Zachowanie przywódcy i jego syna nie przypadło do
gustu nowej w osadzie Nyji. Poczekała, aż wszyscy zasną i podeszła do słupa.
Zbudziła śpiącą i przywiązaną dziewczynę.
-cii.-
nakazała- jestem tu by ci pomóc, ale musisz stąd odejść. Najlepiej w głąb tam,
gdzie mieszka Biały Wilk. Jak tam dotrzesz to proś tego, kto cię znajdzie, by
cię do niego zaprowadził. Opowiedz mu, kim jesteś i co cię spotkało. Tylko on
cię uchroni przed tym, co grozi za ucieczkę z klanu.
-co
tam robisz?- spytał jeden ze strażników.
-Mąż
kazał mi sprawdzić czy żyje.- uderzyła dziewczynę po twarzy. Upuszczając nóż.-
widzę, że żyje ta wredna suka.- zanim uderzyła po raz drugi- tam gdzie
grabiliście siano ukryłam płaszcz i torbę z jedzeniem. Unikaj co najmniej przez
trzy dni ludzi. Nie zapomnij. Unikaj traktów. Tylko las i tylko w dzień. Nocą
polecam drzewa. Wysokie drzewa. A masz suko- uderzyła lekko w policzek i
odeszła.
-dzięki-
szepnęła obolała schyliła głowę i dopóki mężczyzna stał i się na nią gapił
tkwiła bez ruchu. Jak zniknął w jednej z chat związanymi rękoma podniosła nóż i
przecięła sznur. Nie zmieniając pozycji rozejrzała się. Panując nad bólem
podniosła się i zaczęła iść w kierunku lasu.
Dotarła do polany i wygrzebała z siana płaszcz i
brązową tunikę. A także jej torbę, w której była butelka mleka i mięso z
chlebem.- jak ja się jej odwdzięczę.- pomyślała zabierając pokrwawione ubranie,
z kieszeni spodni wypadły cążki. W świetle księżyca błysnęły metalicznym
blaskiem. Schyliła się i podniosła przedmiot chowając go do torby. Ruszyła w kierunku rzeki.- psy jak tropią to
gubią ślad nad wodą. Przepłynę kawałek rzeką. To może zmylę pościg.- doszła do
rzeki rozebrała się i wszystko zawinęła w płaszcz i weszła do zimnej wody, jej
chłód złagodził ból.
Była
wytrawną pływaczką pokonywała wujka i Petera na dziesięć długości basenu.
Dlatego bez trudu płynąc z prądem przepłynęła na drugi brzeg rzeki. Tam w
krzaki rzuciła pokrwawioną koszulę. Ponownie odpłynęła, bo woda unosiła ją, a
ona była obolała i zmęczona. Dopłynęła o świcie do zatoczki, z której wyszła na
brzeg. Tam przy ciepłym słoneczku wysuszyła się i posiliła. Po opróżnieniu
butelki nabrała do niej wody, na dalszą drogę.
Powoli się ubrała i nieśpiesznie weszła w nieznany dla
niej las. Ten był nieco inny jak ten, w którym bawiła się z dziećmi. Było tu
więcej krzaków i drzew liściastych. Kolory i kształty liści zainspirowały
ją by się lepiej im przyjrzeć. Wspaniałe
kształty przypominające gwiazdkę były koloru jaskrawo zielonego z żółtymi
żyłkami. Pień był pokryty gładką, śliską, jasnożółta korą. Obok niewysokie
drzewko miało żółtozielone liście i bordowy pień układający się w literę „V”.
-
co za fascynujące drzewa. Jeszcze bardziej zdumiewające jest to granatowo
zielone. One wyglądają jak burzowe chmurki na białym pniu. Tylko takie
drobniutkie listki. Ciekawe jak się te drzewa nazywają.- zastanawiała się.
***
Nie śpieszyła
się nigdzie, bo niby, po co? To dziwni ludzie. Tu przynajmniej nie musiała
nikogo słuchać i wykonywać głupich nie, kiedy poleceń. Nikt nie nazywał jej
przybłędą i była wolna, mogła być sobą, Anną.
Zaczęło się ściemniać szukała odpowiedniego
drzewa, by na nie wleźć i nie spaść. Jednak były zbyt niskie i zbyt słabe by na
nie wleźć.
Po ciemku brnęła dalej. Nastała pełnia więc mogła iść
śmiało lasem, błyszczący księżyc blado oświetlał drogę. Gdzieś w pobliżu
usłyszała jęk. Zatrzymała się i nasłuchiwała. Dochodził z daleka, jednak
brzmiał jak cierpiące zwierzę. Zawahała się, jednak weterynarz wziął górę nad
rozsądkiem. Postanowiła odnaleźć i pomóc cierpiącemu zwierzęciu. Wolała je od
będących tu ludzi. Pokonując krzaki, natknęła się na błyszczącą niebiesko sieć.
-
a to, co do cholery?- zdziwiła się na głos- Pewnie w coś takiego wpadło to
biedne zwierzę.- pogrzebała w torbie i znajdując cążki od paznokci pocięła
siatkę. Zanim zbliżyła się do zwierzęcia pocięła takie trzy, z jednej
uwalniając królika
.-
jaki on jest piękny…- podeszła do burego, wielkiego wilka. Zwierzę było
oplątane całe siecią i nieprzytomne.
Ostrożnie
podeszła i delikatnie powoli przecinała krępującą go sieć. Szepcząc:
-
spokojnie nie zrobię ci krzywdy… tylko uwolnię z tego czegoś.- przeciągnęła
delikatnie ręką po silnych mięśniach i miękkim futrze wilka. Zobaczyła krew.-
ależ ty ciężki…- stwierdziła wciągając zwierzaka na swój płaszcz.- muszę cię stąd
zabrać. Ktoś inny mógłby cię znaleźć i dobić. Mnie też ścigają, jak ciebie i za
co? za to, że nie jestem stąd? Za to, że nie znam panujących tu zwyczajów? A
może za to, że nie wiem, jak wrócić tam do mojego świata? Tobie mogę
powiedzieć. Jesteś wilkiem i im nie powiesz, bo ciebie pewnie też chcieli
złapać. Dla tej pięknej skóry. Zazdroszczę ci. Wiesz kim jesteś i co tu robisz.
A ja nie.- zatrzymała się by odpocząć
Rozejrzała się
i podciągnęła o wiele za ciężkiego zwierza w krzaki.
-
tu będziemy bezpieczni. Mam nadzieję… e no. Dopóki ty się nie ockniesz i mnie
nie zjesz. Tak na poprawę humoru. Ale na razie ci pomogę.- wyjęła butelkę wody
z torby, urywając sobie rękaw powoli i delikatnie zaczęła przemywać rany.
Zwierzę warknęło.- o sorry. Jeszcze mnie nie zjedz.- szepnęła odsuwając się i
zostawiając przy nim swoje rzeczy.- ja tylko no…- urwała widząc jak podnosi łeb
i wpatruje się w nią swymi oczyma. Uniósł wargi ukazując bialutkie kły.
-
e lepiej już sobie pójdę… grzeczny wilczek…- gdy ponownie warknął.- poradzisz
sobie… sam… no to twój las… twój teren- zrobiła powoli krok do tyłu.
Nie odwracając oczu od niego. Zaczęła zagłębiać się
coraz dalej w las, gdy już go nie widziała wybiegła na trakt. Idąc tak znalazła
opuszczony dom. Weszła do środka pukając i pytając czy może. Jednak głucha
cisza jej odpowiedziała. Zamknęła drzwi i podparła je szafką. Rozpłakała się
wyrzucając sobie, że stchórzyła i uciekła przed ostatecznym rozwiązaniem ze
strony notabene pięknego wilka.
-
mam nadzieję, że się wyliże- westchnęła. Kuląc się na ławie pod ścianą.
Zasnęła.
***
Obudził ją szum deszczu padającego
na zewnątrz. Do środka przez wybite okno zaczęły wpadać krople. Ocknęła się z
zadumy, poczuła burczenie w brzuchu i coś jeszcze, strach i samotność.
Postanowiła przeczekać burzę, rozejrzała się po chacie. Prócz dziurawej derki
zwisającej z ławy na której spała znalazła w szafce blokującej drzwi
zapleśniały kawałek mięsa na którym było pełno larw owadów.
-a
to, to tak śmierdzi.- westchnęła przeglądając kolejne pomieszczenie i nie
znalazła tam nic do jedzenia.- no trudno.- uśmiechnęła się na widok kubka z
pobitym uszkiem.
Wystawiła go za
okno wkrótce napełnił się deszczówką. Wypłukała go i ponownie wystawiła by
zebrać wodę do picia. Przemyślała wiele spraw, zastanawiała się, co takiego
ważnego może zrobić ktoś, kto tak się nazywa dziwacznie. Pokręciła głową.- on
mi nie pomoże. Może pójdę w góry, a może w lesie znów spotkam wilka, który mnie
zje. Tak z litości.
Było późno, gdy przestało padać. Odsunęła szafkę i
wyszła. Nie odważyła się jednak wejść do lasu. Człapiąc noga za nogą szła
szerokim traktem. Na rozdrożu usiadła na kamieniu, by odpocząć i wybrać jedną z
trzech dróg. Skręciła w lewo.
-
Boże. Zrób coś. Mam już tego dość. Plecy bolą, nogi bolą. Perspektywy żadnej
nie mam na cokolwiek do jedzenia.- narzekała zrezygnowanym głosem- Spraw by
ktoś się mną zaopiekował, by mnie przytulił i nakarmił, by opatrzył moje rany,
po zapachu czuję, że jest z nimi źle.- pokręciła głową, odrzucając włosy do
tyłu z cichym krzykiem- Albo niech mnie ktoś dobije i pójdę do ciebie z ochotą.-
spojrzała w niebo- I zapytam czemu to właśnie mnie spotkało? Za co? Co ja
takiego złego ci zrobiłam? Przecież…-przycisnęła ręce do piersi kręcą
jednocześnie głową- no nie będę wytykać, ale byłam dobra. Starałam się i co za
to dostałam?!- rozłożyła ramiona gestykulując i wymachując- No?! Już ty wiesz
co! i to sprawiedliwe?! Diabeł by se lepiej poradził. A ja cały czas trzymam
twoja stronę.- machnęła ręką- Ech i tak pewnie jesteś zajęty kimś innym.
Bogatym, sławnym, pięknym i u władzy. A nie kimś takim godnym tylko kopniaka.-
całą drogę marudziła mając pretensje do Boga. Była wyzuta z wszelakich dobrych
emocji, zbolała i rozżalona, szła noga za nogą.
***
Aż doszła do osady. Było tam tylko kilka domów, a w
oddali most i murowana strażnica, całkiem spora.- oho. Ale wdepnęłam. Trudno
prześpię się tu do rana i tak nie mam sił by dalej iść. Może tu znajdę kogoś,
kto za pracę da mi zjeść. I tak śpią, więc- ziewnęła z rezygnacją, kuląc się na
progu stojącej chaty w pobliżu lasu.
O świcie znów zaczęło padać, ale bardzo krótko i
wyszło słońce. Na progu chaty właścicielka odkryła zmarznięta i mokrą
dziewczynę, która przestraszona patrzyła na nią wielkimi, zielonymi oczyma. Powoli
podnosząc się z miejsca, zerkała na kobietę.
-a
ty co tu robisz?
-zaraz
sobie pójdę jak przeszkadzam…- niepewnie jak spłoszone zwierzątko, przyłapane
przez drapieżnika wyszeptała zachrypniętym głosem.
-samica
sama?- zdziwiła się kobieta.
-ja
no… kogoś szukam… zgubiłam się i czy mogłabym zapracować na jedzenie? Straciłam
wszystko co miałam w lesie… ale mogę sobie pójść. Tylko proszę mnie nie
odstawiać na środek wioski…- wyjaśniła dziewczyna, prosząc jednocześnie
zastraszona wspomnieniami palika.
-kto
cię tak przeraził? Wyglądasz okropnie. Wejdź do środka. Powiadomię starszego o
tobie…- zatroskana i chętna do pomocy wskazała drzwi.
-nie,
nie trzeba już sobie idę.- podniosła się i za chwilę oparła się o ścianę, bo
zakręciło się jej w głowie.
-ale
on, powinien wiedzieć o każdym obcym poszkodowanym.- wyjaśniła, widząc reakcje
dziewczyny- No dobrze, wejdź. Przypilnujesz mi przez chwilę dzieci pójdę tylko
wydoić miulkę.
-dobrze.
a duże dzieci?
-nie
malutkie. Mają dopiero dwa miesiące.- wpuściła do ciepłej izby w kuchni.
Dziewczyna od razu podeszła do pieca by się ogrzać. W pobliżu w wiklinowym
koszyku spały bliźnięta.
-jakie
ładne- pomyślała i rozejrzała się. zobaczyła na ławie namoczone pieluchy.
Zaczęła je prać, gdy przyszła gospodyni kończyła je płukać.
-uprałaś?
Nie musiałaś. Jesteś taka…- urwała widząc, że ta spuściła głowę i zaczęła
zbierać się do wyjścia.- a ty gdzie?!
-lepiej
pójdę nim mnie wygonisz… nagrzałam się i… i coś zrobiłam nie tak skoro… a-
machnęła ręką dotykając klamki.
-poczekaj.
Uprałaś pieluchy moich dzieci i jesteś głodna. Usiądź naleję ci mleka. Jest
ciepłe i od razu poczujesz się lepiej.- wlała do kubka ciepłe mleko i podeszła
z nim do dziewczyny. Która nie ufnie zarazem z pożądaniem na nie popatrzyła.-
no proszę. Z serca daję.
-dziękuję…-
chciwie wypiła ciepłe mleko. Nawet zapach miulki jej nie przeszkadzał taka była
głodna.
-widzę,
że jesteś… spokojnie. Zaraz dam ci coś zjeść. Tylko rozwieszę, te pieluchy za
domem.- powiedziała gospodyni biorąc miskę.
-ja
rozwieszę. Dobrze? Nie lubię jałmużny. Umiem pracować i mogę?- poprosiła
patrząc nieśmiało na kobietę.
-ależ
proszę. Po prawej są sznurki.- dziewczyna skinęła głową i wyszła. Rozwiesiła
pranie i wróciła odnieść miskę.
-pójdę
już sobie. Nie chcę sprawiać kłopotu. Lepiej by mnie nikt nie widział, bo może
mieć pani kłopoty…- ze strachem popatrzyła w okno.
-jakie
kłopoty dziewczyno? Kto cie tak przeraził?- z niepokojem popatrzyła na Annę.
-nie…
nikt… nic… nie istotne… pójdę sobie i proszę o mnie zapomnieć…- drżąc na całym
ciele odpowiedziała brunetka.
-spokojnie
masz zjedz- podała jej kawałek ciepłego mięsa i chleb. Anna nie pewnie
popatrzyła na drzwi jednak aromat pieczeni podziałał na jej żołądek. Usiadła i
zaczęła powoli jeść dokładnie żując i delektując się każdym kęsem. Gospodyni
zatrzymała dziewczynę na odpoczynek. W południe wyszła pozbierać pranie
równiutko składała pieluchy na podwórku, kiedy zauważyła, że ktoś ją obserwuje.
Była to pięknie ubrana kobieta, o jasnych włosach i bladoszarych oczach. Anna
nie dała po sobie poznać, iż wie o tym fakcie. Powoli bardzo starannie
dokończyła składanie ostatnich pieluch. Biorąc je w ręce weszła do środka,
odłożyła je w pobliżu wiklinowego koszyka i dziękując za wszystko kobiecie
wyszła.
-lepiej
sobie pójdę. Tamta pewnie powiadomi starszego i będą kłopoty. Nikt i tak mi tu
nie uwierzy, kim jestem.- Myślała zagłębiając się w las, gdy tylko osłoniły ja
krzewy zaczęła biec.
Nie patrząc gdzie biegnie. Strach dodał jej sił. O
mało nie wpadła w jedną z sieci.
-
o nie. znów, ktoś skrzywdzi zwierzątko, albo jakieś dziecko. Wyciągnęła z
kieszonki cążki i zaczęła ciąć sieć, gdy ją obcięła rzuciła na ziemię. Kilka
kroków dalej znalazła dwie inne.- no nie. naprawdę tu nagonkę szykują. Muszę
pomóc moim braciom ściganym.- westchnęła zabierając się do wycinania kolejnej
siatki. Nacięła ich sporo, aż do wieczora. Zebrała kilka ostatnich i słysząc
szum rzeki postanowiła je utopić. Ciągnęła je za sobą wychodząc z lasu i kierując
się w stronę brzegu rzeki. Zaczęło się ściemniać, gdy usłyszała za plecami.
-co
chcesz zrobić z moimi sieciami suko?!
-ja…-
nie odwracając się przyśpieszyła kroku. Jednak mężczyzna ją dorwał. Był wysoki
barczysty i silny. Jednym pociągnięciem za koniec sieci wywrócił ją.
-ładna
dupa z ciebie. Zabawimy się, a potem mi zapłacisz za szkodę.- rzucił się na
nią. Zaczął rozrywać jej ubrania, gdy ta się wywinęła spod niego, kopiąc go w
tyłek. Zaczęła uciekać w stronę mostu, kiedy usłyszała wycie wilków.
-o
nie…- jęknęła potykając się.
Mężczyzna
złapał ją za nogę łamiąc ją. Chciał uniemożliwić dziewczynie ucieczkę.
Zamachnął się i potężnie kopnął podrzucając ją o kilka kroków. Anna padając
złamała rękę, jęknęła z bólu. jednak kopnęła go zdrową nogą w krocze. Mężczyzna
jęknął wściekły, jednak nie rezygnował z próby gwałtu. A wilki były tuż, tuż.
Zaatakowały mężczyznę. Obejrzała się i zaczęła czołgać się by uciec jak
najdalej. W końcu zjechała w dół z nasypu uderzając się w głowę.
-
to po mnie- pomyślała nim zemdlała. Otoczonego i obezwładnionego mężczyznę okrążyła
większa grupa wilków przemieniających się w mężczyzn, oraz jedna kobieta, która
poszła sprawdzić co z dziewczyną. Za to biały wilk wbiegł jako ostatni wraz z
burym. Bury wilk powąchał łowcę i pobiegł lekko utykając na jedną łapę za
kobietą doganiając ją.
-to
ona?- spytała, a wilk ją dokładnie obwąchał. Wyszczerzył kły i zamerdał ogonem
w momencie, gdy ta odzyskiwała przytomność.
-a
to po mnie- ponownie straciła przytomność, widząc przed oczami kły wilka.
-co
jej?- zdziwiła się kobieta.- wilka nie widziała? A wilkami jedzie od niej na
kilometr. Co za jedna?- popatrzyła na wilka, który położył się przy
dziewczynie. Za to biały wilk przeobraził się w blondyna ubranego na czarno.
-czemu
biłeś swoją panią? Łowco, czemu?- spytał biały wilk, mierząc łowcę przenikliwym
spojrzeniem.
-Atrax.
To twoją skórę chciałem, a ta wilcza suka zniszczyła moje sieci. Nie jest moją
panią. Wykończył bym ją, gdyby nie wy.- warknął poturbowany i przyciśnięty do
ziemi.
-nie
jest jedną z nas. Uciekała przed nami, to twa pani. Czemu ją atakowałeś?
Trudno. Nie chcesz odpowiadać powiesz później. Do lochu z nim. Niech All zobaczy,
co to za jedna.- burknął wściekły blondyn odwracając się i idąc w kierunku
strażnicy.
-a
co z nią?- spytał szatyn stając obok blondyna.
-ją
też chcę przesłuchać. Wyraźnie powiedziałem All. A ty ze mną.- rozkazał.
-już,
już. Co się tak ciskasz? Sieci zniszczone, wszyscy złapani…
-zamknij
się. Nie widzisz, że jest wkurzony- stwierdził rudowłosy idący obok.
-co
z tego?! Mogłem zobaczyć, choć czy ładna ta kocica.- stwierdził gestykulując
szatyn. All i czterech innych podeszli do kobiety i leżącego pomiędzy nią, a
dziewczyną burego wilka.
-All.
Mamy ją dobić?- spytał jeden, a bury wilk zawarczał jeżąc sierść i gotując się
do walki.
-spokojnie.
Atrax chce ją widzieć. Czemu chcesz ją bronić James?- zdziwił się głośno All
reakcją burego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz