Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

10/20/2017

Zew - Rozdział czwarty

Przygotowali na szybko nosze z kilku żerdzi i sieci splecionych ze sobą, którymi zabrali ciężko ranną dziewczynę do środka strażnicy. Żona Alla obmyła dziewczynę pod czujnym okiem burego wilka, który nie dał się usunąć z pomieszczenia, w którym była dziewczyna.
-nie ucieknie. Nie bój się- powiedziała kobieta.- nieźle ktoś ją poharatał.- stwierdziła, gdy zdjęła ubranie.- u…- pokręciła nosem, gdy obejrzała plecy.- pójdę lepiej po ziółka.
-odzyskała przytomność?- zapytał Atrax wychodzącą kobietę.
-nie. Ale ktoś…- pokręciła głową.- sam zaraz to zobaczysz. Lepiej ją dobić.- powiedziała patrząc mu w niebieskie oczy. Ściągnął lekko brwi.
-jak z nią porozmawiam.- popatrzył na drzwi i się odwrócił słysząc Alla.
-Atrax. Doniesiono, że za kilka dni przyprowadzą dwie kotołaczki i Łowcę złapanych w Kisak.
-czy to nie osada, do której odesłano samicę z mego klanu?- zastanowił się głośno.
-o tak. Ponoć szukały czarnej bestii. I na nią polowały.
-bez mojej zgody? Kto śmiał je wpuścić?!- uderzył mocno pięścią w ścianę.
-czy myślisz, że bylibyśmy tacy głupi?- stwierdził stojący obok Alla starszy mężczyzna zarządzający strażnicą.
-no nie uważam cię za głupca…- powiedział poważnie blondyn, świdrując swojego rozmówcę wzrokiem. Podeszła do nich kobieta niosąca miskę z wywarem i czyste płótna.
-to co chcesz ją zobaczyć? Nic ci nie zrobi jest nieprzytomna. Nie jest to ładny widok.- wprowadziła do środka grupkę z korytarza. Na widok której bury wilk zawarczał ostrzegawczo.
-James czemu nie chcesz się przemienić? Czemu ją bronisz?- spytał straszy mężczyzna. Wilk warknął i pomerdał ogonem.
-chcesz bym dał jej szansę?- spytał blondyn z uwagą wpatrując się w wilka. Ten zamerdał ogonem i wyszczerzył kły.- dobrze. Jak chcesz to jej pilnuj.- odwrócił się i podszedł do łóżka.
-na co ci to wygląda?- spytała wskazując nagie plecy dziewczyny.
-ktoś niedawno ją wychłostał. Te sińce świadczą, że się broniła, ale przed chłostą.- stwierdził pochylając się i oglądając dokładnie obrażenia Anny.- noga złamana. Ręka też, ale to dopiero teraz. Te strupy są okropne. Trzeba je oczyścić, bo zalęgnął się larwy.
-a myślisz. Po co przyniosłam zioła?!- kiedy dotknęła głowy dziewczyna jęknęła. Jednak nie odzyskała przytomności.- co czujesz?
-po za brudem? Krwią? Czuję wilki. Jednak, to nie jej.- podrapał się po brodzie.- zastanawiające.- obejrzał się ponownie na burego wilka, który podszedł i polizał po ręce dziewczynę.- masz racje ona nas nie skrzywdzi. To my ją skrzywdziliśmy. Tylko czemu? Ona cię uwolniła?- popatrzył na wilka, który pomerdał ogonem i wyszczerzył kły. Następnie ponownie ja polizał tym razem po twarzy i zaskomlał.- acha. Przygotujcie Łowcę muszę go o coś zapytać.- odwrócił się- a ty nastaw jej nogę i rękę. Pozbądź się tego syfu.
-a to znalazłam przy niej.- oddała cążki.
-tym się nie da nikogo zabić.- stwierdził All oglądając przedmiot.- po co jej to?
-zatrzymam. Powie jak się ocknie.- powiedział Atrax podchodząc do drzwi.
Po ich wyjściu June wraz z jeszcze inną kobietą dokładnie umyły nieprzytomną. Nakładając maść na rany na plecach zajęły się myciem głowy. Dziewczyna pod wpływem bólu otworzyła oczy.
-nie mam wstrząsu mózgu wujku, nie mam…- powiedziała i ponownie straciła przytomność. Krwawe włosy po umyciu w trzech wiadrach wody ukazały prawdziwy ciemny kolor i sporą ranę powyżej skroni. Obandażowały ją, a ta ponownie się ocknęła.- tylko cztery szwy wujku. Nie będzie boleć…- ponownie zemdlała. Kiedy nastawiono jej kości nogi i reki jednocześnie wrzasnęła z bólu.- wy konowały pierdolone! A znieczulenie to nie łaska?! Mam bardzo niski poziom krytyczny bólu… no co ty robisz dupku żołędny?! Kto cie tego nauczył?! Kto dał dyplom?!- krzyczała- te deski nie tak! Wzdłuż! Wzdłuż! Nie tak durniu.- usiadła i zaczęła układać deski wzdłuż złamanej nogi.- tak! Ja po półtora roku to wiem!- gdy zaczęli bandażować.- mocniej! No dobra… ale tu… kręci się…- osunęła się na łóżko jednak nie zemdlała tylko leżała na wpół przytomna.
-o co jej chodziło?- spytał jeden z ochrzanionych. 
-a bo ja wiem? Tak jest wygodniej- stwierdził drugi kończąc bandażować rękę.- żebra się zrosną i tak. Jak byłaby przemieniona byłoby szybciej. Ale… jest jeszcze młoda.
-hm atrakcyjna.- uśmiechnął się, a wilk ostrzegawczo zawarczał.- a mu co?
-pilnuje jej z rozkazu Atrax’a.- odparła June. Wyganiając ich z Sali.
Anna zapadła w sen połączony z gorączką. Podczas której majaczyła wydawało się jej, że jest z powrotem na ganku rozmawia z Peterem i ta boląca łapka Lili ją też boli.
-wybacz Lili. Ale to mój pierwszy gips u tak małego pieska… Peter tylko nie pomarańczowa… Dexter ty kanalio… tego to ci nie daruję… tato do mamy… - jęczała majacząc.
-spokojnie, spokojnie- uspokajała June robiąc kompresy.
 Ten stan ciągnął się przez kilka dni. W końcu gorączka ustąpiła, a rana na głowie dorobiła się pokaźnego strupa.
- będzie blizna- stwierdziła zadowolona June wychodząc z pokoju. Natknęła się po wyjściu na męża.- powiedz mu, że gorączka ustąpiła. Nie majaczy tylko płacze. Myślę, że wyzdrowieje. Idę po rosół może coś zje.- odwróciła się kierując się do kuchni.
Pozostawiona sama sobie Anna oprzytomniała. Otworzyła oczy, czuła ból ręki, żeber i nogi. Paskudne swędzenie zmusiło do drapania. Przykryta cienkim kocem poruszyła się niemrawo. Uniosła lekko głowę, jednak położyła się ponownie ciężko oddychając. Ponowiła próbę, lecz z jękiem osunęła się ponownie na swoje miejsce. Nagle poczuła liźnięcie na twarzy. Otworzyła oczy, a nad nią stał bury wilk, którego uratowała. Zdziwiła się i więcej się nie poruszyła. Tylko bacznie patrzyła czy przypadkiem nie przegryzie jej gardła. Poruszyły się drzwi, a wilk się odsunął. Słyszała zbliżające się kroki, były sprężyste i wskazywały na mężczyznę. Nie myliła się. Pochylił się nad nią, jego niebieskie oczy wpatrywały się drapieżnie w jej duszę.
-możesz mówić?- miał delikatny aksamitny głos z lekką chrypką, a zarazem pełen władzy.- jeśli tak. To kim jesteś?
-e… no… Anna Dilmah. Nie uwierzysz, ale nie jestem stąd… ja tu nie pasuję…- powiedziała prawdę zrezygnowanym głosem, podziwiając urodę pytającego mężczyzny.
-wierzę.- odparł po chwili zastanowienia.- kto cię tak skrzywdził?
-miałam to komuś powiedzieć, ale… lepiej przemilczę… on i tak mnie zabije… jestem tylko przybłędą… a ty przystojniaku, czemu mnie uratowałeś? Po co? wolałam umrzeć…- popatrzyła z lekkim wyrzutem, a po policzkach popłynęły łzy. Blondyn usiadł, uniósł delikatnie jej głowę pomagając Annie usiąść.- trochę kręci mi się w głowie…- oparła się o jego silne ramię zamykając oczy. Był ciepły, silny i opiekuńczy.
-czy wiesz gdzie jesteś?- zapytał delikatnie podpierając dziewczynę.
-nie tam, gdzie moje miejsce… to nie mój świat… nawet nie wiem, kim jesteś… to twój wilk? Jest pięknym zwierzęciem. Cieszę się, że mu lepiej.- odparła nie otwierając oczu.- ładnie pachniesz… tak świeżo…
-wiesz, kim jestem?- zapytał. Dziewczyna pokręciła głową na nie.- a wiesz kim są kotołaki?- pokręciła głową na nie.- a wilkołaki?
-e no… czytałam kiedyś książkę. O bestiach, które… a zresztą to i tak fikcja… nie ma ludzi wilków…. O tym piszą tylko książki. No u nas…- dodała podnosząc głowę, by ponownie spojrzeć w niebieskie oczy blondyna.
-ja jestem wilkołakiem.- oświadczył zdecydowanym głosem, dotykając włosów ciemnych jak heban.
-e… miło mi. To teraz ty mnie zjesz? A może to tylko żart?- powiedziała z niedowierzaniem w głosie- Bo uważasz mnie za wariatkę? Jak chcesz.- dodała po chwili zastanowienia- Powiem ci.- postanowiła mu zaufać i tak nie miała nic do stracenia-Jakiś kawałek czasu temu, nie pamiętam dokładnie, bo boli głowa. Mieszkałam w wielkim mieście, pełnym samochodów, samolotów, smogu, pistoletów- zaczęła się zwierzać-, ale ty i tak nic z tego nie zrozumiesz. No mój ex. Niech się cieszy, że go tu nie ma, bo bym go chyba zabiła za to co mi zrobił.- cicho jęknęła z bólu- Podczas wycieczki przeniósł mnie tu. Jak? Nie wiem, bo gdybym wiedziała już by mnie tu nie było.- westchnęła i kontynuowała.- ten las jest zupełnie inny.- zaczęła porównywać oba światy- My mamy krowy, a wy miulki. Wasze sarny maja paski, nasze są w cętki, a paski mają zebry. Nasze dzieci grają na komputerach lub jeżdżą rowerami, a wasze to szczeniaki. Są świetne, ale strasznie rozbrykane. U nas kobieta może się bronić przed gwałtem, u was powinna się zgodzić z ochotą.- wyjaśniła nurtujące ją różnice obyczajów- Jako obca próbowałam się dostosować, ale uczciwie zapracować na swe utrzymanie nie mogłam. Pewien klan mnie szuka, jak znajdzie to zapewne zabije, bo uciekłam przed chłostą. Nie słuszną, bo jak mogę być ukarana za coś, czego nie rozumiem…? I tylko, dlatego, że jestem tutaj suką, obcą i nie należę do nikogo. Nie mam samca. Nie wiem, po co mi jest potrzebny. Do czego? Najlepiej byś mnie wtedy dobił…, po co mnie opatrywałeś i leczyłeś? By ktoś inny, kogo względy i próżność… to nie istotne.- rozpłakała się przypominając sobie młodzieńca z rudą grzywką- Oddaj mnie im oni to załatwią z radością. To kilka metrów w górę rzeki płynącej dwa dni stąd, gdzie spotkałam twojego wilka… chcę umrzeć… chcę do mamy… ale chcę cię pocałować… tylko nie wiem czemu…?- poczuła nieodparty pociąg do przytulającego ją blondyna, jego uroda sposób bycia zauroczyły ją jak nigdy dotąd. Nawet Dexter tak na nią nie podziałał.
-położę cię teraz. A ty odpoczniesz. Musisz mieć samca. Takie tu panują zwyczaje. Wilki są monogamiczne, łączą się tylko z jedną partnerką na całe życie. Samiec dba o bezpieczeństwo i wygodę samicy. Mają potomstwo, a później, jeśli ona chce staje się taka jak on. Staje się wilkołakiem i uwalnia swego wilka. Musisz mieć samca.- nadal patrzył jej w oczy. podobała mu się, było w niej coś co go pociągało. Jej instynkt samozachowawczy i taka szybka akceptacja, uroda i oczy, głos… otrząchnął się.
-rozumiem. Łatwiej mi będzie tu żyć. Mając samca… takiego, którego nawet nie będę kochać. Takiego, który mi się nawet nie spodoba? Ty też nim nie zechcesz być… jestem inna i ty to czujesz.- powiedziała odgadując prawdę.
-pozwolę ci wybrać. Jednego z moich wolnych alf. Pomogłaś nam. Chyba, że wolisz, dołączyć do kotołaków. Będę wspaniałomyślny i pozwolę ci do nich dołączyć.- zaproponował bijąc się z myślami by wziąć ją sobie.
-no dobra. Tylko, kto to są te kotołaki? To rodzaj jakiś niewolników? Takich, co… a zresztą.- zamknęła oczy pod wpływem kolejnego bólu.
-sama je poznasz. Pozwolę ci się z nimi spotkać. Zostawię tylko wilka.- podniósł się i wyszedł.- co o niej sądzisz?- spytał Atrax idącego obok Dena.
-leci na ciebie. Nie wyczuła, że byłeś z kimś. To dziwne. Jak i to co gadała- stwierdził rudy.- wariatka, ale ładna. Mogę się o nią ubiegać? Będę się nią opiekował obiecuję. Nie widziałem by ktoś miał zielonooką.- poprosił o pozwolenie.
-jak będziesz chciał. A ona zechce zostać. James miał rację. To my ją skrzywdziliśmy i pewnie nie ma do nas zaufania. Jest bardzo silna, musiałem użyć uroku osobistego, bo nie czuje przynależności rasowej. Zaprowadź do niej kotołaczki. Może się z nimi spotkać i odejść, jeśli tego zechce.- niezadowolony odwrócił się.- pociągające stworzenie zna swą wartość. Umie walczyć o siebie idealna partnerka dla mnie.- pomyślał ponownie i pokręcił głową. W pokoju zjawiła się z rosołem June.
-zjesz?
-chętnie. Ładnie pachnie. Tak apetycznie.- gdy zaczęła jeść karmiona zapytała.- czy to prawda, że tu rządzą wilkołaki?
-jasne. Ja jestem wilkołakiem, bo niechęcę mieć tych szczeniaków. Czemu pytasz?
-e no… ten blondyn powiedział, że jest wilkołakiem i przyjdą tu jakieś kotołaki… to się pogubiłam, bo ja to nie z tego świata jestem.- przyznała się zdumiona.
-ech. To tylko ból głowy minie. Nie poznałaś Atrax’a?- powiedziała nie wierząc Annie.
-no on tu rządzi. Czy jakoś tak… ale chyba go jeszcze nie spotkałam…- zastanowiła się odpowiadając- a ten blondyn no ten przystojniak ma kogoś…? Cofam. Proszę mu tego nie mówić, ale z takim jak on facetem to z chęcią straciłabym cnotę.- uśmiechnęła się do samej myśli.
-e! ty jeszcze…- zdziwiła się June.
-no co…? to chyba nie przestępstwo? Jaka za to grozi kara?- A zdziwiona blondynka patrzyła z otwartą buzią, jak ta zaczęła się kulić, pod kocem.
-nie dziecinko. Nie. ale muszę powiadomić Atrax’a… że już ci lepiej.- zaczęła uspokajać szybko, widząc reakcję brunetki
-acha. Chętnie go poznam. To też wilkołak?- ta tylko z politowaniem spojrzała na brunetkę i pokręciła głową.
-a one, co tu robią?- oburzona spojrzała na rudego wprowadzającego dwie dziwaczne kobiety.
-kazali to przyprowadziłem.- popatrzył wzruszając ramionami na June.
-Ona zasnęła. Jest przecież taka słaba, musi teraz odpocząć. Niech poczekają- odparła wilkołaczka, słysząc równy oddech śpiącej dziewczyny.
-My możemy nad nią poczuwać. Nie jesteśmy takimi prymitywnymi istotami, jak WY…- powiedziała jedna z wprowadzonych.
-Beliso!- upomniała ją starsza.
-Tak, matko przełożona. Sama przecież mówiłaś…- zaprotestowała młodsza.
-Zamknij się i nie dyskutuj z tymi….- popatrzyła pogardliwie na Dana, June i udającego, że śpi wilka.- nie zniżaj się do tego godnego pożałowania poziomu.
-Ech! Wy! Gdyby nie wola Atrax’a. To inaczej bym z wami pogadała. Wy porywaczki małych szczeniąt od ojca i matki….- zaczęła kłótnie June, budząc drzemiącą Annę. Brunetka powoli otworzyła oczy. Zobaczyła w odbiciu obie ubrane w lśniące od błyskotek, dziwaczne stroje kobiety. Ich wyniosłość i pogarda, a także wyczuwalna niechęć do obecnych zaniepokoiły ją bardzo. A to co niechcący usłyszała, wzbudziło większą wrogość. Nie lubiła takich ludzi, choć nie rozumiała powodów jakie kierowały tamtymi, jednak nie chciała mieć z nimi nic wspólnego.
-Kto to.- szepnęła cicho.
-My przyszłyśmy cię zabrać od tych dzikusów. Moje dziecko, u nas poczujesz się jak u siebie w domu. te potwory cię tak pobiły i trzymają w tej klatce…Oni cię zabiją bo jesteś od nich o niebo lepsza. Powinnaś natychmiast z nami stąd odejść….- przekonywała cukierkowym głosem starsza wściekle zerkając na wilkołaki.
-Kim wy jesteście? Nie znam….- zapytała stanowczo Anna.
-Natychmiast Beliso, pomóż jej wstać i się ubrać. U nas będzie bezpieczna. A Łowcy wyłapią w końcu te dzikie zwierzęta!- stwierdziła rozkazującym tonem blondynka o dziwnych ciemnych oczach.
-Wujek mówił, że oczy to zwierciadło duszy- pomyślała patrząc na tą dziwną niemiłą kobietę.- a ja jej nie ufam, jest w niej coś odpychającego i fałszywego.- zastanawiała się. Podniosła się i usiadła, w chwili kiedy podeszła do niej ta druga. Z czymś, co się wcale, a wcale Annie się nie spodobało. Odtrąciła nogą podchodzącą- nie zbliżaj się do mnie- krzyknęła mrużąc oczy. Instynkt podpowiadał iż nie powinna tego nakładać. A przeczuć swoich i uczuć nigdy nie lekceważyła- czy to prawda? Porywacie dzieci? Porywacie małe bezbronne szczenięta? MÓW!- podniosła się wrogo patrząc na kobiety pomimo bólu żeber.
-My tylko zabieramy je, by wychować na lepszych niż są ich rodzice. My wiemy co dla nich jest najlepsze. Kotołaki zapewniają im komfort niebycia bestiami…
-A kim ty jesteś by decydować co jest dla nich lepsze.- a w zielonych oczach zabłysły groźne ogniki- każdemu dziecku, szczeniakowi jest najlepiej z tymi którzy ich kochają…- stanowczym i groźnym głosem prowadziła dyskusję z obcymi kobietami.
-masz przestać odzywać się do mnie takim tonem. Ty podrzędna przybłędo z innego świata! Nie wiesz kim jesteśmy i co ci możemy zrobić.- wyszczerzyła pazury i gniewnie mruknęła.
-Ty wstrętna kotko…obiecuję ci jedno, że nie tkniesz mnie…- przyjęła pozycję obronną koncentrując się i zapominając o swoich obrażeniach, bagatelizując je w swoim umyśle.
-A co mi zrobisz?! Taka poobijana, kulapeto. Mamy rozkaz zabrać cię ze sobą, albo…- zagroziła mrużąc oczy kotołaczka.

- Wiem…- kopnęła z półobrotu zbliżającą się do niej z lewej kobietę, a drugą zdzieliła w głowę zdrową ręką. Nim ktokolwiek z będących tam wilkołaków zareagował. Ta kopnięta uderzyła się z całym impetem o ścianę, a uderzona podrapała piersi dziewczyny.- o ty!- zdzieliła ją z główki, tracąc jednocześnie przytomność. Całe zajście trwało kilka chwil. Zdziwiony widokiem nieprzytomnych trzech kobiet, które nagle skoczyły sobie do gardeł Den, do brunetki podbiegł bury wilk i zaczął ja lizać, za nim zbliżyła się June.

Rozdział piąty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz