Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

4/09/2016

Trinity Blood część piąta

         Jeździłem po całym mieście i szukałem tego cholernego klubu. Że też do cholery musiał się pokłócić z tym fagasem i nie wziąć auta. A na piechotę nie potrafi wrócić? W końcu wampir, nie? Ale te poszukiwanie klubu mi przypomniało coś innego. Zupełnie niezwiązanego z wampirami. Niesamowite jak ten czas szybko leci.
Niecałe trzy lata temu byłem w takiej samej sytuacji. Tylko na miejscu zranionego czekającego na mnie Jeremiego, były moje dwie kochane siostrzyczki. Sam w wieku 16 lat i Charlotta skończone 15. Uciekły z domu na imprezę, na którą rodzice się nie zgodzili.
Zawsze, ale to zawsze ratowałem im tyłki. Jednak tego nigdy nie zapomnę. Przeholowały obie, a zwłaszcza Charlotta.
Wysiadłem z samochodu i rozejrzałem się po parkingu. Nie było go, więc wszedłem do środka. Nie znalazłszy Jeremiego udałem się pod kolejny klub. Tak było identycznie…

Zaparkowałem i wysiadłem z samochodu. Podszedłem do bramkarza i pokazałem zdjęcie moich sióstr z portfela.
- Widział może, pan te dwie dziewczyny? – Zapytałem.
- Sorry chłopie ja dopiero zaczynam. Stasik właśnie skończył. O tam idzie, zapytaj go. Może pamięta. – Wzruszył ramionami przepuszczając jakieś dwie dziewczyny. Westchnąłem i podbiegłem do mężczyzny ubranego na czarno.
- Przepraszam, Stasik? – Zaczepiłem postawnego mężczyznę. Stasik na mnie spojrzał i uśmiechnął się.
- Nie wiem, może.
- Szukam sióstr. Może widziałeś jak wchodzą? - Pokazałem zdjęcie w portfelu.
- Ta. Zapamiętałem te dziewczyny. – Stwierdził. – Wpuściłem je do klubu. – Potwierdził.
- Wielkie dzięki. – Powiedziałem i ruszyłem w stronę klubu.
            W środku szukanie nie zajęło mi dużo czasu. Dwie dziewczyny siedzące, a raczej tańczące na krzesłach i wymachujące przy tym szklankami z piwem… łatwo było zauważyć. Podszedłem najspokojniej w świecie do brunetki i blondynki.
- Mam was. – Powiedziałem stojąc za nimi. Sam i Charlotta podskoczyły na mój głos i odwróciły się.
- Eee… - Zmieszała się na mój widok siostrzyczka. Charlotta była blondynką o liliowej cerze i ślicznych oczach. Była bardzo ładną dziewczyną i równo postrzeloną. Charlotta ma bardzo duży wpływ na swoją starsza siostrę Samantę. – Henry… Jak miło, że wpadłeś…
- Cześć Henryś. – Nienawidzę jak do mnie tak mówi. Sam uśmiechnęła się niewinnie chowając za plecami szklankę piwa, pewnie mając nadzieję, że jej nie widziałem.
- Czy wy obie zawsze musicie coś robić wbrew woli rodziców? – Skrzyżowałem ręce i zmrużyłem oczy patrząc na obie. Tak, ja byłem zawsze ten zły dorosły. Ale taka prawda, skoro idą bez zgody rodziców mogły mi, chociaż powiedzieć.
- Henry odsłuchałeś wiadomość? – Charlotta odłożyła piwo i zerknęła na Sam. – To dobrze, że jesteś, bo my właśnie… Znaczy, jeśli chodzi o rodziców… - Nie zaskoczyło mnie to. Już tyle razy przerabialiśmy taką scenę.
- Noo Charlotta nagrała ci wiadomość. – Mruknęła Sam cofając się o krok do tyłu. Niestety na jej drodze stanął stół.
- No o tym, że tu jesteśmy... Bo bez ciebie to zabawy nie było… Prawda Sam? – Spojrzała na Samantę, która niepewnie się uśmiechając i spojrzała na mnie.
- Prawda. – Poparła Charlottę.
- No, bo teoretycznie rzecz biorąc.. To chciałyśmy wracać, ale ty przyszedłeś to możemy się bawić… Prawda braciszku? – Muszę przyznać, że dobra była w kłamaniu. A raczej próbowaniu. Na ich nieszczęście znam te sztuczki, aż za dobrze.
- Wracać? – Spojrzałem na pełną szklaneczkę Samanty i napoczętą Charlotty.
- Nie denerwuj się. – Powiedziała spokojnie Charlotta odstawiając szklaneczkę.
- Do cholery! Kto wam te piwo sprzedał?! Jesteście niepełnoletnie! – Wykrzyknąłem.
- W sumie kolego... Co do wracania to myślę, że za jakieś 50 do 5 minut… - Zaśmiała się niepewnie Charlotta.
- Henry. – Jęknęła Sam, tylko ona się domyśliła, że nie podoba mi się uwaga Charlotty. Blondyna coś szepnęła na ucho Samancie i od razu wiedziałem, o co chodzi. Nawet nie wiedzą jak dobrze je znam.
- Jesteście pijane. – Pokręciłem głową z dezaprobatą i zignorowałem znaczące spojrzenie Charlotty na Sam.
- Wydaje ci się. – Uśmiechnęła się szeroko Sam próbując odwrócić moja uwagę od ich niemego porozumienia miedzy sobą. Och siostrzyczki, gdybyście wiedziały, że ja wiem, co knujecie…
- To ty idź się przejść, a my idziemy odświeżyć się do łazienki. – Przerwała mi rozmyślanie Charlotta. Westchnąłem poirytowany, co one biorą mnie za pół mózga?
- Dziewczyny. Ile to razy już słyszałem ten tekst? Ja wyjdę na zewnątrz i będę na was czekał jak głupi, a wy w tym czasie mi znikniecie…
- My? – Udała zdziwienie i zaśmiała się nerwowo. – Na trzy! – Powiedziała i nim zdążyłem zareagować chwyciła Sam za rękę i uciekła w tańczący tłum. Też miałem ochotę się zabawić, ale nigdy mi nie dawały okazji się przyłączyć. Wkurzyłem się, kolejny raz zostałem wykiwany w ten sam sposób…
- Niech ja je dorwę! Z tyłka nogi powyrywam! – Warknąłem wściekły przepychając się przez tłum. Widziałem jak Sam przewraca na jakiegoś mężczyznę i z pomocą Charlotty ucieka. Były w zasięgu mojego wzroku cały czas. Minąłem przewróconego mężczyznę, który klną pod nosem na moje siostrzyczki używając niecenzuralnych słów. Chciałem się zatrzymać i stanąć w obronie moich siostrzyczek, jednak tego nie zrobiłem tracąc je z widoku. – Sam! Charlotta! Stać! – Krzyknąłem próbując przekrzyczeć muzykę, gdy ponownie je zobaczyłem. Zniknęły mi w drzwiach dyskoteki. Wyszedłem z sali na korytarz i się rozejrzałem. – A one gdzie zniknęły? – Podrapałem się po głowie idąc nieśpiesznie w stronę szatni. Zatrzymałem się obok łazienki damskiej słysząc znajomy głos Charlotty.
- Podsadź mnie…! Potem cię wciągnę…! - Nawet zza drzwi i przytłumionej muzyce można było je słyszeć. Były nieźle wstawione, skoro siebie nie słyszały i wręcz do siebie krzyczały.
- Dobra! – Otworzyłem drzwi łazienki. Moim oczom ukazała się Sami podsadzająca siostrzyczkę.
- Chociaż byście ciszej były. – Burknąłem stojąc w drzwiach i krzyżując ręce na piersi. – Słychać was na korytarzu. Charlotta wdrapała się na parapet i nieco zdenerwowana zaczęła krzyczeć. – SAM SZYBKO! – Wyciągnęła rękę do Sam, która pokazała mi język i zaczęła wdrapywać się na parapet. Przemierzyłem szybko łazienkę i złapałem w pół siostrę.
- Idziesz ze mną.. – Warknąłem Sam na ucho.
- Będę krzyczeć. – Próbowała mnie nastraszyć. Jakbym się bał, że ochrona tu przyjdzie i coś mi zrobi. Mam to w dupie. Musze sprowadzić je do domu.
- Krzycz, że cię gwałci! – Krzyknęła Charlotta nadal trzymając za rękę Sam. Spojrzałem na Charlottę karcąco. – No, co?!
- Krzycz ile chcesz. – Warknąłem. Jestem spokojny, umiem wiele przemilczeć i zrozumieć. Jednak tego zachowania Charlotty nie byłem w stanie. Ani Sam, ani Charlotta nie widziały mnie wściekłego. Namiastkę widziała jedynie Samanta, gdy połamała rękę przez takiego jednego Brusa. Chłopak nie pozbierał się tak szybko po tym. Nie, nie pobiłem go. Powiem tylko, że później biegał za Sami jak ochroniarz i dbałby nic jej nie było. – Nie chcecie mieć ze mną do czynienia. – Stwierdziłem.
- POMOCY! – Krzyknęła, ale po chwili dodała. – Henry… Niedobrze mi…
- Obrzygaj go. – Spojrzałem na Charlottę, a widząc jej błysk w oczach wiedziałem, że może być już tylko gorzej. Wpadła w ten swój humorek szalonych pomysłów. Za które później ja cierpię, broniąc jej.
- Do cholery! Jesteście tak nie odpowiedzialne, że po prostu brak słów. – Szarpnąłem Sam wyrywając jej dłoń z uścisku Charlotty. Dziewczyna przestała się śmiać i błagalnie spojrzała na trzymaną przeze mnie w stalowym uścisku siostrę.
- Sam! Co mam robić?!
- Henry ja nie misiek! Nie ściskaj tak, bo pawia puszczę! – Jęknęła Sam. – Charlotta wiej do cholery! – To mogła sobie darować. Czy nie pamiętała, co się stało ostatnim razem jak Charlotta zwiała? Chyba nie.
- Kocham cię braciszku! – Krzyknęła Charlotta zeskakując z parapetu. Postawiłem Sam na nogach. Sięgnąłem po Charlottę jednak było już za późno blondyna zniknęła mi za oknem.
- Wy razem nigdzie nie powinniście wychodzić. – Skupiłem uwagę na zielonej Sam i popchnąłem ją w stronę kabiny. Naprawdę wyglądała jakby miała puścić pawia. – Jak chcesz rzygać to rzygaj. – Stwierdziłem zgryźliwie.
- Twoje dzieci nie będą mieć tak gładko. – Naburmuszona spojrzała na mnie z wyrzutem.
- O moje dzieci się nie martw. – Prychnąłem. Jestem za młody by mieć dzieci! Ale jestem pewien, że było by im dobrze. – Do cholery mogłyście MI powiedzieć, że się wybieracie na jakąś imprezę. Nie zabroniłbym wam! A ja jak debil jeżdżę po całym mieście i was szukam! A kurwa jesteś starsza i myślałem, że bardziej odpowiedzialna! SAMANTO BROWN! Mogłaś mi powiedzieć! – Zacząłem kazanie. Nie lubiłem tego robić, ale, w jaki inny sposób w końcu je uświadomię, że jestem po ich stronie? Sam tylko spuściła głowę i niczym małe dziecko przyłapane na złym uczynku zaczęła się bujać na boki.
- Nie pozwoliłbyś… - Stwierdziła posępnie. Nie mogłem w to uwierzyć. Naprawdę uważają mnie za złego dorosłego.
- Aż tak jestem przewidywalny? Mogłyście mi zaufać! Nie wydałbym was Sam przed rodzicami. Zwinąłem auto ojcu by was znaleźć do cholery. Ile ty masz lat, co?
            Zrobiła te swoje duże oczy, które zaszkliły się i pociągając nosem stwierdziła.
- Jakbyś nie wiedział…
- Sami, a jak by stała się wam krzywda? – Mój pierwszy gniew ostygł widząc, że doprowadziłem siostrzyczkę do płaczu. – Jakby was ktoś porwał i skrzywdził? Nie pomyślałaś o tym? – Zapytałem już spokojniej przytulając brunetkę.
- Myślisz, że byśmy się nie obroniły. – Spojrzała na mnie spode łba.
– Idziemy do auta. Musimy jeszcze znaleźć Charlottę. Zanim zrobi coś głupiego. – Mruknąłem głaszcząc ją po głowie.
- Pewnie już coś zrobiła.
- Tego się obawiam. – Mruknąłem pod nosem. Po alkoholu ma postrzelone pomysły. Nie wiem, po kim to odziedziczyła, ale ja i Sam w porównaniu do Charlotty jesteśmy jak ogień i woda. Złapałem Sam za rękę i wyciągnąłem z klubu. – Gdzie ja zaparkowałem… - Zastanowiłem się szukając wzrokiem auta. – Widzę. Chodź musisz mi pomóc znaleźć Charlottę. – Stwierdziłem i pociągnąłem Sam w stronę szarego Schewroleta. Sam zrezygnowana szła za mną posłusznie.
            Nie spodobało mi się to, co zobaczyłem. Nie dość, że zwinąłem auto bez pozwolenia i gdybym został przyłapany miałbym przejebane. To teraz to. Od strony kierowcy była wybita szyba.
- Kurwa! Ojciec mnie zabije! – Wykrzyknąłem, a mój gniew ponownie wypłynął na wierzch. – I nici z cichego sprowadzenia was do domu. – Warknąłem w stronę Sam. – Wsiadaj. – Rozkazałem jej. Westchnąłem zrezygnowany. Tyle razy ratowałem dziewczyny z opresji by nie podpadły rodzicom. Tyle razy robiłem to tak, że nikt o tym nie wiedział. A teraz? Pech mnie prześladuje. – Trudno. Rodzice się dowiedzą, że nie posłuchałyście i poszłyście na tą imprezę. – Mruknąłem zrezygnowany. A chciałem dobrze.
- Dobrze ci tak. – Usłyszałem podziękowanie od Sam. Nie ma, co bardzo mi miło. Usłyszałem śmiech dobiegający spod samochodu.
- Charlotta. – Mruknąłem zaglądając pod Schewroleta. – Wyłaź stamtąd do cholery!
            Sam zaczęła się śmiać w aucie, a ja nie czekając, aż blondyna sama wyjdzie wyciągnąłem ją.
- Cześć Henry! – Czknęła i zaczęła się ponownie śmiać. Nie wiem, co w tym było śmiesznego, bo mi wcale nie było do śmiechu. – Jestem nienormalna… - Śmiała się nadal.
- Ja wam tyłki próbuje ratować, a wy takie dziękuję?! Dobrze, niech rodzice się dowiedzą. Nie ma sprawy. – Powiedziałem bardzo spokojnie by nie wybuchnąć i nie przetrzepać tych cholernych dziewuch. – Do auta. – Wepchnąłem wręcz do samochodu Charlottę, zmiotłem szkło i usiadłem zapalając silnik. – Bardzo dobrze. – Warknąłem tylko.
- Przeżywasz to jak mrówka okres. – Prychnęła Charlotta. Miałem chęć jej pyszczek wyszorować mydłem. Za dużo dziś przeskrobały.
- Koniec żartów. Jestem bardzo wyrozumiały i cierpliwy. Kochana siostrunia dziś przegięła. – Stwierdziłem. Miałem nadzieję, że wyczuły ostrzeżenie w moim głosie, jednak nie usłyszały. Sam zagwizdała i zwróciła się do Charlotty.
- Zabarykadujemy się w pokoju.
- E tam… To tylko szyba. Co tam jedną parę mniej i już… Rodzice i tak nic nie zdziałają, jak będę chciała pójść na imprezę. – Powiedziała to jak obrażone dziecko.
            Westchnąłem tylko i pokręciłem głową. Zaparkowałem w garażu i spojrzałem na siostry.
- Idźcie do pokoju. – Powiedziałem tylko.
- Panie przodem. – Zażartowała Charlotta ustępując mi miejsce w drzwiach.
- Parę butów. – Mruknąłem do siebie kręcąc głową. Nie miała pojęcia, że to właśnie ja będę musiał spłacić szybę.
- A co ty myślałeś? Że zrezygnuję z nowej kolekcji gucci dla jakiejś tam szyby?! Faceci! – Prychnęła Charlotta. Tak jak zawsze. Gdyby nie pieniądze rodziców, nie miałaby tych swoich markowych ciuchów. Pokręciłem tylko głową. Sam mnie cmoknęła w policzek przepraszająco.
- Ja zapłacę. – Stwierdziła i ruszyła w stronę drzwi.
- Zawiodłem się na was. – Powiedziałem wychodząc z garażu.
- Nie przesadzaj. Ty też się bawisz. – Burknęła Charlotta.
- Wiesz Charlotta… Twoje buty poczekają. – Stwierdziła Sam.
- Może i było zabawnie, ale ostatni raz was kryję. – Wysyczałem w ich stronę i nie słuchając więcej sióstr wszedłem do swojego pokoju.
- Henry nie przesadzaj. Nic, prawie nic się nie stało. – Stwierdziła Charlotta wchodząc do mojego pokoju bez pukania.
- Poczekajcie do śniadania. To się przekonacie jak małe NIC się stało. – Powiedziałem, chcąc zakończyć tą bezsensowną rozmowę, której już miałem serdecznie dość.
- Oj Henry… Braciszku. Mógłbyś z nami raz zaszaleć. Zobaczysz, jakie to fajne. – No tak cała Charlotta. Uważa mnie za jakiegoś sztywniaka. Jak do cholery mam się z nimi bawić, skoro za każdym razem mi taki numer odstawiają?
- Mamy przesrane. – Stwierdziła Sam po tym, co powiedziała siostra i po mojej minie. Nie odezwałem się tylko patrzyłem na obie dziewczyny stojące w moim pokoju.
- Dobra ludzie. Czemu taka cisza? – Zapytała jakby gdyby nic kochana Charlotta.
- Oj już bądź cicho! Zaraz zasnę. Idziemy spać. Rano jest kazanie starych. – Przejęła inicjatywę Sami.
- Dobranoc. Macie trzy godziny snu. – Powiedziałem patrząc na zegarek i położyłem się na łóżku. – Jakbyś była taka łaskawa i zamknęła za sobą drzwi. Byłbym wdzięczny. – Wyprosiłem Charlottę, gdy Sami wyszła. Ta tylko prychnęła i zatrzasnęła moje drzwi.
            Za bardzo kochałem siostry i następnego dnia wziąłem pełną odpowiedzialność za wypadek z szybą. Sam chciała coś powiedzieć, jednak pod moim spojrzeniem nie odezwała się. Tak jak się spodziewałem miałem zapracować i odkupić nową szybę do auta.

            Pokręciłem głową rozbawiony. Ciekawy jestem czy Charlotta wydoroślała w tej Australii. Nie widziałem jej będzie już dwa lata. Nawet nie wiem, dlaczego uciekła, przecież miała wszystko, co chciała. Markowe ciuchy, najnowszy sprzęt. Nie to, co ja. Ja musiałem na wszystko zarobić sam. Samanta od 9 roku życia była fotomodelką i sama na swoje wydatki zarabiała.
Moje wspomnienia przerwał dzwoniący telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił Jeremy, odebrałem.
- Gdzie ty do cholery jesteś?! Czekam i czekam, a ciebie ciągle nie ma… - Powiedział na dzień dobry Jeremy.
- To gdzie jesteś do cholery?! Jaki to pieprzony klub! Jeżdżę już od paru godzin sprawdzając wszystkie kluby…
- Przecież mówiłem. Klub przy autostradzie.
- Sprawdziłem wszystkie kluby przy autostradzie. – Stwierdziłem posępnie. Usłyszałem śmiech Jeremiego po drugiej stronie.
- Nie przy autostradzie. Klub nazywa się „Przy autostradzie” rozumiesz? To niedaleko studia nagrań. Myślałem, że wiesz gdzie to jest…
- Nie zrozumieliśmy się. – Uśmiechnąłem się do siebie i zawróciłem. – Będę za 15 minut.

- W końcu jesteś. – Powiedział Jeremy wsiadając od strony pasażera.
- No to odwożę cię do domu. – Stwierdziłem.
- Czekaj. Nie wypiłbyś ze mną? Wiesz rzucił mnie facet i mam dołka. Zgódź się. – Poprosił robiąc duże oczka. Którym nie potrafię odmówić.
- Niech będzie. – Uległem. – To, dokąd?
- Do starego grzyba. – Uśmiechnął się szeroko i dał mi buziaka w policzek.
- Jeremy. Spauzuj. – Syknąłem w jego stronę. – Nie jestem gejem i jak jeszcze raz to zrobisz to przyleję.
- Ale ty jesteś. – Bąknął szarowłosy. – Back, Damon i Max nie mają nic przeciwko temu.
            Jeremy, chociaż ma te 250lat nadal zachowuje się jak 18latek, a wręcz jak nastolatka. Zawsze jak jest wdzięczny za coś daje buziaka w policzek, nie ważne czy to dziewczyna, czy facet. Jako jedyny z chmary miałem coś przeciwko takiemu okazywaniu uczuć.
            Zajechaliśmy pod starego grzyba, gdzie wypiliśmy sporo. Oczywiście moja głowa jest niczym w porównaniu z głową wampira. Skończyło się na tym, że to Jeremy mnie odwiózł do domu i położył do łóżka.

A rano ponownie miałem kaca, czułem się niesprawiedliwe, gdyż dla Jeremiego nic nie było. Nigdy więcej nie pojadę z wampirem chlać. 

Rozdział 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz