Rany, które miał na całym ciele
bolały, gdy tylko ocierał się o nie materiał koszuli. Oparł się o drzewo zaraz
sycząc, gdy plecy dotknęły kory. Przeklinał sam siebie za brak ostrożności,
gdyby jej trochę miał nie złapaliby go podczas polowania.
Sam sobie był winny tego, że
Sadysta z Piekła go sobie upodobał i teraz się dziwił swojego stanu? Gdyby
wcześniej się zorientował jaki on jest, że go wyda i będzie się nad nim znęcał
przez tyle czasu dla pieprzonej zabawy… tak wtedy by nigdy nie spróbował do
niego się zbliżyć. I ta jego twarz… Ten wygląd był mylący i tak podobny do jego
brata. Przymknął na chwilę oczy by opanować bolące go ciało. Ruszył powoli w
dalszą drogę.
Musiał przed nocą dotrzeć do
ścieżki boga w innym wypadku pożrą go Nocne Cichce. Skróty były najlepszym
wyjściem w tym momencie, choć z drugiej strony w jego stanie było to również i
niebezpieczne. Po krótkim marszu zatrzymał się opierając dłoń o drzewo. Płuca
go niemiłosiernie bolały przy każdym wdechu i wydechu. Starał się myślami
zmotywować do ruchu, a jego Łowca naciskał na niego jeszcze bardziej.
- Nie – sapnął z trudem do siebie uciszając natarczywe
dobijanie się w jego głowie. Choć ucichł doskonale wiedział, że tylko czeka na
dogodny moment. Łowca był jego drugą osobowością. Walczył, kiedy on opadał z
sił dodawał mu otuchy, gdy tego potrzebował, ale była cena za jego pojawienie
się, która zawsze kosztowała kogoś życie. A przecież chciał odpokutować to co zrobił...
Z
zamyślenia wyrwał go szmer kogoś przedzierającego się przez las. Krzyki i
gwizdy, nawoływanie do polowania, doskonale wiedział, kto się zbliżał.
- Kurwa! Mięsożercy – warknął do siebie ukrywając się za
gęstwiną drzew. Obok jego kryjówki przebiegł chłopak, a zaraz za nim trzech
polujących kanibali.
- Zostawcie mnie! – krzyknął przerażony chłopak –Nic wam nie
zrobiłem! – jęknął przerażony
- Chciałbyś mięsko – zachichotał jeden z łowców, po barwie głosu rozpoznał go,
Skalpiarz.
- Delikatne mięsko to pychota – zawołał drugi, którego także rozpoznał jako Smakosza.
Wobec tego trzecią osobą musiała być kobieta o imieniu Oczko.
- Chce jego oczy. Mogę? Mogę je zjeść? – dopytywała się
kobieta ze skrzekliwym glosem.
Przymknął
oczy, nic nie mógł poradzić na fakt, że chłopak miał pecha. Trzask i puste echo
uderzenia sprawiły, że otworzył oczy i wyjrzał z ukrycia. Między drzewami dojrzał
chłopaka z długimi włosami w ręku trzyma grubą gałąź, której jeden koniec był
zakrwawiony, a pod jego nogami leżał jeden z Mięsożerców. Ryk pełen wściekłości
wydobył się z gardła pozostałych kanibali.
- Uderzył Smakosza! – zawołała histerycznie Oczko.
- Zostawcie mnie! – krzyknął przerażony chłopak.
Westchnął,
jego dewizą nie było wtrącanie się. Jednak chłopak wyglądał na przerażonego i
zdezorientowanego. Jak gdyby pierwszy raz zobaczył Mięsożerców. Coś go tknęło,
czy teraz widząc tego chłopaka pozwoli mu skończyć w kotle tego plemienia?
Doskonale znal tą odpowiedź, a i Łowca chciał zabawić się z kanibalami. Podniósł
się ze swej kryjówki, jeszcze nie wyczuli jego obecności. A obolałe ciało mu
nie pomoże uratować chłopaka, przez chwilę się zastanawiał, czy to aby dobry
pomysł? Jednak czując obecność Łowcy tuż pod skórą, przymknął oczy, a gdy je
otworzył ból zniknął. Pozwolił Mu na częściowe wydostanie się, czego dowodem
były czerwone plamki w jego brązowawych tęczówkach.
- Co robicie na moim terenie? – zapytał spokojnie skupiając
na sobie trzy spojrzenia. – Polujecie?
- To nasza zdobyć – odpowiedział Skalpiarz.
- Łowca – syknęła Oczko szukając drogi ucieczki. Nie dziwił
się tej reakcji, po tym co zrobił, gdy pozwolił Łowcy wyjść Mięsożercy go się
obawiali. Czuł z tego satysfakcję, że był nie do ruszenia.
- Wasza zdobycz na moim terenie? – zapytał zastanawiając się
– Ach! Czyli jeśli Ja będę polował na wasze nędzne plemię, nie będziecie się
sprzeciwiać? – zastanowił się posyłając groźbę spojrzeniem. Łowca nie lubił
intruzów polujących na jego terytorium i postarał się by wyczuli patrząc na niego.
Tak jak się spodziewał nawet Skalpiarz drgnął nerwowo.
- Miałeś nie wtrącać się w nasze sposoby! – warknął dość
niepewnie jak na przewódcę grupy polującej. Co zauważyła również Oczko.
-Nie wtrącam się. Jednak nie mieliście polować na mojej
ziemi. Kto tu łamie umowę? – zapytał wyciągając nóż z cholewki buta. –
Odejdziecie stąd puki dobry? Czy wolicie bym nakarmił wami wasze plemię?
Skalparz niechętnie dał znak
do odwrotu dla Oczka i zabierając nieprzytomnego Smakosza odeszli. To było zbyt proste, może odpuścili na tą
chwilę, a gdy odejdzie zaatakują chłopaka. Tak, to pewnie był ich plan, ale się
pomylą nie zostawi tu chłopaka. Odprowadzi go do Piekła i wróci do domu.
- Jesteś cały? – zapytał podchodząc do chłopaka. Dopiero
teraz mógł mu się lepiej przyjrzeć. Był bardzo przystojny, co sugerował mu
nawet Łowca. . Czarne długie włosy z refleksami zieleni odbijały się od blade
cery. Była ona prawie biała, sprawiała wrażenie delikatnej i kruchej niczym
porcelana. Gdy podniósł na niego wzrok dojrzał turkusowe oczy, płonęły wolą
przetrwania wymieszaną z przerażeniem. Taka mieszanka powodowała, że łowca
jeszcze bardziej paginą wyjść. – W porządku? – zapytał ostrożnie.
- Nic nie jest w porządku! – jęknął chłopak kręcąc głową i
zamykając oczy. – O mało mnie nie zabili!
- Tylko idiota chodzi po lesie sam. Na dokładkę nie uzbrojony – stwierdził prostując
się i wpatrując się w gałąź, którą nadal ściskał czarnowłosy. – Po za tym nie
pytałem o to. Pogryźli cię? – zapytał wyciągając dłoń w stronę chłopaka.
- Nie, znaczy się jestem cały. – zakłopotał się chłopa kłapiąc
pomocną dłoń bruneta. – Jestem Gabriel z Leśnych. – przedstawił się chłopak
- Stefan Łowca. – odparł nadal przyglądając się obcemu. Był
inny niż tubylcy czy też miastowi. Po za tym sposób w jaki się przedstawił. –
Leśny? Nigdy o takich nie słyszałem. Pewnie jesteś z zewnątrz – stwierdził, to
by wyjaśniło jego zachowanie.
-Zewnątrz? – zapytał zdziwiony Gabriel wpatrując się w swego
wybawcę.
- Później wytłumaczę jeśli będziesz miał na to ochotę. Teraz
lepiej się pośpieszmy, słońce niedługo zajdzie. – dodał ruszając przed siebie.
Łowca się uspokajał i coraz mniej zaczynał czuć jego obecność, co zwiastowało
powrót bólu. Musiał się oddalić z dala od Mięsożerców, kręcących się w pobliżu.
- Poczekaj! – jęknął czarnowłosy – Nie zostawiaj mnie tu
samego. – poprosił ruszając za brunetem.
- Nie mamy czasu, jeśli Mięsożercy zauważą jak jestem słaby
w obecnej chwili zabiją nas oboje – mruknął łapiąc się za pień drzewa, gdy ból
całkowicie naparł na niego.
- Słabego? – zapytał podchodząc bliżej.
Uśmiechnął się
pod nosem. Chłopak był z Zewnątrz nie miał pojęcia co tu się dzieje. A teraz
cholera musiał nim się zająć, to nie było odpowiednie miejsce dla takiego
delikatnego chłopca. Z wysiłkiem wyciągnął z kieszeni pomiętą paczkę papierosów
i zapalił jednego. Czarne Palmy działały jak narkotyk neutralizowały na chwilę
ból jak i też Łowcę siedzącego w nim, choć ten drugi na długo nie pozostawał cicho.
- Przez ostatni tydzień byłem torturowany przez Sadystę, ale
nie jest tak źle skoro nie zauważyłeś – uśmiechnął się wyciągając faki w jego
kierunku. Gabriel pokręcił głową. –Cieszę się, że Mięsożercy także tego nie
zauważyli. – dodał.
- Nie jestem głupi, tylko nie mogę się odnaleźć w tym
miejscu. – wytłumaczył się łapiąc pod ramię bruneta, który się potknął.
- To Wygnaniec. Tego miejsca nie da się pojąć, czy też z
niego uciec. – stwierdził Stefan odtrącając dłoń chłopaka.
- Wygnaniec? To jest bajka! – stwierdził Gabriel – to miejsce
nie istnieje – pokręcił głową niedowierzająco.
- Wierz sobie w co chcesz. Jednak popełniłeś Niewybaczalnego
i dlatego trafiłeś do tego miejsca. – odpowiedział spokojnie Łowca posyłając spojrzenie
pełne irytacji czarnowłosemu. Przypominał mu to jak sam zareagował i jak głupi
był, gdy tu trafił. To miejsce uważane za groźbę dla dzieci by były grzeczne
istniało. A w tym momencie nie chciał rozmawiać, czy też cokolwiek tłumaczyć.
Marzył tylko o jednym trafić do łóżka i odespać ten tydzień horroru.
Dość długo szli
w milczeniu, widział jak czarnowłosy niepewnie się rozgląda na boki. Sam
wiedział, że mają mało czasu, słońce już chyliło się do zajścia. Jeśli niedojdą
do kamiennej ścieżki boga zginą.
- Dokąd idziemy? – zapytał w końcu Gabriel.
- Do mojej chaty – odpowiedział, gdy jego nogi stanęły na kamiennej
dróżce. Zdążył przed słońcem ulżyło mu. Teraz byli bezpieczni. – Po zachodzie słońca nie z schodź z tej
ścieżki, nawet jeśli coś zauważysz. – ostrzegł chłopaka.
- Dlaczego?
- Jeśli chcesz przeżyć posłuchasz mnie – stwierdził Stefan.
Ból, który starał się ignorować uwolnił się wraz z ulgą. Uderzył w niego z
oszałamiającą silą, w głowie mu się kręciło, a obraz zaczął się zamazywać.
Usłyszał tylko jak nieznajomy krzyknął jego imię. A później ból zniknął…
"Wygnaniec - Łowca"
Rany, które miał na całym ciele
bolały, gdy tylko ocierał się o nie materiał koszuli. Oparł się o drzewo zaraz
sycząc, gdy plecy dotknęły kory. Przeklinał sam siebie za brak ostrożności,
gdyby jej trochę miał nie złapaliby go podczas polowania.
Sam sobie był winny tego, że
Sadysta z Piekła go sobie upodobał i teraz się dziwił swojego stanu? Gdyby
wcześniej się zorientował jaki on jest, że go wyda i będzie się nad nim znęcał
przez tyle czasu dla pieprzonej zabawy… tak wtedy by nigdy nie spróbował do
niego się zbliżyć. I ta jego twarz… Ten wygląd był mylący i tak podobny do jego
brata. Przymknął na chwilę oczy by opanować bolące go ciało. Ruszył powoli w
dalszą drogę.
Musiał przed nocą dotrzeć do
ścieżki boga w innym wypadku pożrą go Nocne Cichce. Skróty były najlepszym
wyjściem w tym momencie, choć z drugiej strony w jego stanie było to również i
niebezpieczne. Po krótkim marszu zatrzymał się opierając dłoń o drzewo. Płuca
go niemiłosiernie bolały przy każdym wdechu i wydechu. Starał się myślami
zmotywować do ruchu, a jego Łowca naciskał na niego jeszcze bardziej.
- Nie – sapnął z trudem do siebie uciszając natarczywe
dobijanie się w jego głowie. Choć ucichł doskonale wiedział, że tylko czeka na
dogodny moment. Łowca był jego drugą osobowością. Walczył, kiedy on opadał z
sił dodawał mu otuchy, gdy tego potrzebował, ale była cena za jego pojawienie
się, która zawsze kosztowała kogoś życie. A przecież chciał odpokutować to co zrobił...
Z
zamyślenia wyrwał go szmer kogoś przedzierającego się przez las. Krzyki i
gwizdy, nawoływanie do polowania, doskonale wiedział, kto się zbliżał.
- Kurwa! Mięsożercy – warknął do siebie ukrywając się za
gęstwiną drzew. Obok jego kryjówki przebiegł chłopak, a zaraz za nim trzech
polujących kanibali.
- Zostawcie mnie! – krzyknął przerażony chłopak –Nic wam nie
zrobiłem! – jęknął przerażony
- Chciałbyś mięsko – zachichotał jeden z łowców, po barwie głosu rozpoznał go,
Skalpiarz.
- Delikatne mięsko to pychota – zawołał drugi, którego także rozpoznał jako Smakosza.
Wobec tego trzecią osobą musiała być kobieta o imieniu Oczko.
- Chce jego oczy. Mogę? Mogę je zjeść? – dopytywała się
kobieta ze skrzekliwym glosem.
Przymknął
oczy, nic nie mógł poradzić na fakt, że chłopak miał pecha. Trzask i puste echo
uderzenia sprawiły, że otworzył oczy i wyjrzał z ukrycia. Między drzewami dojrzał
chłopaka z długimi włosami w ręku trzyma grubą gałąź, której jeden koniec był
zakrwawiony, a pod jego nogami leżał jeden z Mięsożerców. Ryk pełen wściekłości
wydobył się z gardła pozostałych kanibali.
- Uderzył Smakosza! – zawołała histerycznie Oczko.
- Zostawcie mnie! – krzyknął przerażony chłopak.
Westchnął,
jego dewizą nie było wtrącanie się. Jednak chłopak wyglądał na przerażonego i
zdezorientowanego. Jak gdyby pierwszy raz zobaczył Mięsożerców. Coś go tknęło,
czy teraz widząc tego chłopaka pozwoli mu skończyć w kotle tego plemienia?
Doskonale znal tą odpowiedź, a i Łowca chciał zabawić się z kanibalami. Podniósł
się ze swej kryjówki, jeszcze nie wyczuli jego obecności. A obolałe ciało mu
nie pomoże uratować chłopaka, przez chwilę się zastanawiał, czy to aby dobry
pomysł? Jednak czując obecność Łowcy tuż pod skórą, przymknął oczy, a gdy je
otworzył ból zniknął. Pozwolił Mu na częściowe wydostanie się, czego dowodem
były czerwone plamki w jego brązowawych tęczówkach.
- Co robicie na moim terenie? – zapytał spokojnie skupiając
na sobie trzy spojrzenia. – Polujecie?
- To nasza zdobyć – odpowiedział Skalpiarz.
- Łowca – syknęła Oczko szukając drogi ucieczki. Nie dziwił
się tej reakcji, po tym co zrobił, gdy pozwolił Łowcy wyjść Mięsożercy go się
obawiali. Czuł z tego satysfakcję, że był nie do ruszenia.
- Wasza zdobycz na moim terenie? – zapytał zastanawiając się
– Ach! Czyli jeśli Ja będę polował na wasze nędzne plemię, nie będziecie się
sprzeciwiać? – zastanowił się posyłając groźbę spojrzeniem. Łowca nie lubił
intruzów polujących na jego terytorium i postarał się by wyczuli patrząc na niego.
Tak jak się spodziewał nawet Skalpiarz drgnął nerwowo.
- Miałeś nie wtrącać się w nasze sposoby! – warknął dość
niepewnie jak na przewódcę grupy polującej. Co zauważyła również Oczko.
-Nie wtrącam się. Jednak nie mieliście polować na mojej
ziemi. Kto tu łamie umowę? – zapytał wyciągając nóż z cholewki buta. –
Odejdziecie stąd puki dobry? Czy wolicie bym nakarmił wami wasze plemię?
Skalparz niechętnie dał znak
do odwrotu dla Oczka i zabierając nieprzytomnego Smakosza odeszli. To było zbyt proste, może odpuścili na tą
chwilę, a gdy odejdzie zaatakują chłopaka. Tak, to pewnie był ich plan, ale się
pomylą nie zostawi tu chłopaka. Odprowadzi go do Piekła i wróci do domu.
- Jesteś cały? – zapytał podchodząc do chłopaka. Dopiero
teraz mógł mu się lepiej przyjrzeć. Był bardzo przystojny, co sugerował mu
nawet Łowca. . Czarne długie włosy z refleksami zieleni odbijały się od blade
cery. Była ona prawie biała, sprawiała wrażenie delikatnej i kruchej niczym
porcelana. Gdy podniósł na niego wzrok dojrzał turkusowe oczy, płonęły wolą
przetrwania wymieszaną z przerażeniem. Taka mieszanka powodowała, że łowca
jeszcze bardziej paginą wyjść. – W porządku? – zapytał ostrożnie.
- Nic nie jest w porządku! – jęknął chłopak kręcąc głową i
zamykając oczy. – O mało mnie nie zabili!
- Tylko idiota chodzi po lesie sam. Na dokładkę nie uzbrojony – stwierdził prostując
się i wpatrując się w gałąź, którą nadal ściskał czarnowłosy. – Po za tym nie
pytałem o to. Pogryźli cię? – zapytał wyciągając dłoń w stronę chłopaka.
- Nie, znaczy się jestem cały. – zakłopotał się chłopa kłapiąc
pomocną dłoń bruneta. – Jestem Gabriel z Leśnych. – przedstawił się chłopak
- Stefan Łowca. – odparł nadal przyglądając się obcemu. Był
inny niż tubylcy czy też miastowi. Po za tym sposób w jaki się przedstawił. –
Leśny? Nigdy o takich nie słyszałem. Pewnie jesteś z zewnątrz – stwierdził, to
by wyjaśniło jego zachowanie.
-Zewnątrz? – zapytał zdziwiony Gabriel wpatrując się w swego
wybawcę.
- Później wytłumaczę jeśli będziesz miał na to ochotę. Teraz
lepiej się pośpieszmy, słońce niedługo zajdzie. – dodał ruszając przed siebie.
Łowca się uspokajał i coraz mniej zaczynał czuć jego obecność, co zwiastowało
powrót bólu. Musiał się oddalić z dala od Mięsożerców, kręcących się w pobliżu.
- Poczekaj! – jęknął czarnowłosy – Nie zostawiaj mnie tu
samego. – poprosił ruszając za brunetem.
- Nie mamy czasu, jeśli Mięsożercy zauważą jak jestem słaby
w obecnej chwili zabiją nas oboje – mruknął łapiąc się za pień drzewa, gdy ból
całkowicie naparł na niego.
- Słabego? – zapytał podchodząc bliżej.
Uśmiechnął się
pod nosem. Chłopak był z Zewnątrz nie miał pojęcia co tu się dzieje. A teraz
cholera musiał nim się zająć, to nie było odpowiednie miejsce dla takiego
delikatnego chłopca. Z wysiłkiem wyciągnął z kieszeni pomiętą paczkę papierosów
i zapalił jednego. Czarne Palmy działały jak narkotyk neutralizowały na chwilę
ból jak i też Łowcę siedzącego w nim, choć ten drugi na długo nie pozostawał cicho.
- Przez ostatni tydzień byłem torturowany przez Sadystę, ale
nie jest tak źle skoro nie zauważyłeś – uśmiechnął się wyciągając faki w jego
kierunku. Gabriel pokręcił głową. –Cieszę się, że Mięsożercy także tego nie
zauważyli. – dodał.
- Nie jestem głupi, tylko nie mogę się odnaleźć w tym
miejscu. – wytłumaczył się łapiąc pod ramię bruneta, który się potknął.
- To Wygnaniec. Tego miejsca nie da się pojąć, czy też z
niego uciec. – stwierdził Stefan odtrącając dłoń chłopaka.
- Wygnaniec? To jest bajka! – stwierdził Gabriel – to miejsce
nie istnieje – pokręcił głową niedowierzająco.
- Wierz sobie w co chcesz. Jednak popełniłeś Niewybaczalnego
i dlatego trafiłeś do tego miejsca. – odpowiedział spokojnie Łowca posyłając spojrzenie
pełne irytacji czarnowłosemu. Przypominał mu to jak sam zareagował i jak głupi
był, gdy tu trafił. To miejsce uważane za groźbę dla dzieci by były grzeczne
istniało. A w tym momencie nie chciał rozmawiać, czy też cokolwiek tłumaczyć.
Marzył tylko o jednym trafić do łóżka i odespać ten tydzień horroru.
Dość długo szli
w milczeniu, widział jak czarnowłosy niepewnie się rozgląda na boki. Sam
wiedział, że mają mało czasu, słońce już chyliło się do zajścia. Jeśli niedojdą
do kamiennej ścieżki boga zginą.
- Dokąd idziemy? – zapytał w końcu Gabriel.
- Do mojej chaty – odpowiedział, gdy jego nogi stanęły na kamiennej
dróżce. Zdążył przed słońcem ulżyło mu. Teraz byli bezpieczni. – Po zachodzie słońca nie z schodź z tej
ścieżki, nawet jeśli coś zauważysz. – ostrzegł chłopaka.
- Dlaczego?
- Jeśli chcesz przeżyć posłuchasz mnie – stwierdził Stefan.
Ból, który starał się ignorować uwolnił się wraz z ulgą. Uderzył w niego z
oszałamiającą silą, w głowie mu się kręciło, a obraz zaczął się zamazywać.
Usłyszał tylko jak nieznajomy krzyknął jego imię. A później ból zniknął…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz