Obudziła
się i podniosła głowę, która ponownie opadła na czyjeś kolana, ktoś głaskał jej
głowę. Czuła smak krwi w ustach. Wzdrygnęła się. Podniosła bolącą głowę i
rozejrzała się po mieszkaniu. To nie było mieszkanie wampirzycy. Inne
rozstawienie pokoi, inne meble i o wiele czyściej niż u Carmen. Wszystko zbyt
starannie poustawiane, nawet stwierdziła pedantycznie. Czarne z metalicznymi
akcentami meble dobrze prezentowały się na jasnych błękitnych ścianach.
Oszklone suwane drzwi prowadzące na wielki taras były otwarte, przez nie
wpadało świeże powietrze. Jeśli je można było nazwać świeżym, było pełne spalin
i innych zanieczyszczeń. Plazmowy telewizor wiszący w ramie jak obraz był
włączony. Obok na kanapie leżał poraniony wilk o rudym futrze. Nad nim stał
jakiś inny i coś robił. Wzdrygnęła się ponownie słysząc przenikliwy jęk wilka.
Chciała coś powiedzieć, lecz coś blokowało jej usta. Zamrugała kilka razy.
Wyczuła ten sam zapach co na korytarzu. Czuła zapach - słonawy, piżmowy,
kojarzący się z suchym jałowcem, naoliwioną skórą i dymem. Była to tak silna
woń, tak wyraźnie męska wręcz podniecająca, że Mae zalała fala gorąca, na
przemian z falą zimna.
- Obudziłaś się. - Powiedział
męski głos, z przyjemną chrypką i z obcym akcentem. Popatrzyła na niego bursztynowymi
oczami. Już się tak nie jarzyły jak na początku. - Witaj pośród swoich. - Dodał.
A ona spojrzała w twarz sąsiada wampirzycy. - Wybacz za nie wygodę, ale
straciłaś kontrolę nad swoim wilkiem i musieliśmy ci założyć kaganiec. - Zaskamlała
uświadamiając sobie czym teraz jest. Popatrzyła w oczy Markusa. Niebyły
czekoladowe miały kolor bursztynu. - Nikogo więcej nie zaatakujesz jak ci
zdejmę kaganiec? - Zaskamlała łapą próbując ściągnąć kaganiec. Skuliła głowę, gdy
wyciągnął ręce w jej stronę. Podwinęła pod siebie ogon i położyła uszy.
Uśmiechnął się przyjacielsko, sięgnął po sprzączkę kagańca i zdjął go. - Już
lepiej Mae? - Ta zerknęła w jego oczy zaraz je spuszczając, zerknęła na kanapę
obok i na jęczącego wilka. Do salonu wszedł Stefan, znała go. Był także
wilkołakiem, także próbował ją namówić na spotkanie z alfą jego stada. Nie
chciała dziś iść do klubu Carmen, bała się, że go spotka. Ale teraz wolała być
u wampirzycy niż tu miedzy tymi wilkołakami. Nieświadomie wyszczerzyła kły na
wilkołaka, który wszedł. Stefan spojrzał jej w oczy, poczym je spuścił. Nie rozumiała,
dlaczego unikał jej spojrzenia, ten ze szpitala zaciekle wpatrywał jej się w
oczy namawiając. Za to Stefan zawsze spuszczał wzrok, gdy ich oczy się
spotykały. Na początku myślała, że jest nieśmiały, choć teraz tego nie była
pewna. Markus spojrzał na Stefana, który wpatrywał się w podłogę.
- Przyszła wiedźma. - Powiedział
Stefan. - Zajmuje się krwią na korytarzu… Sąsiadami także już się zajęła… - Krew…
Na samo brzmienie tego słowa poczuła w ustach żółć. Zeskoczyła z kanapy.
- Dobrze. Jak skończy niech
przyjdzie do mnie. - Powiedział Markus. Mae rozejrzała się po salonie. Wyszła
na taras odetchnęła świeżym powietrzem, zobaczyła trzech mężczyzn na balkonie.
Jeden był ubrany w mundur policjanta. Spojrzeli w jej stronę, położyła uszy i
zrobiła krok do tyłu. Wiedziała, że oni także są wilkołakami. Nie wiedziała
dlaczego, ale widziała coś w ich oczach, co jasno dawało jej do zrozumienia,
czym są. Nie patrzyła na nich, lecz czuła ich spojrzenia na sobie. Wróciła do
salonu. Teraz dostrzegła, że tam jest więcej ludzi. Markus siedział na kanapie
i rozmawiał ze Stefanem. Z kuchni wyszła jakaś kobieta o ciemnych brązowych
włosach w stroju policjanta. W ręku trzymała szklaneczkę, którą podała
Markusowi.
- Bob! Musimy już jechać! - Zawołała.
Z balkonu przyszedł wilkołak w mundurze i po pożegnaniu się z gospodarzem
wyszedł wraz z partnerką. Przemknęła się pomiędzy ludźmi do drzwi wyjściowych.
Drzwi właśnie otwierały się, prześlizgnęła się przez szparę. Wydostała się na
korytarz. Jej oczom ukazał się zrujnowany korytarz i wyłamane z zawiasów drzwi
mieszkania koleżanki. Usłyszała wypowiadane dziwnie słowa, spojrzała na stojącą
tyłem do niej kobietę. Włosy sięgały do połowy pleców, miały kolor mleka.
Ubrana była w fioletową tunikę i czarne spodnie. Rękoma wykonywała dziwne znaki
w powietrzu.
- Wyjdź. Przeszkadzasz. - Powiedziała
rozkazującym tonem białowłosa kobieta. Mae podwinęła ogon słysząc ten głos i
cofnęła się o krok. Natrafiła na przeszkodę. Zerknęła w górę nad nią stał
Stefan. Otworzył drzwi. Mae zerknęła na drzwi i na Stefana. Miała dość tych
zapachów, czuła się tam osaczona. Drzwi na klatkę schodową były otwarte.
- Proszę wejdź. - Powiedział
Stefan, wyjmując komórkę. Mae zerknęła na niego i jeszcze raz na drzwi,
następnie na wejście na klatkę schodową. Cofnęła się od drzwi i pobiegła w
stronę klatki, zbiegła po schodach. Usłyszała krzyk Stefana, prosił by nie
uciekała. Za późno… Już jej tam nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz