co robisz?!- krzyknęła, gdy ten wywrócił się potykając się o skopany chodnik.- All!
-e… zakleiłem. No co? a to- obejrzał się patrząc na skopany chodnik.- to jego wina. Nie musiał się sturlać. Zły chodnik! Zły!- zaczął kopać chodnik. Dziewczyna zdziwiona beztroską chłopca dokończyła kanapkę i popiła mlekiem.
-All popraw.- upomniała matka.
-ale to nie ja. A ona- wskazał palcem na Annę.- mamo wszyscy mi zazdroszczą. Mamy nianie.- wyszczerzył równe białe ząbki w uśmiechu.- może spać w naszym pokoju nie w ich- wskazał wchodzącą siostrę.
-mamo! Powiedz mu, że przybłęda śpi z nami. Bo jest suką, a nie takim samcem jak ten szczerbulec za mną.- powiedziała starsza, rozczochrana dziewczynka.
-boże dzieci! Jak wy wyglądacie?! Bell łazienka- rozkazała na widok uśmiechniętego malca z wybitym zębem.
-nasa?- wyseplenił Bell patrząc na brata.
-e, e. wiesz kto się nie zgadza.
-e!- zdziwiony popatrzył.- za darmo straciłem sęba?!
-wybijemy im- wskazał siostry All poprawiając chodnik, gdy doszedł do Belli popchnął ją.- dawaj zęba.
-e, e. mume.- powiedziała z zamkniętymi ustami.
-tylko spróbuj.- warknęła w jego stronę starsza dziewczynka.- to tato ci skórę wytrzepie. Powiem dziadkowi, że chciałeś zagarnąć przybłędę.- dumnie wyprostowała się.- mamo możemy ją zabrać? Pokarzemy jak posłać łóżko.
-dobrze.- zgodziła się kobieta.- przybłędo idź z nimi, bo i tak nie ustąpią.- machnęła ręką. Patrząc jak cała czwórka ciągnie dziewczynę w głąb budynku. Po drewnianych schodkach dzieci wciągnęły na stryszek, gdzie po lewej stronie był pokój chłopców o czym świadczyły wypisane imiona na drzwiach. Po prawej była sypialnia dziewczyn, do której została wepchnięta.
-o tu będziesz spała.- pokazała leżący na podłodze materac.- to moje łóżko- pokazała przykryty pręgowaną skórą materac.- a to jej.
-jesce nie dostałam skóry.- wysepleniła Blla.
-ja jej podam- powiedział All. Podbiegł do stojącej między pokojami dużej szafy. Stamtąd wyjął dwie poduszki, którymi rzucił w siostry. Dziewczynki upadły, a lecąca derka, która miała je dobić wylądowała w ramionach Anny.
-Wydzałes!- wyseplenił Bell wielkimi oczami- naucys mnie tego…?
-a co nie umiesz?- spytała Anna. Odpowiedziały jej cztery kręcące na nie główki płowych włosów.- umiem i inne rzeczy. Jak będziecie grzeczni i pozbieracie ten bałagan- wskazała na porozrzucane wszędzie zabawki.- a wy poprawicie włoski.- zwróciła się do dziewczynek.
-ale my chłopcy. Dziewczynki sprzątać- zbuntował się All.
-to nie chcesz się uczyć?- spytała uśmiechając się do chłopca.
-chce.
-to patrz. Przeskakujesz o tak przez tego misia i podnosisz klocka.- zademonstrowała.- i odkładasz do skrzyni o tak- rzuciła trafiając.
-A!- uśmiechnął się i przepychając się przez rodzeństwo i zaczynając zbierać zabawki. Nadąsany Bell stał w miejscu próbując trafić po raz kolejny nie celnie do skrzyni.
-a co tu tak…- wszedł na stryszek Werner.
-dziadku! Pac! Trafiam!- ucieszyła się Bella.
-ja lepiej! Z dalej!- przekrzyczał ją All trafiając miśkiem do skrzyni.
-ja nie umiem- skrzywił się Bell z nadąsaną minką.
-a w co wy się bawicie tak cicho?- spytał zaskoczony zgodnością czwórki.
-peskoc traf.- powiedziała Bella z wywalonym na brodę językiem próbująca trafić czymś o wiele cięższym od siebie do skrzyni przy okazji trafiła w Bell’a.
-o ty!- podniósł dużego miśka i trafił w siostrę- w nią zawse trafam.
-to se nie licy!- krzyknęła Bella pokazując język bratu.- tam ceba.- pokazała paluszkiem na skrzynię. Starszy pan z uśmiechem na twarzy obserwował brykające wnuki po całym stryszku. Następnie przyjrzał się wchodzącej dziewczynie, ta spuściła wzrok przenosząc go na dzieci, które zauważając stojącą pod ścianą brunetkę podbiegły.
-Bell nie trafił! Bell nie trafił!- przekrzykiwały się.
-nie wierzę- powiedziała uśmiechając się do dzieci.- Bell pokarz.
-obze.- uśmiechnął się ukazując dziurę po zębie. Przeskoczył kolejną zabawkę i tym razem trafił. Dziewczyna zaczęła bić brawo i chwalić chłopca, którego humor najwyraźniej się poprawił.
-no widzisz. Jak wysoko skaczesz. A jak celnie rzucasz. Może teraz co innego?- nieśmiało zerknęła na starszego pana i ponownie wróciła do zajęć z dziećmi. Ze skrzyni wyjęła kółko podobne do ringo.- ale na podwórku, kto pierwszy ten zacznie.- zachęciła i tuż przed schodami All poślizgnął się i jako pierwszy zjechał na tyłku po schodach. Inne myśląc, że o to chodzi zjechały na tyłkach na dół.
 Dziewczyna zeszła po woli za dziećmi, a za nią na zewnątrz wyszedł dziadek. Zademonstrowała, o co chodzi w tej zabawie, w jaką wszyscy zaczęli się bawić. Po piętnastu minutach na podwórku bawiło się już dziesięcioro dzieci w rzucanie kółkiem podzielone na dwa obozy. Gra polegała na tym by gracz z drużyny przeciwnej nie trafił w  ręce przeciwnika kółkiem. Jeśli tamten złapał wędrował do karnego kółka narysowanego po środku pola. Wybawienie mógł zyskać łapiąc kółko przeznaczone na wybicie przeciwnika. Po godzinie większa część dzieci w różnym wieku bawiła się w najlepsze, a Anna ograniczyła się do sędziowania.
Zajęci zabawą nawet nie usłyszeli, kiedy rodzice wołali na kolację. Dopiero kategoryczna postawa dziadka spowodowała, że się rozbiegli do domów. Cała czwórka wnuków czerwona na twarzy wbiegła do łazienki, a Anna podeszła do gospodyni.
-może w czymś pomóc?- nieśmiało zapytała.
-już nakryłam. Możesz kaszę zanieść- wskazała na misę pełną parującej kaszy.
Gdy wniosła i postawiła we wskazanym przez rudą miejscu odsunęła się od stołu.- będziesz podawać memu teściowi on będzie dzielił posiłek. A później usiądziesz tam za dziećmi i dostaniesz jako ostatnia.- dziewczyna skinęła głową i delikatnie instruowana przez gospodynię rozniosła naczynia. Kiedy podeszła ze swoim talerzem sądziła, że nic nie dostanie. Gdyż mężczyzna bacznie jej się przyglądał. Po chwili, która wydała się jej wiecznością otrzymała porcję nieco mniejszą niż dzieci. Usiadła gdzie jej wskazano odczekała, aż wszyscy zaczną jeść i sama zaczęła się posilać. Po posiłku zebrała naczynia i poszła do kuchni zmywać. Jak skończyła wycierać, kobieta zabrała je i odniosła do kredensu.- możesz już iść spać. Rano cię zbudzę to mi pomożesz- uśmiechnęła się odprawiając Annę.
-co za dziwne miejsce.- pomyślała z goryczą i żalem Anna.- dorośli są dziwni i skryci, ale dzieci są wesołe i rozbiegane… lubią się bawić i nie nudzą się jak te z mojego świata. Tęsknię za domem.- a po policzkach popłynęły łzy.- dziś bym pisała egzamin z łaciny i anatomii.- otarła nadgarstkiem płynącą po policzku kolejną łzę.- muszę się dostosować, muszę się przyzwyczaić. Teraz tu będę żyć.- westchnęła zrezygnowana i zrozpaczona.
***
Kilka dni później kiedy już poznała prawie wszystkie dzieci w osadzie przybył właściciel domu, ojciec rozbrykanej czwórki, Ayk. Gdy wszedł, w jadalni akurat Anna rozstawiała naczynia.
-a to ty.- usłyszała za plecami męski basowy głos.- to ciebie wołają przybłęda, tak?- spytał. Powoli odwróciła się w jego stronę i skinęła głową.- wiesz kim jestem?- dziewczyna przyznała się kręcąc głową, że nie wie.- jestem panem tego domu. Na imię mam Ayk. I tak masz się do mnie zwracać.- skinęła głową, że rozumie.- masz pomagać mej żonie.- skinęła głową. Zaskoczona wyglądem mężczyzny. Był wysokim płowowłosym przystojniakiem o szarych oczach. Nosił skórzaną kurtkę i płócienne spodnie oraz wysokie buty. U boku miał duży nóż.
-czemu on jest z tym rudzielcem? Stać go na coś lepszego. Już wiem, do kogo jest podobny All.- myślała, kiedy usłyszała.
-wracaj do pracy. A potem pomożesz mej żonie rozpiąć skórę, którą zostawiłem przed domem.- powiedział rozkazującym tonem. Skinęła tylko głową i ponownie zaczęła rozstawiać naczynia.
-Ayk!- usłyszał głos żony dobiegający z kuchni.
-Tak!- padła odpowiedź.
-Przybłędo! nakryj obok mojego teścia- poleciła nawet nie wychodząc z pomieszczenia- kochanie, obudzisz nasze szczeniaczki. Jeszcze śpią…
-Zaraz ściągnę je, na dół.- odpowiedział wychodząc z pomieszczenia. Zdziwił go porządek panujący w królestwie dzieci. Równo posłane  łóżka, w których smacznie spały.- ej pobudka! Kto powita tatę?! Ten dostanie…
-moja kolej- jęknęła Bella potykając się o własną nogę. Zyskując nagrodę za dużego buziaka danego w locie.
-nie wiedziałem, że tak potrafisz Bello.- pochwalił młodszą córkę.
-bo miała bliżej łóżko- powiedziała Ała, która jako druga dała buziaka.
-tylko baby się liżą- podsumował All, stojąc z założonymi ramionami.
-synu suki. Lubią się lizać. Samce uwielbią im w tym dogadzać.- powiedział Ayk drapiąc po głowie chłopca.- co wy mi powiecie o tej przybłędzie?
-a co tu mówić!- dzieci się od razu ożywiły.- jest lepsza od mamy!
-mama tak nie umie skakać jak ona!
-Ona na nas nie krzyczy jak mama!
-o tak! Ona nas prosi a mama karze!
-Noo i mówi do nas jak do dorosłych, a mama traktuje nas jak szczeniaki!- stwierdził All.- inni nam zazdroszczą- powiedział All, a reszta potwierdziła jego zdanie.
-no bo zna takie fajne zabawy.- dodała Bella.
-a jakie?
-najchętniej gramy w kółko. Ale…
-nie lepsza jest skacz i rzuć.- dodał Bell.
-e co ty wiesz. A ta złap dupka?- spytała Ała.
-e szukaj i znajdź lepsza!- wykrzyknęła Bella.
-to się nie nudzicie.
-no tylko wtedy, gdy mama ją zabiera. Aby nas ukarać. Po co nam ją zabiera?! Dziadek mówił, że jest dla nas.- skarżyła się pupilka ojca Ała.
-a czemu mama zabrała wam ją za karę?
-to jego wina- wskazała palcem Bell’a.
-Bell?
-no co? Dinne kopnąłem tylko raz. A dziadek kazał mamie nam ją zabrać.- odparł Bell.
-tato ty nam jej nie zabierzesz prawda?!- spytał All przytulając się do ojca.
-zobaczymy jak dziś będzie przy stole.- popatrzył surowo na dzieci.
-my już umiemy ten suwer nir.- powiedział Bell.
-nie to jakoś inaczej było. Przybłęda wie lepiej te coś na „s”. Pokazała nam i…- powiedział All.
-nie ona…- popatrzyła na ojca Ała.- powiedziała mu, że taki brudas nie no… inaczej no nie pamiętam jak to określiła. Że jak tak dalej będzie się zachowywał. To nie pozna żadnej suki, bo wszystkie wolą takich co się umieją zachować. Nawet przy stole.
-ale was tyczyło się to samo- odgryzł się zadowolony Bell.
-no i co z tego?- bąknęła Bella.- ja nie gadam z pełnymi ustami.
-to może zejdziemy na śniadanie i pokarzecie jak się teraz zachowujecie.- zaproponował ojciec. A ci grzecznie zaczęli schodzić po schodach idąc prosto do łazienki. Bez przepychanek stali i czekali na swoją kolej. Śniadanie było jeszcze bardziej zaskakujące, bo wszystkie jednocześnie odpowiedziały „dziękuję” za otrzymany posiłek. Oraz w ciszy grzecznie opróżniły, do czysta swoje talerze.
-możemy na podwórko?- spytał All.
-ale sami.- odparła matka.- przybłęda musi mi pomóc.
-tato!- krzyknęli jednocześnie.- obiecałeś!
-tak. Jednak będzie się z wami bawiła jak pomoże najpierw mamie. Wiecie, że mama jest w ciąży i nie może się przemęczać.
-dobra to my pomożemy.- powiedział All.- mamo co ma zrobić przybłęda? Chyba nie zmywanie…?
-to też…- zaczęła matka.
-Ała, Bella to wasza działka. Będzie szybciej.
-…i skóra.- dokończyła.
-Bell. To nasza. Pokarzemy jej jak to się robi po męsku.- wypiął dumnie pierś All.
-a potem do lasu.- ucieszył się Bell, gdy Anna pozbierała i wyniosła naczynia, aby je uprzątnąć. Mężczyzna spojrzał na ojca i żonę.
-wychodzę z domu. Zostawiam ciebie z kłopotem w postacie tej czwórki, cały czas się martwię o to by cię nie zamęczyły. Wracam i… same niespodzianki. Poczynając od tej przybłędy, a kończąc na tym wszystkim.- gestem pokazał mieszkanie.
-bo widzisz synu. Ona ma na nie dobry wpływ. Uczy ich wielu przydatnych ruchów podczas zabawy. Widziałem jak ostatnio włazili na drzewa i ścigali się. No nawet pływali na zawody. Obserwowałem ją by nie skrzywdziła któregoś z nich. Jednak one ją szanują słuchają i jedyne co na nich działa to zabrać im przybłędę. Jeśli coś narozrabiają.- wyjaśnił Werner zmiany jakie zaszły.
-to są najbardziej ułożone szczeniaki z całej osady. Nie ma lepszych. Nawet Abram pochwalił Alla.- pochwaliła się kobieta.
Anna w tym czasie po skończeniu prac domowych, pomogła chłopcom naciągnąć skóry, jakie leżały przed domem. To było trudne zajęcie, jednak sobie poradziła, pomogły jej zajęcia na zdechłych zwierzakach, jakie miała na studiach. Chłopcy pokazali gdzie to ma stać, po ustawieniu ram ze skórami. Wrócili do środka by umyć ręce.
-Tatku, skóry już wiszą. Możemy ją zabrać?- poprosił All. W momencie gdy Anna wstawiała naczynia do regału.
-możecie, ale uważajcie nie odchodźcie za daleko. Nie chciałbym was szukać.- zgodził się z poważną miną.
-Będziemy niedaleko, ona obiecała nam pokazać nową zabawę. To będziemy w stodole…
-Skoro już tam będziecie to dajcie siana miulkom.- poprosiła matka.
-To się wie mammo- krzyknął zadowolony, podbiegł do dziewczyny i pociągnął ją za rękaw.-choć przybłędo.- dziewczyna uśmiechnęła się do chłopca i skinęła tylko głową. Następnie wyszła, unikając spojrzenia na małżonków ,u których przebywała. Poszła otoczona gromadką dzieci w stronę stodoły.
-Witaj Ayk- wszedł do mieszkania Abram.- właśnie dowiedziałem się, że wróciłeś. Nie spotkałeś kogoś, kto szukałby tej przybłędy, co u ciebie mieszka?
-Nie, nikogo obcego nie spotkałem. Tylko przegoniłem dwa kotołaki i ich Łowcę.- odpowiedział zdając raport z wyprawy.
-czego szukały kotołaki taki spory kawałek od granicy?- zapytał siadając na krześle podstawionym przez Ayka
-Mówiły coś o czarnej bestii, ale one zawsze tak gadają. Pewnie chciały porwać kolejne dzieci. A może zastawiali sidła, jutro to sprawdzę. Pełnia za 10 dni dopiero.- wyjaśnił Ayk.
-Tak masz rację. Jednak niepokoi mnie to, że nikt się po nią nie zgłasza. Jest ładna i nie sprawia żadnych kłopotów. Jednak jest inna.
-to fakt, moje szczeniaki są nią zachwycone. Jeśli nie chcesz jej przepędzić to może u mnie dalej mieszkać. Nie przeszkadza mi to. Mogę popytać innych, których spotkam: czy nie szukają tej samicy. Jeśli tego chcesz.
-Byłbym ogromnie zachwycony. Szczeniak ma na nią chrapkę a za trzy dni przybędzie narzeczona. Miejcie na nią oko, jeśli on będzie coś od niej chciał…
-To niech se weźmie. Zgodnie z prawem jest niczyja dopóki ktoś nie dowiedzie, że jest inaczej.- stwierdził Werner.- jednak dopiero po parzeniu się z narzeczoną.
-Może i masz rację Wernerze. Pomyślę jak to rozwiązać.- podrapał się po głowie.
-Może ją brać, ile razy chce i kiedy chce. Jednak chciałbym by nadal pomagała mojej suce. Kolejne szczenięta są w drodze i jej pomoc jest bardzo przydatna.- zasugerował Ayk.
-Może skorzystam z twojej propozycji.- popatrzył na Ayka Abram.- tak to dobry pomysł. Szczeniak się wyżyje, a i inni na tym skorzystają. Ładna z niej suka. To za trzy dni chcę byście wszyscy byli obecni jak ona tu przybędzie.- uśmiechnął się  zadowolony, wstał i po pożegnaniu się poszedł do swoich zajęć.
- czemu mu to synu zaproponowałeś- popatrzył na patrzącego przez okno Ayka Werner.
-Sam mam na nią ochotę. Jednak, będę mógł dopiero po szczeniaku Abrama. I to tylko, dlatego, że tu mieszka. Poczekam, bo z moją to nie mogę sie teraz zabawiać.- odwrócił się- pójdę odpocząć tato.
-Teraz rozumiem.- uśmiechnął się i poklepał go po plecach- sam  bym na nią miał chęć gdybym był trochę młodszy.
-Nie jesteś taki stary, może i dałbyś jej radę.- podniósł na ambicji ojca wchodząc do swojej sypialni.        Trzy dni później, w osadzie zrobiło się duże poruszenie. W samo południe przybyli obcy. Było ich około 10 mężczyzn i jedna ładna blondynka o niebieskoszarych oczach. Wszyscy bez wyjątku wyszli na spotkanie na środek placu. Tam też czekał Abram z synem. Po wymianie uprzejmości i powitaniach, obcy wskazał na blondynkę by podeszła do niego.
-A oto i ta którą wybrałeś dla syna. Nyja oto twój samiec. Od dziś jesteście parą, macie się rozmnażać. By powiększyć jego klan.- powiedział starszy towarzyszący dziewczynie. Chłopak podszedł do dziewczyny, obszedł ją dookoła trzy razy i pocałował przy wszystkich.

-zapraszam szlachetnych gości do mojej skromnej siedziby na poczęstunek przed daleką drogą.- zaprosił Abram do siebie obcych. Ci skłonili się przyjmując jego zaproszenie. Młodzi poszli jako ostatni. Chłopak od razu zaciągnął dziewczynę do swojej sypialni na dole. 

Rozdział trzeci

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz