-ej
panienko. Co tu robisz?! Z którego klanu uciekłaś?- obudziło ją szarpnięcie za
ramię.
-ludzie…?-
przetarła oczy- ludzie!- zerwała się na nogi- LUDZIE!- rzuciła się na szyję
pochylającemu się nad nią mężczyźnie- jakże się ja cieszę!- podbiegła do
następnego- nie odmówicie mi pomocy prawda? Zgubiłam się w lesie…
-tato.
Ona tak dziwnie pachnie…- zwrócił się chłopak z rudą grzywką.
-eee…
wiem, ze cuchnę bo się dawno nie kąpałam… ale jak się wykąpię nie będę tak
śmierdzieć… gdzie ja jestem?
-w
mojej szopie. Przybłędo.- stwierdził niezadowolony mężczyzna.
-e
no… mam na imię… ale ze mnie gapa nie przedstawiłam się…- zakłopotaniem podrapała
się po głowie- Noo- wyciągnęła rękę- Anna Dilmah. Słuchaczka drugiego roku
weterynarii.- przedstawiła się. Mężczyźni popatrzyli na siebie, młody znacząco
popatrzył na ojca.
-dasz
mi ją tato?
-pomyślę.
Chodź przybłędo. Zastanowię się, co z tobą zrobić. Umiesz pracować?- spytał
popychając dziewczynę w stronę drzwi.
-e
no ja… to zależy…- przegryzła dolną wargę.
-gotować
umie?- spytał ojciec chłopaka.
-umie.
-prać?
-umie.
-sprzątać?
-umie.
-a
pracować w polu?
-e…
nie…
-a
co umie jeszcze?
-no
umiem zakładać gips, zszywać rany, zastrzyki, pilnować dzieci, no tresować psy.
No nie wiem… a po co pan pyta?- zdziwiona zapytała odpowiadaniem na tak
oczywiste pytania
-przybłęda
siedzi cicho i nie zadaje pytań.- stwierdził mężczyzna, lepiej mu się
przyjrzała.
Okazał się wysokim mężczyzną tak na oko w wieku jej
wuja. Ubrany był w jasne skórzane spodnie, płócienną, luźną koszulę zakładaną
przez głowę. Na nogach miał sandały.
Za to jego syn młody chłopak o jasnych włosach z rudą
grzywką zalotnie zerkający na nią. Ubrany był w płócienne spodnie i koszulę
koloru brązowego oraz w sandały. Dalszą drogę przebyła w milczeniu i
zastanawiała się kim oni są. Po prawie dwu godzinnym marszu zaczęło jej burczeć
w brzuchu. Zażenowana szła ze spuszczoną głową, za nimi. Doszli do zabudowań.
-witaj
Abramie.- powiedział jakiś mężczyzna.
-witaj.-
odpowiedział jej towarzysz.
-a
to ta przybłęda?
-tak
to ta, co ją z tatkiem wytropiliśmy.-
powiedział chłopak.
-dziwna
jakaś. Ciekawe z jakiego klanu pochodzi.
-nie
wiem. A ona kłamie.- stwierdził posępnie ojciec chłopaka.
-ja
nie…
-o
jeszcze się odzywa nie pytana.- stwierdził mężczyzna.- co z nią zrobisz?
-przytrzymam
trochę może ktoś się zgłosi.- odpowiedział Abram.
-jak
jakąś psią znajdę?- pomyślała z niedowierzaniem zerkając na swoich towarzyszy.
-komu
ją powierzysz?
-Aykowi.
Ma cztery szczeniaki, a jego samica znów będzie miała młode. To mu się przyda.-
odwrócił się plecami do dziewczyny.
-a
ja będę miał z tobą szczeniaki- szepnął chłopak z rudą grzywką do Anny.
-nie
sądzę- odparła za co dostała po twarzy od ojca chłopaka.- za co?!- spytała
zaskoczona i złapała się za obolały policzek.
-nie
pozwoliłem ci mówić. To mój klan i ja tu rządzę. A ty przybłędo masz się
słuchać i wypełniać polecenia wszystkich członków klanu.- warknął w jej stronę.
-
Oki rozumiem.- odpowiedziała urażona i przygnębiona rozglądając się po okolicy.
Miejscowość, a raczej osada składała się z piętnastu
chałup otoczonych ogródkami, w których rosły warzywa o dziwo podobne do tych
jakie znała. Na środku okrągłego placu stał kołek, a do niego była przywiązana
kobieta.
Jej przewodnik skierował się w tamtą stronę. Podszedł
do kobiety, rozerwał koszulę na jej plecach. Wskazując ją nowo przyprowadzonej
dziewczynie. Warknął:
-Tak karzemy tutaj nieposłuszeństwo, chłostą.
Ona dostanie tylko 30 rózg. Popatrz sobie na nią przybłędo. Ty możesz być tu
częstym bywalcem. Kary są adekwatne od przewinienia. Jesteś młodą samicą-
stwierdził patrząc bezpośrednio w jej oczy- nikt cię tu nie tknie bez mojej
aprobaty. Adonis podaj mi mokre rózgi.- krzyknął.
Chłopak z rudą grzywką podszedł do kubła i podał ojcu
związane w pęczek kilka witek. Zmieszana i zdziwiona dziewczyna patrzyła
wielkimi oczami na to co się działo na placyku. Kiedy się obejrzała
stwierdziła, że otacza ją spora gromadka. Wszyscy w milczeniu obserwowali
karanie jednej z nich, nawet i dzieci.
-muszę
się dostosować. Muszę się dostosować- powtarzała do siebie w myślach.- gdzie ja
trafiłam?! Co to za świat?!-
zastanawiała się zszokowana, obserwując to co się wokół dzieje. Po chłoście
kobieta została pozostawiona nadal przy słupie. A pozostali zaczęli rozchodzić
się do swoich zajęć.
-Werner!-
powiedział Abram, zatrzymując odchodzącego starca. Dasz tą przybłędę synowi do
pomocy. Jest trochę głupia, jednak może mu się przyda. Dopilnuj by się nie
wymigiwała od pracy.
-jak
sobie życzysz Abramie. Jak się wabi?
-przybłęda.
Imię mają tylko ci którzy na to zasługują. Wiesz o tym. Przybłędo pójdziesz z
nim.- wskazał starszego wysokiego
mężczyznę bez jednego oka.
-ale
tato! A ja?!- zbuntował się chłopak z rudą grzywką.
-a
ty co?
-to
samica.
-już
ci wybrałem z klanu Białego Wilka. Niedługo tu przybędzie.- stwierdził
jednocześnie popychając dziewczynę w stronę Wernera.
-ale
ta mi się podoba!
-zamknij
się! syn przywódcy nie może parzyć się z przybłędą! Klan tej którą ci wybrałem
jest szlachetnym rodem. Dlatego to będzie twa samica, ta może już do kogoś
należeć.- zaznaczył zakańczając dyskusję na ten temat. Anna przerażona tym
wszystkim, szła spokojnie za starcem. Weszli do dużego domu. Na podwórku bawiła
się czwórka dzieci, chłopcy bili się, a dziewczynki ciągały się za włosy. Na
ich spotkanie wyszła ruda uśmiechnięta kobieta.
-ma
ci pomagać przy szczeniakach z woli Abrama. Ja idę się położyć.- westchnął
znikając w środku.
-witam.
Nie jesteś stąd, prawda?- zapytała ruda kobieta. Dziewczyna skinęła niepewnie
głową.- do mnie możesz się odzywać. Lubisz dzieci?
-trochę…
lubię się z nimi bawić… ale dzieci jakoś mnie zazwyczaj lubią…
-
to dobrze. ja po prostu nie mam sił. A na razie wyglądasz na głodną. Chodź dam
ci coś. Lubisz mleko?
-ehe…
-siadaj.-
wskazała na wolne krzesło przy stole. Anna usiadła w skazanym miejscu i
rozejrzała się po pomieszczeniu. Był to duży pokój w którym oprócz dużego stołu
otoczonego krzesłami. Na jednej ze ścian stał regał z zastawą, była to prawdziwie koronkowa
robota. Ażurowe drzwiczki były drewniane zdobne w motywy głowy wilka. Stół jak
i krzesła też posiadały ten sam motyw. Na około leżały chodniki tkane z
kolorowej trawy, w oknach wisiały misternej roboty ręcznej firanki. Z zachwytem
przyglądała się wzorom na chodnikach.- podobają ci się?
-są
śliczne…- odparła czując zapach świeżutkiego chleba i szynki.- dziękuję. Tyle
dla mnie?
-musisz
mieć dużo sił by się z nimi bawić.- uśmiechnęła się głaszcząc ją po włosach.-
nie widziałam jeszcze takiego koloru. Są czarne jak u graków. To te ptaszyska
ech. Powiem ci w czym będę potrzebować twej pomocy. Mój mąż strzeże granic
klanu. Właśnie jest na obchodzie, wróci za kilka dni. Jak wróci, nie pytana
przez niego, lepiej się nie odzywaj.- ostrzegała z sympatią spoglądając na
dziewczynę gospodyni- Pokarzę ci jak zjesz gdzie będziesz spać. A teraz jedz!-
zachęciła wskazując jedzenie gestem.
-mamo!-
wszedł chłopak z rozciętą wargą.
-jak
możesz! Znasz zasady. Marsz do łazienki!
-e…
ale ja… o przybłęda. Mamo ona to przybłęda. Jest teraz nasza. Lubisz skakać? E…
lepiej pójdę do tej łazienki- stwierdził spuszczając głowę pod wpływem
spojrzenia matki i ruszył do łazienki ślizgając się na chodniku.
-sama
widziałaś. To najstarszy. Urwis jakich mało. Wszystko wie, wszystko o
wszystkich. Utrapienie moje. Ten drugi jest no… prawie taki sam, ale ta starsza
ona to prawdziwa kłótnica. No na pociechę mniej problemów sprawia mała. To
bliźnięta. Są takie żywe i takie kochane… no co robisz?! No co robisz?!-
krzyknęła, gdy ten wywrócił się potykając się o skopany chodnik.- All!
-e…
zakleiłem. No co? a to- obejrzał się patrząc na skopany chodnik.- to jego wina.
Nie musiał się sturlać. Zły chodnik! Zły!- zaczął kopać chodnik. Dziewczyna
zdziwiona beztroską chłopca dokończyła kanapkę i popiła mlekiem.
-All
popraw.- upomniała matka.
-ale
to nie ja. A ona- wskazał palcem na Annę.- mamo wszyscy mi zazdroszczą. Mamy
nianie.- wyszczerzył równe białe ząbki w uśmiechu.- może spać w naszym pokoju
nie w ich- wskazał wchodzącą siostrę.
-mamo!
Powiedz mu, że przybłęda śpi z nami. Bo jest suką, a nie takim samcem jak ten
szczerbulec za mną.- powiedziała starsza, rozczochrana dziewczynka.
-boże
dzieci! Jak wy wyglądacie?! Bell łazienka- rozkazała na widok uśmiechniętego
malca z wybitym zębem.
-nasa?-
wyseplenił Bell patrząc na brata.
-e,
e. wiesz kto się nie zgadza.
-e!-
zdziwiony popatrzył.- za darmo straciłem sęba?!
-wybijemy
im- wskazał siostry All poprawiając chodnik, gdy doszedł do Belli popchnął ją.-
dawaj zęba.
-e,
e. mume.- powiedziała z zamkniętymi ustami.
-tylko
spróbuj.- warknęła w jego stronę starsza dziewczynka.- to tato ci skórę
wytrzepie. Powiem dziadkowi, że chciałeś zagarnąć przybłędę.- dumnie
wyprostowała się.- mamo możemy ją zabrać? Pokarzemy jak posłać łóżko.
-dobrze.-
zgodziła się kobieta.- przybłędo idź z nimi, bo i tak nie ustąpią.- machnęła
ręką. Patrząc jak cała czwórka ciągnie dziewczynę w głąb budynku. Po
drewnianych schodkach dzieci wciągnęły na stryszek, gdzie po lewej stronie był
pokój chłopców o czym świadczyły wypisane imiona na drzwiach. Po prawej była
sypialnia dziewczyn, do której została wepchnięta.
-o
tu będziesz spała.- pokazała leżący na podłodze materac.- to moje łóżko-
pokazała przykryty pręgowaną skórą materac.- a to jej.
-jesce
nie dostałam skóry.- wysepleniła Blla.
-ja
jej podam- powiedział All. Podbiegł do stojącej między pokojami dużej szafy.
Stamtąd wyjął dwie poduszki, którymi rzucił w siostry. Dziewczynki upadły, a
lecąca derka, która miała je dobić wylądowała w ramionach Anny.
-Wydzałes!-
wyseplenił Bell wielkimi oczami- naucys mnie tego…?
-a
co nie umiesz?- spytała Anna. Odpowiedziały jej cztery kręcące na nie główki
płowych włosów.- umiem i inne rzeczy. Jak będziecie grzeczni i pozbieracie ten
bałagan- wskazała na porozrzucane wszędzie zabawki.- a wy poprawicie włoski.-
zwróciła się do dziewczynek.
-ale
my chłopcy. Dziewczynki sprzątać- zbuntował się All.
-to
nie chcesz się uczyć?- spytała uśmiechając się do chłopca.
-chce.
-to
patrz. Przeskakujesz o tak przez tego misia i podnosisz klocka.-
zademonstrowała.- i odkładasz do skrzyni o tak- rzuciła trafiając.
-A!-
uśmiechnął się i przepychając się przez rodzeństwo i zaczynając zbierać
zabawki. Nadąsany Bell stał w miejscu próbując trafić po raz kolejny nie celnie
do skrzyni.
-a
co tu tak…- wszedł na stryszek Werner.
-dziadku!
Pac! Trafiam!- ucieszyła się Bella.
-ja
lepiej! Z dalej!- przekrzyczał ją All trafiając miśkiem do skrzyni.
-ja
nie umiem- skrzywił się Bell z nadąsaną minką.
-a
w co wy się bawicie tak cicho?- spytał zaskoczony zgodnością czwórki.
-peskoc
traf.- powiedziała Bella z wywalonym na brodę językiem próbująca trafić czymś o
wiele cięższym od siebie do skrzyni przy okazji trafiła w Bell’a.
-o
ty!- podniósł dużego miśka i trafił w siostrę- w nią zawse trafam.
-to
se nie licy!- krzyknęła Bella pokazując język bratu.- tam ceba.- pokazała
paluszkiem na skrzynię. Starszy pan z uśmiechem na twarzy obserwował brykające
wnuki po całym stryszku. Następnie przyjrzał się wchodzącej dziewczynie, ta
spuściła wzrok przenosząc go na dzieci, które zauważając stojącą pod ścianą
brunetkę podbiegły.
-Bell
nie trafił! Bell nie trafił!- przekrzykiwały się.
-nie
wierzę- powiedziała uśmiechając się do dzieci.- Bell pokarz.
-obze.-
uśmiechnął się ukazując dziurę po zębie. Przeskoczył kolejną zabawkę i tym
razem trafił. Dziewczyna zaczęła bić brawo i chwalić chłopca, którego humor
najwyraźniej się poprawił.
-no
widzisz. Jak wysoko skaczesz. A jak celnie rzucasz. Może teraz co innego?-
nieśmiało zerknęła na starszego pana i ponownie wróciła do zajęć z dziećmi. Ze
skrzyni wyjęła kółko podobne do ringo.- ale na podwórku, kto pierwszy ten
zacznie.- zachęciła i tuż przed schodami All poślizgnął się i jako pierwszy
zjechał na tyłku po schodach. Inne myśląc, że o to chodzi zjechały na tyłkach
na dół.
Dziewczyna
zeszła po woli za dziećmi, a za nią na zewnątrz wyszedł dziadek. Zademonstrowała,
o co chodzi w tej zabawie, w jaką wszyscy zaczęli się bawić. Po piętnastu
minutach na podwórku bawiło się już dziesięcioro dzieci w rzucanie kółkiem
podzielone na dwa obozy. Gra polegała na tym by gracz z drużyny przeciwnej nie
trafił w ręce przeciwnika kółkiem. Jeśli
tamten złapał wędrował do karnego kółka narysowanego po środku pola. Wybawienie
mógł zyskać łapiąc kółko przeznaczone na wybicie przeciwnika. Po godzinie
większa część dzieci w różnym wieku bawiła się w najlepsze, a Anna ograniczyła
się do sędziowania.
Zajęci zabawą nawet nie usłyszeli, kiedy rodzice
wołali na kolację. Dopiero kategoryczna postawa dziadka spowodowała, że się
rozbiegli do domów. Cała czwórka wnuków czerwona na twarzy wbiegła do łazienki,
a Anna podeszła do gospodyni.
-może
w czymś pomóc?- nieśmiało zapytała.
-już
nakryłam. Możesz kaszę zanieść- wskazała na misę pełną parującej kaszy.
Gdy wniosła i postawiła we wskazanym przez rudą miejscu
odsunęła się od stołu.- będziesz podawać memu teściowi on będzie dzielił
posiłek. A później usiądziesz tam za dziećmi i dostaniesz jako ostatnia.-
dziewczyna skinęła głową i delikatnie instruowana przez gospodynię rozniosła
naczynia. Kiedy podeszła ze swoim talerzem sądziła, że nic nie dostanie. Gdyż
mężczyzna bacznie jej się przyglądał. Po chwili, która wydała się jej
wiecznością otrzymała porcję nieco mniejszą niż dzieci. Usiadła gdzie jej
wskazano odczekała, aż wszyscy zaczną jeść i sama zaczęła się posilać. Po
posiłku zebrała naczynia i poszła do kuchni zmywać. Jak skończyła wycierać,
kobieta zabrała je i odniosła do kredensu.- możesz już iść spać. Rano cię
zbudzę to mi pomożesz- uśmiechnęła się odprawiając Annę.
-co
za dziwne miejsce.- pomyślała z goryczą i żalem Anna.- dorośli są dziwni i
skryci, ale dzieci są wesołe i rozbiegane… lubią się bawić i nie nudzą się jak
te z mojego świata. Tęsknię za domem.- a po policzkach popłynęły łzy.- dziś bym
pisała egzamin z łaciny i anatomii.- otarła nadgarstkiem płynącą po policzku
kolejną łzę.- muszę się dostosować, muszę się przyzwyczaić. Teraz tu będę żyć.-
westchnęła zrezygnowana i zrozpaczona.
***
Kilka dni później kiedy już poznała prawie wszystkie
dzieci w osadzie przybył właściciel domu, ojciec rozbrykanej czwórki, Ayk. Gdy
wszedł, w jadalni akurat Anna rozstawiała naczynia.
-a
to ty.- usłyszała za plecami męski basowy głos.- to ciebie wołają przybłęda,
tak?- spytał. Powoli odwróciła się w jego stronę i skinęła głową.- wiesz kim
jestem?- dziewczyna przyznała się kręcąc głową, że nie wie.- jestem panem tego
domu. Na imię mam Ayk. I tak masz się do mnie zwracać.- skinęła głową, że
rozumie.- masz pomagać mej żonie.- skinęła głową. Zaskoczona wyglądem
mężczyzny. Był wysokim płowowłosym przystojniakiem o szarych oczach. Nosił
skórzaną kurtkę i płócienne spodnie oraz wysokie buty. U boku miał duży nóż.
-czemu
on jest z tym rudzielcem? Stać go na coś lepszego. Już wiem, do kogo jest
podobny All.- myślała, kiedy usłyszała.
-wracaj
do pracy. A potem pomożesz mej żonie rozpiąć skórę, którą zostawiłem przed
domem.- powiedział rozkazującym tonem. Skinęła tylko głową i ponownie zaczęła
rozstawiać naczynia.
-Ayk!-
usłyszał głos żony dobiegający z kuchni.
-Tak!-
padła odpowiedź.
-Przybłędo!
nakryj obok mojego teścia- poleciła nawet nie wychodząc z pomieszczenia-
kochanie, obudzisz nasze szczeniaczki. Jeszcze śpią…
-Zaraz
ściągnę je, na dół.- odpowiedział wychodząc z pomieszczenia. Zdziwił go
porządek panujący w królestwie dzieci. Równo posłane łóżka, w których smacznie spały.- ej pobudka!
Kto powita tatę?! Ten dostanie…
-moja
kolej- jęknęła Bella potykając się o własną nogę. Zyskując nagrodę za dużego
buziaka danego w locie.
-nie
wiedziałem, że tak potrafisz Bello.- pochwalił młodszą córkę.
-bo
miała bliżej łóżko- powiedziała Ała, która jako druga dała buziaka.
-tylko
baby się liżą- podsumował All, stojąc z założonymi ramionami.
-synu
suki. Lubią się lizać. Samce uwielbią im w tym dogadzać.- powiedział Ayk
drapiąc po głowie chłopca.- co wy mi powiecie o tej przybłędzie?
-a
co tu mówić!- dzieci się od razu ożywiły.- jest lepsza od mamy!
-mama
tak nie umie skakać jak ona!
-Ona
na nas nie krzyczy jak mama!
-o
tak! Ona nas prosi a mama karze!
-Noo
i mówi do nas jak do dorosłych, a mama traktuje nas jak szczeniaki!- stwierdził
All.- inni nam zazdroszczą- powiedział All, a reszta potwierdziła jego zdanie.
-no
bo zna takie fajne zabawy.- dodała Bella.
-a
jakie?
-najchętniej
gramy w kółko. Ale…
-nie
lepsza jest skacz i rzuć.- dodał Bell.
-e
co ty wiesz. A ta złap dupka?- spytała Ała.
-e
szukaj i znajdź lepsza!- wykrzyknęła Bella.
-to
się nie nudzicie.
-no
tylko wtedy, gdy mama ją zabiera. Aby nas ukarać. Po co nam ją zabiera?!
Dziadek mówił, że jest dla nas.- skarżyła się pupilka ojca Ała.
-a
czemu mama zabrała wam ją za karę?
-to
jego wina- wskazała palcem Bell’a.
-Bell?
-no
co? Dinne kopnąłem tylko raz. A dziadek kazał mamie nam ją zabrać.- odparł
Bell.
-tato
ty nam jej nie zabierzesz prawda?!- spytał All przytulając się do ojca.
-zobaczymy
jak dziś będzie przy stole.- popatrzył surowo na dzieci.
-my
już umiemy ten suwer nir.- powiedział Bell.
-nie
to jakoś inaczej było. Przybłęda wie lepiej te coś na „s”. Pokazała nam i…-
powiedział All.
-nie
ona…- popatrzyła na ojca Ała.- powiedziała mu, że taki brudas nie no… inaczej
no nie pamiętam jak to określiła. Że jak tak dalej będzie się zachowywał. To
nie pozna żadnej suki, bo wszystkie wolą takich co się umieją zachować. Nawet
przy stole.
-ale
was tyczyło się to samo- odgryzł się zadowolony Bell.
-no
i co z tego?- bąknęła Bella.- ja nie gadam z pełnymi ustami.
-to
może zejdziemy na śniadanie i pokarzecie jak się teraz zachowujecie.-
zaproponował ojciec. A ci grzecznie zaczęli schodzić po schodach idąc prosto do
łazienki. Bez przepychanek stali i czekali na swoją kolej. Śniadanie było jeszcze
bardziej zaskakujące, bo wszystkie jednocześnie odpowiedziały „dziękuję” za
otrzymany posiłek. Oraz w ciszy grzecznie opróżniły, do czysta swoje talerze.
-możemy
na podwórko?- spytał All.
-ale
sami.- odparła matka.- przybłęda musi mi pomóc.
-tato!-
krzyknęli jednocześnie.- obiecałeś!
-tak.
Jednak będzie się z wami bawiła jak pomoże najpierw mamie. Wiecie, że mama jest
w ciąży i nie może się przemęczać.
-dobra
to my pomożemy.- powiedział All.- mamo co ma zrobić przybłęda? Chyba nie
zmywanie…?
-to
też…- zaczęła matka.
-Ała,
Bella to wasza działka. Będzie szybciej.
-…i
skóra.- dokończyła.
-Bell.
To nasza. Pokarzemy jej jak to się robi po męsku.- wypiął dumnie pierś All.
-a
potem do lasu.- ucieszył się Bell, gdy Anna pozbierała i wyniosła naczynia, aby
je uprzątnąć. Mężczyzna spojrzał na ojca i żonę.
-wychodzę
z domu. Zostawiam ciebie z kłopotem w postacie tej czwórki, cały czas się
martwię o to by cię nie zamęczyły. Wracam i… same niespodzianki. Poczynając od
tej przybłędy, a kończąc na tym wszystkim.- gestem pokazał mieszkanie.
-bo
widzisz synu. Ona ma na nie dobry wpływ. Uczy ich wielu przydatnych ruchów
podczas zabawy. Widziałem jak ostatnio włazili na drzewa i ścigali się. No
nawet pływali na zawody. Obserwowałem ją by nie skrzywdziła któregoś z nich.
Jednak one ją szanują słuchają i jedyne co na nich działa to zabrać im
przybłędę. Jeśli coś narozrabiają.- wyjaśnił Werner zmiany jakie zaszły.
-to
są najbardziej ułożone szczeniaki z całej osady. Nie ma lepszych. Nawet Abram
pochwalił Alla.- pochwaliła się kobieta.
Anna w tym czasie po skończeniu prac domowych, pomogła
chłopcom naciągnąć skóry, jakie leżały przed domem. To było trudne zajęcie,
jednak sobie poradziła, pomogły jej zajęcia na zdechłych zwierzakach, jakie
miała na studiach. Chłopcy pokazali gdzie to ma stać, po ustawieniu ram ze
skórami. Wrócili do środka by umyć ręce.
-Tatku,
skóry już wiszą. Możemy ją zabrać?- poprosił All. W momencie gdy Anna wstawiała
naczynia do regału.
-możecie,
ale uważajcie nie odchodźcie za daleko. Nie chciałbym was szukać.- zgodził się
z poważną miną.
-Będziemy
niedaleko, ona obiecała nam pokazać nową zabawę. To będziemy w stodole…
-Skoro
już tam będziecie to dajcie siana miulkom.- poprosiła matka.
-To
się wie mammo- krzyknął zadowolony, podbiegł do dziewczyny i pociągnął ją za
rękaw.-choć przybłędo.- dziewczyna uśmiechnęła się do chłopca i skinęła tylko
głową. Następnie wyszła, unikając spojrzenia na małżonków ,u których
przebywała. Poszła otoczona gromadką dzieci w stronę stodoły.
-Witaj
Ayk- wszedł do mieszkania Abram.- właśnie dowiedziałem się, że wróciłeś. Nie
spotkałeś kogoś, kto szukałby tej przybłędy, co u ciebie mieszka?
-Nie,
nikogo obcego nie spotkałem. Tylko przegoniłem dwa kotołaki i ich Łowcę.-
odpowiedział zdając raport z wyprawy.
-czego
szukały kotołaki taki spory kawałek od granicy?- zapytał siadając na krześle
podstawionym przez Ayka
-Mówiły
coś o czarnej bestii, ale one zawsze tak gadają. Pewnie chciały porwać kolejne
dzieci. A może zastawiali sidła, jutro to sprawdzę. Pełnia za 10 dni dopiero.-
wyjaśnił Ayk.
-Tak
masz rację. Jednak niepokoi mnie to, że nikt się po nią nie zgłasza. Jest ładna
i nie sprawia żadnych kłopotów. Jednak jest inna.
-to
fakt, moje szczeniaki są nią zachwycone. Jeśli nie chcesz jej przepędzić to
może u mnie dalej mieszkać. Nie przeszkadza mi to. Mogę popytać innych, których
spotkam: czy nie szukają tej samicy. Jeśli tego chcesz.
-Byłbym
ogromnie zachwycony. Szczeniak ma na nią chrapkę a za trzy dni przybędzie
narzeczona. Miejcie na nią oko, jeśli on będzie coś od niej chciał…
-To
niech se weźmie. Zgodnie z prawem jest niczyja dopóki ktoś nie dowiedzie, że
jest inaczej.- stwierdził Werner.- jednak dopiero po parzeniu się z narzeczoną.
-Może
i masz rację Wernerze. Pomyślę jak to rozwiązać.- podrapał się po głowie.
-Może
ją brać, ile razy chce i kiedy chce. Jednak chciałbym by nadal pomagała mojej
suce. Kolejne szczenięta są w drodze i jej pomoc jest bardzo przydatna.-
zasugerował Ayk.
-Może
skorzystam z twojej propozycji.- popatrzył na Ayka Abram.- tak to dobry pomysł.
Szczeniak się wyżyje, a i inni na tym skorzystają. Ładna z niej suka. To za
trzy dni chcę byście wszyscy byli obecni jak ona tu przybędzie.- uśmiechnął
się zadowolony, wstał i po pożegnaniu
się poszedł do swoich zajęć.
-
czemu mu to synu zaproponowałeś- popatrzył na patrzącego przez okno Ayka
Werner.
-Sam
mam na nią ochotę. Jednak, będę mógł dopiero po szczeniaku Abrama. I to tylko,
dlatego, że tu mieszka. Poczekam, bo z moją to nie mogę sie teraz zabawiać.-
odwrócił się- pójdę odpocząć tato.
-Teraz
rozumiem.- uśmiechnął się i poklepał go po plecach- sam bym na nią miał chęć gdybym był trochę
młodszy.
-Nie
jesteś taki stary, może i dałbyś jej radę.- podniósł na ambicji ojca wchodząc
do swojej sypialni. Trzy dni
później, w osadzie zrobiło się duże poruszenie. W samo południe przybyli obcy.
Było ich około 10 mężczyzn i jedna ładna blondynka o niebieskoszarych oczach.
Wszyscy bez wyjątku wyszli na spotkanie na środek placu. Tam też czekał Abram z
synem. Po wymianie uprzejmości i powitaniach, obcy wskazał na blondynkę by
podeszła do niego.
-A
oto i ta którą wybrałeś dla syna. Nyja oto twój samiec. Od dziś jesteście parą,
macie się rozmnażać. By powiększyć jego klan.- powiedział starszy towarzyszący
dziewczynie. Chłopak podszedł do dziewczyny, obszedł ją dookoła trzy razy i
pocałował przy wszystkich.
-zapraszam
szlachetnych gości do mojej skromnej siedziby na poczęstunek przed daleką
drogą.- zaprosił Abram do siebie obcych. Ci skłonili się przyjmując jego
zaproszenie. Młodzi poszli jako ostatni. Chłopak od razu zaciągnął dziewczynę
do swojej sypialni na dole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz