Muzyka
stopniowo robiła się coraz cisza. Mój głos także zniżał się do szeptu kończąc
ostatnie takty piosenki. Otworzyłem oczy, które zamykałem, gdy śpiewałem. Taki
mój tik. Zawsze zamykam oczy jak śpiewam by się lepiej skupić. To mi pomaga.
Przebiegłem
wzrokiem po będących w knajpie. Nie było tłumów jak zawsze. Trinity Blood,
grało rzadko nie zawsze puby, czy jakieś knajpki chcieli słuchać naszej muzyki.
Edward Hallaver,
właściciel Starego Grzyba małej knajpki w piwnicy zawsze rezerwował nam piątki
na granie u niego. Z tego, co się dowiedziałem, Edward jest jakimś bardzo
bliskim znajomym Jeremiego. Nawet nie chce wiedzieć, co kryje się za tym bardzo
bliskim przyjacielem.
Widziałem
kilku stałych bywalców. Którzy jak zawsze jęczeli, że mogliśmy grać coś
bardziej disko polo. Widziałem też kilka nowych twarzy. Dla czarnowłosego
chłopaka siedzącego blisko sceny, chyba się podobaliśmy, bo świeciły mu się
oczka z podekscytowania.
Usłyszałem
rytmy kolejnej piosenki. Jak zawsze zaczynał Max ze swoją popisową grą na
gitarze.
- Witam wszystkich w Starym Grzybie. Mam nadzieję, że wam
się podoba to, co gramy. I Eddy kazał nam zareklamować żeberka w sosie
miodowym, są naprawdę świetne. Nie żartuję. – Uśmiechnąłem się i spojrzałem na
chłopaka, który się uśmiechnął, oczy mu zabłyszczały. – A teraz zapraszam was
na kolejną piosenkę. Zatytułowaną Podcięte
Skrzydła.
Wiem, że nie będą istniały wiecznie
Ale i tak są piękne;
twoje oczy, dłonie i ciepły uśmiech
Uważam je za swój skarb
Tak trudno o tym zapomnieć
Tak bym chciał znaleźć jakieś rozwiązanie
Nie trać czasu na zagubienie
Teraz się odwrócę i rozłożę...
... moje podcięte skrzydła, wciąż na tyle silne, by ponieść mnie za ocean
Moje podcięte skrzydła - Jak daleko powinienem dryfować na wietrze?
Wyżej i wyżej do światła…
Ale i tak są piękne;
twoje oczy, dłonie i ciepły uśmiech
Uważam je za swój skarb
Tak trudno o tym zapomnieć
Tak bym chciał znaleźć jakieś rozwiązanie
Nie trać czasu na zagubienie
Teraz się odwrócę i rozłożę...
... moje podcięte skrzydła, wciąż na tyle silne, by ponieść mnie za ocean
Moje podcięte skrzydła - Jak daleko powinienem dryfować na wietrze?
Wyżej i wyżej do światła…
Ta piosenka
przemawiała do mnie najbardziej ze wszystkich, jakie śpiewałem. Czułem z nią
emocjonalną więź, choć nie wiem, co jest w tych słowach. Zawsze przypominały mi
o czymś, o czym zapomniałem. Kogoś mi przypominała, ale do tej pory nie
rozgryzłem tego orzecha i nie wiedziałem, kto to…
Jak zawsze
po naszym mini show Eddy pozwala nam się zabawić na koszt knajpki. W takich
momentach zastanawiam się czy wie, co znaczy zabawa dla wampirów. Ja wiem, aż
za dobrze. Nie piłem za dużo. Muszę się przyznać, że w porównaniu z wampirami
mam słabą głowę. I tak zapewne skończy się na tym, że mnie zawloką do domu,
jeśli będą mili. Ale jak im się zbierze na żarty zapewne wyląduję na ławce w
parku. Tak jak ostatnio.
Jak zawsze
Back i Damon załatwili sobie przekąskę. Max podczepił się do Backa słodząc
dziewczynie, która nic nieświadoma pozwalała się podrywać. Podniosłem
szklaneczkę z drinkiem i upiłem trochę.
Obok mnie
usiadł Jeremy uśmiechnął się szeroko i mrugnął w stronę Edwarda. Spojrzałem na
mężczyznę przy barze, który się do nas uśmiechnął. Westchnąłem i nim zrobiłem
kolejny łyk Jeremy mi zabrał szklaneczkę.
- Oddaj- Warknąłem na niego. Ten przechylił ją i wypił
zawartość.
- Przyniosę ci drugi, bo ten się skończył. – Uśmiechnął się
niewinnie i ruszył w stronę baru. Już dobrze wiem, dlaczego to zrobił. Wpadł mu
w oko barman i tyle.
Jeremy jest bardzo kochliwy.
Szybko się zakochuje i równie szybko się odkochuje. Jest jak radar. Wyczuwa
zainteresowanie tej samej płci i zaczyna podbój. Im dłużej trwają podchody tym
dłuższy związek.
Jestem bardzo tolerancyjny, choć
nigdy nie podobały mi się związki pomiędzy mężczyznami. Zaakceptowałem to
szybciej niż się spodziewałem. Jeremy był świetnym gitarzystą i pisał świetne
piosenki. Choć nie był wiekowo najmłodszy wśród chmary wyglądał na 17-18latka.
Najmłodszy był wiekowo Max. Cóż według Damona to jeszcze szczeniak.
Back przesiadł się do mnie
zostawiając dziewczynę Maxowi.
- Henry… - Wymruczał mi do ucha. W ten sam sposób, w jaki
podrywał panienki. Nigdy na mnie to nie działało, więc nawet nie wiem, po co w
to pogrywa.
- Nie. – Odpowiedziałem i spojrzałem na wracającego z moim
drinkiem Jeremiego.
- Och przestań. Zabaw się, choć raz. – Mruczał mi nadal do
ucha.
- Twój drinki. – Podał mi szklaneczkę Jeremi. Zerknął na
Backa i na mnie pytająco. Wzruszyłem ramionami, nadal ignorując zaczepki Backa.
Zawsze zaczyna, gdy nie ma w
pobliżu Damona. Tak jak w tej chwili. Nasz basista, gdzieś się wymknął z
przekąską zostawiając mnie na pastwę, Backa. Jeremi przyzwyczajony do zagrywek
blondasa przestał reagować. A jedyne wsparcie, jakiego mogłem się spodziewać po
Maksie, było skupione na dziewczynie.
Poczułem usta Backa na swojej
szyi. Jeremi tylko się uśmiechnął. Ja zesztywniałem. Jest gotów do posunięcia
się tak daleko w miejscu publicznym? Cóż to tylko Back.
- Przestań. – Syknąłem nawet się nie poruszając.
- Wyluzuj. Czy kiedykolwiek zrobiłem ci krzywdę? – Zapytał
mnie, spojrzałem na niego. Chyba wyczytał to z mojej miny, bo się uśmiechnął
jak niewiniątko. – Bo ty ciągle mi odmawiasz. – Wymruczał mi prosto w usta.
Odsunąłem się i wziąłem łyk alkoholu.
Back był
bardzo bezczelny. Zawsze musiał dostawać to, co chciał i najwyraźniej moja
odmowa go nakręca. Momentami mam wrażenie jakby próbował mnie poderwać, choć
może to w ten sposób poluje. Nie mam pojęcia, nigdy tego nie widziałem.
- Henry zacznij się bawić. – Mruczał mi nadal do ucha. Tak
dobrze znam zabawę według wampirów. I nie mam zamiaru uczestniczyć w tym.
- Właśnie wyluzuj. – Odezwała się dziewczyna i zachichotała,
gdy Max jej coś powiedział na ucho. Pokręciłem głową i zacząłem się
zastanawiać, gdzie jest Damon? Jak mam być szczery przy tym wampirze czułem się
bezpieczny, choć nigdy nie jesteś w stu procentach bezpieczny przy takim
drapieżniku. Ale cóż zdecydowanie wolę Damona od Backa. Teraz byłem zdany na
tego drugiego i wcale mi się to nie podobało.
Oparłem się
wygodnie i przestałem zwracać na to, co działo się wkoło. Jeszcze raz bym
odmówił dla Backa, a pewnie by się na mnie rzucił. A wolałem tego uniknąć.
Czasem w takich sytuacjach zastanawiam się, dlaczego Back do mnie przyczepił
się. Na swój urok osobisty mógł mieć każdego, kogo by zapragnął. A tak nie mogę
się go pozbyć.
Wciągnąłem
z świstem powietrze i syknąłem, gdy poczułem ukąszenie na szyli. Odstawiłem
szklankę na stół by jej nie zgnieść i złapałem Backa za te krótkie włosy.
Szarpnąłem nim o dziwo był nieco zdezorientowany moim gestem, dlatego mi tak
łatwo poszło.
- Mówiłem ci, że nie. – Warknąłem. Zamilkłem zauważając jego
oczy. Uśmiechnął się do mnie nie ukrywając zakrwawionych kłów.
- Henry jesteś podniecony. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
A ja kompletnie nie wiedziałem, co powiedzieć. To jak mnie ukąsił… zrobił to
tak subtelnie i było coś seksualnego w tym, że moje zmysły od razu się
wyostrzyły. Ale wstyd do tego się przyznać, choć Back dobrze wiedział, co
poczułem. Gdyby Jeremi się dowiedział o tym, zaraz by zaczął próbować swoich
sił, a ja przecież nie jestem gejem.
Zacisnąłem
mocniej dłoń na włosach Backa i go odepchnąłem od siebie.
- Odbiło ci kompletnie. – Warknąłem i skierowałem się w
stronę łazienek. Miałem nadzieję, że tam gdzieś znajdę Damona i nie myliłem
się.
W najlepsze sobie rozmawiał z
jakąś czerwonowłosa dziewczyną. Podszedłem bliżej zwracając na siebie uwagę
Damona
- O Henry. Poznaj to Aileen Emeraldes znana także jako
Czyściciel Ava. – W końcu poznałem tą tajemniczą Avę. Wyglądała na dziewczynę w
wieku mojej siostry. Krwisto czerwone loki opadały jej na ramiona, błękitne
oczy patrzyły na mnie z ciekawością. Była ubrana w prostą czarną sukienkę. Na
nadgarstkach i szyi miała opaski tego samego koloru, co sukienka.
- A więc to jest ten cenny wokalista Trinity Blood? –
Zapytała uśmiechając się do mnie uroczo. A to, co powiedziała przyprawiło mnie
o dumę. Odwzajemniłem uśmiech.
- To ja wracam do reszty. Ava zajmiesz się tym czymś z
łazienki? – Poprosił Damon.
- Jasne. – Odpowiedziała. – Baw się dobrze.
- A wiec jesteś w robocie. – Miałem nadzieję, że nie
usłyszała nuty zawiedzenia w moim głosie.
- Zajmę się tylko posprzątaniem tego bufetu i postawisz mi
drinka.
Mimowolnie
się uśmiechnąłem.
- Z przyjemnością. – Odpowiedziałem.
O dziwo
następnego dnia nie obudziłem się w parku tylko u siebie w pokoju z przytuloną
do siebie czerwonowłosa dziewczyną. Założyłem sobie ręce za głowę. Wczorajszy
wieczór był bardzo przyjemny. Mam nadzieję, że za bardzo nie przeszkadzaliśmy
wampirom. Nawet, jeśli tak mam to gdzieś, to wina Backa. A ja musiałem gdzieś
się wyładować, więc zrobiłem to w łóżku.
Wyprowadziłem
ją później z mieszkania nie napotykając żadnego członka chmary. Na klatce
schodowej pożegnałem się z nią i wróciłem do mieszkania. Byłem nieco
zaskoczony, gdy zobaczyłem całą chmarę w korytarzu.
- I jaka jest w łóżku? – Zapytał mnie Back. Z tego, co
słyszałem kilka razy próbował, ale nie udało mu się z Avą. Z ciekawości zapytam
ją o to.
- Nie wasz interes. – Warknąłem wszedłem do łazienki.
- No powiedz! – Jęknął Back. Spojrzałem na niego i
bezczelnie się uśmiechnąłem. – Cóż była lepsza niż ta ostatnia, co przysłałeś
mi na przeprosiny za pogryzienie. – Warknąłem i zamknąłem drzwi łazienki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz