Byłabym wdzięczna, za jakieś komentarze :)
Szablon jak i zawartość bloga jest mojej twórczości.

3/20/2018

Zew - Rozdział siódmy


Nie miała zbyt wiele do roboty. Więc przyglądała się z wygodnej lektyki niesionej przez czterech wielkoludów. Podziwiane widoczki różniły się od tych które do tej pory widziała.
Teren okazał się bardzie górzysty. Roślinność składała się głównie z niewysokich szarozielonych lub brązowo zielonych drzewek, oraz granatowo szarych krzewów. Mchy i trawy to paleta barw i odcieni od zieleni, poprzez brązy i granty do szarości. Zaskakująca kolorystyka jak na florę. Najciekawsze okazały się jednak ptaki. Były przeważnie brązowo granatowe, ale były i takie zielono pomarańczowe. Te najbardziej przyciągały wzrok nie tylko z powodu ubarwienia ale i zachowania, były po prostu krzykliwe i głośne. Obserwując ich zachowania zasnęła w lektyce.
-An’di- usłyszała głos Atraxa- musisz coś zjeść. Skarbie obudź się.
-Już, już- przeciągnęła się i wysiadła- będę mogła po tem…
- mówiłem to wyczerpujący etap…
-Ale June może iść o własnych siłach?- stwierdziła podając mu rękę, przy wysiadaniu.
-ona jest silna i należy do Alla. A ty niedawno omalże nie umarłaś i należysz do mnie. a ja troszczę się o twoje zdrowie. Wczoraj przeholowałaś i mnie nie posłuchałaś, to teraz…- popatrzył zatroskanym wzrokiem na zawstydzoną buzię i nie dokończył.
-Ale oni myślą, że ty masz żonę słabeusza, który tylko ci sprawia kłopoty, bo sobie nie radzi.- stwierdziła ze smutkiem pochylając głowę- a ja, nie jestem od nich słabsza,…
-Nie, oni tak o tobie nie myślą. Nie mogą. Wiedzą, że nie jesteś jedną z nas i masz nieco inne możliwości fizyczne. Postaraj się zrozumieć, że to tylko dla twojego dobra. Nie chcę stracić ciebie jak Armen. A ona była zbyt odważna i też lekceważyła moje ostrzeżenia.- wyjaśnił swoje zdanie tonem, który zmuszał do posłuchu nie tylko ją ale i innych. Usiadła na kamieniu i pod czujnym okiem blondyna skonsumowała swoją porcję.
-a mogę na stronę? No załatwić się- wyjaśniła pośpiesznie- do ubikacji- dodała myśląc, że ten nie wie o czym powiedziała na samym początku.
Skinął głową i pokazał kępę krzaków po prawej stronie. Zniknęła za nimi na jakiś czas, ale nie po to, o co prosiła. Chciała po prostu się przejść, a to była pierwsza lepsza wymówka na jaką wpadła.
- dziwne nikogo do tej pory nie obchodziło moje zdrowie, samopoczucie czy potrzeby. On jest zbyt idealny jak na faceta.- myślała zagłębiając się w zaroślach.- to chyba mi się nie śni. Przecież jest na dokładkę zbyt stanowczy i…
-An’ di!..
-Tak, jeszcze chwilkę! Dobrze…- odkrzyknęła- za bardzo mnie kontroluje nikt tego nigdy nie robił, ani ojciec, ani wujek, a o cioci to nie wspomnę.- myślała nieśpiesznie wracając. Podeszła prosto do lektyki i do niej bez sprzeciwu wsiadła.
-To już niedaleko…- dodał podchodząc i dając innym znak by ruszyli.
-Przecież nie pytałam…
-Ale myślisz o tym.- dodał idąc obok.
-A ty skąd wiesz…
-Domyślam się.- spojrzał na drapiącą się w obandażowaną rękę dziewczynę.- swędzi…
-Tak, ale to dobrze… bo oznacza, że się zrasta.- odpowiedziała i przestała się czochrać.- jak myślisz, czy kiedyś tam wrócę… czy kiedyś jeszcze zobaczę swój świat i …- urwała zasępiona.
-I tego, którego tam zostawiłaś…
-Nie.-wcięła mu się- jego to znaczy Dextera, to akurat nie mam ochoty więcej oglądać. Miałam na myśli ojca i krewnych. Tu nie mam nikogo. No mam teraz ciebie…- spuściła głowę i smutnie dokończyła- jednak nie zastąpisz mi ich wszystkich. Tak wiem to nowe życie i powinnam dziękować za nie…- urwała czując na swojej dłoni jego rękę, uśmiechnęła się smutno do niego- ale czy potrafię?- zastanowiła się.
-Atrax!- zawołał All. Blondyn spojrzał na niego i odsunął się od lektyki, zniknął z pola jej widzenia.
 Zastanawiała się czy podoła swojemu nowemu życiu. Było inne i mniej skomplikowane jakby się wydawało, jednak to nie była cała prawda. Czuła i miała obawy co do najbliższego otoczenia blondyna. Sądziła, że tamci jej nie zaakceptują w roli jego partnerki życiowej, jak to tu się nazywa. Jakie zadania, obowiązki, przyjemności ją czekają w tym charakterze. Kłębowisko myśli czarnych i wyolbrzymionych problemów ze strony najbliższych krewnych Atraxa. Powoli zaczęło ja otaczać.      Ponownie niepokój opanował jej serce. Nie potrafiła racjonalnie podejść do całej sprawy. I jedynym wnioskiem się zadowolić. Przybita swoimi myślami nie zauważyła, kiedy znaleźli się na terenie zabudowanym.
Duże pokryte brązową farbą domy ciągnęły się wzdłuż całej ulicy. Szum i gwar towarzyszący sporej aglomeracji, pochłonął dźwięki ptaków i szum drzew. Wzdłuż ulicy ciągnęły się liczne stragany pełne towarów.  Za nimi znajdowały się różne warsztaty rzemieślnicze. Po środku sporego placu stało podium otoczone barierkami, a nad nim górował czerwono złoty daszek. W czterech rogach umieszczono pale takie same jak ten który poznała bliżej.
 Minęli plac i skierowali się w lewo. Ulica była dużo szersza niż ta poprzednia, budynki też były bardziej okazałe i szare. Przy końcu tej ulicy znajdował się spory gmach. Anna zdążyła zobaczyć jak w drzwiach tego właśnie budynku znika Atrax i jego świta.
Za to jej lektykę poniesiono dalej za ten budynek. Uliczka była nieco węższa odgrodzona murem od pozostałej części miasta. Domki były mniejsze, jednak sprawiały wrażenie, solidnych i funkcjonalnych pomieszczeń. Było tu też więcej zieleni.
Podeszli do dużego drewnianego starego domu i postawili lektykę by mogła z niej wysiąść. Gdy to zrobiła zobaczyła przed sobą June.
-Pokażę ci twój nowy dom. Miejsca, do których możesz wchodzić i te niedostępne dla twojej osoby.- wyjaśniła June idąc przodem.
Dziewczyna bez słowa poszła za nią, mijała patrzących z nieukrywaną ciekawością na nią kobiet i mężczyzn. Milczeli i skinieniem głowy okazywali szacunek jak sądziła dla blondynki.
- to jest jadalnia, ty możesz jadać w swoim pokoju. Tam jest kuchnia, jednak nie będziesz tam zbyt często przebywać. To pokoje samców i ty tam nie powinnaś wchodzić. A w tym skrzydle są prywatne pokoje Atraxa. Nie jesteś wilkołaczką to nie możesz tam wchodzić. No i jesteśmy na miejscu- skręciła w lewo i wprowadziła do dużego pokoju- to twój pokój. Atrax będzie cię tu odwiedzał, tam masz łaźnię i za tymi drzwiami jest sypialnia. Jakieś pytania?
-nie, nie mam.- odparła rozglądając się po pomieszczeniu.
-tylko tyle miałam pokazać. Zaraz przyślę kogoś by ci pomógł wziąć kąpiel. Resztę pokarze ci Atrax.- wyjaśniła i podeszła do drzwi- jeśli czegoś będziesz chciała to mów pomocniczkom.- dziewczyna skinęła głową.- zadomów się, od teraz to twoje lokum.
-moje nowe więzienie- pomyślała po wyjściu blondynki.
Na jednej ze ścian był duży kominek, nad nim znajdowało się ładne lustro w zdobnej drewnianej oprawie. Na podłodze leżały porozkładane duże skóry. W oknach wisiały delikatne zdobne w motywy zasłony. Po drugiej stronie naprzeciw kominka stał stół i dwa krzesła wykonane z białego drzewa, na półce pomiędzy oknami znajdowały się poukładane książki. A w rogu w kredensie była porcelana. weszła do łaźni. Tam była wanna i zlew oraz ubikacja nie co inne niż te jakie już poznała, a pod ścianą wisiały kobiece ubrania i buty.
Przeszła przez kolejne drzwi i znalazła się w małym przytulnym pokoiku. Tu też był kominek nad nim wisiał portret kobiety. Podeszła bliżej
-to jej rzeczy. To tak wyglądała Armen. Była po prostu śliczna, nie to, co ja- i spojrzała w lustro po przeciwnej stronie łóżka.
Znajdowało się nad toaletką pełną różnych szczotek i błyskotek, wstążek, przyborów do szycia i haftowania. Usiadła na łóżku, lekko ugięło się pod jej ciężarem. Pachniało przyjemnym aromatem polnych kwiatów. W pokoju było tylko jedno okno z dość szerokim parapetem. Westchnęła
- to nie mój dom, nie mój pokój, nie moja sypialnia. Co ja tu robię, znów zaczynam żałować iż przeżyłam.- wyszeptała.
Z lękiem popatrzyła na stojącą w drzwiach kobietę, szybko zamrugała rzęsami by powstrzymać łzy.
- przepraszam, ja wiem… no, że to nie tak… no… June mnie tu przyprowadziła i zostawiła… to pewnie pani ja już wyjdę…- zaczęła się jąkać i pośpiesznie wstała z łóżka. Próbując jak najszybciej opuścić pokój uderzyła się obandażowaną ręką o futrynę i skrzywiła się z bólu.- proszę mi wybaczyć, to wtargnięcie… ja powinnam… no zawsze się w coś wpakuję.. proszę mi wybaczyć…- zrezygnowana i ze spuszczoną głową stała przed kobietą, w dużym pokoju blada. Przyciskając do siebie obolałą kończynę.
-June przekazała nam, że jesteś samicą. Należysz do Atraxa. Wobec tego to twój pokój, przyszłam ci pomóc przy kąpieli.- odpowiedziała kobieta.- nie masz jeszcze swojego wilka. Ale to nie kłopot, na wszystko przyjdzie czas i pora. Zaraz ją przygotuję, może jesteś głodna?
-nie, mogę sama… - popatrzyła na zaskoczoną jej słowami kobietę.- przepraszam znów coś palnęłam…- zmieszała się i ponownie zamilkła.
Kobieta weszła do łaźni i zaczęła nalewać wodę. Anna przyglądała się temu z ponurą miną.
-pomogę się rozebrać… za chwilunię- odpowiedziała nie odwracając się do dziewczyny.- woda jak marzenie… proszę- podeszła do brunetki, ta jednak się odsunęła
-Ja sama, nie dotykaj mnie proszę- prawie płacząc krzyknęła Anna- i lepiej zostaw mnie bardzo proszę… ja…- urwała czując na sobie zdziwione spojrzenie.- to tylko złamana ręka i poradzę sobie, nie chcę tylko by ktokolwiek mnie dotkał, błagam…zostaw mnie…- jej głos przestraszył nie co kobietę. Popatrzyła ze współczuciem na przerażoną  i wystraszoną dziewczynę. Drżącą ze łzami w oczach jak próbowała się wcisnąć w kąt.- ja sama, ja sama…- powtarzała zapłakana.
-Spokojnie, nie chciałam cię przestraszyć. Przygotuję tylko okrycie i zaczekam aż skończysz i posprzątam…- podeszła do półki i położyła białe płótno obok wanny, a na stołku położyła jedną z sukienek i sandały.
Wyszła zamykając za sobą starannie drzwi i zostawiając w środku samą Annę.
- idiotka. Dziwadło. Głupek.- wyrzekała sobie że się popłakała przy tamtej.
 Rozebrała się i zanurzyła w ciepłej wodzie. Jedną ręką pośpiesznie się umyła i owinęła się właśnie ręcznikiem, gdy wszedł do środka Atrax.
-Miałaś…- zaczął z pretensją, a widząc zapuchniętą od płaczu buzię zapytał- co się stało? Kto…
-Przepraszam, to moja wina… nikt…- wtuliła się w mężczyznę.- przepraszam to bardzo trudne…
-Miała ci pomóc. Czemu jesteś sama? Czemu płakałaś?- dopytywał wycierając plecy i biorąc ją na ręce.
-przepraszam… wybacz… tyle pytań…nie umiem na nie odpowiedzieć…tak od razu- szeptała niesiona do sypialni.
- może nie będziemy teraz o tym rozmawiać- szepnął a tonacja jego głosu zdradzała co zamierzał- później mi wszystko opowiesz- pocałował odwracając w ten sposób uwagę dziewczyny od ponurych myśli.
-skąd…- przerwał pocałunkiem- dobrze…- ponowny namiętny całus- co tylko zechcesz…- wyszeptała rozkojarzona, namiętnością jaka w niej rozgorzała.
Dotyk, pocałunki, pieszczoty i ten jego zapach wprawiły Annę w przyjemną ekstazę. To co zaszło w sypialni między nią a Atrax’em  uznała za wspaniałe przeżycie. Zapomniała o tym co było, co będzie i co jest. Liczył się tylko on. Widywała już nagich mężczyzn odkąd tu się znalazła, pamiętała budowę ciała Petera i Dextera, jednak mięśnie pozbawione zbędnego tłuszczyku jakimi szczycił się blondas, przyprawiały ją o zawrót głowy. Cieszyła się kiedy ją przytulał po wszystkim i nie zadawał żadnych pytań. Ta pierwsza noc w jego domu, nie była przykra, natomiast kolejne dni i noce miały być podobne do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz