Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

7/24/2017

Zew - Rozdział trzeci

Zachowanie przywódcy i jego syna nie przypadło do gustu nowej w osadzie Nyji. Poczekała, aż wszyscy zasną i podeszła do słupa. Zbudziła śpiącą i przywiązaną dziewczynę.
-cii.- nakazała- jestem tu by ci pomóc, ale musisz stąd odejść. Najlepiej w głąb tam, gdzie mieszka Biały Wilk. Jak tam dotrzesz to proś tego, kto cię znajdzie, by cię do niego zaprowadził. Opowiedz mu, kim jesteś i co cię spotkało. Tylko on cię uchroni przed tym, co grozi za ucieczkę z klanu.
-co tam robisz?- spytał jeden ze strażników.
-Mąż kazał mi sprawdzić czy żyje.- uderzyła dziewczynę po twarzy. Upuszczając nóż.- widzę, że żyje ta wredna suka.- zanim uderzyła po raz drugi- tam gdzie grabiliście siano ukryłam płaszcz i torbę z jedzeniem. Unikaj co najmniej przez trzy dni ludzi. Nie zapomnij. Unikaj traktów. Tylko las i tylko w dzień. Nocą polecam drzewa. Wysokie drzewa. A masz suko- uderzyła lekko w policzek i odeszła.
-dzięki- szepnęła obolała schyliła głowę i dopóki mężczyzna stał i się na nią gapił tkwiła bez ruchu. Jak zniknął w jednej z chat związanymi rękoma podniosła nóż i przecięła sznur. Nie zmieniając pozycji rozejrzała się. Panując nad bólem podniosła się i zaczęła iść w kierunku lasu.
Dotarła do polany i wygrzebała z siana płaszcz i brązową tunikę. A także jej torbę, w której była butelka mleka i mięso z chlebem.- jak ja się jej odwdzięczę.- pomyślała zabierając pokrwawione ubranie, z kieszeni spodni wypadły cążki. W świetle księżyca błysnęły metalicznym blaskiem. Schyliła się i podniosła przedmiot chowając go do torby.  Ruszyła w kierunku rzeki.- psy jak tropią to gubią ślad nad wodą. Przepłynę kawałek rzeką. To może zmylę pościg.- doszła do rzeki rozebrała się i wszystko zawinęła w płaszcz i weszła do zimnej wody, jej chłód złagodził ból.
            Była wytrawną pływaczką pokonywała wujka i Petera na dziesięć długości basenu. Dlatego bez trudu płynąc z prądem przepłynęła na drugi brzeg rzeki. Tam w krzaki rzuciła pokrwawioną koszulę. Ponownie odpłynęła, bo woda unosiła ją, a ona była obolała i zmęczona. Dopłynęła o świcie do zatoczki, z której wyszła na brzeg. Tam przy ciepłym słoneczku wysuszyła się i posiliła. Po opróżnieniu butelki nabrała do niej wody, na dalszą drogę.
Powoli się ubrała i nieśpiesznie weszła w nieznany dla niej las. Ten był nieco inny jak ten, w którym bawiła się z dziećmi. Było tu więcej krzaków i drzew liściastych. Kolory i kształty liści zainspirowały ją  by się lepiej im przyjrzeć. Wspaniałe kształty przypominające gwiazdkę były koloru jaskrawo zielonego z żółtymi żyłkami. Pień był pokryty gładką, śliską, jasnożółta korą. Obok niewysokie drzewko miało żółtozielone liście i bordowy pień układający się w literę „V”.
- co za fascynujące drzewa. Jeszcze bardziej zdumiewające jest to granatowo zielone. One wyglądają jak burzowe chmurki na białym pniu. Tylko takie drobniutkie listki. Ciekawe jak się te drzewa nazywają.- zastanawiała się.
***
 Nie śpieszyła się nigdzie, bo niby, po co? To dziwni ludzie. Tu przynajmniej nie musiała nikogo słuchać i wykonywać głupich nie, kiedy poleceń. Nikt nie nazywał jej przybłędą i była wolna, mogła być sobą, Anną.
  Zaczęło się ściemniać szukała odpowiedniego drzewa, by na nie wleźć i nie spaść. Jednak były zbyt niskie i zbyt słabe by na nie wleźć.
Po ciemku brnęła dalej. Nastała pełnia więc mogła iść śmiało lasem, błyszczący księżyc blado oświetlał drogę. Gdzieś w pobliżu usłyszała jęk. Zatrzymała się i nasłuchiwała. Dochodził z daleka, jednak brzmiał jak cierpiące zwierzę. Zawahała się, jednak weterynarz wziął górę nad rozsądkiem. Postanowiła odnaleźć i pomóc cierpiącemu zwierzęciu. Wolała je od będących tu ludzi. Pokonując krzaki, natknęła się na błyszczącą niebiesko sieć.
- a to, co do cholery?- zdziwiła się na głos- Pewnie w coś takiego wpadło to biedne zwierzę.- pogrzebała w torbie i znajdując cążki od paznokci pocięła siatkę. Zanim zbliżyła się do zwierzęcia pocięła takie trzy, z jednej uwalniając królika
.- jaki on jest piękny…- podeszła do burego, wielkiego wilka. Zwierzę było oplątane całe siecią i nieprzytomne.
 Ostrożnie podeszła i delikatnie powoli przecinała krępującą go sieć. Szepcząc:
- spokojnie nie zrobię ci krzywdy… tylko uwolnię z tego czegoś.- przeciągnęła delikatnie ręką po silnych mięśniach i miękkim futrze wilka. Zobaczyła krew.- ależ ty ciężki…- stwierdziła wciągając zwierzaka na swój płaszcz.- muszę cię stąd zabrać. Ktoś inny mógłby cię znaleźć i dobić. Mnie też ścigają, jak ciebie i za co? za to, że nie jestem stąd? Za to, że nie znam panujących tu zwyczajów? A może za to, że nie wiem, jak wrócić tam do mojego świata? Tobie mogę powiedzieć. Jesteś wilkiem i im nie powiesz, bo ciebie pewnie też chcieli złapać. Dla tej pięknej skóry. Zazdroszczę ci. Wiesz kim jesteś i co tu robisz. A ja nie.- zatrzymała się by odpocząć
 Rozejrzała się i podciągnęła o wiele za ciężkiego zwierza w krzaki.
- tu będziemy bezpieczni. Mam nadzieję… e no. Dopóki ty się nie ockniesz i mnie nie zjesz. Tak na poprawę humoru. Ale na razie ci pomogę.- wyjęła butelkę wody z torby, urywając sobie rękaw powoli i delikatnie zaczęła przemywać rany. Zwierzę warknęło.- o sorry. Jeszcze mnie nie zjedz.- szepnęła odsuwając się i zostawiając przy nim swoje rzeczy.- ja tylko no…- urwała widząc jak podnosi łeb i wpatruje się w nią swymi oczyma. Uniósł wargi ukazując bialutkie kły.
- e lepiej już sobie pójdę… grzeczny wilczek…- gdy ponownie warknął.- poradzisz sobie… sam… no to twój las… twój teren- zrobiła powoli krok do tyłu.
Nie odwracając oczu od niego. Zaczęła zagłębiać się coraz dalej w las, gdy już go nie widziała wybiegła na trakt. Idąc tak znalazła opuszczony dom. Weszła do środka pukając i pytając czy może. Jednak głucha cisza jej odpowiedziała. Zamknęła drzwi i podparła je szafką. Rozpłakała się wyrzucając sobie, że stchórzyła i uciekła przed ostatecznym rozwiązaniem ze strony notabene pięknego wilka.
- mam nadzieję, że się wyliże- westchnęła. Kuląc się na ławie pod ścianą. Zasnęła.
***
            Obudził ją szum deszczu padającego na zewnątrz. Do środka przez wybite okno zaczęły wpadać krople. Ocknęła się z zadumy, poczuła burczenie w brzuchu i coś jeszcze, strach i samotność. Postanowiła przeczekać burzę, rozejrzała się po chacie. Prócz dziurawej derki zwisającej z ławy na której spała znalazła w szafce blokującej drzwi zapleśniały kawałek mięsa na którym było pełno larw owadów.
-a to, to tak śmierdzi.- westchnęła przeglądając kolejne pomieszczenie i nie znalazła tam nic do jedzenia.- no trudno.- uśmiechnęła się na widok kubka z pobitym uszkiem.
 Wystawiła go za okno wkrótce napełnił się deszczówką. Wypłukała go i ponownie wystawiła by zebrać wodę do picia. Przemyślała wiele spraw, zastanawiała się, co takiego ważnego może zrobić ktoś, kto tak się nazywa dziwacznie. Pokręciła głową.- on mi nie pomoże. Może pójdę w góry, a może w lesie znów spotkam wilka, który mnie zje. Tak z litości.
Było późno, gdy przestało padać. Odsunęła szafkę i wyszła. Nie odważyła się jednak wejść do lasu. Człapiąc noga za nogą szła szerokim traktem. Na rozdrożu usiadła na kamieniu, by odpocząć i wybrać jedną z trzech dróg. Skręciła w lewo.
- Boże. Zrób coś. Mam już tego dość. Plecy bolą, nogi bolą. Perspektywy żadnej nie mam na cokolwiek do jedzenia.- narzekała zrezygnowanym głosem- Spraw by ktoś się mną zaopiekował, by mnie przytulił i nakarmił, by opatrzył moje rany, po zapachu czuję, że jest z nimi źle.- pokręciła głową, odrzucając włosy do tyłu z cichym krzykiem- Albo niech mnie ktoś dobije i pójdę do ciebie z ochotą.- spojrzała w niebo- I zapytam czemu to właśnie mnie spotkało? Za co? Co ja takiego złego ci zrobiłam? Przecież…-przycisnęła ręce do piersi kręcą jednocześnie głową- no nie będę wytykać, ale byłam dobra. Starałam się i co za to dostałam?!- rozłożyła ramiona gestykulując i wymachując- No?! Już ty wiesz co! i to sprawiedliwe?! Diabeł by se lepiej poradził. A ja cały czas trzymam twoja stronę.- machnęła ręką- Ech i tak pewnie jesteś zajęty kimś innym. Bogatym, sławnym, pięknym i u władzy. A nie kimś takim godnym tylko kopniaka.- całą drogę marudziła mając pretensje do Boga. Była wyzuta z wszelakich dobrych emocji, zbolała i rozżalona, szła noga za nogą.
***
Aż doszła do osady. Było tam tylko kilka domów, a w oddali most i murowana strażnica, całkiem spora.- oho. Ale wdepnęłam. Trudno prześpię się tu do rana i tak nie mam sił by dalej iść. Może tu znajdę kogoś, kto za pracę da mi zjeść. I tak śpią, więc- ziewnęła z rezygnacją, kuląc się na progu stojącej chaty w pobliżu lasu.
O świcie znów zaczęło padać, ale bardzo krótko i wyszło słońce. Na progu chaty właścicielka odkryła zmarznięta i mokrą dziewczynę, która przestraszona patrzyła na nią wielkimi, zielonymi oczyma. Powoli podnosząc się z miejsca, zerkała na kobietę.
-a ty co tu robisz?
-zaraz sobie pójdę jak przeszkadzam…- niepewnie jak spłoszone zwierzątko, przyłapane przez drapieżnika wyszeptała zachrypniętym głosem.
-samica sama?- zdziwiła się kobieta.
-ja no… kogoś szukam… zgubiłam się i czy mogłabym zapracować na jedzenie? Straciłam wszystko co miałam w lesie… ale mogę sobie pójść. Tylko proszę mnie nie odstawiać na środek wioski…- wyjaśniła dziewczyna, prosząc jednocześnie zastraszona wspomnieniami palika.
-kto cię tak przeraził? Wyglądasz okropnie. Wejdź do środka. Powiadomię starszego o tobie…- zatroskana i chętna do pomocy wskazała drzwi.
-nie, nie trzeba już sobie idę.- podniosła się i za chwilę oparła się o ścianę, bo zakręciło się jej w głowie.
-ale on, powinien wiedzieć o każdym obcym poszkodowanym.- wyjaśniła, widząc reakcje dziewczyny- No dobrze, wejdź. Przypilnujesz mi przez chwilę dzieci pójdę tylko wydoić miulkę.
-dobrze. a duże dzieci?
-nie malutkie. Mają dopiero dwa miesiące.- wpuściła do ciepłej izby w kuchni. Dziewczyna od razu podeszła do pieca by się ogrzać. W pobliżu w wiklinowym koszyku spały bliźnięta.
-jakie ładne- pomyślała i rozejrzała się. zobaczyła na ławie namoczone pieluchy. Zaczęła je prać, gdy przyszła gospodyni kończyła je płukać.
-uprałaś? Nie musiałaś. Jesteś taka…- urwała widząc, że ta spuściła głowę i zaczęła zbierać się do wyjścia.- a ty gdzie?!
-lepiej pójdę nim mnie wygonisz… nagrzałam się i… i coś zrobiłam nie tak skoro… a- machnęła ręką dotykając klamki.
-poczekaj. Uprałaś pieluchy moich dzieci i jesteś głodna. Usiądź naleję ci mleka. Jest ciepłe i od razu poczujesz się lepiej.- wlała do kubka ciepłe mleko i podeszła z nim do dziewczyny. Która nie ufnie zarazem z pożądaniem na nie popatrzyła.- no proszę. Z serca daję.
-dziękuję…- chciwie wypiła ciepłe mleko. Nawet zapach miulki jej nie przeszkadzał taka była głodna.
-widzę, że jesteś… spokojnie. Zaraz dam ci coś zjeść. Tylko rozwieszę, te pieluchy za domem.- powiedziała gospodyni biorąc miskę.
-ja rozwieszę. Dobrze? Nie lubię jałmużny. Umiem pracować i mogę?- poprosiła patrząc nieśmiało na kobietę.
-ależ proszę. Po prawej są sznurki.- dziewczyna skinęła głową i wyszła. Rozwiesiła pranie i wróciła odnieść miskę.
-pójdę już sobie. Nie chcę sprawiać kłopotu. Lepiej by mnie nikt nie widział, bo może mieć pani kłopoty…- ze strachem popatrzyła w okno.
-jakie kłopoty dziewczyno? Kto cie tak przeraził?- z niepokojem popatrzyła na Annę.
-nie… nikt… nic… nie istotne… pójdę sobie i proszę o mnie zapomnieć…- drżąc na całym ciele odpowiedziała brunetka.

-spokojnie masz zjedz- podała jej kawałek ciepłego mięsa i chleb. Anna nie pewnie popatrzyła na drzwi jednak aromat pieczeni podziałał na jej żołądek. Usiadła i zaczęła powoli jeść dokładnie żując i delektując się każdym kęsem. Gospodyni zatrzymała dziewczynę na odpoczynek. W południe wyszła pozbierać pranie równiutko składała pieluchy na podwórku, kiedy zauważyła, że ktoś ją obserwuje. Była to pięknie ubrana kobieta, o jasnych włosach i bladoszarych oczach. Anna nie dała po sobie poznać, iż wie o tym fakcie. Powoli bardzo starannie dokończyła składanie ostatnich pieluch. Biorąc je w ręce weszła do środka, odłożyła je w pobliżu wiklinowego koszyka i dziękując za wszystko kobiecie wyszła.
-lepiej sobie pójdę. Tamta pewnie powiadomi starszego i będą kłopoty. Nikt i tak mi tu nie uwierzy, kim jestem.- Myślała zagłębiając się w las, gdy tylko osłoniły ja krzewy zaczęła biec.
Nie patrząc gdzie biegnie. Strach dodał jej sił. O mało nie wpadła w jedną z sieci.
- o nie. znów, ktoś skrzywdzi zwierzątko, albo jakieś dziecko. Wyciągnęła z kieszonki cążki i zaczęła ciąć sieć, gdy ją obcięła rzuciła na ziemię. Kilka kroków dalej znalazła dwie inne.- no nie. naprawdę tu nagonkę szykują. Muszę pomóc moim braciom ściganym.- westchnęła zabierając się do wycinania kolejnej siatki. Nacięła ich sporo, aż do wieczora. Zebrała kilka ostatnich i słysząc szum rzeki postanowiła je utopić. Ciągnęła je za sobą wychodząc z lasu i kierując się w stronę brzegu rzeki. Zaczęło się ściemniać, gdy usłyszała za plecami.
-co chcesz zrobić z moimi sieciami suko?!
-ja…- nie odwracając się przyśpieszyła kroku. Jednak mężczyzna ją dorwał. Był wysoki barczysty i silny. Jednym pociągnięciem za koniec sieci wywrócił ją.
-ładna dupa z ciebie. Zabawimy się, a potem mi zapłacisz za szkodę.- rzucił się na nią. Zaczął rozrywać jej ubrania, gdy ta się wywinęła spod niego, kopiąc go w tyłek. Zaczęła uciekać w stronę mostu, kiedy usłyszała wycie wilków.
-o nie…- jęknęła potykając się.
 Mężczyzna złapał ją za nogę łamiąc ją. Chciał uniemożliwić dziewczynie ucieczkę. Zamachnął się i potężnie kopnął podrzucając ją o kilka kroków. Anna padając złamała rękę, jęknęła z bólu. jednak kopnęła go zdrową nogą w krocze. Mężczyzna jęknął wściekły, jednak nie rezygnował z próby gwałtu. A wilki były tuż, tuż. Zaatakowały mężczyznę. Obejrzała się i zaczęła czołgać się by uciec jak najdalej. W końcu zjechała w dół z nasypu uderzając się w głowę.
- to po mnie- pomyślała nim zemdlała. Otoczonego i obezwładnionego mężczyznę okrążyła większa grupa wilków przemieniających się w mężczyzn, oraz jedna kobieta, która poszła sprawdzić co z dziewczyną. Za to biały wilk wbiegł jako ostatni wraz z burym. Bury wilk powąchał łowcę i pobiegł lekko utykając na jedną łapę za kobietą doganiając ją.
-to ona?- spytała, a wilk ją dokładnie obwąchał. Wyszczerzył kły i zamerdał ogonem w momencie, gdy ta odzyskiwała przytomność.
-a to po mnie- ponownie straciła przytomność, widząc przed oczami kły wilka.
-co jej?- zdziwiła się kobieta.- wilka nie widziała? A wilkami jedzie od niej na kilometr. Co za jedna?- popatrzyła na wilka, który położył się przy dziewczynie. Za to biały wilk przeobraził się w blondyna ubranego na czarno.
-czemu biłeś swoją panią? Łowco, czemu?- spytał biały wilk, mierząc łowcę przenikliwym spojrzeniem.
-Atrax. To twoją skórę chciałem, a ta wilcza suka zniszczyła moje sieci. Nie jest moją panią. Wykończył bym ją, gdyby nie wy.- warknął poturbowany i przyciśnięty do ziemi.
-nie jest jedną z nas. Uciekała przed nami, to twa pani. Czemu ją atakowałeś? Trudno. Nie chcesz odpowiadać powiesz później. Do lochu z nim. Niech All zobaczy, co to za jedna.- burknął wściekły blondyn odwracając się i idąc w kierunku strażnicy.
-a co z nią?- spytał szatyn stając obok blondyna.
-ją też chcę przesłuchać. Wyraźnie powiedziałem All. A ty ze mną.- rozkazał.
-już, już. Co się tak ciskasz? Sieci zniszczone, wszyscy złapani…
-zamknij się. Nie widzisz, że jest wkurzony- stwierdził rudowłosy idący obok.
-co z tego?! Mogłem zobaczyć, choć czy ładna ta kocica.- stwierdził gestykulując szatyn. All i czterech innych podeszli do kobiety i leżącego pomiędzy nią, a dziewczyną burego wilka.
-All. Mamy ją dobić?- spytał jeden, a bury wilk zawarczał jeżąc sierść i gotując się do walki.
-spokojnie. Atrax chce ją widzieć. Czemu chcesz ją bronić James?- zdziwił się głośno All reakcją burego. 

Rozdział czwarty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz