Nie mogłem
sobie miejsca znaleźć. Łaziłem po całym mieście cały czas podenerwowany. Coś
wisiało w powietrzu i zastanawiał się co to może być. Zatrzymałem się przed
jakąś wystawą telewizorów i gapiłem się bezmyślnie na puszczane w nich reklamy.
Na jednej reklamowali
bieliznę damską, na innej mercedesa. W innym telewizorze szedł jakiś
teleturniej. Zainteresował mnie tylko duży plazmowy, ale różowy telewizor w
którym właśnie szedł jakiś reportaż.
Już
wiedziałem, że ten dzień skończy się źle dla mnie. Odwróciłem się i szybkim
krokiem odszedłem. Słyszałem za sobą czyjeś kroki, nie odwróciłem się. Wszedłem
do jakiegoś budynku, którym okazał się sklep z damską bielizną. Pięknie, będące
tam kobiety zagapiły się na mnie jakbym był jakimś wariatem.
- Dzień dobry. – Powiedziałem i stanąłem przed
sprzedawczynią. Co miałem zrobić? – Chciałem kupić koszulkę nocną… - Słyszałem
szepty za sobą kobiet. Czy to naprawdę dziwne jak mężczyzna kupuje babską
koszulkę? Tak to brzmi dziwnie.
Kobieta
przez chwilę wpatrywała się we mnie dużymi szarymi ze zdziwienia oczami. Jej
blond loczki były starannie upięte w kok i tylko kilka pejsów spadało jej na
czoło. Była dość przysadzista, ale bardzo muszę przyznać ładna.
- Na kogo ma być? – Zapytała mnie potrząsając głową.
- Hm.. – Zastanowiłem się. Jaką by kupić? Jaka by się
spodobała siostrzyczce. Cóż jak przychodzi do nas nie może ciągle brać czegoś z
kuferka. Nieco to denerwuje Damona, przecież to są tak zwane jego trofea. – Coś
prostego… cholera sam nie wiem. – Wzruszyłem ramionami. – To dla mojej
18latniej siostry. Pani jest kobietą, pewnie będzie wiedzieć co takiej
dziewczynie dać… - Poprosiłem o pomoc. Nie ma co, jestem żenujący.
Kobieta się
do mnie uśmiechnęła i zaczęła mi pokazywać towar tłumacząc czym się różni.
Pewnie, gdyby był to Jeremy, albo Back to by wiedzieli co ona gada. Wyłączyłem
się na to co mówiła, kiwałem tylko głową oglądając koszulki.
- A jaki rozmiar? – Zapytała mnie, kiedy wskazałem jedną z
koszulek. Cholera! Jaki ona nosi rozmiar?!
- No ona taka… no taka… - Zacząłem obrazowo pokazywać nie
mając zielonego pojęcia jaki rozmiar nosi Samanta. – No ona jest taka drobna i
niska… - Dalej bełkotałem.
- Czwóreczka. – Powiedział znajomy głos za mną. Odwróciłem
się i zobaczyłem Backa. – Nie spodziewałem się znaleźć ciebie tu. – Stwierdził
podchodząc. Kilka panienek zaczęło szeptać do siebie, a inne nie ukrywając
gapiły się na wampira.
- A ty skąd to wiesz? – Zapytałem mrużąc oczy.
- Przecież to po niej widać. – Wzruszył ramionami. – Mmm ta
jest świetna. – Wskazał przeciwną do tej co wybrałem. Moja była satynowa, a tą
co on wskazał z koronki. – Ta jej się bardziej spodoba. – Wskazał jeszcze raz
tą z granatowej koronki.
- Mi się podoba ta. – Fuknąłem zapłaciłem i wyszedłem z
Backiem. – Co już skończyliście? Ava posprzątała?
- Nie nadal jestem na polowaniu. – Stwierdził Back. – Szukam
ofiary z grupą krwi ABrh minus, ale nigdzie nie ma. No jest. – Spojrzał na mnie
uśmiechając się. Westchnąłem ciężko. Do niego nie dociera słowo „nie”. A ja już
tyle razy odmówiłem. Specjalnie wyszedłem z domu by nie zostać pożywką dla
wampirów.
Jak to Back
mówi, że moja krew jest inna niż te, które spożywał z grupą AB minus. Nie mam
pojęcia o co mu chodziło. Pokręciłem
głową i spojrzałem na niego.
- Nie. – Odpowiedziałem stanowczo przyśpieszając.
- No wieź Henry! Wiesz, że twoja jest najlepsza…!
- Zapomnij. Ostatnim razem prawie mnie nie zabiłeś, gdyby
nie Damon. Byłbym truposzem. – Warknąłem.
- Tym razem będę uważał…
-Nie! – Stanowcza odpowiedź i Back zniknął z prychnięciem.
Nie miałem zamiaru więcej tego przechodzić.
Raz, gdy
jeszcze nie wiedziałem kim są moi współmieszkańcy doszło do bardzo
nieprzyjemnego incydentu. Prosili mnie bym nie wracał do domu przynajmniej
przez 3 godziny. Olałem to i wróciłem szybciej. I to był mój błąd.
Byłem w szoku jak zobaczyłem pożywiających się na ludziach chłopaków.
Stałem przerażony i właśnie to mnie zdradziło. Strach. Nie wiem, który się na
mnie rzucił. Nie walczyłem na początku, aż dotarło do mnie kim oni są i, że
mnie zabiją. Zacząłem walczyć. Jednak było to bezsensowne. Byłem coraz słabszy
i straciłem przytomność.
Gdy się obudziłem leżałem na kanapie. Nade mną pochylał się Damon.
- Żyjesz brachu? -
Zapytał mnie. Syknąłem czując ból, gdy poruszałem szyją.
- Co się stało? -
Zapytałem dotykając opatrunku.
- Back, jest trochę
narwany. - Stwierdził patrząc na mnie poważnie. - Henry. Prosiłem cię byś nie
przychodził wcześniej niż o piątej. - Dodał.
- Wiem. - Mruknąłem i
rozejrzałem się po salonie. Wcześniej był tu bałagan i wszędzie krew.
Przypomniały mi się od razu puste oczy blondynki trzymanej przez Maxa i otwarte
w niemym krzyku usta mężczyzny trzymanego przez Jeremiego. Przeszedł mnie
dreszcz strachu i jedno pytanie przemknęło przez głowę. - Dlaczego żyję? -
Zapytałem i spojrzałem na Damona. - I kim wy do cholery jesteście?!
Damon tylko uśmiechnął się,
ironicznie patrzył się na mnie jak na niepełnosprawnego umysłowo.
- Nie domyślasz się?
- Zapytał mnie patrząc mi głęboko w oczy. - Jesteśmy wampirami. - Ta odpowiedź
mnie zmroziła. Gapiłem się na niego nie dowierzając. Wampiry! Nie mogłem
uwierzyć w to co usłyszałem, ale uwierzyłem w to co zobaczyłem. - Spokojnie
Henry nie zrobimy ci krzywdy, jak zachowasz to dla siebie.
- Wampiry! Mordercy,
a nie wampiry! - Wykrzyknąłem gwałtownie wstając i zakręciło mi się w głowie.
- Usiądź. Możesz czuć
się osłabiony przez najbliższe dni. – Z niespotykaną siłą posadził mnie na
kanapie. - Mów o nas co chcesz. Ale nas się nie bój. Przyjąłem cię jako członka
chmary. A rodziny nie krzywdzimy.
- Przysięgnij, że
mojej rodziny nie skrzywdzicie. - Burknąłem przymykając oczy. Czułem się taki
senny.
- Na naszą krew i
pradawnych. Nie zrobimy krzywdy twojej rodzinie...
Dla Damona
uwierzyłem. Od tamtego wypadku nasze stosunki się poprawiły, ale nadal uważam i
przestrzegam czasu w którym mam się nie pojawiać w domu. Właśnie ta godzina
minęła.
Wchodziłem do domu, gdy
zauważyłem Backa w drzwiach. Minąłem go i wszedłem do mieszkania.
Złapał mnie za ramiona i z hukiem
uderzyłem o ścianę, aż mnie zamroczyło.
- Mi się nie odmawia. - Warknął mrużąc oczy patrzył na mnie.
Zdążyłem tylko przełknąć ślinę.
Wgryzł się w moją szyję. Ból,
który poczułem był nie do opisania. Zacząłem się szarpać i wyrywać, ale bez
skutecznie. Był znacznie silniejszy, a mi z każdym łykiem krwi brakowało siły.
Obraz zaczął mi się rozmazywać, a ręce luźno opadły. Wiedziałem, że ten dzień
źle się dla mnie skończy…
- Back! – Usłyszałem głos Maxa. Uścisk zniknął, a ja nie
mając sił utrzymać się na nogach. Zwaliłem się na podłogę. Widziałem jak przez
mgłę, postać kogoś pochylającego się nade mną.
- Przenieście go na kanapę! – Zalecił jakiś kobiecy głos.
Zamknąłem oczy i zasnąłem.
Zachłysnąłem
się czymś. Nie mogłem oddychać coś zatykało mi usta. Przełknąłem słodko-słony
płyn. I przerażony otworzyłem oczy, próbowałem ściągnąć to coś co mi nie
pozwalało oddychać. Coś zatykało mi usta, a płyn, który mi do nich spływał
byłem zmuszony połykać, a powietrze nabierałem nosem. Nadal szarpiąc się z tym
czymś.
- Leż spokojnie Henry. – Usłyszałem głos Damona i spojrzałem
do góry. Przestałem się szamotać i westchnąłem przymykając oczy. Moja głowa
opadła na kolana Damona. – Back nie zna umiaru. Wybacz za niego. – Powiedział
Damon. – następnym razem przypilnuję, go by cię nie ruszał.
Zabrał swoją dłoń od moich ust. A
ja odetchnąłem pełną piersią. Byłem tak zmęczony, nie miałem na nic siły.
Przymknąłem oczy i z trudem je ponownie otworzyłem.
- Pieprzyć Backa. Żebym miał kasę wyprowadziłbym się… -
Wychrypiałem, a gardło mnie bolało jakbym krzyczał przez cały dzień.
- Zaniosę cię do pokoju. – Powiedział do mnie Damon i zrobił
co powiedział. Po chwili już leżałem u siebie w łóżku. – Przyniosę ci kawy.
Straciłeś dużo krwi, musisz dużo pić. – słyszałem go jak przez ścianę. Jego
głos był coraz ciszy. W końcu przestałem go słyszeć i pogrążyłem się we śnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz