Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

11/04/2014

Trinity Blood część druga

            Nie mogłem sobie miejsca znaleźć. Łaziłem po całym mieście cały czas podenerwowany. Coś wisiało w powietrzu i zastanawiał się co to może być. Zatrzymałem się przed jakąś wystawą telewizorów i gapiłem się bezmyślnie na puszczane w nich reklamy.
            Na jednej reklamowali bieliznę damską, na innej mercedesa. W innym telewizorze szedł jakiś teleturniej. Zainteresował mnie tylko duży plazmowy, ale różowy telewizor w którym właśnie szedł jakiś reportaż.
            Już wiedziałem, że ten dzień skończy się źle dla mnie. Odwróciłem się i szybkim krokiem odszedłem. Słyszałem za sobą czyjeś kroki, nie odwróciłem się. Wszedłem do jakiegoś budynku, którym okazał się sklep z damską bielizną. Pięknie, będące tam kobiety zagapiły się na mnie jakbym był jakimś wariatem.
- Dzień dobry. – Powiedziałem i stanąłem przed sprzedawczynią. Co miałem zrobić? – Chciałem kupić koszulkę nocną… - Słyszałem szepty za sobą kobiet. Czy to naprawdę dziwne jak mężczyzna kupuje babską koszulkę? Tak to brzmi dziwnie.
            Kobieta przez chwilę wpatrywała się we mnie dużymi szarymi ze zdziwienia oczami. Jej blond loczki były starannie upięte w kok i tylko kilka pejsów spadało jej na czoło. Była dość przysadzista, ale bardzo muszę przyznać ładna.
- Na kogo ma być? – Zapytała mnie potrząsając głową.
- Hm.. – Zastanowiłem się. Jaką by kupić? Jaka by się spodobała siostrzyczce. Cóż jak przychodzi do nas nie może ciągle brać czegoś z kuferka. Nieco to denerwuje Damona, przecież to są tak zwane jego trofea. – Coś prostego… cholera sam nie wiem. – Wzruszyłem ramionami. – To dla mojej 18latniej siostry. Pani jest kobietą, pewnie będzie wiedzieć co takiej dziewczynie dać… - Poprosiłem o pomoc. Nie ma co, jestem żenujący.
            Kobieta się do mnie uśmiechnęła i zaczęła mi pokazywać towar tłumacząc czym się różni. Pewnie, gdyby był to Jeremy, albo Back to by wiedzieli co ona gada. Wyłączyłem się na to co mówiła, kiwałem tylko głową oglądając koszulki.
- A jaki rozmiar? – Zapytała mnie, kiedy wskazałem jedną z koszulek. Cholera! Jaki ona nosi rozmiar?!
- No ona taka… no taka… - Zacząłem obrazowo pokazywać nie mając zielonego pojęcia jaki rozmiar nosi Samanta. – No ona jest taka drobna i niska… - Dalej bełkotałem.
- Czwóreczka. – Powiedział znajomy głos za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem Backa. – Nie spodziewałem się znaleźć ciebie tu. – Stwierdził podchodząc. Kilka panienek zaczęło szeptać do siebie, a inne nie ukrywając gapiły się na wampira.
- A ty skąd to wiesz? – Zapytałem mrużąc oczy.
- Przecież to po niej widać. – Wzruszył ramionami. – Mmm ta jest świetna. – Wskazał przeciwną do tej co wybrałem. Moja była satynowa, a tą co on wskazał z koronki. – Ta jej się bardziej spodoba. – Wskazał jeszcze raz tą z granatowej koronki.
- Mi się podoba ta. – Fuknąłem zapłaciłem i wyszedłem z Backiem. – Co już skończyliście? Ava posprzątała?
- Nie nadal jestem na polowaniu. – Stwierdził Back. – Szukam ofiary z grupą krwi ABrh minus, ale nigdzie nie ma. No jest. – Spojrzał na mnie uśmiechając się. Westchnąłem ciężko. Do niego nie dociera słowo „nie”. A ja już tyle razy odmówiłem. Specjalnie wyszedłem z domu by nie zostać pożywką dla wampirów.
            Jak to Back mówi, że moja krew jest inna niż te, które spożywał z grupą AB minus. Nie mam pojęcia o co mu chodziło.         Pokręciłem głową i spojrzałem na niego.
- Nie. – Odpowiedziałem stanowczo przyśpieszając.
- No wieź Henry! Wiesz, że twoja jest najlepsza…!
- Zapomnij. Ostatnim razem prawie mnie nie zabiłeś, gdyby nie Damon. Byłbym truposzem. – Warknąłem.
- Tym razem będę uważał…
-Nie! – Stanowcza odpowiedź i Back zniknął z prychnięciem. Nie miałem zamiaru więcej tego przechodzić.
            Raz, gdy jeszcze nie wiedziałem kim są moi współmieszkańcy doszło do bardzo nieprzyjemnego incydentu. Prosili mnie bym nie wracał do domu przynajmniej przez 3 godziny. Olałem to i wróciłem szybciej. I to był mój błąd.

Byłem w szoku jak zobaczyłem pożywiających się na ludziach chłopaków. Stałem przerażony i właśnie to mnie zdradziło. Strach. Nie wiem, który się na mnie rzucił. Nie walczyłem na początku, aż dotarło do mnie kim oni są i, że mnie zabiją. Zacząłem walczyć. Jednak było to bezsensowne. Byłem coraz słabszy i straciłem przytomność.
Gdy się obudziłem leżałem na kanapie. Nade mną pochylał się Damon.
- Żyjesz brachu? - Zapytał mnie. Syknąłem czując ból, gdy poruszałem szyją.
- Co się stało? - Zapytałem dotykając opatrunku.
- Back, jest trochę narwany. - Stwierdził patrząc na mnie poważnie. - Henry. Prosiłem cię byś nie przychodził wcześniej niż o piątej. - Dodał.
- Wiem. - Mruknąłem i rozejrzałem się po salonie. Wcześniej był tu bałagan i wszędzie krew. Przypomniały mi się od razu puste oczy blondynki trzymanej przez Maxa i otwarte w niemym krzyku usta mężczyzny trzymanego przez Jeremiego. Przeszedł mnie dreszcz strachu i jedno pytanie przemknęło przez głowę. - Dlaczego żyję? - Zapytałem i spojrzałem na Damona. - I kim wy do cholery jesteście?!
            Damon tylko uśmiechnął się, ironicznie patrzył się na mnie jak na niepełnosprawnego umysłowo.
- Nie domyślasz się? - Zapytał mnie patrząc mi głęboko w oczy. - Jesteśmy wampirami. - Ta odpowiedź mnie zmroziła. Gapiłem się na niego nie dowierzając. Wampiry! Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem, ale uwierzyłem w to co zobaczyłem. - Spokojnie Henry nie zrobimy ci krzywdy, jak zachowasz to dla siebie.
- Wampiry! Mordercy, a nie wampiry! - Wykrzyknąłem gwałtownie wstając i zakręciło mi się w głowie.
- Usiądź. Możesz czuć się osłabiony przez najbliższe dni. – Z niespotykaną siłą posadził mnie na kanapie. - Mów o nas co chcesz. Ale nas się nie bój. Przyjąłem cię jako członka chmary. A rodziny nie krzywdzimy.
- Przysięgnij, że mojej rodziny nie skrzywdzicie. - Burknąłem przymykając oczy. Czułem się taki senny.
- Na naszą krew i pradawnych. Nie zrobimy krzywdy twojej rodzinie...

            Dla Damona uwierzyłem. Od tamtego wypadku nasze stosunki się poprawiły, ale nadal uważam i przestrzegam czasu w którym mam się nie pojawiać w domu. Właśnie ta godzina minęła.
Wchodziłem do domu, gdy zauważyłem Backa w drzwiach. Minąłem go i wszedłem do mieszkania.
Złapał mnie za ramiona i z hukiem uderzyłem o ścianę, aż mnie zamroczyło.
- Mi się nie odmawia. - Warknął mrużąc oczy patrzył na mnie. Zdążyłem tylko przełknąć ślinę.
Wgryzł się w moją szyję. Ból, który poczułem był nie do opisania. Zacząłem się szarpać i wyrywać, ale bez skutecznie. Był znacznie silniejszy, a mi z każdym łykiem krwi brakowało siły. Obraz zaczął mi się rozmazywać, a ręce luźno opadły. Wiedziałem, że ten dzień źle się dla mnie skończy…
- Back! – Usłyszałem głos Maxa. Uścisk zniknął, a ja nie mając sił utrzymać się na nogach. Zwaliłem się na podłogę. Widziałem jak przez mgłę, postać kogoś pochylającego się nade mną.
- Przenieście go na kanapę! – Zalecił jakiś kobiecy głos. Zamknąłem oczy i zasnąłem.

            Zachłysnąłem się czymś. Nie mogłem oddychać coś zatykało mi usta. Przełknąłem słodko-słony płyn. I przerażony otworzyłem oczy, próbowałem ściągnąć to coś co mi nie pozwalało oddychać. Coś zatykało mi usta, a płyn, który mi do nich spływał byłem zmuszony połykać, a powietrze nabierałem nosem. Nadal szarpiąc się z tym czymś.
- Leż spokojnie Henry. – Usłyszałem głos Damona i spojrzałem do góry. Przestałem się szamotać i westchnąłem przymykając oczy. Moja głowa opadła na kolana Damona. – Back nie zna umiaru. Wybacz za niego. – Powiedział Damon. – następnym razem przypilnuję, go by cię nie ruszał.
Zabrał swoją dłoń od moich ust. A ja odetchnąłem pełną piersią. Byłem tak zmęczony, nie miałem na nic siły. Przymknąłem oczy i z trudem je ponownie otworzyłem.
- Pieprzyć Backa. Żebym miał kasę wyprowadziłbym się… - Wychrypiałem, a gardło mnie bolało jakbym krzyczał przez cały dzień.

- Zaniosę cię do pokoju. – Powiedział do mnie Damon i zrobił co powiedział. Po chwili już leżałem u siebie w łóżku. – Przyniosę ci kawy. Straciłeś dużo krwi, musisz dużo pić. – słyszałem go jak przez ścianę. Jego głos był coraz ciszy. W końcu przestałem go słyszeć i pogrążyłem się we śnie.

Rozdział 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz