Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

2/27/2017

Trinity Blood część szósta

Kiedy odwiedzasz ziemię
Napełniasz ją bogactwem i pięknem.
Zwracam się dziś do Ciebie.
Przynieś mi miłość, radość i harmonię.
Naucz mnie czytać w ludzkich sercach,
Abym odnalazł miłość prawdziwą i szczerą…
           
            Ostatni czasy dziwnie się czułem. Miałem zawroty głowy i prześladowało mnie uczucie, że jestem obserwowany. Gdy się odwracałem nikogo nie było. Tym razem było trochę inaczej…
            Szedłem parkiem i czułem na sobie wzrok, gdy się odwróciłem stał za mną chłopak nie mniej jak 14-15 lat. Burza czarnych loków, brązowe duże oczy wpatrzone we mnie i ta oliwkowa karnacja. Wyciągnął w moją stronę rękę, w której trzymał kopertę.
- Dla mnie? – Zapytałem, a gdy pokiwał głową sięgnąłem po nią.
Była to niewielka koperta koloru czerwieni. Zapieczętowana woskiem z odciśniętym dziwnym symbolem pięść trzymająca piorun. Spojrzałem na chłopca, ale jego już nie było. Pewnie uciekł, gdy tylko przekazał wiadomość. Nawet nie zdążyłem zapytać, od kogo. Trudno, pewnie dowiem się z tego, co jest w środku. Otworzyłem kopertę i wyciągnąłem kartkę pokrytą drobnym eleganckim pismem.

„Kikade obserwują cię. Nie zdradź nikomu, kim jesteś. To może grozić śmiercią dla tej, którą chronisz. Przyślemy ci wsparcie, jednego z najlepszych Mścicieli z twojego oddziału.
Ab maiorem Dei gloriam* Zwierzchnik Sihaila”

- To chyba pomyłka. – Stwierdziłem czytając list jeszcze raz. Jednak to nie pomyłka, to jakiś głupi niezrozumiały żart. Wsadziłem kartkę do kieszeni i ruszyłem w dalszą drogę.
            Byłem pewny, że to żart Backa. Tylko on mógł wpaść na taki głupi pomysł…
            Tuż przede mną uderzyła błyskawica oślepiając mnie na chwilę. Gdy otworzyłem oczy stała przede mną znajoma dziewczyna. Miała złote loki, błękitne oczy i śliczną buzię. Z pleców wyrastały jej białe skrzydła, miała na sobie białą prostą sukienkę. Westchnąłem ciężko. Kilka miesięcy temu spotkałem ją w tym samym miejscu. Ma się tą pamięć.
- Kikade. – Zwróciła się do mnie.
- Kim jesteś? – Zapytałem przyglądając się dziewczynie, była całkiem pociągająca.
- Jestem archanioł Uriel.
            Zacząłem się śmiać. Nie mogłem się opanować. Uriel?! Przecież to męskie imię… a do tego chce mi wcisnąć kit, że niby jest archaniołem! Wampiry owszem, wilkołaki także, ale anioły nie istnieją!
- Jesteś równie niesubordynowany jak za czasów szkoły. – Zmarszczyła brwi. – Za jakie grzechy Sihaila kazał mi być pośrednikiem. – Jęknęła poruszając ramionami, a jej skrzydła zamieniły się w biały puch. Przez chwile gapiłem się jak pióra opadają na ziemię. – Możemy porozmawiać Kikade?
- Nie dasz mi spokoju?
- Tym razem nie dam ci odejść. – Stwierdziła wytykając mi to palcem. – Jesteś wulgarny jak każdy z Mścicieli. Nie pasujesz na Stróża. – Prychnęła. – Zero w tobie chęci niesienia pomocy.
- A co ja samarytanin? – Powiedziałem ruszając dalej i nie zwracając uwagi na laskę. Była upierdliwa i miała jakieś dziwne urojenia, że niby kim była? Archaniołem?
- Nie zniosę tego dłużej. – Wykrzyknęła i zrównała się ze mną. – Gdzie możemy porozmawiać? – Zapytała mnie. Wzruszyłem w rezygnacji ramionami. Uriel mi nie odpuści.
- Znam niedaleko pewną knajpkę. – Powiedziałem i skręciłem w stronę Starego Grzyba.

            Uriel z niesmakiem i widoczną niechęcią rozglądała się po wnętrzu. Podszedłem do baru, a blondyna zajęła miejsce najbliżej drzwi. Niech robi, co chce. Oparłem się o bar i spojrzałem na Billa.
- Widzę, że foczkę przyprowadziłeś. – Uśmiechnął się szeroko ukazując szparę miedzy zębami. Bill był barmanem. Miał kręcone rude włosy, zielone oczy i był przeraźliwie chudy.
- Ona? Uparła się, że chce pogadać. – Wzruszyłem ramionami i spojrzałem na Billa. – Przynieś ten drink twoją specjalność, a dla foczki jakiś soczek bezalkoholowy. – Zamówiłem. Jeszcze brakowało, żeby się upiła. Usiadłem naprzeciwko dziewczyny i patrzyłem na nią wyczekująco.
- Zapomniałaś, po co tu przyszliśmy? – Zapytałem, gdy nie odezwała się po przyniesieniu napojów. Upiłem łyk drinka.
- To nie etyczne pić w pracy. – Stwierdziła i powąchała soczek wiśniowy, jaki dostała. Następnie upiła łyczek i przez chwilę go smakowała.
- Mam to gdzieś. Gadaj, czego chcesz i spadaj. Jestem zajęty.
- I to jest mój powód. Jesteś zajęty sobą, a nie stróżowaniem tej biednej dziewczyny.
- Kogo? – Uniosłem brwi w zamyśleniu. Mam wrażenie, że biorę udział w „Mamy cię”.
- Samanty Brown. – Odpowiedziała mi najspokojniej w świecie.
- Mojej siostry? – Uniosłem brwi zaskoczony. Kto by pomyślał, że taka blondyneczka zna Samantę? – Słuchaj Uriel czy jak ci tam inaczej. Sam skończyła już 18 lat i nie muszę sterczeć nad nią cały czas. Ona ma swoje życie, a ja swoje. Dla twojej wiadomości jej tu nie ma, a ja mam własne problemy, z którymi sobie nie radzę. – Powiedziałem nieco podniesionym głosem. - Skoro Sam chciała ze mną pogadać i powiedzieć, że za mało jej czasu poświęcam to powinna mi powiedzieć osobiście. A teraz sorki lalka, ale ja się śpieszę. – Dokończyłem drinka i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć wyszedłem ze Starego Grzyba.
            Co ja jestem niańka? Opiekuję się nią praktycznie cały czas. A ona mi taki numer wywija? Dość! Jak zadzwoni to ja jej powiem co o tym wszystkim myślę! Dla drugiej tak samo.

            Wszedłem do domu i nie zwróciłem uwagi na bałagan w salonie. Podszedłem do lodówki, wziąłem piwo i usiadłem na kanapie. Upiłem spory łyk piwa i dopiero się zorientowałem, że wampiry mnie obserwują.
- Czego? – Warknąłem w ich kierunku. – Gapicie się jakbyście mnie pierwszy raz widzieli.
- Henry… - Zaczął Max rozglądając się po salonie. – Przyszedłeś troszeczkę za szybko…
            Rozejrzałem się po salonie. Był zdemolowany, opierałem nogi o cztery ciała. Uniosłem brwi zaskoczony. Byłem za wcześnie, dziwne myślałem, ze to już ta godzina… upiłem kolejny łyk i wstałem z kanapy.
- Wezmę prysznic. – Powiedziałem rzuciłem butelkę zaskoczonemu Maxowi i wyszedłem z salonu.
            Lodowaty prysznic tego mi trzeba było. Pod zimnym strumieniem zawsze dochodziłem do siebie i mogłem się skupić na myśleniu. Dobra. Uriel była archaniołem jak twierdziła. Dziwny list to potwierdza. Ale anioły nie istnieją. Damon coś by o nich wspomniał. Oparłem głowę o kafelki i przymknąłem oczy. Czego do cholery chcą te anioły ode mnie?
            Ktoś mnie objął. W pierwszej chwili nie zareagowałem. Poczułem muśnięcia warg na moim karku. Dobra zdecydowanie coś tu nie gra. Wyszarpnąłem się z objęć i odwróciłem się w stronę nie, kogo innego jak Backa.
- Teraz nawet pod prysznicem nie mogę być sam? – Zapytałem mrużąc oczy, wampir tylko się uśmiechnął. Zakręciłem wodę i biorąc ręcznik wyszedłem spod prysznica.
- Henry. – Wymruczał uwodzicielko ponownie się do mnie przyklejając. – Choć raz zgódź się. – Ponownie zaczął mnie namawiać.
- N… - Nie zdążyłem odpowiedzieć, gdy mnie pocałował. Wytrzeszczyłem na niego oczy. – Co ty do cholery wyprawiasz?! – Wykrzyknąłem, gdy zszedł na moją szyję. Drażnił moją skórę swoimi kłami. Nie miałem szans się wyszarpnąć, a gdy spróbowałem zawołać któregoś z wampirów zatkał mi usta dłonią.
- Za dużo razy mi odmówiłeś. – Mruczał patrząc mi w oczy. – Henry, choć raz się zabaw ze mną.
            Spróbowałem zaprotestować, jednak nie miałem jak. Otworzyłem szerzej oczy widząc jak wysuwa kły. A później poczułem tępy ból. Krzyknąłem w jego dłoń.
            Przed oczami zaczęło mi robić się ciemno. Nie miałem już sił na cokolwiek. Liczyłem tylko, że któryś z chłopaków mi pomoże. Back jak zawsze dostaje to, co chce.
            Ostatnim, co usłyszałem był dzwonek do drzwi…
__________________________________________________

* Ab maiorem Dei gloriam - Na większą chwałę Bożą

Rozdział 7



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz