Wynoszone kotołaczki przez strażników, zauważył
wychodzący z lochu All.
-Kto
je tak pobił! Atrax wyraźnie zabronił!- surowo popatrzył na speszonych
chłopaków.
-Ale
to nie my…
-A
kto?- zaczął uderzać nogą o murek nerwowo.- może samica? Moja samica. Co! ją
też ten zakaz obowiązuje.- wyczekując odpowiedzi poklepał się po udzie.
-E..-
wzruszyli ramionami- tego nie wiemy. Lepiej zapytaj… o jego.- pokazali na Dana.
-DEN!-
krzyknął w stronę chłopaka- co im zrobiłeś? Znasz rozkazy!
-
to nie ja…- wzruszył ramionami rudzielec.
-A
kto?- zapytał podchodząc do kotołaczek Sam- o ta nawet ma złamany pazurek.-
uśmiechnął się, a w drzwiach stanął blondyn. Popatrzył na odzyskujące
przytomność kobiety.
-Lepiej
ją zabij tego potwora…- warknęła w jego stronę starsza, wściekle wpatrując się
w Atraxa.
-kogo?
-Tę
sukę z poza świata.- wściekła miotała się przytrzymywana przez strażników.
-Sam.
Odprowadź te panie do granicy.- odwrócił się i poszedł do środka. Wszedł do
pokoju w którym June próbowała docucić dziewczynę.- wyjaśnij.- polecił
spokojnym, stanowczym głosem.
-Atrax.
To nie my je … to ona. Nie wiem czemu… co do tego… no to było niesamowite… to
co zrobiła, nikt tego nie potrafi. Nawet ty.- mówiła delikatnie poklepując po
twarzy dziewczynę. Z podziwem wpatrując się w Annę.
-to
wiem. Chcę wiedzieć czemu na to pozwoliliście?- surowo zmierzył ją wzrokiem.
-nie
zdążyliśmy jej powstrzymać. Kiedy tak na nie patrzyła, to przeszły mnie
dreszcze. To była chwila, niczym grzmot burzy i było po wszystkim. One leżały,
a my patrzyliśmy jak ona się osuwa. Jednak żyje, ona jest nietknięta. A one
wyraźnie się jej bały.- wyjaśniła patrząc mu w oczy. Pochylił się nad
nieprzytomną dziewczyną. Pogładził delikatnie i z troską po jej policzku.
-Popatrz
na mnie, proszę popatrz na mnie…- szepnął w jej ucho. Delikatnie pocałował ją w
usta trzymając w objęciach.
-Nie
przerywaj, mów tak dalej…masz taki wspaniały dar przekonywania…- wyszeptała
otwierając oczy i przytulając się do niego.- mogę tego słuchać… całe wieki…
-
czemu je pobiłaś?- spytał delikatnie pieszcząc jej włosy.
-Nie…
na… widzę kotów… zabiły moją siostrzyczkę miała cztery miesiące… a te chciały
mnie skrzywdzić… bo są złe, a ja nie chciałam do nich przystać… tylko tobie
ufam…- wtuliła się w jego ramiona, zamknęła oczy i usnęła.
-
co zamierzasz?- zapytała June i wyszła pod wpływem jego spojrzenia.
Nadal po wyjściu June pieścił ciemne włosy dziewczyny.
Fascynowała go jej odwaga i determinacja, w byciu niezależną. Chciał by była
wolna, jednak nie mógł na to pozwolić. Po przesłuchaniu tych którzy
przyprowadzili do niego te kotołaczki, uwierzył w wersję dziewczyny. Tak dawno
żadna do niego się w ten sposób nie przytulała. Przyjemnie było zanurzyć palce
w miękkich włosach dziewczyny. Jej zapach sprawiał, że jej pożądał. Jednak
powinien zachować się tak jak na jego pozycje przystało. Spędził tam ponad
godzinę zastanawiając się, co z nią począć, przebudziła się .
-
potrzebujesz samca. Skoro postanowiłaś zostać. Tylko on zapewni ci opiekę i
byt. Jutro przyprowadzę kilku do wyboru. Sama wybierzesz jakiegoś z nich.-
powiedział wpatrując się w rozmarzone zielone oczy, widząc w nich swoje
odbicie.
-A
ty też tam będziesz?- spytała cicho zalotnie wpatrując się w tę przystojną
twarz.
-W
pewnym sensie…- odpowiedział, czując falę emocji ogarniającą jego ciało.
-tylko
tobie ufam i tylko ci wierzę…czemu… masz już kogoś prawda. Zawsze jak się
trafia ktoś do rzeczy to jest już zajęty.- westchnęła z rezygnacją, jednak się
nie odsunęła. Jego dotyk uspokajał, był przyjemny i kojący. Barwa głosu
poruszała w niej niewidzialną strunę. Zapragnęła być z tym mężczyzną, jak z
żadnym z chłopaków których do tej pory poznała. Chciała mu powiedzieć co do
niego poczuła, jednak nie zrobiła tego. Ten świat jest zbyt obcy jak dla niej.
-Można
to i tak ująć. Będę przy twoim wyborze. A żaden nigdy nie ośmieli się podnieść
na ciebie swojej ręki.- uspokajał, zachęcając do samodzielnego wyboru.
-Muszę…
inaczej nie można…- spuściła głowę- wiem jedno, jednak ten, na którego padnie…
nie zas…-pokręciła głową mówiąc smutnym głosem- może lepiej mnie zabijcie…-
poprosiła- nim…
-Przestań
o tym mówić…- gwałtownie zaprotestował.
Powoli opowiedział o prawach, zasadach i zwyczajach,
jakie rządzą na tym świecie. Wydawałoby się, że wszystko rozumie i na swój
sposób akceptuje, jednak było w niej coś, co go odrobinę niepokoiło. Jej
milczenie. Bez słowa przytakiwała mu i unikała tematu wyboru. Na koniec
stwierdziła, ze jest zmęczona i zasnęła. Posiedział jeszcze przy niej chwilę i
wyszedł.
Było ciemno, kiedy ponownie się obudziła. Rozejrzała
się po pokoju, nie zobaczyła ani wilka, ani June. Po cichu wstała, pokuśtykała
do drzwi by przez nie wyjrzeć. Jednak były zamknięte.
-
to się świetnie składa- uśmiechnęła się smutno- nie mogę być z nim, to nie chcę
być z nikim.- uparcie postanowiła, myśląc o blondynie. Wróciła do swojego
posłania i powoli zaczęła rozwijać zabandażowaną nogę. Przestała boleć, więc
jak słusznie sądziła zrosła się. Zbadała nogę i ponownie ją zabandażowała, tym
razem po swojemu.
-
tak mogę nawet chodzić- podeszła do okna- to parter?- uśmiechnęła się i
popatrzyła czy da radę zleźć.- chyba ucieczki to moja specjalność.- wyszeptała
sama do siebie mocniej okręcając się w płótno, którym ją przykrywano.
Było ciemno, nawet nie błyszczały gwiazdy. Po cichu
przelazła poprzez okno i zsunęła się po niewielkim murku. Na żwirowatą
nawierzchnię pod oknem
-
auć- poczuła silny ból w ręce, złapała się za nią.
Powoli popatrzyła w prawo, w lewo i obejrzała się. Nie
widząc nikogo lekko utykając zaczęła oddalać się od miejsca swego pobytu. Od
miejsca gdzie mieszkał on, ten którego imienia nawet nie znała. Uciekała od
swojej miłości, tylko po to by znaleźć ostateczne rozwiązanie. Pokuśtykała
przez pusty plac, minęła niepilnowane ogrodzenie. Zdziwiona, że nikogo nie
spotkała, odważniej przyśpieszyła. Niezauważona dotarła do mostu, ciężko oddychając z wysiłku oparła się o
poręcz. Właśnie zaczęła schodzić po schodkach w dół, kiedy usłyszała zbliżające
się kroki. Znieruchomiała nie mogła biegać, a w miejscu, w którym stała nie
miała jak się ukryć. Powoli obróciła głowę i zobaczyła światełko szybko
zmierzające w jej stronę. Została jednak zauważona
-
nie panikuj, poradzisz sobie- gorączkowo się upominała.- eh. Myśl idiotko.-
powtarzała w myślach.
-Kim
jesteś i co tu robisz o tej porze.- zapytał basowy ton męskiego głosu.
Przypomniała sobie to, co tłumaczył jej blondyn,
jednak nie potrafiła sklecić rozsądnej odpowiedzi, tak więc milczała. Mężczyzna
podszedł, był ubrany w brązowe skurzane spodnie i wysokie buty, na ramionach
miał zarzucony płaszcz.
-
schadzka? A z kim?- spytał lustrując otoczenie.
-
z nikim- wyrwało się ze zduszonego strachem gardła dziewczyny.
-Co
tam znalazłeś?- usłyszała zbliżający się inny głos dobiegając od strony mostu.
-Samicę.
Gołą samicę…
-Tak!
Pozwól, że zerknę na nią.- podszedł bliżej szatyn- a to ty! Atrax’owi to się
nie spodoba.- podszedł i przerzucił ją sobie przez ramię.
-puszczaj…-
jęknęła wystraszona, jego siłą i stanowczością.
-ani
myślę, jesteś zbyt pociągająca w tym wdzianku. A jesteś pod jego opieką. Należy
ci się lanie- wymierzył solidnego klapsa w tyłek- za narażanie się na
niebezpieczeństwo.- dodał rozbawiony.
-znasz
ją Sam?- zdziwił się strażnik. Patrząc jak ten postępuje z wierzgającą i walącą
go po plecach dziewczyną. Niosąc ją w stronę budynku z którego tylko co
uciekła.
-To
gość szczególny Atrax’a. Będzie ci wdzięczny, że ją zatrzymałeś. Miała ostatnio
ciężkie zdarzenie i pewnie lunatykowała…- poprawił unieruchomioną- i lepiej ją
odniosę, bo może już się o nią niepokoją.
-Nie
chcę… chcę na nogi… puszczaj ty…- warknęła zapłakana.
-
coś słyszałeś?- spytał ignorując jej protest. A strażnik patrząc na chłopaka
pokręcił głową.- a ja tak chyba zbiera się na burzę- uśmiechnął się puszczając
oczko i podchodząc do drzwi.- nie powinnaś była tego robić. Atrax’owi zależy na
twoim bezpieczeństwie i nie tylko. To było nie rozsądne z twojej strony.-
powiedział jak się oddalił strażnik.
-To
nie twoja sprawa, puszczaj…
-
nie ma mowy.- stwierdził to takim tonem, że umilkła. Jednak nie przestała
wierzgać.- co tu się stało, kotołaki?- spytał widząc zamieszanie przed frontem
budynku z koszarami i wychodzącego wściekłego Atraxa.- coś zgubiłeś, a ja to
znalazłem. Myślę, że …
-To
nie myśl.- stwierdził blondyn zabierając z jego rąk zapłakaną i zawstydzoną
Annę, która się do niego przytuliła.- nie zostawiłaś mi innego pola do
działania. Teraz musze ci wyznaczyć samca. Sam! Za kwadrans chcę widzieć
wszystkich wolnych z obecnych Alf.- rozkazał.
-Ja
też mogę…
-Tak-
warknął wnosząc dziewczynę do dużej Sali i sadzając na wolnym krześle. Stał za
nią i czekał na wejście tamtych bez słowa.- jak już mówiłem ci tyle razy,
musisz mieć odpowiedniego samca. Wybieraj.- wskazał zebranych nie patrząc nawet
na nią.
-Jasne.
Powiedziałeś… wobec tego nie wybieram nikogo z nich. Ty mi go wyznacz
osobiście, bo inaczej ten cały Atrax... no on to zrobi… mnie jest wszystko jedno,
jak już wiesz to tylko ciebie…no posłucham.- oświadczyła i odwróciła się
plecami- nie tego, no jak mu tam Atrax’a.
Wszyscy popatrzyli z wyczekiwaniem zdziwieniem, na
swojego przywódcę i dziewczynę. Ten popatrzył pałającym wzrokiem na dziewczynę,
zgrzytnął zębami. Podjął decyzję.
-Skoro
tak. To oddaję cię przywódcy klanów samemu Białemu Wilkowi. Od teraz należysz
wyłącznie do niego. Nikt nie ma prawa do ciebie. An’di jesteś samicą Atrax’a.
Masz go słuchać i pomnażać jego klan. ZROZUMIAŁAŚ!?- powiedział podniesionym
rozgniewanym głosem.
-ZROZUMIAŁAM.
To gdzie on jest?- popatrzyła na niego zapłakana.
-Przed
tobą.- powiedział łagodniej zanurzając ręce w jej czarnych lśniących włosach-
to ja.
-E…CO?-
zrobiła wielkie ze zdziwienia oczy.- nie wierzę. Ty…- pozwoliła by ją obiął i
pocałował. Nawet zażenowanie jakie miała przestało mieć znaczenie gdy ich usta
i języki się złączyły.
Sam
uśmiechnął się porozumiewawczo do Alla, który dał znak by wszyscy wyszli. Za
drzwiami podszedł do Alla.
-no
nareszcie. Przywódca nie może być bez samicy, no nie?- uśmiechnął się złośliwie
szatyn.
-o
tak. Ta jej ucieczka i upór podziałały na niego. Tak jak powiedziałeś. Skąd
wiedziałeś, że leci na niego?- zdziwił się All.
-to,
że ona na niego to nie wiedziałem. Ale, że go do niej ciągnęło i tylko szukał
pretekstu by jej nikomu z nas nie dać. To było wprost namacalne.- wyszczerzył
białe zęby w konspiracyjnym uśmiechu- Od kiedy się dowiedział, że nie należy do
nikogo, a June dołożyła resztę.- gestem wskazał drzwi- Praktycznie nie wychodził
z jej pokoju. A jak któryś pytał czy będzie mógł się o nią się starać to go
nosiło. Wiedziałem, że mój udział w tym wyborze zmusi go do tego co zrobił.-
uśmiechnął się zadowolony z siebie- wypijemy po piwku?
-no
musimy oblać wesele przywódcy. Dan popilnuje.- machnął ręką i poszli w stronę
jadalni.
-All,
Sam komu podarowano An’di?- spytała June patrząc na szczerzącego zęby w
uśmiechu Sama i kiwającego głową męża. odwróciła się i przyniosła trunek do
stołu przysiadając się.
-no.
Nasz przywódca w końcu ma samicę.- wyjaśnił All- podaj piwo. Mamy tu małe
oblewanko.
-Atrax?!
Zatrzymał ją sobie?! To zdumiewające. Dużo lepiej ułożone odrzucił.- zdziwiła
się decyzją Atrax’a.
-może
i tak. Weź jednak pod uwagę, że jest piękna. Nie ma tak atrakcyjnej istoty jak ona.
Wiesz o tym dobrze. Nawet ja chciałem ją dostać.- stwierdził Sam upijając piwa.
Wpatrując się w twarz zdziwionej kobiety.
-ty?!
No to teraz wiem czemu. On tam z nią?- westchnęła domyślając się wszystkiego.
Sam był jedynym samcem o którego Atrax bywał zazdrosny.
-no.-
łobuzersko uśmiechał się z nad kufla.
-i
wy tu pijecie?! A kto ich pilnuje?!- powiedziała poruszona ich beztroską i
zadowoleniem.
-Dan
wystarczy. Wszyscy i tak poszli z podkulonymi ogonami.- stwierdził All trącając
się kuflem z Samem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz