Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

2/01/2022

Lucky Rain - Rozdział jedenasty

 

Nie powinienem go zabijać

- Co ci się przydarzyło? - zapytał czarnowłosy patrząc na rudowłosą kobietę. Była młoda, miała na szyi niewolniczą obrożę i poniszczoną sukienkę. Teraz bardziej podartą jak poprzedniego dnia i opuchniętą twarz. Zajmowała się nim od kilku miesięcy, gdy poprzednia starsza niewolnica zniknęła.

- Nic mi nie jest – odpowiedziała, uśmiechając się ciepło do niego. - Chciałam pomóc komuś i otrzymałam karę. - westchnęła zabierając pustą tacę z naczyniami. Wyciągnęła z sukienki kawałek chleba. - Powinieneś mieć więcej siły. - położyła na stole i ruszyła do wyjścia.

- Nie powinnaś, Rakish się wścieknie jak się o tym dowie… - zaczął czarnowłosy, ale mu zasłoniła usta.

- Pomogę ci uciec. Rakish nie może cię tu wiecznie więzić. Zbieraj siły, jak pojawi się New, uciekniemy – obiecała z przekonaniem wychodząc z jego celi.

Całe życie spędził w tym pokoju. Minęło dziesięć lat jak jego ojciec zmarł w tym miejscu i jedyne co po nim mu zostało to pukiel włosów. Wziął do ręki chleb i położył się na łóżku. Niewolnica miała rację, musiał zbierać siły. Chciał w końcu zobaczyć zewnętrzny świat, podobno był wielki. Zamieszanie za drzwiami zwróciło jego uwagę, podniósł się z łóżka i podszedł do drzwi.

- Co się dzieje? - zapytał, ale odpowiedziała mu cisza, poczuł jak jego gołe stopy dotykają czegoś mokrego. W nikłym świetle świecy zobaczył czerwoną ciecz, to była krew.

***

Pozbywając się przeszkody w postaci kolejnych strażników, ruszył w kierunku gdzie miał być jego Lucky. Z informacji jakie uzyskał z umysłów strażników, wiedział, gdzie on powinien być. Korytarze prowadzące do haremu Rakisha były pełne straży. Nie robili na nim wrażenia, nie z takimi sobie radził. Te robaki nie mieli siły by go zatrzymać.

Stanął przed podwójnymi drzwiami, za nimi powinien być jego cel. Pchnął drzwi i wszedł do pokoju pełnego przestraszonych kobiet. Pomieszczenie było wypełnione poduszkami, miękkimi dywanami i futrami, utrzymany w ciepłych kolorach. Wyglądało jak większość haremów.

- Lucky! - krzyknął rozglądając się, kobiety wycofały się i skuliły w najdalszej części komnaty. Większość była pobita i jasnowłosa, nigdzie nie mógł dostrzec czerwonej czupryny omegi. Dziecko na rękach zielonowłosej kobiety zaczęło płakać, a ta zaczęła je uspokajać. Jej kolor włosów był równie niezwykły co Lucky’ego.

- Szukasz czerwonowłosego chłopaka? - zapytała czarnowłosa kobieta w pobrudzonej białej sukience. Nie mógł z niej niczego odczytać, było tak jak mówił Bolt. Na żonę najmłodszego z jego braci nie działały żadne moce. - Zabrali go jakiś czas temu.

- Gdzie?

- Do Rakisha, go zabrali – powiedziała zielonowłosa kobieta kołysząca dziecko.

- Gdzie? - powtórzył patrząc na kobietę, która zadrżała ze strachu i cofnęła się do tyłu. Jeśli zaraz nie uzyska satysfakcjonującej odpowiedzi, zabije wszystkie tu kobiety.

- Pokarzę – rudowłosa niewolnica z opuchniętą twarzą, wyrwała się do przodu „Uwolni nas?” usłyszał pytanie w myślach kobiety. Dziewczyna ruszyła biegiem korytarzem, nie zwracała uwagi na ciała martwych strażników. Zaprowadziła go innym korytarzem niż tu dotarł do drugiego skrzydła. Wiedział, że za nim Moon podążył, a Silver zapewne pozostał przeszukać tamto skrzydło.

Wskazała korytarz, gdzie znajdowało się dwóch strażników przy złotych, dwuskrzydłowych drzwiach. Słowa rudowłosej zagłuszył krzyk. Rozpoznał ten głos, wyrwał się na korytarz i zabił strażników, wchodząc do komnaty.

To co ujrzał spowodowało, że ogarnęła go furia i nim pomyślał jego ciało zareagowało. Odcięta głowa Rakisha poturlała się po pokoju, a bezgłowe, nagie ciało spadło z łóżka. Ta Świnia śmiała wykorzystywać w ten sposób JEGO omegę.

Lucky przesunął się na krawędź łóżka i zwymiotował. Chłopak wyglądał jak nieszczęście, liczne siniaki na ciele, twarz miał opuchniętą i zapłakaną. Cały drżał.

- Lucky – powiedział podchodząc do czerwonowłosego, dotykając drżącego, rozgrzanego ramienia. Spóźnił się, jego Lucky został tknięty… Lucky strącił jego dłoń i odsunął się przerażony. Zielone oczy omegi były szkliste, nie rozpoznające go. - Lucky – powtórzył łagodniej, a chłopak jakby oprzytomniał i rzucił się w jego objęcia z płaczem.

„Bałem się, że mnie zostawiłeś… Rain...” czerwonowłosy wtulił się w niego płacząc.

- Powinienem go nie zabijać. - pomyślał obejmując chłopaka. - To było jak nagroda za to co zrobił mojej małej omedze. - pomyślał widząc przesuwające się sceny w umyśle chłopaka.

Jego zwierzątko walczyło, szarpało się, chcąc się uwolnić odcięło nawet sobie włosy. Jego biedna omega... Rakish zmusił go do połknięcia jakiegoś afrodyzjaka. Przez co chłopak stracił kontrolę nad swoim ciałem. Zrobił z nim tak wulgarne rzeczy, za które drugi raz by zabił tą świnię. I to bardziej boleśnie, ciąłby tego drania na drobne kawałeczki i nakarmiłby nimi…

Gorąco mi...” usłyszał myśli Lucky’ego.

***

Spojrzenie białowłosego przyciągnął nieduży, gliniany flakonik stojący na półce obok łóżka. Wygląd jak i wielkość były mu znane, nie mogąc w to uwierzyć podszedł i wziął flakonik do ręki i wysypał zawartość na dłoń.

- To niemożliwe… - pomyślał. W jego umyśle pojawiły się obrazy o których starał się zapomnieć. Wykorzystywanie tego narkotyku było powszechnie znane w jego klanie. To nie powinno być w takim miejscu, to był wielki sekret klanu, niedostępny dla nikogo spoza.

- Moon – usłyszał karcący głos księcia.

- To Błękitna Ruja – powiedział z przejęciem Moon. - To narkotyk z mojego klanu, wywołuje sztuczną ruje. Jedna pigułka jest tak silna, że może wywołać ruje u alfy… Czy Lucky..

- Dwie – odpowiedział Rain. - Tak, jest rozpalony – usłyszał odpowiedź zanim zdążył zadać kolejne pytanie. - Wynieś te ścierwo i nas zostaw samych, sam się tym zajmę. - wydał rozkaz książę.

Moon wykonał polecenie wyciągnął bezgłowe ciało i zamknął drzwi. Kolejną rzeczą jaką zrobił było wydanie rozkazów wojsku. Zacisnął dłoń na flakoniku i wpatrywał się w niego dłuższa chwilę.

- Skąd Rakish miał dostęp do tego narkotyku? - zastanowił się. Przeszłość o której starał się zapomnieć wróciła jak tylko ujrzał ten specyfik.

***

Drzwi się otworzyły, a rudowłosa zasapana niewolnica weszła do środka. Wyglądała na bardzo podekscytowaną.

- Blade! To nasza szansa na ucieczkę! – Powiedziała uradowana dziewczyna.

- Co się tam stało? - zapytał czarnowłosy, dziewczyna złapała go za rękę i wyciągnęła z jego pokoju. Ujrzał martwych żołnierzy na korytarzu. Rudowłosa go ciągnęła w nieznanym mu kierunku. Nigdy nie był za tamtym małym pokoikiem.

- Krwawy Tyran przyszedł po swoją własność i pozabijał ich wszystkich. - powiedziała prowadząc go za rękę. - Musimy się pośpieszyć zanim, żołnierze Krwawego zaczną przeszukiwać tą część pałacu. To jedyna taka okazja… - zamilkła wpadając na kogoś wychodzącego zza rogu.

Przed nimi stał białowłosy mężczyzna z blizną. Miał na sobie lekką zbroję w czerwono-czarnych barwach. Na jego ustach pojawił się szelmowski uśmiech, gdy tylko ujrzał ich dwójkę.

- A kogo my tu mamy? - zapytał nieznajomy mężczyzna.

- Blade! Uciekaj! – Krzyknęła popychając białowłosego do tyłu.

Blade spojrzał na dziewczynę i na niebezpiecznie wyglądającego człowieka. Łapiąc rudą za rękę zaczął uciekać w przeciwnym kierunku. Nie zostawi jej na pastwę tego człowieka i sam nie chciał wpaść w jego ręce. Nie teraz, gdy miał okazję poznać świat spoza tamtej klatki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz