Nie miała zbyt wiele do roboty. Więc przyglądała się z
wygodnej lektyki niesionej przez czterech wielkoludów. Podziwiane widoczki różniły
się od tych które do tej pory widziała.
Teren okazał się bardzie górzysty. Roślinność składała
się głównie z niewysokich szarozielonych lub brązowo zielonych drzewek, oraz
granatowo szarych krzewów. Mchy i trawy to paleta barw i odcieni od zieleni,
poprzez brązy i granty do szarości. Zaskakująca kolorystyka jak na florę. Najciekawsze
okazały się jednak ptaki. Były przeważnie brązowo granatowe, ale były i takie
zielono pomarańczowe. Te najbardziej przyciągały wzrok nie tylko z powodu
ubarwienia ale i zachowania, były po prostu krzykliwe i głośne. Obserwując ich
zachowania zasnęła w lektyce.
-An’di-
usłyszała głos Atraxa- musisz coś zjeść. Skarbie obudź się.
-Już,
już- przeciągnęła się i wysiadła- będę mogła po tem…
-
mówiłem to wyczerpujący etap…
-Ale
June może iść o własnych siłach?- stwierdziła podając mu rękę, przy wysiadaniu.
-ona
jest silna i należy do Alla. A ty niedawno omalże nie umarłaś i należysz do
mnie. a ja troszczę się o twoje zdrowie. Wczoraj przeholowałaś i mnie nie
posłuchałaś, to teraz…- popatrzył zatroskanym wzrokiem na zawstydzoną buzię i
nie dokończył.
-Ale
oni myślą, że ty masz żonę słabeusza, który tylko ci sprawia kłopoty, bo sobie
nie radzi.- stwierdziła ze smutkiem pochylając głowę- a ja, nie jestem od nich
słabsza,…
-Nie,
oni tak o tobie nie myślą. Nie mogą. Wiedzą, że nie jesteś jedną z nas i masz
nieco inne możliwości fizyczne. Postaraj się zrozumieć, że to tylko dla twojego
dobra. Nie chcę stracić ciebie jak Armen. A ona była zbyt odważna i też
lekceważyła moje ostrzeżenia.- wyjaśnił swoje zdanie tonem, który zmuszał do
posłuchu nie tylko ją ale i innych. Usiadła na kamieniu i pod czujnym okiem
blondyna skonsumowała swoją porcję.
-a
mogę na stronę? No załatwić się- wyjaśniła pośpiesznie- do ubikacji- dodała
myśląc, że ten nie wie o czym powiedziała na samym początku.
Skinął głową i pokazał kępę krzaków po prawej stronie.
Zniknęła za nimi na jakiś czas, ale nie po to, o co prosiła. Chciała po prostu
się przejść, a to była pierwsza lepsza wymówka na jaką wpadła.
-
dziwne nikogo do tej pory nie obchodziło moje zdrowie, samopoczucie czy
potrzeby. On jest zbyt idealny jak na faceta.- myślała zagłębiając się w
zaroślach.- to chyba mi się nie śni. Przecież jest na dokładkę zbyt stanowczy
i…
-An’
di!..
-Tak,
jeszcze chwilkę! Dobrze…- odkrzyknęła- za bardzo mnie kontroluje nikt tego
nigdy nie robił, ani ojciec, ani wujek, a o cioci to nie wspomnę.- myślała
nieśpiesznie wracając. Podeszła prosto do lektyki i do niej bez sprzeciwu
wsiadła.
-To
już niedaleko…- dodał podchodząc i dając innym znak by ruszyli.
-Przecież
nie pytałam…
-Ale
myślisz o tym.- dodał idąc obok.
-A
ty skąd wiesz…
-Domyślam
się.- spojrzał na drapiącą się w obandażowaną rękę dziewczynę.- swędzi…
-Tak,
ale to dobrze… bo oznacza, że się zrasta.- odpowiedziała i przestała się
czochrać.- jak myślisz, czy kiedyś tam wrócę… czy kiedyś jeszcze zobaczę swój
świat i …- urwała zasępiona.
-I
tego, którego tam zostawiłaś…
-Nie.-wcięła
mu się- jego to znaczy Dextera, to akurat nie mam ochoty więcej oglądać. Miałam
na myśli ojca i krewnych. Tu nie mam nikogo. No mam teraz ciebie…- spuściła
głowę i smutnie dokończyła- jednak nie zastąpisz mi ich wszystkich. Tak wiem to
nowe życie i powinnam dziękować za nie…- urwała czując na swojej dłoni jego
rękę, uśmiechnęła się smutno do niego- ale czy potrafię?- zastanowiła się.
-Atrax!-
zawołał All. Blondyn spojrzał na niego i odsunął się od lektyki, zniknął z pola
jej widzenia.
Zastanawiała
się czy podoła swojemu nowemu życiu. Było inne i mniej skomplikowane jakby się
wydawało, jednak to nie była cała prawda. Czuła i miała obawy co do
najbliższego otoczenia blondyna. Sądziła, że tamci jej nie zaakceptują w roli
jego partnerki życiowej, jak to tu się nazywa. Jakie zadania, obowiązki,
przyjemności ją czekają w tym charakterze. Kłębowisko myśli czarnych i
wyolbrzymionych problemów ze strony najbliższych krewnych Atraxa. Powoli
zaczęło ja otaczać. Ponownie niepokój
opanował jej serce. Nie potrafiła racjonalnie podejść do całej sprawy. I
jedynym wnioskiem się zadowolić. Przybita swoimi myślami nie zauważyła, kiedy
znaleźli się na terenie zabudowanym.
Duże pokryte brązową farbą domy ciągnęły się wzdłuż
całej ulicy. Szum i gwar towarzyszący sporej aglomeracji, pochłonął dźwięki
ptaków i szum drzew. Wzdłuż ulicy ciągnęły się liczne stragany pełne towarów. Za nimi znajdowały się różne warsztaty
rzemieślnicze. Po środku sporego placu stało podium otoczone barierkami, a nad
nim górował czerwono złoty daszek. W czterech rogach umieszczono pale takie
same jak ten który poznała bliżej.
Minęli plac i skierowali
się w lewo. Ulica była dużo szersza niż ta poprzednia, budynki też były
bardziej okazałe i szare. Przy końcu tej ulicy znajdował się spory gmach. Anna
zdążyła zobaczyć jak w drzwiach tego właśnie budynku znika Atrax i jego świta.
Za to jej lektykę poniesiono dalej za ten budynek.
Uliczka była nieco węższa odgrodzona murem od pozostałej części miasta. Domki
były mniejsze, jednak sprawiały wrażenie, solidnych i funkcjonalnych
pomieszczeń. Było tu też więcej zieleni.
Podeszli do dużego drewnianego starego domu i
postawili lektykę by mogła z niej wysiąść. Gdy to zrobiła zobaczyła przed sobą
June.
-Pokażę
ci twój nowy dom. Miejsca, do których możesz wchodzić i te niedostępne dla
twojej osoby.- wyjaśniła June idąc przodem.
Dziewczyna bez słowa poszła za nią, mijała patrzących
z nieukrywaną ciekawością na nią kobiet i mężczyzn. Milczeli i skinieniem głowy
okazywali szacunek jak sądziła dla blondynki.
-
to jest jadalnia, ty możesz jadać w swoim pokoju. Tam jest kuchnia, jednak nie
będziesz tam zbyt często przebywać. To pokoje samców i ty tam nie powinnaś
wchodzić. A w tym skrzydle są prywatne pokoje Atraxa. Nie jesteś wilkołaczką to
nie możesz tam wchodzić. No i jesteśmy na miejscu- skręciła w lewo i
wprowadziła do dużego pokoju- to twój pokój. Atrax będzie cię tu odwiedzał, tam
masz łaźnię i za tymi drzwiami jest sypialnia. Jakieś pytania?
-nie,
nie mam.- odparła rozglądając się po pomieszczeniu.
-tylko
tyle miałam pokazać. Zaraz przyślę kogoś by ci pomógł wziąć kąpiel. Resztę
pokarze ci Atrax.- wyjaśniła i podeszła do drzwi- jeśli czegoś będziesz chciała
to mów pomocniczkom.- dziewczyna skinęła głową.- zadomów się, od teraz to twoje
lokum.
-moje
nowe więzienie- pomyślała po wyjściu blondynki.
Na jednej ze ścian był duży kominek, nad nim
znajdowało się ładne lustro w zdobnej drewnianej oprawie. Na podłodze leżały
porozkładane duże skóry. W oknach wisiały delikatne zdobne w motywy zasłony. Po
drugiej stronie naprzeciw kominka stał stół i dwa krzesła wykonane z białego
drzewa, na półce pomiędzy oknami znajdowały się poukładane książki. A w rogu w
kredensie była porcelana. weszła do łaźni. Tam była wanna i zlew oraz ubikacja
nie co inne niż te jakie już poznała, a pod ścianą wisiały kobiece ubrania i
buty.
Przeszła przez kolejne drzwi i znalazła się w małym
przytulnym pokoiku. Tu też był kominek nad nim wisiał portret kobiety. Podeszła
bliżej
-to
jej rzeczy. To tak wyglądała Armen. Była po prostu śliczna, nie to, co ja- i
spojrzała w lustro po przeciwnej stronie łóżka.
Znajdowało się nad toaletką pełną różnych szczotek i
błyskotek, wstążek, przyborów do szycia i haftowania. Usiadła na łóżku, lekko
ugięło się pod jej ciężarem. Pachniało przyjemnym aromatem polnych kwiatów. W
pokoju było tylko jedno okno z dość szerokim parapetem. Westchnęła
-
to nie mój dom, nie mój pokój, nie moja sypialnia. Co ja tu robię, znów
zaczynam żałować iż przeżyłam.- wyszeptała.
Z lękiem popatrzyła na stojącą w drzwiach kobietę,
szybko zamrugała rzęsami by powstrzymać łzy.
-
przepraszam, ja wiem… no, że to nie tak… no… June mnie tu przyprowadziła i
zostawiła… to pewnie pani ja już wyjdę…- zaczęła się jąkać i pośpiesznie wstała
z łóżka. Próbując jak najszybciej opuścić pokój uderzyła się obandażowaną ręką
o futrynę i skrzywiła się z bólu.- proszę mi wybaczyć, to wtargnięcie… ja
powinnam… no zawsze się w coś wpakuję.. proszę mi wybaczyć…- zrezygnowana i ze
spuszczoną głową stała przed kobietą, w dużym pokoju blada. Przyciskając do
siebie obolałą kończynę.
-June
przekazała nam, że jesteś samicą. Należysz do Atraxa. Wobec tego to twój pokój,
przyszłam ci pomóc przy kąpieli.- odpowiedziała kobieta.- nie masz jeszcze
swojego wilka. Ale to nie kłopot, na wszystko przyjdzie czas i pora. Zaraz ją
przygotuję, może jesteś głodna?
-nie,
mogę sama… - popatrzyła na zaskoczoną jej słowami kobietę.- przepraszam znów
coś palnęłam…- zmieszała się i ponownie zamilkła.
Kobieta weszła do łaźni i zaczęła nalewać wodę. Anna
przyglądała się temu z ponurą miną.
-pomogę
się rozebrać… za chwilunię- odpowiedziała nie odwracając się do dziewczyny.-
woda jak marzenie… proszę- podeszła do brunetki, ta jednak się odsunęła
-Ja
sama, nie dotykaj mnie proszę- prawie płacząc krzyknęła Anna- i lepiej zostaw
mnie bardzo proszę… ja…- urwała czując na sobie zdziwione spojrzenie.- to tylko
złamana ręka i poradzę sobie, nie chcę tylko by ktokolwiek mnie dotkał,
błagam…zostaw mnie…- jej głos przestraszył nie co kobietę. Popatrzyła ze
współczuciem na przerażoną i wystraszoną
dziewczynę. Drżącą ze łzami w oczach jak próbowała się wcisnąć w kąt.- ja sama,
ja sama…- powtarzała zapłakana.
-Spokojnie,
nie chciałam cię przestraszyć. Przygotuję tylko okrycie i zaczekam aż skończysz
i posprzątam…- podeszła do półki i położyła białe płótno obok wanny, a na
stołku położyła jedną z sukienek i sandały.
Wyszła zamykając za sobą starannie drzwi i zostawiając
w środku samą Annę.
-
idiotka. Dziwadło. Głupek.- wyrzekała sobie że się popłakała przy tamtej.
Rozebrała się i
zanurzyła w ciepłej wodzie. Jedną ręką pośpiesznie się umyła i owinęła się
właśnie ręcznikiem, gdy wszedł do środka Atrax.
-Miałaś…-
zaczął z pretensją, a widząc zapuchniętą od płaczu buzię zapytał- co się stało?
Kto…
-Przepraszam,
to moja wina… nikt…- wtuliła się w mężczyznę.- przepraszam to bardzo trudne…
-Miała
ci pomóc. Czemu jesteś sama? Czemu płakałaś?- dopytywał wycierając plecy i
biorąc ją na ręce.
-przepraszam…
wybacz… tyle pytań…nie umiem na nie odpowiedzieć…tak od razu- szeptała niesiona
do sypialni.
-
może nie będziemy teraz o tym rozmawiać- szepnął a tonacja jego głosu zdradzała
co zamierzał- później mi wszystko opowiesz- pocałował odwracając w ten sposób
uwagę dziewczyny od ponurych myśli.
-skąd…-
przerwał pocałunkiem- dobrze…- ponowny namiętny całus- co tylko zechcesz…-
wyszeptała rozkojarzona, namiętnością jaka w niej rozgorzała.
Dotyk, pocałunki, pieszczoty i ten jego zapach
wprawiły Annę w przyjemną ekstazę. To co zaszło w sypialni między nią a
Atrax’em uznała za wspaniałe przeżycie.
Zapomniała o tym co było, co będzie i co jest. Liczył się tylko on. Widywała
już nagich mężczyzn odkąd tu się znalazła, pamiętała budowę ciała Petera i
Dextera, jednak mięśnie pozbawione zbędnego tłuszczyku jakimi szczycił się
blondas, przyprawiały ją o zawrót głowy. Cieszyła się kiedy ją przytulał po
wszystkim i nie zadawał żadnych pytań. Ta pierwsza noc w jego domu, nie była
przykra, natomiast kolejne dni i noce miały być podobne do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz